181.Boswell Barbara - Złamane zasady.pdf

(672 KB) Pobierz
116410576 UNPDF
Barbara Boswell
Złamane zasady
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Powiedziała: nie.
Rand Marshall usłyszał w głosie przyjaciela nutę
zdumienia i niedowierzania. Stłumił śmiech. Przystojny,
dobrze sytuowany i absolutnie wolny Daniel Wilcox nie był
przyzwyczajony do słowa „nie" ze strony jakiejkolwiek osoby.
Zwłaszcza płci Ŝeńskiej.
- Kto powiedział „nie"? - spytał Rand.
Siedzieli w popularnej restauracji, czekając, aŜ podadzą
kolację. O siódmej, w czwartkowy wieczór, lokal świecił
pustkami, co ułatwiało rozmowę. Podczas weekendu tłoczyła
się tu młodzieŜ.
- Ona. No wiesz, Jamie Saraceni. Ta, o której ci
opowiadam od trzech tygodni. - Daniel zmarszczył brwi.
- A tak, niezrównana Jamie. - Tym razem Rand nawet nie
próbował kryć uśmiechu rozbawienia. - Od trzech tygodni
słucham, jak planujesz kampanię, mającą zwabić tę
nieuchwytną Jamie do łóŜka. I teraz, po tych wszystkich
wysiłkach, powiedziała „nie"?
- Do łóŜka? Ha! Spędziłem trzy tygodnie, usiłując ją
namówić, by gdzieś ze mną wyszła - poprawił go posępnie
Daniel.
Rand spojrzał ze szczerym zdumieniem.
- Nawet nie umówiłeś się z nią na randkę?
- Ani razu. Posyłałem jej róŜe, czekoladki, balony,
zabawne pocztówki, pluszowe zwierzaczki. Zjawiałem się u
niej codziennie, czasem dwa razy. Załatwiłem nawet dwa
bilety do teatru na Broadwayu w Nowym Jorku.
Powiedziałem, Ŝe moŜemy pojechać na spektakl, zjeść
kolację i zostać na noc w Hotelu Plaza. Czy znasz kobietę,
która mogłaby się temu oprzeć?
116410576.001.png
- Ale powiedziała „nie"? - domyślił się Rand. - „Nie" na
wszystko? - Sam był bardziej niŜ trochę zdumiony.
- Na wszystko - potwierdził smętnie Daniel. - Rand, moŜe
ona naprawdę nie jest zainteresowana spotkaniami ze mną?
Rand uznał, Ŝe takie pytanie mógł zadać jedynie
trzydziestoczteroletni kawaler, po mniej więcej dwudziestu
latach sukcesów u kobiet. Taki był Daniel. A uczciwie rzecz
biorąc, on był taki sam.
W zadumie zmarszczył brwi i spojrzał na Daniela, którego
znał od czasów college'u. Nadal był przystojny, dobrze ubrany
i świetnie zbudowany. Miał duŜą praktykę dentystyczną, a
pacjentów zjednywał sobie nie tylko dzięki sztuce lekarskiej,
ale przede wszystkim za sprawą osobistego uroku. Nigdy nie
było kobiety, której pragnął, a której nie mógłby zdobyć. AŜ
do teraz.
- MoŜe tylko udaje - zasugerował Rand.
- TeŜ tak z początku myślałem - przyznał Ŝałośnie Daniel,
sięgając po następne skrzydełko. Stwierdził, Ŝe na talerzu
pozostały jedynie kości, i nastrój wyraźnie mu się pogorszył. -
Ale kiedy odmówiła tej nocy w Hotelu Plaza... zacząłem
myśleć, Ŝe moŜe naprawdę nie chce się ze mną spotkać. -
Westchnął cięŜko. - Nie jestem przyzwyczajony do odmowy,
Rand. Po prostu nie zorientowałem się, o co jej chodzi.
- MoŜe ma kogoś innego - wtrącił taktownie Rand. Dla
niego takŜe damska odmowa była pojęciem całkowicie
obcym.
Daniel pokręcił głową.
- Nie, nie ma. To wiem na pewno. Przyjaźni się z moją
asystentką, Angelą Kelso. To dzięki niej się spotkaliśmy.
Jamie przyprowadziła do mojego gabinetu swojego
siostrzeńca.
- I było to poŜądanie od pierwszego wejrzenia -
dokończył Rand. - Przynajmniej z twojej strony.
