Książka O Fotografii Cyfrowej.doc

(11866 KB) Pobierz
Program do pisanie dokumentacji z kontroli

 

0. Po co ta książka?

 

"Fotografia Cyfrowa i hobby", to tylko tytuł roboczy. Książka bowiem, ani nawet serwis WWW, nie będą o wędkowaniu. O samym fotografowaniu zresztą także nie. Chodzi mi raczej o połączenie pasji - takiej jaką ktoś ma - z fotografowaniem. Może jeszcze inaczej - chodzi mi o wzbogacenie uprawianego hobby o fotografię. Więcej, o spojrzenie na własne zainteresowania przez wizjer aparatu.

Pewnie przygoda z fotografowaniem własnej pasji zaczyna się od chęci udokumentowania własnych osiągnięć, niekiedy od potrzeby zatrzymania w kadrze tego wszystkiego, co przy okazji uprawiania hobby się dostrzega. Niemal każdy pasjonat jest po trosze misjonarzem i chęć dzielenia się przeżyciami, widokami, doświadczeniem skłania wielu do sięgnięcia po aparat fotograficzny. Bardzo często okazuje się jednak, że zwyczajne pstryknięcie jakiegoś krajobrazu, sceny czy szczegółu nie oddaje tego, co naprawdę się widzi i przeżywa. Fotografie są bez wyrazu, płaskie, takie jakieś "pamiątkarskie". Fascynacja aparatem mija po kilku, kilkunastu wyprawach. Na pierwszych sięga się poń bardzo często, potem rzadziej, a na końcu zostawia się go w domu.

Chciałbym przekonać w tej książce, że dołączenie do swojego hobbystycznego plecaka aparatu cyfrowego i nauczenie się sprawnego posługiwania się nim pozwala na pogłębienie własnych zainteresowań, uważniejsze spojrzenie na wszystko, co zainteresowaniom towarzyszy. Dzięki fotografowaniu własnego hobby - choćby zaczynało się od dokumentowania własnych sukcesów i robienia zdjęć "faceta z rybą - dość szybko okazuje się, że własnej pasji, nawet tej uprawianej od lat, od dziesięcioleci towarzyszy mnóstwo wspaniałych spraw. Przez wizjer aparatu zaczyna się dostrzegać rzeczy, które się omijało, których się nie zauważało, zanim nie włożyło się do plecaka urządzenia do zatrzymywania chwili.

Jest tylko jedno "ale" - aby robienie zdjęć naprawdę wzbogacało, by sprawiało radość, trzeba przez wizjer nauczyć się patrzeć, trzeba umieć wykorzystywać możliwości aparatu fotograficznego, mieć pojęcie o prawidłach ekspozycji, kompozycji. Trzeba też uruchomić w sobie odrobinę artystycznego spojrzenia, tej poezji, o której śpiewał Jonasz Kofta - "co być może drzemie w nas". Ja jestem przekonany, że drzemie ona w każdym. Aparat fotograficzny towarzyszący wyprawom związanym z własnym hobby, to pewnie najlepszy sposób, aby uruchomić w sobie - często nie przeczuwane nawet - pokłady wrażliwości, zmysł reporterski, artystyczne zacięcie... Warunek - trzeba wymagać od aparatu, a przede wszystkim od siebie, czegoś więcej aniżeli wycelowania i pstryknięcia.

Fotografowanie wcale nie jest obiektywnym odwzorowaniem rzeczywistości, jak niejednokrotnie próbuje się wmawiać w redakcjach młodym fotoreporterom. Każde bowiem zrobione świadomie zdjęcie przekazuje bardzo osobiste spojrzenie na sytuację, przedmiot, krajobraz. Osobisty jest sam obraz uchwycony w kadrze, osobiste jest umieszczenie tematy w kadrze, ba, sam wybór tematy bywa niemalże intymny. Kiedy dojdzie do tego operowanie głębią ostrości, nietypowymi ustawieniami ekspozycji, szukanie odpowiedniego światła, korzystanie z filtrów (zarówno nakładanych na obiektyw, jak i programowych) oraz późniejsza obróbka w programach graficznych, fotografia staje się swoistym dziełem sztuki. A dzieło nigdy nie bywa obiektywne.

Jeśli ktoś ma w swoich albumach lub na komputerowych nośnikach bogaty zbiór fotografii, to zachęcam serdecznie do bardzo starannego przejrzenia kolekcji. Tym razem pod kątem "psychologicznym". Warto odpowiedzieć sobie na następujące pytania:

  • Co fotografuję najczęściej?
  • Gdzie na zdjęciach ulokowany jest główny temat?
  • Jakich zabiegów używam, aby wyróżnić temat zdjęcia?
  • Ile kadrów jest naprawdę przemyślanych?

Po co sobie stawiać te pytania? Najprawdopodobniej każdy, kto jeszcze nie przejrzał pod tym kątem swojej kolekcji dowie się przy okazji takiej analizy swojego albumy wiele o swoim fotografowaniu i o samym sobie. To na pewno ułatwi dalsze czytanie książki i poruszanie się po witrynie internetowej. Być może, zachęci do zadawania pytań i do wymiany przemyśleń oraz doświadczeń także na *Forach dyskusyjnych...

Ani witryna internetowa, ani tym bardziej książka nie będą zawierać panaceum na wszystkie bolączki amatorów fotografii. Chociażby dlatego, że wszystkich okoliczności opisać się nie da, na dodatek autor jest ewidentnym amatorem, który na wiele pytań znalazł odpowiedzi. Więcej, autor nie zna nawet większości pytań - i stąd właśnie wziął się pomysł pisania online i fotografowania na bieżąco. Mam nadzieję, że kiedy serwis się "rozkręci" pytań na Forach oraz w korespondencji będzie tyle, że zdążę poszukać na nie odpowiedzi - po pierwsze, w literaturze, po drugie, w internecie, a po trzecie i najważniejsze, będę w stanie świeżo nabytą wiedzę z aparatem w ręku skonfrontować z problemem fotograficznym podrzuconym przez użytkowników *Roku z wędka i cyfrakiem.

Na pewno też fotografie, które będziecie mogli oglądać w artykułach, newsach i w galeriach nie będą ideałem. Przyczyna jest prosta - nie jestem zawodowym fotografem, nie mam też aspiracji artystycznych. Każdy komentarz, opinia, ocena czy głos na Forum mogą więc pomóc w powstawaniu tej książki, w wyborze zdjęć do wydania papierowego. I, co najważniejsze, pomogą mi w unikaniu błędów na kolejnych sesjach fotograficznych i plenerkach, jakie będę sobie urządzał przez najbliższy rok. Zarówno serwis, jak i książka w założeniach są pozycją popularyzatorską promującą fotografowanie własnej pasji i wszystkiego, co jest z nią związane. Nie jest to podręcznik fotografii, a jedynie droga do zaprzyjaźnienia się z własnym aparatem. Mam też nadzieję, że dzięki fotografowaniu, wspomnianemu już wyżej patrzeniu przez wizjer, posiadane już hobby pogłębi się, poszerzy i rozbuduje.

Wiem jedno - kiedy zabieram ze sobą aparat na łowisko, bardzo szybko zaczynam zauważać, że liczy się nie tylko zestaw w wodzie i praca z kołowrotkiem. Raptem okazuje się, że w pobliży wody znaleźć można rzeczy, które warto zobaczyć, warto uwiecznić, a nawet zapoznać się z ich historią, dowiedzieć o nich czegoś. Generalnie, jeśli ma się w zanadrzu aparat, rośnie ciekawość świata. A jeśli człowiek jest ciekawy, to więcej widzi i ma ochotę więcej wiedzieć. Życie staje się ciekawsze, mniej monotonne, mniej zwyczajne, szare i nudne.

18 lat pracy dziennikarskiej nauczyło mnie jednego - wożenie ze sobą aparatu fotograficznego i staranie się o własny serwis fotograficzny do reportaży zawsze pomagało mi zajrzeć w temat głębiej i poważniej. Moją domeną są słowa, ale fotografia bardzo pomaga właściwe słowa znaleźć. Kiedy aparat towarzyszy mi przy realizacji moich zainteresowań, okazuje się, że znacznie rozszerza się ich granica - choćby o drogę na łowisko, o sytuacje, o twarze kolegów, o drugi brzeg i chmury na niebie.

Podsumowują - jeśli książka ta ma czegoś nauczyć, to przede wszystkim radości z fotografowania tego, co dotyczy posiadanych już pasji. W moim przypadku jest tak - ryby nie zawsze dopisują, natomiast udane zdjęcie można zrobić niemal zawsze. A jeśli ryby dopiszą, to zrobienie im zdjęć i możliwość ich późniejszego obejrzenia a także pokazania publicznie czy choćby przyjaciołom wędkarskie szczęście zwielokrotnia.

I chyba właśnie o tym ma mówić ta internetowa strona i książka, która dzięki niej powstaje.

 

1. Zanim zaczniesz

 

Kilka spraw powoduje coraz większą popularność fotografii cyfrowej - coraz więcej firm konkuruje w tej branży, coraz więcej dołącza, a silna konkurencja powoduje prawdziwy wyścig do coraz to lepszej jakości i wejście na rynek taniej masówki. Za tym idzie ogromny spadek cen. W chwili obecnej na aparat cyfrowy pozwolić sobie może każdy niemal, kogo stać było na komputer...

Posiadacze komputerów, którzy lubią fotografować, choćby pstrykać najprostsze fotografie rodzinne, doceniają fakt, że "obróbka" fotografii cyfrowej, to w amatorskiej formie zrzucenie zdjęć do komputera i ewentualne zmniejszenie ich oraz drobne retusze w najprostszych programach graficznych. W domowych komputerach, już w chwili obecnej, mnóstwo jest cyfrowych albumów, tym bardziej że do aparatów dołączane jest z reguły oprogramowanie pozwalające na tworzenie zbiorów fotograficznych, segregowanie zdjęć, proste retusze i późniejsze przeglądanie ich klatka po klatce.

Mimo iż aparaty cyfrowe wciąż są droższe od tradycyjnych, to możliwość uniknięcia kupowania drogich filmów, ich wywoływania, robienia odbitek - czyli sięgania do portfela przy każdej sesji i późniejszego oczekiwania na efekty - wydaje się na tyle kusząca, że w firmach i w domach coraz więcej znaleźć można cyfraków. Powody, o których było wyżej powodują, że cyfrowe aparaty fotograficzne zaczynają towarzyszyć ich posiadaczom o wiele częściej, aniżeli miało to miejsce w przypadku tradycyjnych. Ludzie fotografują dzieci, żony, imieniny u cioci, swoje wycieczki za miasto, swoje wakacje, zaś ci, którzy uprawiają jakieś hobby, zaczynają i je dokumentować na zdjęciach. O ile pamiątkowe kadry bywają identyczne i ze starej, dobrej "Smieny" czy z modnych ostatnio kompakcików na filmy, a także z kompaktów cyfrowych i nie wymagają niemal w ogóle wiedzy fotograficznej, o tyle już do dokumentowania własnej pasji nie wystarcza prosty proces "wyceluj i pstryknij"...

Cyfraki towarzyszą myśliwym, wędkarzom, cyklistom, turystom, wodniakom, wędkarzom podczas ich wypraw w teren, ale swoje dokonania coraz częściej fotografują zbieracze minerałów, akwaryści, ogrodnicy, a spotkałem już nawet nad wyświetlaczem LCD filatelistę, który za pośrednictwem makrofotografii i internetu wymieniał swoje znaczki z ludźmi na całym świecie.

Wymiana zdjęć poprzez internet pomału staje się nie tylko tradycją, ale wręcz koniecznością. Służy już nie tylko młodocianym amorom i anonsom towarzyskim oraz wymianie między krewnymi, ale bywa podstawą małego i wielkiego handlu, małego i wielkiego biznesu. Cyfrówki już w tej chwili należą do komputerowych peryferiów - tak samo potrzebne są twórcy firmowej strony www, jak właścicielowi sklepiku ze zniczami czy pośrednikowi w handlu autami lub nieruchomościami. Są już wręcz branże, gdzie praca bez aparatu cyfrowego staje się niewyobrażalna, choćby ze względu na koszta materiałów fotograficznych i obróbki zdjęć.

Redakcje - wiadomo, tam jak nigdzie indziej liczy się czas... Zdjęcie zrobione gdzieś na Madagaskarze może przez satelitarną komórkę trafić na łamy jeszcze tego samego dnia. W czasach, kiedy powoli 5 milionów pikseli staje się standardem i pozwala na wydruk formatu B5 z tą samą rozdzielczością 300 dpi co zdjęcie ze skanera bębnowego - twierdzenie o wyższości drukarskiej "analogów" staje się anachroniznem. Kiedy aparat o dobrej optyce i rozdzielczości 6 Mpx kosztuje ok. 1500 dolarów, zaś 11 Mpx jest w zasięgu każdej wysokonakładowej gazety, coraz częściej dziennikarze agencyjni i wydarzeniowi zamiast wpatrywać się w wizjer "analoga", gapią się w wyświetlacz cyfraczka i robią zdjęcia, które ukazać się będą mogły w popołudniowym wydaniu gazety...

Cyfrówka jednak staje się także narzędziem pracy dla straży magistrackich, dla policji, dla agentów ubezpieczeniowych, dla tych, co mają internetowe katalogi i sklepiki, pośredników handlowych, o których było wyżej. Każdy, kto ma możliwość wliczenia aparatu w koszty, staje się jego posiadaczem. I te aparaciki nie leżą bynajmniej w firmowej szafie - albo jeżdżą na prywatne wyprawy z właścicielem albo z lubiącymi robić zdjęcia pracownikami.

Wiadomo, że właściciel internetowego sklepiku nie ma potrzeby kupowania najnowszego modelu Canona o 11 milionach pikseli, zaś reporterowi z dziennika trudno dać do ręki aparacik 1,3 Mpx. Zupełnie inne potrzeby mają też fotoamatorzy, którzy aparat kupują dla różnych celów - przyjemności, dokumentacji zbiorów, turystycznego pamiątkarstwa, fotografii rodzinnych... Tak a propos, z badań marketingowych prowadzonych przez potentatów w branży fotograficznej wynika, że pierwsza cyfrówka kupowana była najczęściej w ostatnich kilku latach przy narodzinach dziecka - sam znam szczęśliwych tatusiów, dla których życiową pasją stało się fotografowanie swoich pociech tydzień po tygodniu i zrzucaniu tej dokumentacji na niezliczone płytki CD.



Jakiekolwiek byłyby powody zakupu aparatu, to pytanie "Jaki aparat kupić?" będą pojawiać się na wszystkich forach i grupach dyskusyjnych świata. Odpowiedzi na nie znakomicie udzielił David D. Busch w wydanej przez Helion "Fotografii cyfrowej i obróbce obrazu" (szczerze polecam), a równie interesująco Bartosz Skowronek na wirtualnych łamach swojej Fotogenii. Postaram się na to pytanie odpowiedzieć i ja w następnych artykułach - może nieco bardziej szczegółowo, choć z pewnym lękiem, z dwóch przyczyn: postęp w tej dziedzinie jest niesamowity i owa szczegółowość może mieć krótki żywot, a po drugie, pisząc o konkretnych modelach mogę być posądzony o stronniczość i komercję. Jest jeszcze jedno "ale" - otóż praktyka producentów, np. Sony i Minolty zaczyna po trosze przypominać wyścig zbrojeń, czyli kolejny model z górnej półki powoduje zaprzestanie produkcji poprzednich. Pokuszę się jednak o przegląd marek i wzorów - wszak za niespełna rok nie będzie mi trudno o napisanie tych kilku tysięcy słów od nowa.

Właśnie tak potraktuję następne rozdziały - postaram się opisać potrzeby różnych grup fotografów, uwzględniając rozmaitą zasobność portfeli i zrobić krótki przegląd cyfraków, którymi obecnie się handluje. Zaznaczam przy tym, że ograniczę się wyłącznie do producentów markowych....

 

 

2. Nie kupujcie cyfraka

 

Zdać sobie sprawę ze swoich potrzeb i możliwości - to podstawowa zasada dotycząca wyboru i zakupu pierwszego (zresztą, następnych także) cyfrowego aparatu fotograficznego. Przeprowadzić analizę tych potrzeb i możliwości - analiza zawsze prowadzi do korekt. Można nawet Hegla włączyć do zakupu cyfraka - teza: potrzebuję aparatu o 5 milionach pikseli, antyteza: ale mnie na niego nie stać... Nowa jakość: wystarczą mi 3 miliony... Pikseli niestety, nie złotych!

Ba, żeby to było takie proste. W poprzednim "odcinku" podałem linki do bardzo ciekawych pozycji D. Buscha i B. Skowronka dotyczących zakupu pierwszego aparatu i ponownie do nich odsyłam. Mimo że pójdę bardzo podobna drogą, jednak radzę, szczególnie kolegom nie stroniącym od korzystania z wyszukiwarek, by zanim podejmą decyzję o konkretnym modelu, jak najwięcej przeczytali na temat fotografii cyfrowej, na temat aparatów fotograficznych, jakie im ktoś podpowiada lub jakie wpadły im w oko. Zakup cyfraka niezłej jakości to duży wydatek, za "digitalek" ze średniej półki można mieć naprawdę przyzwoitą lustrzankę, która nie zestarzeje się tak szybko, którą będzie można "obudowywać" akcesoriami przez wiele, wiele lat. Mit o tanich zdjęciach z aparatu cyfrowego jest złudny, chyba że ktoś zamierza tłuc tysiące fotografii. Zresztą i takie pstrykanie tysiącami to także fata morgana - tak naprawdę, to fotografia cyfrowa jest, jak dotąd, bardzo droga. To piękne i wspaniałe hobby, ale jak każde autentyczne, jest workiem bez dna.

Mam kolegę, który przed kilku laty kupił aparat polecany jako profesjonalny. I na tamte czasy aparat właśnie taki był. Ale za wszystko, co może nosić ten przymiotnik, płaci się drogo. Zapłacił. Dziś pozostał z maszynką o pięknym body, w pełni ergonomicznym, ale o rozdzielczości niespełna 2 mln pikseli. Całe szczęście, pozostały mu obiektywy, które pasują do kolejnych modeli. Zanim jednak będzie go na nie stać, kupił prostą lustrzankę i kiedy potrzebuje zdjęć o drukowalnej rozdzielczości, do niej przyczepia te szkła. Przedtem jednak robi serię zdjęć swoim byłym profi. Jak sam powiada, cyfrak służy mu jako zaawansowany światłomierz i kontroler ekspozycji. To, rzecz jasna, dotyczy jego zawodowej egzystencji - według tych kryteriów pośpieszył się o kilka lat. Wpadł już jednak w sidła hobbystyczne i teraz stoi przed wyborem - zarabiać na sygnowaną mianem profi cyfrówkę, czy po prostu kupić dobry aparacik amatorski o rozdzielczości 5-6 Mpx, z którego zdjęcia da się wydrukować w formacie nieco większym od B5 i czekać, aż standardem stanie się Canon Eos-1Ds, kosztujący dziś prawie 50 tys. zł. I nie o 11 mln pikseli tutaj chodzi, lecz o wielkość matrycy... Zanim za przykładem Bartosza Skowronka i Davida Buscha (patrz poprzedni rozdział) przejdę do omawiania kolejnych parametrów technicznych, po prostu zacytuję sam siebie z newsa o najdroższym obecnie cyfrowym aparacie świata, choćby po to, by zwrócić uwagę Czytelników na mity, jakie powstały wokół tak zwanej rozdzielczości matrycy...

Niemal wszystkie matryce w aparatach cyfrowych są o wiele mniejsze niż klatka filmu małoobrazkowego. Jest to podstawowa przyczyna unikania przez wielu renomowanych producentów proponowania użytkownikom lustrzanek z wymienną optyką. Cena Eosa 1Ds jest tak potworna zapewne przez to, że matryca sięga rozmiarami klatki tradycyjnego filmu małoobrazkowego. I dzięki temu, jeśli założy się na body obiektyw 28-70, to właśnie taką ogniskową się uzyska.

W proponowanych przez rynek lustrzankach cyfrowych z wymienną optyką matryce są o wiele mniejsze (zachęcam do spojrzenia w specyfikację poszczególnych modeli, nawet tych zawartych na tej stronie). Współczynnik krotności ogniskowej w przyzwoitych lustrzankach cyfrowych wynosi ok. 1,8x (co jest zresztą uproszczeniem). Obiektyw wspomniany wyżej, czyli ten 28-70, będzie więc obiektywem w granicach ogniskowych (mniej więcej) 50-125 mm. Chcąc uzyskać przedział 28-70 dla mniejszych matryc, trzeba obiektywu 15-38 mm. Przypomnę "krotności" dla najlepszych lustrzanek: Kodak DCS 760 i Canon EOS 1D - 1.3x, Nikony D1x i D100 - 1.5x i Canon EOS D60 - 1.6x.

Filozofia większości producentów aparatów jest więc prosta - produkuje się matryce wielkości 2/3 cala na długim boku (choćby o rozdzielczości takiej, jak ma moja DiMAGE 7Hi) i specjalnie do niej projektuje obiektywy z zoomem 7,2-50,8 mm, co jest odpowiednikiem obiektywu małoobrazkowego 28-200 mm. Krotność może sobie policzyć każdy samodzielnie.

Podsumowując - dzięki współczynnikowi krotności ogniskowej równemu 1x, najdroższy na rynku Canon NIE MA EKWIWALENTU, przelicznika na obiektywy małoobrazkowe. I dlatego jest najlepszą lustrzanką cyfrową na rynku. I przez to jest też lustrzanką najdroższą. W tym właśnie, nie zaś w 11 mln pikseli należy upatrywać przełomu - i na targach "Fotokina" w 2002 roku po raz pierwszy zawodowcy wierni dotychczas tradycyjnym aparatom orzekli, że lustrzanki cyfrowe (a właściwie to ten konkretny model oraz oparty na Nikonie Kodak DCS-14n o matrycy efektywnej sięgającej 14 milionów pikseli, także o wspólczynniku krotności x1) mogą się wreszcie znaleźć w obszarze ich zainteresowań.

Doradzałbym więc przy wyborze aparatu spoglądać na podawaną wielkość matrycy oraz na zakres ogniskowych obiektywów i wyliczać sobie tę "krotność" Często okaże się, że producenci, osobliwie firm w rodzaju Duptek Sruptek Posragram łżą jak psy podczas podawania specyfikacji technicznych. Dlatego też nie będą one w ogóle omawiane poważniej - ani w tym serwisie, ani tym bardziej w książce.

Tak w ogóle, to zanim pójdę w ślady bardziej doświadczonych kolegów, na których teksty już się powoływałem, chciałbym przedstawić kilka powodów, dla których żaden zdrowo myślący człowiek nie powinien kupować aparatu cyfrowego i całą sumę nań przeznaczoną winien wydać na tradycyjną małoobrazkowa lustrzankę...

Tempo wyścigu między producentami cyfraków weszło dwa, może nawet trzy lata temu w fazę znaną wszystkim posiadaczom komputerów. Kto ma już drugą, trzecią maszynę przed sobą i zajeżdża siódmą klawiaturę, wie, że temu wyścigowi nie ma końca i przekraczane są kolejno wszystkie bariery możliwości technologicznych przepowiadane przez ekspertów. Z aparatami cyfrowymi jest dokładnie tak samo - w tej chwili co roku inna rozdzielczość staje się standardem dla zamożniejszych amatorów fotografii... 2000 - 2 Mpx, 2001 - 3 Mpx, 2002 - 4 Mpx, 2003 - 5 Mpx... Czy w 2004 standardem będą aparaty o matrycy sześciomegapikselowej? Ja sam przekonany jestem głęboko, że na razie nie ma takiej potrzeby, że lepiej by było, gdyby firmy popracowały nad jakością matryc, szkieł, a przede wszystkim nad ergonomią aparatu oraz rozwojem funkcji, ale z obawą spoglądam na gwiazdkową zapowiedź Sony i 8 milionów pikseli w następcy kultowego "717", czyli Sony DSC-F828... Biorąc pod uwagę fakt, że pierwsze egzemplarze, w chwili gdy to piszę, pojawiły się już w Polsce, na zdrowy rozum muszę przyjąć, że w podziemiach Fuji, Minolty, Canona, Nikona, Kodaka, Casio, Hewlett Packarda fotografuje się już prototypami podobnych cyfraków...

Po co o tym piszę? Ha, po to, aby zniechęcić potencjalnych nabywców do zakupu aparatu cyfrowego. Pójdę nawet dalej - z cyfrakami jest o wiele gorzej niż z komputerami. Komputer da się rozbudowywać, rozszerzać jego możliwości daje się przez kilka lat, wystarczy pójść na giełdę i do granic parametrów płyty głównej wymieniać kolejno kości pamięci, procesor, karty, można zmienić monitor, dołożyć zewnętrzne peryferia A potem zmioenia sie płytę i ma się komputer następnej generacji... Aparat fotograficzny, nawet cyfrowa lustrzanka z wymienną optyką nie da się overlockować - jest jak komputer zatopiony w plastiku, jeśli chcesz mieć cyfraka następnej generacji, musisz kupić cały kolejny model. Matrycy nie da się wymienic jak karty grafiki, zaś bufora pamięci wewnętrznej nie wymieni się jak RAM...

Posiadaczom cyfrowych lustrzanek pozostaną przynajmniej obiektywy i akcesoria, inne aparaty, nawet te naprawdę znakomite, mogą służyć jako forma rozliczenia przy nowym zakupie lub zostać wystawione na allegro - strata jeszcze nie jest podobna jak w wypadku komputerów, jeśli aparat wymienia się po roku. Ale kiedy chce się zbyć dwuletni, może wydusić z posiadacza morze łez... Po trzech latach eksploatacji - jeśli myśli się o zakupie "aktualnego" modelu - można aparat oddać raczkującemu dziecku, żeby sobie nim rzucało. Taka jest prawda, niemiła, ale trzeba o tym wszystkim powiedzieć, zanim zacznie się przedstawiać kryteria wyboru pierwszego aparatu cyfrowego. Potem będzie za późno - 90 procent znanych mi posiadaczy cyfraków już dostało się w powyższy młynek. Nawet ci, którzy kupili niedawno jakiegoś prostego HP czy Dupteka Srupteka, co i raz wchodzą na allegro i wertują aktualne ceny aparatów lepszych o oczko, o dwa oczka... Niektórzy nawet coraz częściej zaglądają w swoje konta bankowe czy do skarpetek. Niekończąca się historia.

No to ciąg dalszy zniechęcania - owa "drukowalność" zdjęć... Nawiązując do Canona EOS-1Ds i przełomu w fotografii cyfrowej, jakim okrzyknęli go nawet ortodoksyjni zawodowcy, opowiem historyjkę z własnego życia... Kiedy kilka lat temu pracowałem na głębokiej prowincji w lokalnym tygodniku z kolorową okładką, stałem się, dzięki uprzej...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin