tif7.doc

(372 KB) Pobierz
3

                    3.10.2007 r.

Wykładnia językowa.

Głównym mankamentem w naszym życiu prawnym jest używanie takich pojęć, których kompletnie nie rozumiemy. Trudność polega na tym, że tu się mieszają stwierdzenia opisowe z poglądami normatywnymi.

Ta wykładnia językowa to taki ulubieniec we wszystkich sądach. Mówi się o jakimś pierwszeństwie, priorytecie, jest to jakby szczególny rodzaj wykładni, możliwe znaczenie językowe, itd.Ta wykładnia zdaniem sądów, nie tylko polskich, bo podobnie jest w orzecznictwie innych krajów, jest tym szczególnym, wyróżnionym rodzajem wykładni. Dlatego jeżeli spróbowalibyśmy zanalizować co się kryje pod tym pojęcie, jak sąd dokonuje wykładni językowej to okazuje się, że to daleko idące doskalowanie. To jeden z mankamentów to używanie takich pojęć jak wykładnia językowa bez dokładnej specyfikacji co się pod tym pojęciem kryje.

Z jednej strony mamy wypowiedzi, że to jest najważniejszy rodzaj wykładni, z drugiej strony teksty, że wykładnia językowa wiązana z tekstualizmem spotyka się z krytyką ze czegoś takiego w ogóle nie ma. Czy mamy genialny ostatni tekst Walmora (?) o niemoralności wykładni językowej.

Ta wykładnia wzbudza daleko idące kontrowersje.

Jeżeli mówimy o wykładni językowej to przynajmniej możemy wyróżnić 3 takie podstawowe języki związane z prawem:

1.      język prawny

2.      język prawniczy

3.      język potoczny

Język prawny.

Nie wchodzimy tu w dyskusje czy w ogóle język prawny istnieje. To nie ma tu żadnej doniosłości.

Kiedy rozpoczynamy proces interpretacji, danym przedmiotem będzie tekst, postępując podobnie jak sądy, tekst to co otrzymujemy, zbiór wszystkich aktów normatywnych. To trochę fałszywe pojęcie tekstu ale nic więcej nie mamy.

Kiedy siadamy nad tym tekstem to pierwsza rzecz jaką należy zrobić to szukamy definicji legalnych.

Tu Prof. zgadza się z wszystkimi poglądami, że definicja legalna to jest coś takiego, co nie może zostać naruszone. Nie można przełamać definicji legalnej. Prawodawca jest czasem dobrym człowiekiem i my zamiast zastanawiać się co jakieś pojecie znaczy to prawodawca odsyła nas do definicji legalnych. Te definicje legalne wynikają z różnych powodów. 2 główne powody:

Raz, gdy prawodawca kreuje nowe przedmioty, podmioty, czynności o charakterze konwencjonalnym to jednocześnie chce nam powiedzieć co to jest.

Drugi powód – kiedy prawodawca posługuje się zastanymi pojęciami, ale chce je w jakiś sposób sprecyzować, np. pora nocna to od 22 do 6 rano.

Zdecydowana większość opracowań na tego typu konstatacjach się kończy: jest definicja legalna to na tym koniec, nie ma problemu.

Praktyka wskazuje, że istnieje cały szereg kłopotów związanych z definicjami legalnymi.

 

3 podstawowe problemy:

1) nie wiemy jakie fragmenty tekstów prawnych są traktowane jak definicje legalne/jak rozróżnić definicje legalne

2) interpretacja definicji legalnych

3) zasięg definicji legalnych/ jaki jest zakres związania treścią definicji legalnych

Ad 1)

Jeżeli są kłopoty, ktoś się spiera co jest a co nie jest definicją legalną, i sądy się spierają to jest bardzo dobrze dla nas. Zgodność poglądów to najgorsze w naszej dyscyplinie.

Są takie koncepcje, że cały tekst prawny to jest definicja legalna.

Definicje legalne możemy wyróżnić patrząc w jaki sposób te definicje legalne zostały w tym tekście zamieszczone. Są 3 główne sposoby redagowania w polskich tekstach definicji legalnych:

1.      słowniczki

2.      tzw. definicje nawiasowe

3.      umieszczanie definicji w oddzielnych przepisach, merytorycznie, któryś z pierwszych przepisów zawiera te definicje

Każdy z tych sposobów ma swoje wady i zalety.

Pierwszy sposób – słowniczki, pozornie najlepszy, nie tylko manifestuje fakt istnienia tych definicji legalnych, ale również wskazuje, że to jest kompletny zbiór definicji legalnych w danym akcie normatywnym. Np. rozdz. XIV KK.

Tu Prof. nakazuje zachować daleko idącą czujność, ponieważ np. art. 7 KK stanowi, że zbrodnią jest coś tam, więc należy zwrócić uwagę, że nawet jeżeli w jakimś akcie normatywnym występuje osobny słowniczek to wcale nie znaczy, że w innych miejscach aktu normatywnego czegoś się nie znajdzie.

              Drugi sposób – Np. 145 KK (droga konieczna), 172 KC – zasiedzenie –Przykłady do egzaminu!

Trzeci sposób – Jest w jednym z pierwszych artykułów gdzie „w rozumieniu niniejszej ustawy…” Jako przykład należy sięgnąć do ustawy o ruchu drogowym – art. 5 – tu w opinii Prof. zawarto najwięcej definicji legalnych na świecie, bo (chyba) 52.

 

Jak poznać definicję legalną – po tym, że jest ona w taki wyraźny sposób zamieszczona w tekście.

Jest cały szereg innych sposobów konstruowania tych definicji. Tu rozważania logików: Gregorowicza, Malca., Malinowski „Polski język prawny”

 

Jeżeli analizujemy też orzeczenia, w jednym czytamy, że na definicję legalną składa się jednocześnie kilka przepisów, np. wg TK stwierdza, że definicja legalna wywłaszczenia jest w art. 112 i 113 ustawy o gospodarce nieruchomościami. NSA – renta zdefiniowana jest w 903 – 907 KC. Okazuje się żeby zbudować taką definicje trzeba zebrać postulaty z różnych przepisów.

Uchwała SN z 2006: choć ustawodawca w słowniczku 115 KK nie zamieścił definicji legalnej zbiegu przestępstw to nazwę tę umieścił w tytule rozdz. IX KK, a tę zdefiniował opisowo w art. 85 KK

Art. 605 KC to legalna definicja umowy dostawy.

TK za definicję legalna uznaje pierwszy przepis regulujący zastaw 306 KC.

To ma duże znaczenie, bo jeżeli uznamy, że to jest definicja legalna to jej nie można przełamać, ale przyjąć takie a nie inne rozumienie. Rozstrzygnięcie czy coś jest definicją legalna czy nie ma cały szereg doniosłych prawnie konsekwencji.

 

Z drugiej strony: jest w rozporządzeniu taki zwrot „podróżą służbowa jest wykonanie przez radnego zadania mającego bezpośredni związek z wykonywaniem mandatu” Od strony logicznej to taka klasyczna definicja. A wg TK ten przepis nie zawiera definicji legalnej podróży służbowej, bo chciał przyjąć różne rozumienia. Zgoda na to, że to jest definicja legalna zamyka nam pewne możliwości interpretacyjne.

 

Główny wniosek to: pierwszą sprawą jest próba zakwestionowania, że to jest definicja legalna.

A główny problem to taki, że my do końca nigdy nie wiemy czy coś jest czy nie jest definicją legalną.

 

Ad. 2)

Drugi problem – interpretacja definicji legalnych.

Definicje legalne podlegają normalnej wykładni. Używanie środków interpretacyjnych definicji legalnych jest dokładnie takie samo jak każdego innego tekstu prawnego. Główne problemy z interpretacja definicji legalnych wynikają z niechlujstwa prawodawcy, wynikają z naruszenia zasady przyzwoitej legislacji.

Np. Orzeczenie TK – art. 3 punkt 6 ustawy abolicyjnej zawiera definicję czynu zabronionego, której kształt budzi zastrzeżenia, gdyż nie pozwala na jednoznaczne zrozumienie definiowanego pojęcia.

Budowlą jest obiekt budowlany w rozumieniu przepisów prawa budowlanego. Problem: co znaczy zwrot „w rozumieniu przepisów prawa budowlanego” czy chodzi tu o całą ustawę prawo budowlane czy o konkretne przepisy zawierające definicję budowli.

Przykłady, kiedy odstępuje się do tego językowego rozumienia; np. osoba samotnie wychowująca dziecko – to nie osoba samotna, czy definicja legalna kombatanctwa.

 

Ad. 3)

Zakres związania definicjami legalnymi – jak daleko one wiążą.

W orzecznictwie – nie podlega dyskusji – że definicja wiąże w ramach aktu prawnego w którym jest zawarta i tu nie można jej przełamać. Też (w ordynacji podatkowej) pewne definicje odnoszą się tylko do fragmentu.

Relacje ustawa – rozporządzenie; jeżeli w ustawie zawarta jest pewna definicja legalna, to nie może być żadnego odmiennego rozumienia pojęcia, które pojawia się w akcie wykonawczym z różnych względów.

Jeżeli w jakiejś gałęzi prawa jest jakiś kodeks np. KK to w innych ustawach karnych jest wiążący, to jest taki szczególny, ważniejszy od innych aktów.

 

Są tu 2 rodzaje argumentacji:

1.      argument jednolitości systemu prawnego

2.      argument autonomii danej gałęzi czy aktu prawnego

Jest definicja legalna, ale w innym akcie normatywnym. I tu powstaje problem. I te 2 stanowiska: jedni twierdzą, że w imię jednolitości musimy tą definicję zastosować do naszego aktu prawnego, drudzy twierdza, że jest całkiem inaczej. Przykłady:

SN stwierdza, że art. 1 ust 1 ustawy o nabywaniu nieruchomości przez cudzoziemców jest jedynym przepisem, w którym została sformułowana definicja legalna podmiotu kontrolowanego mająca dla polskiego porządku prawnego znaczenie powszechnie wiążące. Tylko tu ta definicja jest zdefiniowana.

Czym innym jest gdy prawodawca nie definiując pojęcia uprawnionego przewoźnika na gruncie prawa podatkowego to uzasadnione jest tu sięgnięcie do tej gałęzi prawa w której to pojęcie funkcjonuje, czyli do prawa przewozowego.

Przepisy prawa podatkowego nie definiują renty, więc bierzemy rentę z KC.

 

Główny argumentem jest trafność rozstrzygnięcia.

To jest połowa orzeczeń.

 

W drugiej połowie orzeczeń mamy stanowisko odmienne, że skoro prawodawca w ramach danego aktu prawnego nie użył definicji legalnej tzn., że powinniśmy się odwołać do tzw. znaczenia potocznego. Jeżeli jakież pojecie nie jest definiowane w akcie prawnym to zasadą powinno być potoczne, językowe znaczenie tego terminu. Skoro ustawodawca w ustawie podatkowej nie zdefiniował pojęcia reklama należy posługiwać się językiem potocznym. Tak samo np. pojecie członka rodziny, czy świadek w KK.

Ostateczną instancją, która zdecyduje co zrobić, jeżeli nie ma definicji legalnej, czy posłużyć się definicją z innego aktu prawnego, a jeżeli tak to z jakiego, bo mogą być konkurencyjne akty prawne, to my decydujemy, albo można powiedzieć, że to jest autonomia ustawy i nie można sięgać gdzie indziej.

Np. pojęcie sprzedaży, różne rozumienie w różnych ustawach.

To jest bardzo ważna kwestia od strony praktycznej. Nie można, tak jak w różnych podręcznikach, że zaczynamy od definicji legalnej i jak jest definicja legalna to na tym koniec, to jest za mało.

 

Jeśli nie ma definicji legalnych to wtedy trzeba sięgnąć do czegoś innego, i tu są 2 możliwości: albo sięgamy do języka prawniczego albo do języka potocznego.

Hierarchia tak wygląda, że najpierw definicja legalna, gdy nie ma definicji legalnej to sięgamy albo nie do innych aktów prawnych, na drugim miejscu odwoływanie się do języka prawniczego.

Język prawniczy to jest język doktryny, dogmatyki, judykatury itd. Tu orzecznictwo powiada tak; że jeżeli jest zgodne użycie jakiegoś terminu w doktrynie, znaczenie tego terminu nie wzbudza wątpliwości, coś jest powszechnie przyjęte, utrwalony w doktrynie pogląd, np. jest jednolite stanowisko w doktrynie co to jest rażące naruszanie prawa.

Najczęściej, kiedy dokonujemy wykładni językowej koncentrujemy się na tzw. języku potocznym. To jest zdecydowana większość takich orzeczeń, np. NSA aby jednoznacznie zrozumieć należy się odwołać do reguł językowych powszechnego znaczenia języka polskiego itd.

I tu jest znowu problem, bo odwołać się do języka polskiego, czyli do czego się odwołać i tu raz Prof. widział orzeczenie oparte na opinii biegłego językoznawcy.

Drugim sposobem jest odwołanie się do intuicji językowej.

 

Sądy powołują się na słowniki. Prof. odkrył, że w bazie lexa jest ponad 800 orzeczeń, w których odwołano się do słownika rozstrzygając prawne problemy. Np. 123 KC do tej pory rozumienie zwrotu bezpośredniości czynności opierało się na słowniku.

Czy spór czy pomidor jest owocem czy warzywem i sędzia amerykański odrzucił słownikowe rozumienie, że pomidor jest owocem, ponieważ uprawia się go w przydomowych ogródkach i podaje jak warzywa na obiad a nie na deser J.

 

Jak odrzucimy te wszystkie pozatekstowe metody to zdajemy się na intuicję a jeśli opieramy się na tekście do odwołujemy się do języka prawnego lub potocznego i tu można sięgać do słowników.

Odwoływanie się do słowników może nastąpić w bardzo różny sposób:

1. sądy przyjmują, że w słownikach znajduje się jedno niekwestionowane znaczenie jakiegoś wyrazu, który stanowi podstawę rozstrzygnięcia – bardzo mocny argument, tu rozstrzygano co to jest prowizja, polityczny, duplikat, każdy dostępny słownik wskazuje jedno rozumienie, ale to się bardzo rzadko zdarza;

2. analiza słownikowa pozwala na różne rozumienia i te różne rozumienia przyjmowane są jako podstawa rozstrzygnięcia. Np. słowo sprowadzać – to nie tylko sprawić, wywołać, ale też spowodować przybycie kogoś; czyli sprowadzenie niebezpieczeństwa to też sprowadzenie dobra prawnego do miejsca, w którym niebezpieczeństwo obiektywnie istnieje;

3. różne możliwe rozumienia danego terminu w słowniku, np. okres zatrudnienia czy odnosi się tylko do ostatniego zatrudnienia czy suma okresów i znowu powołując się na słowniki wniosek, że może to być różnie rozumiane; czy orzeczenie dot. słowa poszczególny – też może być rozumiane w różny sposób, dlatego należy sięgnąć po inne instrumenty aby wybrać jedno z tych właściwych językowo znaczeń.

Bardzo często słowniki są wykorzystywane do tego żeby przełamać znaczenie językowe. To jest prosty sposób do tego żeby pokazać, że ta wykładania językowa prowadzi do bardzo różnych, odmiennych rozstrzygnięć. Np. co to znaczy wcześniejsze prawomocne skazanie za zabójstwo i tu sąd odwołał się aż do 7 słowników języka polskiego tylko po to aby pokazać ze jest taka różnorodność ze przy interpretacji tego zwrotu nie możemy się oprzeć na tekście, mamy sięgać do innych elementów.

Ten sposób użycia jest bardzo ważny, w naszej literaturze i w orzecznictwie jest taki pogląd, że istnieje coś takiego jak językowa granica wykładni, coś takiego czego nie można przekroczyć, wyjść poza język.

Są tego typu orzeczenie, kiedy sięganie do słowników może budzić zdziwienie – np. czy przewożenie broni w samochodzie wypełnia ustawowe znamiona noszenia broni.

Czy staw – tj. urządzenie melioracyjne wg sądu.

W żadnym orzeczeniu powołującym się na słownik nie ma uzasadnienia dlaczego ten słownik. Nie ma jednego, wiodącego słownika. Sąd sam decyduje jaki słownik wybierze. Najczęściej powoływany jest słownik Szymczaka.

Wadą słowników jest to, że są one akontekstualne, wyrwane z kontekstu.

Słownik to bardzo pożyteczne narzędzie tylko pod jednym warunkiem, to nie może być argument decydujący. Oparcie rozstrzygnięcia na tylko słowiku jest absolutnie niedopuszczalne.

 

10.10.2007 r.

Wykładnia językowa c.d.

Punkt wyjścia: prawa nie ma. Nie używać pojęcia wykładnia prawa, bo tj. pojęcie bez sensu. Wykładnia prawa zakłada, że jest prawo, a dokonując wykładni to nie wiadomo, co właściwie robimy. To, co otrzymujemy od prawodawcy tj. tekst. Dobry student, który chce zdać u Prof. może mówić o interpretacji tekstu. Ma to daleko idące konsekwencje. Z tej perspektywy należy patrzeć na pojęcie państwa prawa. Prawidłowo w konstytucji powinno być, że tj. państwo różnych interpretacji tekstów.

Twierdzenie z poprzedniego semestru, b. ważne:

P=T+I2

Dla nas prawo jest faktem interpretacyjnym. Prawa nie ma przed interpretacją. Tu wyraźnie widać nasz udział w tworzeniu prawa.

Prawa nie ma. To, co funkcjonuje w obrocie to są różne możliwe odczytania tekstu. Tu rośnie rola prawników. Prawnicy są artystami, bo kreują. Jeżeli ktoś mówi, że prawo jest nauką to nie ma o nim pojęcia. Spory dot. zaś różnych możliwych odczytania tekstu.

Kiedy mówimy o interpretacji to, co dostajemy tj. tekst. Teraz na podstawie tego tekstu my coś z tym tekstem robimy. Gdyby ktoś zaproponował taki tzw. paradygmat interpretacyjny, są propozycje strategii interpretacyjnych, chcą skodyfikować dyrektywy interpretacyjne. Co prawda już niektórzy wiedzą że nie ma gotowego prawa, ale jak dadzą nam tekst to dadzą nam pewną procedurę, tj. pewna instrukcja. Najgorsza jest sytuacja, że nie ma żadnych instrukcji.

Prof. daje nam rożne narzędzia, ale jakich argumentów użyć w jakich sytuacjach to jest typowy proces argumentacyjny. Tu nie można zrobić żadnej systematyzacji, taka próba zakończy się fiaskiem.

Prawnikom to, co legitymizowane jest w naszym działaniu to dokonywanie interpretacji, nikt tego nie kwestionuje. Dlatego pod pojęciem interpretacji mieści się wszystko, co robią prawnicy. Ale, zdaniem Prof., większość tych działań nie ma nic wspólnego z interpretacją.

Przykład: sędzia jest wyłączony z mocy ustawy w sprawach, w których brał udział w wydaniu zaskarżonego orzeczenia. Problem, który rozstrzygał NSA: czy sędzia, który brał udział w wydaniu przez wojewódzki sąd administracyjny postanowienia o odrzuceniu skargi kasacyjnej, która została wniesiona, orzeczenie wydane z jego udziałem. (dot. zasadności tej skargi) Tu żadna interpretacja językowa nie daje rezultatu. Prof. nie wie czy to jest proces interpretacji, oni twierdzą, że to jest interpretacja.

Inny przepis: osoby, które były posiadaczami nieruchomości, które nie były własnością SP lub gminy w dniu 5 XII 1990 r. i pozostawały nimi nadal w dniu 1 I 1998 r. mogą żądać oddania im nieruchomości…Problem, który sąd ma rozstrzygnąć to, że jeżeli ktoś był posiadaczem w 1990 r. posiadaczem i złożył wniosek w 2005 r. kiedy już nie był posiadaczem. Większość sądów „dopisała” tu trzeci warunek, że trzeba być posiadaczem w chwili złożenia wniosku. To absolutnie w żaden sposób z tego tekstu nie wynika. To nie jest na pewno interpretacja.

Interpretacja to jest ustalenie intencji (D. Patterson). Punktem wyjścia jest tu definicja legalna. Problem jest kiedy nie wiemy czy coś jest czy nie jest definicją legalną, a jeżeli jest to powstaje też problem normalnej interpretacji tekstu.

Druga sprawa to język prawniczy. To jest argument, który, w przekonaniu Prof., ma dużą moc rażenia.

Kolejny problem: jakby był jeden, niekwestionowany pogląd to nic by do sądu nie trafiało.

Art. 65 KC – interpretacja oświadczenia woli, zdaniem Prof. ten art. powinien być wykreślony. Sąd dokonując interpretacji jakiejś umowy, ma brać pod uwagę zgodne oświadczenia woli, które jest ważniejsze niż cokolwiek. Tj. całkowicie pusta dyrektywa, bo gdyby ta wola stron nie była kwestionowana to by to nigdy do sądu nie trafiło.

 

Dyrektywy językowedyrektywy syntaktyczne, związane z budową.

Najmniejszy problem jest ze spójnikiem „i”. Wydaje się, że to jest koniunkcja. Jest takie rozporządzenie ministra finansów, że żeby coś się stało to trzeba naruszyć art. 58 i 83 KC. Strona się powołała, że jeżeli jest „i” to trzeba łącznie naruszyć oba te przepisy. A sądy, że to nie jest koniunkcja, tu i znaczy lub. Jest cały szereg orzeczeń, gdzie ma on znaczenie enumeracyjne.

Przykład: rada gminy może ze swojego grona powoływać stałe i doraźne komisje. Tu wiadomo, że to też nie jest koniunkcja.

Druga rzecz to spójniki „lub” i „albo”. Są też orzeczenia, że lub występuje w różnej roli. Poćwiczyć w domu interpretację np. art. 171§1 KK. Jest to art., w którym występuje 6 spójników lub i raz albo i 10 przecinków. Przykłady ważne na egzamin!!!

Rzadko pojawia się 2 maksymy: expressio unis i eiusdem generis.

Expressio unis – jeżeli wyraża się jedno to wyłącza to drugą rzecz; katalog zamknięty/katalog otwarty. Kiedy mamy wyliczankę, np. 115§2 KK, najnowsze orzeczenie, że to katalog zamknięty i nie dopuszcza się jego rozszerzenia. Dochodzi b. często do sporu czy jest to katalog zamknięty czy tylko przykładowe wyliczenie. Tu orzecznictwo sądów jest rozbieżne. Inaczej gdy pojawia się zwrot „w szczególności”, to widać, że katalog jest otwarty. Ma to doniosłe znaczenie w praktyce. Przykład na egzamin przepisu gdzie jest spór interpretacyjny!

Eiusdem generis – wyliczenie np.: lisy, norki i inne zwierzęta futerkowe. Problem zwrotu „i inne”. To wyliczenie ma tylko wtedy sens, gdy należy do tej samej grupy, gdyby „i inne” rozumieć wszystkie nie było by sensu takiego wymieniania. To przykładowe wyliczenie się ogranicza do tej samej kategorii, to wyliczenie zawęża możliwości interpretacyjne.

 

NSA: w języku prawnym uporządkowanie przesłanek ma istotne znaczenie wykładni językowej zwrotów będących agregatami, o kolejności dokonania danych czynności decyduje kolejność ich wyliczenia. Kolejność wyliczenia nie jest przypadkowa, np. jeżeli ktoś musi posiadać pewne uprawnienia żeby go zatrudnić to znaczy, że ta sekwencja wyliczania czegoś w przepisie przenosi się na sekwencję czasową do stanu faktycznego. Tj. całkiem nowa dyrektywa.

 

Zakaz wykładni synonimicznej (kolejna dyrektywa).

= różnym zwrotom nie należy nadawać tego samego znaczenia.

Ważne: to jest jakaś dyrektywa (tyczy się to wszystkich), jakaś zasada, która może dopuszczać wyjątki. Należałoby, więc powiedzieć: o ile nie istnieją żadne ważne argumenty.

Przykład do egzaminu!!

Zwrot działalność gospodarcza nie jest tożsamy z prowadzeniem działalności gospodarczej. Jeżeli ktoś używa 2 różnych zwrotów, to należy im nadać różne znaczenia. Czy inny problem, że akcja nie jest tożsama z udziałem.

Po co właściwie są te dyrektywy – one jak gdyby rozkładają ciężar dowodu. Jeżeli chce się zakwestionować jakąś zasadę, to na nas spoczywa ciężar dowodu.

 

Dyrektywa konsekwencji terminologicznej interpretatorów (zakaz wykładni homonimicznej).

= tym samym zwrotom nie można nadawać różnych znaczeń. Jakieś pojęcie, jeżeli pojawia się w jakimś akcie kilka razy, np. podatnik, to należy go używać konsekwentnie, tak samo musi być używane w art. 3 i 25 itd.

Jeżeli chcemy zaznaczyć, że to pojęcie jest inaczej rozumiane w art. tym a inaczej w tym to na nas spoczywa ciężar dowodu. To jest taka dyrektywa redagowania tekstu, która przechodzi w dyrektywę interpretacyjną.

 

Zakaz wykładni per non est.

Dokonując wykładni należy pamiętać, że racjonalny prawodawca używał takich a nie innych słów, nie można przyjmować, że słów użyto w tekście prawnym bez wyraźnej ku temu potrzeby, że one są puste i nic nie znaczą. W innym orzeczeniu sąd pisze; że jedną z podstawowych dyrektyw interpretacyjnych jest zasada, że do teksu przepisu niczego nie wolno dodawać, ani niczego odejmować. Znowu przyjmujemy, że prawodawca jest prawodawcą racjonalnym i to wszystko, co jest w tekście; każdy przecinek, każde najmniejsze słówko powinno być wykorzystane w procesie interpretacji. Nie można dokonywać takiej wykładni żeby jakieś fragmenty okazały się całkowicie zbędne, bo racjonalny prawodawca tego nie robi. Nie wolno robić interpretacji na podstawie tylko części tekstu.

Na egzaminie jak będzie pytanie o racjonalności prawodawcy, należy pokazać jakie konsekwencje wynikają z tego założenia.

 

Reguła lege non distinguente (jak to się pisze – pisze się niewyraźnie :o))

= jeżeli rozróżnień nie wprowadza prawodawca, to nie wolno ich wprowadzać interpretatorowi. Jeżeli np. prawodawca mówi o studentach to interpretatorowi nie wolno powiedzieć, że to się odnosi tylko do studentów stacjonarnych.

Próbowano tu z art. 45 Konstytucji – gwarantuje prawo do uczciwego i rzetelnego procesu, odnosząc się do konwencji, która gwarantuje to prawo dla oskarżonego, interpretować, że również adresatami tego przepisu są tylko ci, przeciwko którym toczy się postępowanie. Tu został użyty ten argument, że skoro prawodawca nie rozróżnił to w drodze interpretacji nie można tego robić i ta zasada uczciwego procesu odnosi się do wszystkich.

 

To są argumenty, które pozwalają na przypisanie zwrotom tego, co określamy mianem znaczenia językowego.

 


Wykładnia systemowa (systematyczna)

Prof. ma tu wątpliwości czy to jest jakiś osobny rodzaj wykładni, czy też to wszystko, co tu spotykamy to w części należałoby do wykładni językowej, a w części do wykładni celowościowej czy funkcjonalnej. Te wątpliwości są empirycznie potwierdzane pewien rodzaj argumentu jest zaliczany do różnych rodzajów wykładni.

Jednym z modniejszych argumentów, który ma duże znaczenie, jest interpretacja zgodnie z konstytucją. Prof. Morawski (?) mówi, że to jest klasyczny rodzaj wykładni systemowej, we Wrocławiu uważają, że to jest wykładnia celowościowa, inni jeszcze mówią że to jest typowo wykładnia językowa.

W orzecznictwie jest ten argumenty z wykładni systemowej bardzo często przytaczany.

Sądy rozróżniają, nie do końca uzasadniony podział na wykładnie systemową zewnętrzną i wewnętrzną.

Wykładnia systemowa wewnętrzna to jest taka kiedy działamy w obrębie jednego aktu prawnego, a zewnętrzna, kiedy sięgamy do innych, różnych aktów normatywnych.

 

Tu w tej wykładni systemowej jest też cały szereg argumentów.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin