Britton Pamela - Gra o szczęście.pdf

(961 KB) Pobierz
6009248 UNPDF
Pamela Britton
Gra o szczęście
CZĘŚĆ PIERWSZA
Mężczyzna to myśliwy, niestrudzenie
tropiący kobietę.
Alfred Tennyson
Prolog
Anglia, 1781
Utrata dziewictwa wcale nie była cudownym prze­
życiem, którego spodziewała się doświadczyć lady
Ariel D'Archer. Co prawda jeszcze do niczego nie do­
szło, ale wyglądało na to, że niewiele brakowało.
- Ariel - jęczał Archie.
Sunął ustami wzdłuż jej szyi, pozostawiając na skó­
rze mokry, nieprzyjemny ślad. W dodatku dyszał jej
ciężko prosto w ucho jak zgrzany koń.
Ariel wpatrywała się pustym wzrokiem w sufit po­
koju. Starała się zrozumieć, kiedy wszystko zaczęło
się psuć. Nie wątpiła w swoją miłość do Archiego.
Ukradzione w ogrodzie całusy sprawiały jej przecież
ogromną przyjemność. Coś jednak zmieniło się od
chwili, kiedy zgodziła się spotkać z nim potajemnie
w gospodzie. Miała dziwne wrażenie, że jej niechęć
wiązała się ze sposobem, w jaki ramię Archiego bole­
śnie wciskało się jej w bok. Mogła też mieć coś wspól­
nego z jego trudnym do zniesienia ciężarem.
- Archie - wykrztusiła. - Nie mogę oddychać.
- Wiem, kochanie - odparł między pocałunkami,
którymi zasypywał coraz niższe partie jej ciała. - Ty
też zapierasz mi dech w piersiach.
11
Zapieram dech w piersiach...
- Nie - pisnęła cicho, bo coraz bardziej ją przygnia­
tał. - Ja naprawdę nie mogę oddychać.
- Tak, tak, kochanie. Wiem.
Przesunął dłoń. Ariel natychmiast zorientowała
się, dlaczego. Zielona suknia, w którą była ubrana, ze­
śliznęła się z jej piersi, odsłaniając halkę.
- Archie - oburzyła się.
- Ariel - jęknął.
Tymczasem z powietrzem nadal było krucho.
- Proszę, przesuń się - błagała.
Spróbowała go zepchnąć z siebie.
- Przecież się ruszam - Stęknął. - Cały mój świat
drży w posadach.
Przycisnął usta do jej piersi przez materiał halki.
Ariel pomyślała, że musi to okropnie smakować. Na
razie jednak miała inne zmartwienie, bo pociemniało
jej w oczach.
- Archie - wychrypiała i, zebrawszy wszystkie siły,
szarpnęła się do góry.
Mężczyzna chrząknął niezadowolony i przesunął
się. Ariel wreszcie odetchnęła swobodnie. Boże, co za
ulga.
Dłoń Archiego zaczęła powoli unosić jej spódnicę,
a on sam całował ją zachłannie.
Ariel czekała, żeby ogarnął ją żar, który zwykle wy­
woływały w niej pocałunki Archiego. Niestety, mu­
siał się ulotnić gdzieś po drodze do gospody. Nagle
opadły ją wątpliwości. Może nie powinni tego robić
teraz, tylko zaczekać do ślubu? Archie sprawiał wra­
żenie zbyt... wylewnego.
Ale czy nie tak powinno być? No właśnie.
12
- Och, Ariel, moja droga Ariel. Pragnę cię do sza­
leństwa.
Podciągnął wyżej jej spódnicę. Gdy gładził nagą
skórę ponad halką, podrapał ją zadartą skórką przy
paznokciu. Wzdrygnęła się, ale Archie nie zwrócił na
to uwagi. Był całkowicie pochłonięty ssaniem okolic
jej piersi jak głodne cielę szukające sutka matki.
W końcu go odnalazł.
- Archie? - spytała, zastanawiając się, czy wszyscy
mężczyźni zachowują się w ten sposób. - To mój sutek.
- Aha, śliczny.
- Dziękuję - mruknęła, za późno uświadamiając so­
bie, że chyba nie jest to najwłaściwsza reakcja w tej
sytuacji.
Dłoń mężczyzny dotarła do pachwiny.
- Archie - jęknęła znowu.
- Wiem, kochanie, wiem. Zaraz będziemy jedno­
ścią, gdy tylko wejdę w ciebie.
Znów zaczął rytmicznie ocierać się o nią. Ariel za­
czerwieniła się, gdy przypomniała sobie, że dokładnie
tak samo pewnego dnia w salonie zachował się wo­
bec niej pudel lady Haversham. Coś tu było nie tak.
Co właściwie Archie miał na myśli, mówiąc, że w nią
wejdzie? Widziała co prawda, jak zwierzęta robią ta­
kie obrzydliwe rzeczy, ale niemożliwe, żeby ludzie
postępowali tak samo.
Nagle Archie uwolnił ją od swego ciężaru. Odetchnę­
ła z ulgą. On tymczasem zaczął manipulować przy pa­
sku od spodni. Ariel przyglądała się zaciekawiona.
W pewnym momencie zaskoczona wytrzeszczyła oczy.
Oblała się rumieńcem, gdy Archie opuścił bryczesy.
Ludzie rzeczywiście spółkowali jak zwierzęta.
13
Zgłoś jeśli naruszono regulamin