Śmierć człowieka gór.pdf

(519 KB) Pobierz
19.11.2012
Śmierć człowieka gór - Inne dyscypliny - Przegladsportowy.pl
Śmierć człowieka gór
Sprawdź co czytali Twoi znajomi
Dowiedz się, co przeglądają Twoi znajomi i jeśli chcesz,
udostępnij im swoje aktywności.
Dowiedz się więcej
2
Przegladsportowy.pl » Inne dyscypliny » Śmierć człowieka gór
Śmierć człowieka gór
03.11.2009 | 20:00
Jesteś w dziale:
Na żywo
Lubię to!
A A A
Piłka Nożna - Ekstraklasa
poniedziałek, 18.30
Inne dyscypliny
Motosporty
Tenis stołowy
Podnoszenie ciężarów
Hokej na trawie
Rugby
Siłowanie na rękę
Futbol Amerykański
Badminton
Golf
0
0
Tweet 0
wykop +
Lubię to! 2
Tweet
Najważniejsze
Najnowsze
0
Jerzy Kukuczka był najsilniejszym himalaistą świata lat 80. - przyznaje
Reinhold Messner, który popiersie Polaka umieścił w swoim muzeum w
galerii najwybitniejszych wspinaczy w historii. Piotr Morawski był
największą nadzieją światowego himalaizmu.
Mógł zostać, według słynnego Włocha Simone Moro, „Nowym Kukuczką". Piotr Kalmus
marzył o wielkiej karierze. Wszyscy oni zostali w Himalajach na zawsze. Wszyscy polegli w
starciu z potęgą najwyższych gór świata
Tweet
Tweet
Legenda
Menu
Czteroletni Wojtek obudził się z krzykiem. Właśnie śniło mu się, że jest w windzie z ojcem i
nagle zaczynają spadać. Ciocia powiedziała, żeby nie przejmował się i poszedł spać. Tak
zrobił.
Strona Główna
Piłka nożna
Dworzec kolejowy w Katowicach. 24-letni Wojtek Kukuczka idzie specyficznym, ale pewnym
krokiem. Niezbyt wysoki, nie przywiązuje wagi do ubrania, na głowie dredy. Matka mówi, że
jest podobny do ojca. Ale tylko z charakteru. Cechy fizyczne, rysy, budowę odziedziczył starszy z
braci, Maciek. Matka mówi, że jest jak ojciec, tyle że „w ciemnej oprawie".
Siatkówka
więcej
Formuła 1
Blogi
Wojtek na co dzień robi zdjęcia. Skończył Akademię Sztuk Pięknych we Wrocławiu. Pracował
przez chwilę w katowickim oddziale „Faktu", można powiedzieć, że jest na etapie
poszukiwania miejsca w życiu. Ostatnio zaczął zbierać materiały o ojcu. Zainteresował się
wspinaczką. Na razie trenuje na skałkach, ale ostatnio zapytał Ryszarda Pawłowskiego, czy
nie zabrałby go na wyprawę w Himalaje.
Żużel
2012-11-19 10:53:45
emeryturę
Boks
Tenis
- Jeszcze za wcześnie - odpowiedział Pawłowski.
Wojtek na razie pojechał tylko pod Lhotse, na grób ojca. Nie pamięta go. Ale nigdy nie miał do
niego żalu.
- Był niezależny, dokonał swojego wyboru, szanuję to - mówi.
Koszykówka
Piłka ręczna
Lekkoatletyka
20 lat temu Jerzy Kukuczka wyruszył na Lhotse. To miała być jego ostatnia tak ekstremalna
wyprawa. Nigdy nie obiecał, że porzuci góry. Nie mógłby tego zrobić. Nawet, gdy już zdobył
Sziszapangmę, swój ostatni, czternasty ośmiotysięcznik.
Pływanie
Wszystkie blogi
Kolarstwo
Ale południowa ściana Lhotse nie dawała mu spokoju. To było największe wyzwanie
himalaizmu końca lat 80. A jak mówi Wojciech Kurtyka: „Gdy pojawiało się jakieś medialne
wyzwanie, możliwość pokazania całemu światu, kto jest najlepszy, wtedy Jurek po prostu
ruszał do akcji".
Sporty walki
Ten gość zwariował! Rzucał
do swojego ...
Ten koszykarz chyba
zwariował! I to podczas
meczu. Jeden z zespołów w
...
Gwiazdy na premierze
musicalu ...
Sporty zimowe
- Chciał udowodnić sobie, że może to zrobić. Innym nie musiał nic udowadniać, tylko sobie -
uważa Cecylia Kukuczka.
W twarzy, oczach, sposobie bycia pani Cecylii wyczuwa się pewną melancholię. Nawet gdy
opowiada o swoim mężu z pasją, z wielkim zaangażowaniem, gdy nagle się ożywia, z jej
twarzy nie znika zaduma czy nawet smutek. Jesień to sezon dla dziennikarzy. Przyjeżdżają,
pytają o męża. Tak jest rok w rok, teraz szczególnie, bo to dwudziesta rocznica jego śmierci.
Ale nawet po tylu latach można odnieść wrażenie, że niektóre pytania ciągle sprawiają ból.
Sporty wodne
Hokej
Podnoszenie ciężarów
Tenis stołowy
Wraca wspomnienie...
Ligota, dzielnica Katowic. IX piętro wieżowca na wielkim blokowisku. Już ostatnie tygodnie
tutaj, bo niedługo się wyprowadzą. Jerzy za osiągnięcia dostał przydział na bliźniaka. Cieszy
się, że będzie miał swój własny pokój. Od kilku dni nie było od niego wiadomości. Choćby
parę słów w radiu czy telewizji. Pani Cecylia wieczory spędza przyklejona do radioodbiornika.
W końcu coś powiedzą. Listy od Jerzego dochodzą czasem kilka dni po jego powrocie z
wyprawy. Ale z radia zawsze coś można usłyszeć.
Igrzyska olimpijskie
Zamiast w piłkę kopnął w
rywala! ...
Powraca na naszą stronę
liga rumuńska! To co się tam
dzieje czasami ...
Inne dyscypliny
Plebiscyt "PS"
Kalendarz imprez
więcej
- Nie czekasz na dobrą czy złą wiadomość. Po prostu na jakąkolwiek. Choćby jedno zdanie -
mówi.
Wtorek to już najwyższy czas na jakiś meldunek.
Nasze wydania
ZMIANY REGULAMINOWE
Autor: Sławomir Węgierkiewicz
Znamy już pełną treść regulaminu
Enea Ekstraligi. Poniżej prezentujemy
treść komunikatu .
Skarb Kibica
Dzwonek do drzwi, pani Cecylia wychodzi na klatkę. Janusz Majer, przyjaciel Jerzego, pojawia
się z żoną za szklaną szybą. Patrzą na nią, spuszczają wzrok. Ona już wie. Jako pierwsza. To
jest żelazna zasada, najpierw trzeba powiadomić rodzinę, za wszelką cenę, zanim
przedostanie się do mediów. Te w dalszej kolejności. Najgorsze co może być, to dowiedzieć
więcej
www.p rzegladsportowy.pl/Inne-d yscypliny-smierc-czlowieka-gor,artykul,61576,1,307.html
1/11
936451220.077.png 936451220.088.png 936451220.099.png 936451220.110.png 936451220.001.png 936451220.012.png 936451220.023.png 936451220.030.png 936451220.031.png 936451220.032.png 936451220.033.png 936451220.034.png 936451220.035.png 936451220.036.png 936451220.037.png 936451220.038.png 936451220.039.png 936451220.040.png 936451220.041.png 936451220.042.png 936451220.043.png 936451220.044.png 936451220.045.png 936451220.046.png 936451220.047.png 936451220.048.png 936451220.049.png 936451220.050.png 936451220.051.png 936451220.052.png 936451220.053.png 936451220.054.png 936451220.055.png 936451220.056.png 936451220.057.png 936451220.058.png 936451220.059.png 936451220.060.png 936451220.061.png 936451220.062.png 936451220.063.png 936451220.064.png 936451220.065.png 936451220.066.png 936451220.067.png 936451220.068.png 936451220.069.png 936451220.070.png 936451220.071.png 936451220.072.png 936451220.073.png 936451220.074.png 936451220.075.png 936451220.076.png 936451220.078.png 936451220.079.png 936451220.080.png 936451220.081.png 936451220.082.png 936451220.083.png 936451220.084.png 936451220.085.png 936451220.086.png 936451220.087.png 936451220.089.png 936451220.090.png 936451220.091.png 936451220.092.png 936451220.093.png 936451220.094.png 936451220.095.png 936451220.096.png 936451220.097.png 936451220.098.png 936451220.100.png 936451220.101.png 936451220.102.png 936451220.103.png 936451220.104.png 936451220.105.png 936451220.106.png 936451220.107.png 936451220.108.png 936451220.109.png 936451220.111.png 936451220.112.png 936451220.113.png 936451220.114.png 936451220.115.png 936451220.116.png 936451220.117.png 936451220.118.png 936451220.119.png 936451220.120.png 936451220.002.png 936451220.003.png 936451220.004.png 936451220.005.png 936451220.006.png 936451220.007.png 936451220.008.png 936451220.009.png 936451220.010.png 936451220.011.png 936451220.013.png 936451220.014.png 936451220.015.png 936451220.016.png 936451220.017.png
19.11.2012
Śmierć człowieka gór - Inne dyscypliny - Przegladsportowy.pl
się z telewizji.
Pogoń Siedlce - Znicz Pruszków 1:0 (1:0)
Autor: sztajnert maciej
Pogoń Siedlce - Znicz Pruszków 1:0
(1:0)
Kilka godzin później do age ncji prasowych trafia informacja: „Podczas wspinaczki na
południowej ścianie Lhotse spadł i poniósł śmierć polski himalaista Jerzy Kukuczka".
więcej
Może się panie przysiądą?
Pani Cecylia kończy właśnie oprowadzać turystów, młode małżeństwo z dwójką dzieci.
Opowiada z pasją. Dzieci chciałyby już iść, ale rodzice słuchają z niezwykłym przejęciem,
zadają pytania.
Nike Węgrów - Ósemka Siedlce 3:0
Autor: sztajnert maciej
Nike Węgrów - Ósemka Siedlce 3:0
więcej
W Istebnej, w rodzinnym domu Kukuczków, wygospodarowała małą salkę i stworzyła izbę
pamięci swojego męża. Tutaj znajdował czas na odpoczynek, zabawę z synami, Maćkiem i
Wojtkiem, śpiewał przy ognisku piosenki Starego Dobrego Małżeństwa. I przyśpiewki
góralskie. Po polsku i słowacku. Kompletnie nie umiał tańczyć, ale za to świetnie śpiewał.
Uwielbiał to miejsce. Przyjeżdżał tu czasem, żeby choć na chwilę uciec od mediów. W domu
czasem nie dało się już wytrzymać.
- Gdy Jurek zaczął zdobywać kolejne szczyty, w domu cały czas ktoś był, bez przerwy dzwonił
telefon. Wtedy wsiadaliśmy w samochód i jechaliśmy do Istebnej - mówi Cecylia Kukuczka.
Nie rozmawiali dużo o górach. Co tam czuł, jak niezwykłą walkę podejmował - wszystkiego
dowiedziała się już po jego śmierci, redagując autobiografię męża.
- Naprawdę musieliśmy się natrudzić, żeby cokolwiek z niego wyciągnąć. Góry były tylko jego.
W domu była rodzina - mówi pani Cecylia. Opowiada zwiedzającym o sprzęcie, o wyprawach,
o każdym szczycie. Trudno uwierzyć, że gdy poznali się na początku lat 70., nie miała o tym
pojęcia. Poszła z koleżanką na kawę do jednej z katowickich restauracji, gdzie akurat Jerzy
świętował swoje urodziny w towarzystwie kolegów z Głównego Instytutu Górniczego. Nie było
wolnych miejsc i Kukuczka zaproponował im: „Może się panie przysiądą do nas?".
- Skromny i jednocześnie bardzo przyjazny - mówi Cecylia Kukuczka. - Widziałam w jego
oczach, że to dobry i uczciwy człowiek. Spodobaliśmy się sobie i tak od randki do randki...
Nazwisko Jerzego było wtedy już znane w środowisku polskich wspinaczy. Miał też bolesne
doświadczenie ze śmiercią, która później będzie mu towarzyszyć, gdy w latach 80. po kolei
ginąć będą jego partnerzy i przyjaciele.
W 1971 roku jednym z najważniejszych problemów polskich wspinaczy było zimowe przejście
tzw. direttissimy Kazalnicy, czyli najprostszej drogi prowadzącej na szczyt. Ta sama ściana,
która latem wydawała się dość prosta, zimą stanowiła niezwykłe wyzwanie. Chcieli je podjąć
krakowiacy pod wodzą młodego talentu, Wojciecha Kurtyki.
- Gdy przyjechaliśmy do schroniska nad Morskim Okiem, zorientowaliśmy się, że Ślązacy z
Harcerskiego Klubu Taternickiego są już w ścianie. Wiedzieli, że szykujemy swoją wyprawę i
postanowili uprzedzić nas o jeden dzień - opowiada Kurtyka. Byli to Kukuczka, Zbigniew
Jaworowski i Piotr „Jim" Skorupa, przyjaciel Jerzego, być może najbliższy, z którym wspinał się
od kilku lat.
Krakowiacy byli zirytowani, wręcz wściekli. Ruszyli za Ślązakami, a potem ich wyprzedzili, kiedy
ci postanowili przeczekać dwa dni z powodu załamania pogody. Teraz gonili Kukuczka i
koledzy. Pogoda beznadziejna, teren ciężki, Kurtyka prze naprzód, metr po metrze, zostawia
wszystkich w tyle, Kukuczka nie odpuszcza, narzuca ostre tempo. Wchodzi pierwszy na półkę
skalną. Zaczyna grzać zupę dla kolegów. Skorupa jest tuż za nim. Kukuczka wyciąga do
przyjaciela rękę... Mówi: „Chodź, dawaj". Lina jest oblodzona. „Jim" łapie za tzw. węzeł Prusika.
To niewybaczalny błąd, wręcz śmiertelny... Węzeł zaczyna się zsuwać...
„Usłyszałem jakiś niewiarygodny krzyk, pisk i za chwilę głośne rąbnięcie. Nie wiedziałem, co
się dzieje, mój partner Tadek Gibiński nie chciał nic powiedzieć. „Idź dalej, wszystko jest w
porządku, coś spadło" - rzucił. Dopiero nad ranem przyznał, że Skorupa zginął - opowiada
Kurtyka. Ślązacy wycofali się ze ściany.
Kukuczka przyznał po latach, że przez kilka tygodni bił się wtedy z myślami: wrócić w góry czy
nie. Wrócił. Przechodził przez kolejne szczeble. W Dolomitach kamień oderwany od skały trafił
go w głowę. Szedł dalej. W Alpach sam spadł z Marmolady. Z ośmiu metrów. Podniósł się i
osiągnął szczyt. Potem był McKinley na Alasce, gdzie ledwo przeżył i stracił kawałek palca,
później Hindukusz. Zawsze w bardzo dobrym stylu. Cały czas wyżej, cały czas trudniej. W
końcu trafia w Himalaje. Pierwsze podejście na Nanga Parbat zakończyło się
niepowodzeniem.
Wyprawa w Himalaje to koszty. Milion złotych. Kukuczka i koledzy malują kominy. Są szybsi niż
wszechpotężne Hutnicze Przedsiębiorstwo Remontowe. Znacznie szybsi. Podczas gdy
konkurent potrzebuje na pomalowanie 80-metrowego komina kilka miesięcy, oni robią to... w
tydzień.
- Bo my, proszę pana, malujemy bez rusztowania. Na linach - tłumaczy Kukuczka dyrektorowi.
Ten robi wielkie oczy, ale w końcu wykłada pieniądze. Jeszcze kilka kominów, kilka wizyt w
gabinetach i można ruszać...
4 października 1979 roku wraz z Andrzejem Czokiem staje na szczycie Lhotse. Nie używają
dodatkowego tlenu, co jest w tym czasie ogromnym osiągnięciem.
Kolejny sukces to Mount Everest. W maju 1980 roku, już nową trasą. Od tej pory Kukuczka
będzie zawsze szukał nowych wyzwań, nie zadowoli się tym co banalne, osiągalne dla
zwykłych śmiertelników.
W 1981 roku podejmuje próbę zdobycia Makalu. W stylu alpejskim z Wojciechem Kurtyką i
Anglikiem Aleksem McIntyre. Załamanie pogody powoduje, że muszą się wycofać. Nie kryją
żalu. Kukuczka próbuje przekonać Kurtykę do powrotu na szczyt, ale ten postanowił, że to
koniec.
www.przegladsportowy.pl/Inne-dyscypliny-smierc-czlowieka-gor,artykul,61576,1,307.html
2/11
936451220.018.png 936451220.019.png 936451220.020.png 936451220.021.png 936451220.022.png 936451220.024.png 936451220.025.png 936451220.026.png
- W takim razie pójdę sam - wypala Kukuczka. Idzie i zdobywa swój trzeci ośmiotysięcznik. Tyle
nie osiągnął jeszcze żaden z polskich himalaistów.
Twardziel i geniusz
W pierwszej połowie lat 80. stworzył z Kurtyką duet marzeń. Himalajski dream team.
Bronowice, obrzeża Krakowa. Kurtyka otwiera drzwi, kończy załatwiać telefonicznie swoje
interesy w Indonezji. Mówi się o nim jako o człowieku ekscentrycznym, niechętnym mediom.
Obraz ten okazuje się nieco zafałszowany. Pracuje właśnie nad opowiadaniem. Chce
wykorzystać motywy autobiograficzne, sporo już napisał, ale nie wyklucza, że nigdy tego nie
wyda...
Kurtyka, legenda świata alpinistycznego, w Polsce nieco w cieniu wielkich, medialnych
nazwisk. Na Zachodzie, wśród swoich, uznawany za mistrza. Reinhold Messner, czyli człowiek
mający w tym świecie niemal patent na nieomylność, nazwał Kurtykę tym, który miał
największy wpływ na europejskie wspinanie.
Kukuczka i Kurtyka, duet cokolwiek egzotyczny. Nawet nie tyle niezwykły jest fakt, że się ze
sobą wspinali, ile że po prostu w ogóle lubili spędzać ze sobą czas.
Kukuczka - typowy sportowiec. Czołg. Człowiek, który zakłócił elitaryzm himalaizmu. Ślązak,
elektryk. Kurtyka - człowiek o duszy artysty, niejako ucieleśnienie tego elitaryzmu, syn pisarza
Henryka Worcella.
Z jednej więc strony twardziel, Jurek, normalny i naturalny facet, któremu podobało się
zainteresowanie mediów i popularność. Jego znajomi nie ukrywają, że o nią zabiegał, gdyż
rozumiał, że wiąże się to z dofinansowaniem wypraw, ale też wynikało to ze zwykłego
ludzkiego cieszenia się swoimi pięcioma minutami.
Z drugiej strony geniusz, Wojtek, wyjątkowo inteligentny facet ze skłonnościami do
filozofowania, dbający niezwykle o formę wypowiedzi, w miarę możliwości stroniący od
mediów, gdyż każdy udzielany wywiad jest jego zdaniem przyznaniem się do własnej
słabości, jaką jest próżność.
Jurek, tradycyjny katolik z krzyżykiem na szyi, w każdą niedzielę obowiązkowo meldujący się w
kościele, i Wojtek, wiecznie poszukujący prawdy o absolucie.
Jurek, prący na przekór wszystkiemu, przekonany o tym, że opatrzność chroni go przed
śmiercią, i Wojtek, którego wyobraźnia podsuwała najgorsze możliwe obrazy śmierci. Efektem
tej jego przesadnej z pozoru ostrożności był fakt, że na wyprawach z jego udziałem doszło do
zaledwie jednego, niezbyt groźnego wypadku.
Ten duet był, jak uważa Janusz Kurczab, prawdopodobnie najlepszym zespołem w historii
polskiego himalaizmu. Razem zdobyli 3 ośmiotysięczniki w zaledwie 2 lata. Wydawało się, że
są w stanie zdystansować całą elitę światowego himalaizmu.
- Wbrew pozorom te wszystkie przeciwności doskonale się uzupełniały - uważa Kurtyka. -
Jurek był niezłomny, z żelazną konsekwencją dążył do celu, ja miałem spore możliwości
techniczne. To było dobre połączenie.
Ich trawers Broad Peaków przeszedł do historii himalaizmu. Rozstali się wkrótce potem,
schodząc po udanej wyprawie.
- Jerzy w pewnym momencie chciał iść na Gaszerbrum IV, tak zwaną Świetlistą Ścianę. Ja
powiedziałem, że nie, bo pogoda nie jest odpowiednia. Choć od lat było to przecież moje
marzenie - mówi Kurtyka. - Jurek w swojej książce wyrażał rozczarowanie, że ja nie chciałem
wejść w ścianę. Ta próba to był błąd w sztuce, nie wchodzi się w takie monstrum, prawie 3
kilometry, kiedy pułap chmur sięga 6 tysięcy metrów, kiedy każdego dnia po południu prószy
śnieg. Nie wchodzi się w takich warunkach w stylu alpejskim, gdy już nie ma odwrotu!
Czy więc Kukuczka był szaleńcem?
Kurtyka zaprzecza: - Nie, Jurek wierzył, że człowiek potrafi wytrzymać o wiele więcej, niż to się
utarło, organizm ludzki według niego jest o wiele mocniejszy, niż się mówi, zaś wypadki to są
po prostu... wypadki. Jakby nie zdawał sobie sprawy, że na przykład można umrzeć z
wyczerpania. A przecież siła ludzka w końcu się kończy. Jurek myślał, że zawsze można coś
zrobić, zawsze można mieć wpływ na swój los.
Kiedyś Jerzy zwierzył się przyjacielowi, że gdy nie zdołał zdobyć góry, pytał w duchu
najwyższego: „Boże mój, dlaczego nie pozwoliłeś mi wejść, przecież nic złego nie zrobiłem".
Janusz Majer, przyjaciel Kukuczki, dziś współwłaściciel firmy Hi-Mountain opowiada: -
Siedzieliśmy z Jurkiem pod Świetlistą Ścianą, patrzył na nią i opowiadał, jak ją ugryźć, którędy
pójść. Wróciliśmy do bazy i wtedy pogoda się naprawdę zepsuła. Trzech z nas postanowiło,
że schodzimy, wtedy Wojtek Kurtyka powiedział: „My z Jurkiem też schodzimy". Jurek nie chciał.
Miał takie podejście, że jeśli zapłaciliśmy za zdobycie ściany, to musimy spróbować.
Ta sytuacja była katalizatorem. - Sporą rozbieżność między nami można było zauważyć już przy
wyznaczaniu celów. Ja wybierałem te góry, gdzie mogłem podziwiać naturę, cieszyć się
wyzwaniami. Jurek był mentalnie w pełni ustawiony na największe wysokości. Gdy ja ujrzałem
szczyt Trango Tower, spędziłem tam ranek i byłem tak roztrzęsiony, że ciężko mi było dojść do
siebie, byłem jak po jakimś ciężkim kataklizmie wewnętrznym, tak to porażająco odebrałem. A
on? Nie sądzę, by w ogóle zrobiło to na nim jakieś wrażenie. Góra i tyle, nawet niezbyt wysoka.
Jurek chciał tylko gonić Messnera - mówi Kurtyka.
Coraz częściej dochodziło do kłótni. Często z byle powodu. Ich rozstanie było niezwykle
symboliczne. Schodzili lodowcem Baltoro, w pewnym momencie jeden poszedł w prawo,
drugi w lewo. Jurek skręcił na niespełna siedmiotysięczny Biarchedi i stamtąd na przełęcz
Masherbrum La i do doliny Hushe.
936451220.027.png
19.11.2012
Śmierć człowieka gór - Inne dyscypliny - Przegladsportowy.pl
Gdy Kukuczkę zobaczył miejscowy nauczyciel, nie mógł uwierzyć, że stamtąd przyszedł
samotnie. Do tej pory udało się to tylko sporej grupie amerykańskich przewodników. „To
niemożliwe. Poza nimi nikt się tędy jeszcze nie przedostał" - mówił. Jerzy wzruszył ramionami.
Nie starał się go przekonać. Próbował za to przekonać Kurtykę do dwóch wypraw zimowych i
udziału w wyścigu po 14 ośmiotysięczników. Bezskutecznie. Kukuczka mówił, że zimą można
zrobić dwa i zacząć pogoń za Messnerem.
- Dla Jurka to było zupełnie naturalne, gdyż on traktował wspinaczkę jako sport. Dla mnie było
to wręcz niedopuszczalne - wyjaśnia Kurtyka.
Marsz
Kukuczka miał trochę racji. Kolejne ośmiotysięczniki padały, jeden po drugim. Styczeń 1985,
Dhaulagiri, razem z Andrzejem Czokiem. Luty 1985, Cho Oyu razem z Andrzejem Heinrichem.
Lipiec 1985, Nanga Parbat razem z Heinrichem, Sławomirem Łobodzińskim i Meksykaninem
Carlosem Carsolio.
Ten ostatni, wówczas 23-letni debiutant został potem czwartym człowiekiem, który zdobył
wszystkie ośmiotysięczniki. W mailu napisał nam: „Spotkałem go w bazie Rupal. Miałem
pożyczony sprzęt, taki domowej roboty. A miałem przecież spotkać legendarnego Kukuczkę,
najlepszego himalaistę świata... Co on pomyśli, gdy mnie zobaczy? Byłem bardzo
zawstydzony. Gdy dotarłem do bazy, zobaczyłem, jak Kukuczka z Heinrichem cerują swoje
ubrania. Mieli takie jak ja, domowej roboty, tyle że z rosyjskich materiałów. Później spotykałem
w swoim życiu wielu wysportowanych atletów, którzy nie wytrzymywali na największych
wysokościach, w ekstremalnych warunkach. Po prostu siadali psychicznie. A niepozorny
Kukuczka ze swoimi przerzedzonymi włosami, brakami w uzębieniu i sporawym brzuchem,
chyba od wódki, był tak niezwykle silny psychicznie... to na pewno był najsilniejszy facet
jakiego w życiu spotkałem. Jeśli mu coś nie szło, po prostu co chwila rzucał to wasze
charakterystyczne słowo na k, ale nigdy się przy tym nie skarżył i nie rezygnował".
Do końca roku miał już 9 szczytów. Kolejny rok i kolejne rekordy.
Styczeń 1986, Kanczendzonga, pierwsze zimowe wejście, z Krzysztofem Wielickim. Lipiec
1986, K2, razem z Tadeuszem Piotrowskim. Listopad 1986, Manaslu razem z Carsolio i
Arturem Hajzerem. Wszystkie te szczyty zdobyte zostają w znakomitym stylu, ale na kilku z nich
stracił przyjaciół.
Na Nanga Parbat blok skalny jakby specjalnie wyskoczył z lawiny i trafił Piotra Kalmusa, na
Kanczendzondze z wycieńczenia zmarł przyjaciel Kukuczki, Andrzej Czok. Ta śmierć, jak
opowiadała Cecylia Kukuczka, zabolała go najbardziej. Razem zdobywali swoje dwa pierwsze
ośmiotysięczniki. Czok, wydawało się najtwardszy z ludzi, po prostu zaczął gasnąć. Gdyby
Kukuczka zdał sobie sprawę z jego stanu i zamiast kontynuować atak na szczyt, sprowadził go
na dół, mógłby przyjaciela uratować.
Na K2 zginął Tadeusz Piotrowski. Zgubił raki, spadając, zsunął się po Kukuczce. Jerzy nic nie
mógł zrobić. Wbił się ze wszystkich sił w ścianę i chciał tylko przeżyć.
W międzyczasie, podczas zakończonej niepowodzeniem wyprawy na Lhotse, zginął Rafał
Chołda. Kukuczka w pewnym momencie się odwrócił i zobaczył, że go nie ma...
Szedł dalej, chociaż z Messnerem już przegrał. Włoch w 1986 roku wszedł na Lhotse. Miał
komplet. Kukuczka musiał zadowolić się drugim miejscem.
Luty 1987, Annapurna z Arturem Hajzerem... I w końcu, 18 września 1987 roku Sziszapangma
z Arturem Hajzerem. Cel został osiągnięty.
- Stało się... Wszystko dociera do mnie powoli. Jak zawsze na tej wysokości, musi torować
sobie drogę przez zmęczenie, łomot spracowanego serca, oddech szarpany głodem tlenu. I
nie potrafię w sobie wyzwolić radości proporcjonalnej do przeżycia - pisze Kukuczka w swojej
autobiograficznej książce.
Gdy w pewnym momencie zbliżył się na odległość zaledwie dwóch szczytów do Messnera
(10-12), szansa na wygranie tego pasjonującego, śmiertelnie niebezpiecznego wyścigu stała
się realna. Po latach zwolennicy zarówno jednego, jak i drugiego przekonują, że to nie był
żaden wyścig, bo Messner zaczynał 9 lat wcześniej, więc Polak nie miał szans. Sam Kukuczka
przyznał jednak, że zajął drugie miejsce w konkurencji 14 razy 8000. A więc wyścig był.
Przecież gdyby Messner się zawahał, gdyby raz czy drugi przegrał z pogodą, wtedy sprawa
byłaby otwarta...
Popiersie na honorowym miejscu
- Messner, słucham - głos w słuchawce jest mocny, należy do człowieka zdecydowanego,
niezwykle pewnego siebie. Reinhold Messner. Fenomen. Numer 1. Człowiek, który jako
pierwszy zdobył czternaście ośmiotysięczników, jako pierwszy wszedł na Mt. Everest bez tlenu,
człowiek, który zdobył Koronę Ziemi, czyli najwyższe szczyty wszystkich kontynentów, który w
końcu przejechał na nartach Antarktydę. Człowiek, którego Kukuczka uważał za swojego idola.
- Czy choć przez chwilę myślał pan, że Kukuczka może panu zagrozić w wyścigu 14 razy
8000?
- Nie. Ja nigdy nie traktowałem tego jako zawodów. Jerzy był cztery lata młodszy ode mnie i
znacznie później wszedł w wysokie góry. Wiem, że Jerzy szczególnie pod koniec miał spore
ciśnienie ze strony polskich mediów. Tyle tylko, że ja zaczynałem na Nanga Parbat w 1970
roku, a on, na tej samej górze, 7 lat później. Nie ma natomiast wątpliwości, że on, między
1980 i 1986 rokiem, był najsilniejszym wysokogórskim wspinaczem świata. Ja nie byłem już
tak silny, choćby ze względu na wiek. Okres mojej świetności przypadał na czas, gdy
Kukuczka jeszcze wspinał się w Alpach. Proszę też zauważyć, że Jerzy swoje szczyty zdobył
podczas zaledwie 12 wypraw, ja miałem ich aż 18. Nie chcę powiedzieć, że on był słabszy,
wręcz odwrotnie, był silniejszy. Ale miałem na starcie tak dużą przewagę, że nie było
właściwie szansy, by nawiązał rywalizację. Byłem w uprzywilejowanej sytuacji, mogłem sobie
pozwolić na to, by dokonywać innych rzeczy, nie ścigać się.
www.przegladsportowy.pl/Inne-dyscypliny-smierc-czlowieka-gor,artykul,61576,1,307.html
4/11
936451220.028.png
19.11.2012
Śmierć człowieka gór - Inne dyscypliny - Przegladsportowy.pl
- Czyli nawet przez chwilę nie obawiał się pan, że Kukuczka może jednak wygrać?
- Nie, nigdy nawet o tym nie myślałem. Wiedziałem, że jeśli nie zginę na ośmiotysięczniku,
zdobędę je wszystkie. W 1982 roku wszedłem na 3 ośmiotysięczniki w ciągu zaledwie dwóch
miesięcy, znałem więc swoje możliwości i miałem sporą rezerwę. Proszę zresztą zwrócić
uwagę, że w 1984 roku, zamiast jechać po kolejne ośmiotysięczniki do kolekcji,
zdecydowałem się przejść dwa Gaszerbrumy, które już przecież zaliczyłem w poprzednich
latach. To pokazuje, że nie spieszyłem się, ale po prostu realizowałem swoje założenia,
swoje idee, które przychodziły mi do głowy.
- Czy miał Kukuczka coś, jakąś cechę, która panu szczególnie imponowała?
- Niezwykła była odporność i surowość, z jaką traktował samego siebie. Potrafił marznąć,
cierpieć, głodować i w końcu wchodził na szczyt. Dlatego właśnie był najlepszym wspinaczem
lat osiemdziesiątych. W moim muzeum stoi jego popiersie z brązu, które dostałem od
Polaków. Postawiłem je wśród najwybitniejszych wspinaczy w historii, jak Andreas Heckmair
czy Walter Bonatti. Jerzy zdecydowanie jest w jednej grupie z najlepszymi, którzy kiedykolwiek
się wspinali. Niesamowicie silny i co ważne, wspinał się w znakomitym stylu. Jego wejście,
razem z Tadeuszem Piotrowskim na K2, w 1986 roku, było wręcz niezwykłe.
- Wiele osób mówiło, że on nie wyglądał na alpinistę, twierdzono nawet, że był po prostu
gruby.
- Miał lekką nadwagę, ale potrafił użyć tego w trudnych momentach, uczynił z niej swoją broń,
był w tym niezwykle inteligentny. Na pewno nie będę krytykował Jurka za cokolwiek. Jest jedna
rzecz, której żałuję... W 1982 roku jechałem na Cho Oyu i zaprosiłem z Polski tylko Wojtka
Kurtykę, jednego z największych alpinistów swojej epoki. Poza tym było kilku wspinaczy z
krajów Europy Zachodniej. Dziś z perspektywy czasu żałuję, że nie zaprosiłem ich obu.
Chciałbym też podkreślić, że przyczyną śmierci Jerzego nie był wyścig ze mną.
- Więc co?
- Myślę, że presja polskich mediów. Po zdobyciu wszystkich ośmiotysięczników oczekiwania
były tak wielkie, że on chyba nie do końca sam miał wpływ na to, co robić dalej, jaki cel sobie
obrać.
- Być może zginął, bo wiedział, że musi coś udowodnić, musi wejść na południową ścianę
Lhotse, ścianę marzeń...
- Wie pan pewnie, że ja dwukrotnie poległem na tej ścianie. Raz w 1975 i później w 1989
roku. Wtedy powiedziałem moim przyjaciołom, że nie jestem wystarczająco silny, by wejść na
tę ścianę. To było wiosną. Jerzy przyjechał jesienią i chyba czuł zbyt duże ciśnienie, że musi to
zrobić. Na tej wysokości, w tych warunkach ten wypadek zdarzyłby się każdemu.
- Kiedy po raz pierwszy zdał pan sobie sprawę, że w ogóle jest ktoś taki jak Kukuczka?
- Pamiętam go z 1979 roku, ale bardzo słabo. Spotkaliśmy się, gdy schodził z Lhotse,
porozmawialiśmy trochę o wyprawach na Nanga Parbat. Wiedziałem, kto to jest, od kiedy
wszedł na Mount Everest, a po tym, jak z Kurtyką zrobili trawers Broad Peaków, dokładnie
wiedziałem, z kim rozmawiam, kojarzyłem go już bardzo dobrze. Zrobił też świetne wejście na
Gaszerbrum II, można powiedzieć, że dokonywał rzeczy, które i ja chciałem robić. I to w
pięknym stylu. Zacząłem się wtedy interesować jego osiągnięciami. Później jeszcze Erhard
Loretan miał takie osiągnięcia w wyprawach na ośmiotysięczniki. Kukuczka szukał nowych
dróg, wchodził zimą, samotnie na Makalu... Większość himalaistów wspinała się na
ośmiotysięczniki niemal na grzbietach jaków. To nie miało już nic wspólnego z naszą ideą
alpinizmu. Kukuczka, Loretan i ja byliśmy tymi, którzy pokazali największą klasę. Później było
niewielu takich wspinaczy. Dzisiaj mówi się, że himalaiści są szybsi niż dawne gwiazdy.
Wchodzi nawet sporo kobiet. Ktoś im przymocowuje liny i szybko wchodzą po tych linach - no
to rzeczywiście są szybsi. My wyznaczaliśmy nowe, trudne trasy, zimowe wejścia.
- Czy styl Kukuczki nie był za bardzo ryzykowny? Wokół niego ginęło wiele osób, on też
zginął.
- Wspinanie się w sposób, w jaki to robiliśmy, jest ryzykowne. On to wiedział. Zresztą, Polacy
mieli niezwykle silną grupę wspinaczy, jeden pchał drugiego do przodu. Gdy kilku zginęło,
miałem nadzieję, że Kukuczka zrezygnuje, zejdzie na niziny i zacznie szukać nowych wyzwań.
Takich jak chociażby wyprawy na Antarktydę, pustynię... coś bezpieczniejszego. Ja tak
zrobiłem i wciąż żyję. Ale powiedzmy szczerze, żyję, bo miałem też dużo szczęścia. Przecież na
Nanga Parbat w 1970 roku byłem bliski śmierci.
- Czy zdążyliście poznać się prywatnie?
- Nie, nigdy nie było takiej okazji, żebym poznał jego żonę czy dzieci. Ale oczywiście kilka razy
pogadaliśmy w górach. Mogę powiedzieć tylko tyle, że w Katmandu czy w bazie zawsze był to
bardzo miły facet, świetna osobowość. Był bardzo otwarty, lubił napić się wina z innymi
wspinaczami, a następnego dnia, z samego rana startował na szczyt.
Gwiazda
Być może Messner miał rację. Jerzy mógł zejść na niziny, szukać nowych wyzwań. Miał od
Francuza Jeana Louisa Etienne'a ofertę przeprawy przez Antarktydę, którą jednak odrzucił. A
przecież osiągnął swój najważniejszy cel w Himalajach. Musiał go osiągnąć. Kurtyka mówi o
„obsesyjnej wręcz żądzy pokonywania kolejnych szczebli".
- Znany szwajcarski naukowiec, dr Oelz, który badał himalaistów, ustanowił jednostkę, którą
nazywał imperatywem sukcesu. Jerzy miał tu niezwykle wysoki współczynnik - tłumaczy
Tomasz Malanowski, współautor autobiograficznej książki Kukuczki „Na szczytach świata".
Właśnie Malanowski pod koniec lat 80., jeszcze za komuny, załatwił Kukuczce jedną z
pierwszych komercyjnych reklam.
„Siła, sprawność, wytrzymałość" - brzmiał slogan reklamowy specyfiku, którego butelkę
trzymał w ręku Jerzy. Reklamę można było zobaczyć głównie na Śląsku, bo choć podziwiano
www.przegladsportowy.pl/Inne-dyscypliny-smierc-czlowieka-gor,artykul,61576,1,307.html
5/11
936451220.029.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin