Feehan Christine-Mroczna Magia 04-rozdział 8.doc

(97 KB) Pobierz

Rozdział ósmy

 

Prochy Petera Sandersa zostały pochowane na terenie rezydencji którą Gregori zbudował dla Savannah, kiedy czekał na jej przybycie do San Fransisco. Na uroczystość pogrzebową przybył zespół Savannah i detektyw David Johnson, ale ukryto miejsce pochówku przed większością prasy. Pojawił się tylko Wade Carter, który śledził przez całą drogę jednego z członków zespołu, ale nie wpuszczono go za bramy. Jego fotograf odmówił przyjazdu. W mężu Savannah Dubrinsky było coś, co śmiertelnie go wystraszyło. Wade pozostał sam z nieporęcznym aparatem przewieszonym przez szyję i uczuciem niepokoju. Cały obszar był chroniony, a po terenach posiadłości swobodnie biegały wilki. Z podtrzymującym ją ramieniem Gregorim u boku, Savannah rozmawiała cicho ze swoją ekipą, dziękowała im za pracę i oznajmiła, że rezygnuje z dalszych występów. Kiedy odchodzili, każdy z nich dostał kopertę zawierającą pokaźną premię. Gregori spędził parę minut rozmawiając z Johnsonem. Uznawszy że wszystkie możliwe informacje zostały już zdobyte policyjny detektyw opuścił teren posiadłości.

Savannah zwlekała, stojąc przy pomniku i podziwiając marmurową płytę, którą Gregori zaprojektował dla Petera. Łzy w jej oczach częściowo wynikały ze smutku po stracie przyjaciela, a w części były wynikiem troskliwości Gregoriego. Sprawił że Peter pozostał blisko nich i ułatwił Savannah ten dzień na tyle, na ile było to możliwe w takich okolicznościach.

Odwracała się właśnie żeby wrócić z powrotem do domu, kiedy wilki podniosły głowy i zawyły. Gregori okręcił się wokół, złapał jej ramię i przyciągnął do siebie.

- Sądzę, że to Aidan Savage - powiedział miękko - Musimy wejść do środka, żeby Carter nie miał możliwości zobaczenia Aidana. Nie chcemy doprowadzić morderców pod jego drzwi.

Wysyczał rozkaz w kierunku wilków i popędził Savannah w kierunku posiadłości.

- Sądziłem, że nałożyłeś na to miejsce zaklęcia ochronne - powiedziała.

- Biorąc po uwagę twój zespół i policję przybyłą na pogrzeb było to zbyt niebezpieczne. Ktoś mógł oddalić się od grobu i zostać zraniony - z czułością pogładził ją po włosach - Wiem, że jesteś zmęczona. Powinnaś się położyć na jakąś godzinę. To dla nas zbyt wczesna pora, żeby wstać.

Oparła się o jego głowę i odnalazła w umyśle wyrzuty sumienia.

- To nie była twoja wina, Gregori, nigdy. Nigdy nie winiłam cię za Petera.

Dłonią pieścił jej włosy.

- Wiem o tym. - uwagę skupiał na powiewie wiatru, obwieszczającym o przybyciu jednego z ich rasy - Ale gdybym nie był tak przytłoczony fizycznymi uczuciami, żądzą - potępił się - wiedziałbym że tej nocy polował na ciebie wampir. Zwolniłem Juliana z jego obowiązków. Byłaś pod moją opieką.

- Czy musisz być dla siebie taki surowy? - zapytała z westchnieniem - Nie jesteś odpowiedzialny ani za wszystkich Karpatian ani za wszystkich ludzi. Jeśli kogoś trzeba winić, to mnie, bo upierałam się przy wolności. Było to bezmyślne. Nie zdawałam sobie sprawę co robiłam tobie albo innym wolnym mężczyznom naszego gatunku. Nie przeszło mi nigdy przez myśl jak musisz cierpieć, kiedy uciekałam przed samą sobą i naszym wspólnym życiem. Nie pomyślałam nawet, że Peter może być w niebezpieczeństwie. A powinnam była. Powinnam wiedzieć, że będą na mnie polować.

Otoczyło ją jego ramię - ciasny okrąg pocieszenia.

- Nie zrobiłaś nic złego, chérie - powiedział ostro.

Kierował ją prosto do ich bezpiecznego domu.

Wśród drzew niespodziewanie zaczęły tańczyć i skrzyć się promienie tęczy. Gregori potrząsnął głową kiedy światło zaczęło przybierać konkretny kształt.

- Zawsze lubiłeś się popisywać, Aidan - jak zwykle bez emocji powitał gościa - Wejdźmy do środka.

Dotykając jego umysłu Savannah czuła jego sympatię do drugiego mężczyzny. Słyszała o Aidanie Savage’u, łowcy wampirów, ale opuścił ich ojczyznę pół wieku przez jej narodzinami, by zająć rezydencję w Stanach. Jako jeden z niewielu ich rasy był zbudowany podobnie jak Gregori - wysoki jak inni Karpatianie, ale bardziej krępy, z wyraźnymi, rozbudowanymi mięśniami. Jednak zamiast ciemnych włosów charakterystycznych dla ich rodzaju był właścicielem długiej, grubej brązowawej grzywy, a jego oczy miały osobliwy odcień bursztynu ze złotym połyskiem.

Bliźniak tego mężczyzny strzegł jej przez ostatnie pięć lat. Aidan miał imponującą posturę, więc jego brat musiał też taką posiadać, a mimo to Savannah nigdy go nie widziała. Nie wykryła też jego obecności. Jak Julian mógł się tak dobrze ukryć z całą charakterystyczną dla samów ich rasy pewnością siebie, z mocą i autorytetem nabytymi przez wieki polowania, z całą wiedzą jaką zdobył?

Gregori w geście posiadacza przesunął rękę z jej talii i otoczył nią kark. Savannah roześmiała się sama do siebie. Karpatiańscy mężczyźni dopiero niedawno zeszli z drzewa.

 

Słyszałem to, mon amour. Głos Gregoriego rozbrzmiewał w jej umyśle w powolnej pieszczocie, która sprawiała że w brzuchu rozchodziło się ciepło. Brzmiało to, jakby się z nią drażnił, ale zauważyła że nie zdjął ręki z jej karku.

- Aidan, nie spodziewaliśmy się ciebie tak wcześniej. Słońce jeszcze nie zaszło, a podróż przy dziennym świetle nie jest przyjemna - powiedział na głos, kiedy weszli już do budynku.

- Muszę przeprosić za opuszczenie pogrzebu - odparł miękko Aidan - ale nie mogłem ryzykować. Jednak chciałem żebyś wiedziała, że nie byłaś w tym kraju zupełnie sama - dodał do Savannah.

- Savannah, to Aidan Savage. Jest lojalny wobec twojego ojca i jest moim dobrym przyjacielem - Gregori ich sobie przedstawiał - Aidanie, to moja partnerka życiowa, Savannah.

- Wyglądasz jak matka - zauważył Aidan.

- Dziękuję. Uważam to za wielki komplement - odpowiedziała, marząc nagle żeby jej matka była tu obecna. Tęskniła za Raven i Miklahilem - Zaszczycasz mnie przychodząc o tej porze wieczora, aby dzielić ze mną smutek. Wiem że to dla nas wszystkich trudne, ale wybrałam tą godzinę żeby dopasować się do ludzkich przyjaciół Petera.

- W pobliżu czyha na ciebie niebezpieczeństwo, Aidanie - ostrzegł Gregori - Chciałbym abyś ty i twoja rodzina pozostali bezpieczni od tych rzeźników. Są ludźmi z jakiegoś tajnego stowarzyszenia, które polowało na naszych ziemiach kilkanaście lat temu.

Przez twarz Aidana przebiegł cień. W swojej rodzinie musiał chronić zarówno ludzkich członków jak i swoją partnerkę. Bursztynowe oczy zalśniły głębokim złotem.

- Reporter - w jego gardle wibrował pełen groźby dźwięk.

Gregori przytaknął.

- Tej nocy dowiem się wszystkiego co będę mógł o panu Wade Carterze. Mam zamiar zabrać Savannah i odciągnąć go i jego ludzi z miasta, żeby twoja rodzina była bezpieczna.

Byli wewnątrz domu, z dala od wścibskich oczu, ale Gregori czuł, że jego tereny przesiąkniętezłowróżbną obecnością dziennikarza.

- Wysłałem ci wyraźne ostrzeżenie, Aidanie - w jego tonie czaił się cień krytyki, chociaż mówił miękkim głosem.

Aidan zacisnął usta.

- Otrzymałem twoje ostrzeżenie. Ale to moje miasto, Gregori, i moja rodzina. Sam potrafię się nimi zająć.

Savannah wywróciła oczami.

- Równie dobrze moglibyście walić się po piersiach, jak goryle. Efekt byłby ten sam.

Okaż trochę szacunku, rozkazał Gregori.

Savannah wybuchła śmiechem i podniosła dłoń, by pogładzić jego ocienioną szczękę.

- Miej nadzieję, kochany, a może któregoś dnia zacznę cię słuchać.

Usta Aidana drgnęły, a złote oczy prześlizgnęły się w rozbawieniu po Gregorim.

- Odziedziczyła po matce więcej niż wygląd, prawda?

Gregori ciężko westchnął.

- Jest niemożliwa.

Aidan roześmiał się ignorując błysk ostrzeżenia w jasnych oczach Gregoriego.

- One wszystkie takie są.

       Savannah uchyliła się spod ramienia Gregoriego i znalazła fotel, na którym mogła się zwinąć.

- Oczywiście, że jesteśmy niemożliwe. To jedyny sposób, by nie oszaleć.

- Przywiózłbym ze sobą Alexandrię, żeby cię spotkała, ale ostrzeżenie Gregoriego nakazywało ostrożność - w głosie Aidana pobrzmiewała zarozumiałość, wynikająca że był w stanie narzucić swoje zdanie własnej kobiecie, a Gregori nie.

Savannah uśmiechnęła się ironicznie.

- Co takiego zrobiłeś? Zostawiłeś ją śpiącą, a sam pobiegłeś zgrywać bohatera? Założę się, że kiedy ją obudzisz będzie ci miała wiele do powiedzenia.

Aidan miał dość wstydu, żeby wyglądać na zmieszanego. Potem odwrócił się do Gregoriego.

- Twoja partnerka życiowa jest złośliwym małym stworzeniem, uzdrowicielu. Nie zazdroszczę ci.

Savannah roześmiała się, wcale nieskruszona.

- On za mną szaleje. Nie daj się mu oszukać.

- Wierzę ci - zgodził się Aidan.

- Nie zachęcaj jej do buntu - Gregori starał się powiedzieć to surowo, ale go rozbrajała. Była dla niego wszystkim, nawet gdy była niemądra. Skąd się u niej wzięło to wyjątkowe poczucie humoru? Jak może kiedykolwiek być szczęśliwa z osobą, która nie śmiała się od wieków? Roztapiała go od środka. Rozpuszczała go. Starał się utrzymać niewzruszony wyraz twarzy. Sam fakt, że wiedziała że może go owinąć wokół małego palca był wystarczająco zły. Aidan nie musiał się tego dowiadywać.

- Naprawdę, Gregori, nie ma potrzeby żebyś wywabiał tych rzeźników z mojego miasta. Razem damy sobie z nimi radę - powiedział Aidan - Julian jest gdzieś blisko. Czuję go, chociaż nie odpowiada na moje wezwania.

- Julian jest bliski przemiany. Nie powinieneś chcieć jego pomocy. Im więcej zabójstw, tym bardziej rośnie niebezpieczeństwo. Wiesz o tym. Julian sam odkryje, jakie jest jego przeznaczenie, Aidanie. A jeśli zajdzie potrzeba polowania na niego, jeśli nie przyjdzie do ciebie przed przemianą, musisz mnie zawiadomić. Julian stał się bardzo potężny. Bardzo niebezpieczny. Nie ryzykuj dlatego, że jest twoim bratem. Jeden z braci Mikhaila też się przemienił i kiedy sprawiedliwość się o niego upomniała, usiłował jak każdy wampir zniszczyć wszystkich. Nie oszczędziłby nawet Mikhaila.

Gregori nie dodał, że to on wymierzył sprawiedliwość bratu Mikhaila. Czyn był dla niego tak trudny, że zdecydował, że już nigdy nie zbliży się do nikogo tak jak do Mikhaila i jego rodziny. Gregori zerknął na Savannah, poczuł na sobie spojrzenie jej niewiarygodnych niebieskich oczu i jakimś cudem wspomnienie zbladło.

- Julian zawsze był niebezpiecznym i mądrym mężczyzną - zakończył Gregori.

- Tak jak ty, uzdrowicielu - Aidan nie mógł powstrzymać się przed tym oskarżeniem. Nienawidził rozmowy o przemianie swojego brata w wampira.

Gregori nie drgnął.

- Dokładnie jak ja. Posłuchaj. Masz mnie wezwać, jeśli zajdzie taka potrzeba. - patrzył wprost w złote oczy drugiego mężczyzny. Głos był niski i wymuszający posłuch, piękny i wabiący.

Aidan odwrócił wzrok od srebrnych oczu. Oczu, którego mogły wejrzeć w duszę człowieka.

- Wezwę cię, Gregori. Wiem że masz rację, chociaż nie chcę wierzyć, że Julian może się przemienić.

- Każdy może, Aidanie. Każdy kto nie ma partnerki życiowej. - Gregori przemknął na drugą stronę pokoju bo nie mógł znieść fizycznego dystansu, który narzuciła Savannah. Jej oczy znowu były zamglone i udręczone, a uroczystość pogrzebowa napełniła ją smutkiem i poczuciem winy. Stanął z tyłu fotela, położył ręce na jej ramionach i rozpoczął delikatny masaż. Potrzebował kontaktu tak samo jak ona.

Aidan ukrył swój szok. Znał Gregoriego od wieków, uczył się od niego sztuki uzdrawiania, a także śledzenia i zabijania wampirów. Nic nie mogło dotknąć Gregoriego. Nic. Nikt. Ale kiedy te zimne, srebrne oczy spoczywały na Savannah, zmieniały się w ciekłą rtęć, podstawa mężczyzny stawała się wyraźnie ochronna, zaborcza, a dotyk na ramionach naprawdę czuły.

Wszystko w porządku, chérie? Może powinnaś się na chwilę położyć.

Savannah uśmiechnęła się do niego słabo. Wyglądała zdecydowanie zbyt blado jak na jego gust. Mimo wczesnej godziny polował już tego wieczora, aby zdobyć dla obojga wystarczającą ilość krwi. Ale odmówiła pożywienia się, tak jakby niezaspokojenie głodu było jakąś formą pokuty za grzechy. Położył rękę na jej karku i delikatnie go masował. Uderzał w niego jej głód i wiedział, że Aidan też go wyczuwa.

Karpatianin patrzył na niego bez potępienia, ale z zaintrygowaniem czającym się na dnie złotego spojrzenia. Gregori odczuł to jak pchnięcie nożem: nie troszczył się w odpowiedni sposób o swoją partnerkę życiową.

Nie wygłupiaj się, Gregori. W jego umyśle zawirował miękki głos Savannah. Wspaniale się mną opiekujesz. Kogo obchodzi, co myślą inni?

- Więc, uzdrowicielu - powiedział Aidan - podjąłeś już decyzję, gdzie chcesz zwabić tych morderców?

Savannah drgnęła, odwróciła się żeby spojrzeć na Gregoriego, a jej niebieskie oczy ożywiły się.

- Czy jest miejsce, do którego szczególnie chcesz się udać?

- A masz jakieś na myśli? - zapytał. Wiedział, że patrzenie jej w oczy było błędem. Mógł w nich utonąć. Przypominało to skok z urwiska prosto w przepaść.

- Tak. Nowy Orlean. W tym tygodniu jest festiwal jazzowy French Quarter's. Od dawna chciałam pojechać. Teraz możemy wybrać się oboje. Lubisz jazz? Ja uwielbiam jazz - uśmiechnęła się do niego szeroko - Planowałam się tam udać zanim... to wszystko się stało. Właściwie to mam tam mieszkanie.

Naprawdę chciała jechać. Widział to w jej oczach, umyśle. Było to dla niej ważne. Gregori czuł, jak narasta w nim potworny strach. Odmówienie Savannah było niemal niemożliwe. A jednak nie mógł zabrać jej do Nowego Orleanu, wampirzej stolicy świata, miasta grzechu. Znajduje się tam prawdopodobnie główna siedziba morderców. Zdusił jęk.

- Masz rezydencję w Nowym Orleanie?

- Nie bądź taki ponury. Skoro chcesz gdzieś jechać, odciągnąć stowarzyszenie od rodziny Savage'ów, jakie miejsce byłoby lepsze niż to, które uwzględniałam w swoich wcześniejszych planach? Nikt nie pomyśli, że nasza przeprowadzka jest dziwna albo podejrzana - wytknęła - bo miałam ją już w swoim terminarzu.

Gregori spojrzał na Aidana i potrząsnął głową.

- Widzisz w tym logikę? Nigdy nie była na French Quarter w Nowym Orleanie, ale nikt nie pomyśli że jej nagłe pojawienie się w domu w tamtym mieście jest dziwne.

- Bardzo logiczne - zgodził się Aidan - widzę, że masz ręce pełne roboty, ale muszę wracać do Alexandrii. Najpierw jednak chętnie odwiedziłbym z tobą reportera - jego twarz wyostrzyła się, a na ustach zagościł wyraz okrucieństwa - Pamiętam, jakie szkody wyrządziło stowarzyszenie naszym ludziom.

- To nie jest twoja walka, Aidanie - powiedział Gregori - Nie będę narażał ciebie ani twojej ludzkiej rodziny na niebezpieczeństwo.

Aidan pochylił głowę.

- Czai się gdzieś na zewnątrz. Czuję, jak skrada się w okolicy posiadłości - była w nim chęć i potrzeba bitwy.

Savannah wiedziała, że wynikała ona z naturalnego instynktu drapieżnika nieujarzmionego karpatiańskiego mężczyzny.

- Idź już, Aidanie - powiedział Gregori stanowczo.

- Miło było cię wreszcie poznać, Aidanie - dodała Savannah - Mam nadzieję, że wkrótce spotkam Alexandrię. Może spotkamy się wszyscy, kiedy usuniemy już  z Gregorim niebezpieczeństwo ze strony tych ludzkich morderców.

- Kiedy Gregori usunie niebezpieczeństwo - poprawił ją Gregori używając nieubłaganego, rozkazującego, nawet-nie-myśl-o-podważaniu-mojego-autorytetu tonu.

Aidan ukłonił się na pożegnanie. Potem jego ciało zakołysało się, zaczęło migotać i w kalejdoskopie barw rozpłynęło się w nocnej bryzie przez otwarte okno.

Savannah sięgnęła za siebie i wzięła rękę Gregoriego.

- Nowy Orlean. Co o tym myślisz?

Przez chwilę panowała cisza.

- Jest tam niebezpiecznie - odparł ostrożnie.

- To prawda, ale wszędzie gdzie pojedziemy będzie niebezpiecznie - wytknęła mu rozsądnie - więc co za różnica, gdzie pojedziemy? Równie dobrze możemy się trochę zabawić.

- Wolę góry - odpowiedział cicho, neutralnie.

Uśmiechnęła się do niego swoim psotnym, niesfornym uśmiechem któremu nie mógł się oprzeć.

- Kiedy stary pryk poślubia młodą laskę powinien zaczął orientować się w takich sprawach. Imprezowanie. Nocne życie. Kojarzysz coś, czy minęło za dużo czasu? - drażniła się z nim.

Gregori chwycił jej włosy w dłoń i pociągnął.

- Okaż trochę szacunku, bébé, albo będę musiał przełożyć cię przez kolano.

- Zboczeniec - lekko, seksownie wzruszyła ramionami - Mam zamiar spróbować wszystkiego.

Pochylił się i ją pocałował. Musiał ją pocałować, nie miał innego wyjścia. Kiedy tylko jego wargi spoczęły na jej ustach, znalazł się w opałach. Była niczym gorączka i światło, pikantna przyprawa i satyna, koronka i płomień świecy. A on był zgubiony. absolutnie, kompletnie zgubiony. Gregori szarpnął swoim ciałem żeby znaleźć się dalej od niej i zaklął w starożytnym języku.

Oczy Savannah były zamglone, rozmarzone, a wargi  wilgotne i rozchylone. Usta przybrały ten zmysłowy, tajemniczy uśmiech, którego nigdy nie mógł do końca rozgryźć.

- Mam świetny pomysł, Gregori - powiedziała złośliwie - Polećmy komercyjnymi liniami.

- Co? - gapił się na jej usta. Miała wspaniałe usta. Perfekcyjne usta. Seksowne usta. Mon Dieu, chciał tych ust.

- Czy komercyjne linie lotnicze nie brzmią zabawnie? Możemy wykupić lot w nocy, zmieszać się z ludźmi. Możemy nawet zmylić dziennikarza.

- Nie ma szans, żeby pozbyć się dziennikarza. Jest nieustępliwy. I nie polecimy żadnymi komercyjnymi liniami. Nie będziemy o tym dyskutować. Jeżeli wybierzemy się do Nowego Orleanu, a wcale nie mówię że tak będzie, linie lotnicze odpadają.

- Och, Gregori, tylko żartowałam. Oczywiście zrobimy tak jak chcesz - dodała poważniej.

Potrząsnął głową wściekły na siebie. Oczywiście, że tylko się drażniła. Nie był przyzwyczajony, żeby ktoś z nim żartował tak jak Savannah. Niesłychana kobieta.

- Muszę wyjść i porozmawiać z Wadem Carterem.

Natychmiast wstała, a jej niebieskie oczy rozszerzyły się w oczekiwaniu.

- Powiedz tylko co mam robić. Bez problem...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin