Teran Lisa St Aubin de - Nokturn.pdf

(1814 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
860956436.001.png
Lisa St Aubin de Teràn
NOKTURN
Przełożył Łukasz Nicpan
Wydawnictwo ALFA
Warszawa 1995
860956436.002.png
860956436.003.png
I
ALESSANDRO
1
J ednym z pragnień chłopców w wiosce Alessandra było
dorośnięcie do wieku, kiedy będą mogli wreszcie pójść
do cyrku. Cyrk nie zajeżdżał do ich wioski — gdyby ją
odwiedzał, wszystko mogłoby potoczyć się inaczej — za­
trzymywał się na cudzych gruntach, na obcym terytorium
oddalonej o trzy kilometry wsi San Severino, za ugrzęzłą
w nadrzecznych błotach starą komorą celną. Zjawiał się na
początku czerwca, z regularnością festy ku czci Madonny
del Campo. Alessandro co roku obserwował przybycie i od­
jazd ciągniętej przez woły karawany, procesję koni, bud,
furmanek i klatek. Rozchybotane budy przetaczały się
z turkotem po wyboistej drodze, gubiąc łuski spłowiałej
farby i płatki rdzy.
„Jak nie będziesz grzeczny, wujek sprzeda cię do cyr­
ku", groziły matki we wsi swym nieposłusznym pociechom.
Opowiadano, że właściciel cyrku skupuje dzieci; wszyscy
wiedzieli, że wystawia na pokaz ludzkie dziwolągi, jednak
nie słyszano jakoś, żeby wiódł ze sobą czeredę dziatwy. Dla
Alessandra było oczywiste, że to sprawa czarów, które po­
trafią zwykłe dziecko zmienić w słynną kobietę-pająka.
12 ~ Lisa St Aubin de Teran
Przed przybyciem cyrku, po jego odjeździe i w czasie
postoju snuto nie kończące się domysły. Czy poczwary
mocą czarów przeistaczają się nocami w normalnych ludzi?
Czy chudy, wyliniały wielbłąd to prawdziwe zwierzę, czy
ofiara zaklęcia? Przycupnąwszy na wiszącej nad drogą skale,
wciśnięci między krzaki głogu i żarnowca, Alessandro i jego
koledzy obserwowali rozkołysaną karawanę ciągnącego po­
woli do San Severino wędrownego lunaparku. Do środka
bud przez okienka i do wnętrza klatek nie dawało się za­
puścić wzroku. Te ostatnie były okryte związanymi sznu­
rem przed wiatrem i deszczem, pasiastymi zblakłymi od
słońca pokrowcami, które niegdyś służyły zapewne jako
markizy. Na każdej z tych obandażowanych klatek chwiała
się rzeźbiona prymitywnie drewniana tablica, informująca,
jaki to dziwotwór wewnątrz siedzi.
A więc Nando il Nano, najmniejszy karzeł świata.
A więc grubaska, tak ponoć olbrzymia, że nigdy nie opusz­
czała wozu wyposażonego z jednego boku w specjalną kra­
tę, przez którą się pokazywała. Opowiadano, że siedzi na
spływających jedna na drugą fałdach tłuszczu, podobna do
rosnącego ciasta, o którym zapomniano i wylało się z dzie­
ży. Opowiadano, że worki pod oczami spadają jej na poliki
jak obwisłe cyce, a ramiona sterczą z korpusu niczym dwa
grube uda. Niektórzy z dorosłych mieszkańców wioski snu­
li na jej temat nieprzystojne fantazje. Alessandro nie po­
dzielał ich zachwytu nad grubaską ani jej koleżanką, kobie­
tą z brodą. Jakby nie było, jego rodzinna wioska mogła się
pochwalić signorą Eleną, która miała wyraźnie widoczne
wąsy oraz coś, co — regularnie golone — mogło się z ła­
twością rozwinąć w bujną brodę. Signora Elena uczyła
w szkole, a choć Alessandro opuścił jej progi w wieku lat
dwunastu, brzydota nauczycielki wciąż przyćmiewała mu
w pamięci jej okrucieństwo. Wydawało się niemądre płacić
za oglądanie signory Eleny jak w fotoplastikonie. Marco,
jego najstarszy brat, opowiadał mu, że brodata kobieta
Zgłoś jeśli naruszono regulamin