116410576.002.png
- Angela powiedziała, Ŝe ostatnio Jamie z nikim się nawet
nie spotyka. Myślałem, Ŝe wystarczy tylko poprosić i... -
Daniel dramatycznym gestem chwycił się za głowę. - MoŜe
dotarłem w końcu do etapu, przed którym całe lata ostrzegali
mnie rodzice... Wiesz: jeśli będziesz tak skakał z kwiatka na
kwiatek, wszystkie odpowiednie dziewczyny będą zajęte, a ty
zostaniesz sam. - ZadrŜał.
- Czy natura chce mi w ten sposób powiedzieć, Ŝe jeśli się
nie ustatkuję i nie oŜenię, to skończę jako jakiś Ŝałosny stary
kawaler, nad którym połowa świata się lituje, a druga połowa
uwaŜa, Ŝe jest pedałem?
- Zaczniesz przegrywać, jeśli uwierzysz w te głupoty.
- Rand uśmiechnął się. - Zapomnij o tej Saraceni.
Zadzwoń do kogoś innego, teraz. Gwarantuję ci, Ŝe w ciągu
dziesięciu minut będziesz umówiony na randkę. I zapomnij o
tych bzdurach na temat starych kawalerów. Ja zapomniałem o
nich juŜ lata temu.
- Rodzina powtarza ci to samo, co?
- Gorzej. Wtedy w to nie wierzyłem i teraz teŜ nie wierzę.
Chcą nas przestraszyć, Ŝebyśmy byli tacy, jakimi chcą nas
widzieć.
Ale Daniel nie znał nawet połowy prawdy, pomyślał Rand
z cynicznym uśmiechem. Rodzina Daniela była zadowolona z
jego osiągnięć, dumna z niego jako z człowieka i jako syna.
Jedynie kawalerski tryb Ŝycia budził u państwa Wilcox
dezaprobatę.
Za to jego rodzice, Dixon i Letitia Marshall, okazywali
niezadowolenie ze wszystkiego, co dotyczyło Randa.
Dziwactwa i lubieŜne powieścidła, choć przynoszące dochód,
nie pasowały do syna tak dystyngowanych ludzi. A były
zyskowne. Ostatnie dzieło Randa przyniosło mu
sześciocyfrową zaliczkę, a procent od zysku ze sprzedaŜy
ksiąŜki znacznie zwiększy tę kwotę.
116410576.003.png
A jednak na Marshallach z hrabstwa Ablemarle w
Wirginii nie robiło to wraŜenia. Dawno dorobili się majątku, a
ich korzenie sięgały do pierwszych rodów Wirginii. Erotyczne
thrillery Randa i jego swobodny tryb Ŝycia były zbyt...
czerwonokrwiste jak na ich błękitną krew. JuŜ dawno zaczęli
uwaŜać Randa, ich drugiego syna, za odszczepieńca.
Pierworodny, Dixon Junior, był spełnieniem rodzicielskich
marzeń.
Rand powrócił myślami do Daniela i jego kłopotów. Jak
zawsze pragmatyczny, wolał zająć się problemem, który
moŜna rozwiązać. Zatargi z rodziną nie mieściły się w tej
kategorii.
- Zrób sobie samemu przysługę i umów się z kimś na
dzisiejszy wieczór - poradził Danielowi. - Musisz odzyskać
pewność siebie. Zadzwoń do kobiety, która będzie
zachwycona, Ŝe jej proponujesz randkę.
- MoŜe masz rację. - Daniel był pełen wątpliwości, ale juŜ
nie tak ponury.
- Oczywiście, Ŝe tak. - Rand klepnął przyjaciela po
ramieniu.
- Mógłbym zadzwonić do Mary Jane Strayer. Dla mnie
zrezygnuje z innych spotkań.
- Wspaniale. Zaraz do niej zadzwoń i umów się jeszcze na
dzisiaj. Przy tylnym wyjściu jest automat.
- Chyba tak zrobię. Jamie Saraceni przegapiła swoją
szansę. Koniec z telefonami do biblioteki w Merlton.
- Biblioteka w Merlton? - powtórzył zaskoczony Rand.
- Tam pracuje. Jest bibliotekarką. To jedyne miejsce,
gdzie mogłem ją zastać. Domowego numeru nie ma w ksiąŜce,
a nie chciała mi go podać - dodał trochę zawstydzony.
- Ta mała jest bibliotekarką? - parsknął śmiechem Rand.
116410576.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin