Książę srebrny.txt

(645 KB) Pobierz
ALEKSY K. TO�STOJ
Ksi��� Srebrny
Prze�o�y� Jerzy J�drzejewicz

Wydawnictwo "Wsp�praca", Warszawa 1987
Przedmowa do wydania pierwszego
Opowie�� niniejsza ma na celu nie tyle opis jakichkolwiek wydarze�, ile ukazanie og�lnego charakteru ca�ej epoki i odtworzenie poj��, wierze�, obyczaj�w i stopnia rozwoju umys�owego spo�eczno�ci rosyjskiej w si�dmym i �smym dziesi�cioleciu XVI wieku.
Pozostaj�c wierny historii w og�lnych jej zarysach, autor pozwoli� sobie na pewne odst�pstwa w szczeg�ach nie maj�cych znaczenia historycznego. Tak na przyk�ad egzekucja Wiaziemskiego i obydw�ch Basmanow�w, kt�ra faktycznie mia�a miejsce w 1570 roku, zosta�a dla zwarto�ci opowiadania umieszczona w�r�d wydarze� 1565 roku. Ten umy�lny anachronizm nie �ci�gnie chyba na autora zbyt surowych zarzut�w, je�eli we�mie si� pod uwag�, �e niezliczone egzekucje, kt�re nast�pi�y po obaleniu Sylwestra i Adaszewa, cho� wiele si� przyczyniaj� do charakterystyki Iwana, nie maj� wp�ywu na przebieg akcji.
Przedstawiaj�c okropno�ci epoki autor wci�� zachowywa� najdalej id�cy umiar i w ma�ej tylko cz�ci wykorzysta� odno�ne materia�y historyczne. Przez wzgl�d dla sztuki i dla poczucia moralnego czytelnik�w rzuci� na te straszliwe rzeczy zas�on� i ukaza� je, o ile to by�o mo�liwe, w pewnym oddaleniu. Jednak musi wyzna�, �e podczas czytania �r�de� ksi��ka niejednokrotnie wypada�a mu z r�ki i odrzuca� pi�ro, wzburzony, nie tyle na my�l o tym, i� m�g� istnie� Iwan IV, ile na my�l, �e mog�o istnie� takie spo�ecze�stwo, kt�re patrzy�o na niego bez protestu. Owo ci�kie uczucie stale utrudnia�o niezb�dny w utworze epickim obiektywizm i poniek�d przyczyni�o si� do tego, �e powie��, zacz�ta z g�r� lat temu dziesi��, zosta�a uko�czona dopiero w roku bie��cym. Ostatnia okoliczno�� pos�u�y chyba za cz�ciowe bodaj usprawiedliwienie dla tych usterek w stylu, kt�re zapewne nie ujd� uwagi czytelnik�w.
Na zako�czenie autor uwa�a za stosowne doda�, �e im swobodniej traktowa� drugorz�dne wypadki historyczne, tym silniej stara� si� przestrzega� prawdy i �cis�o�ci w opisywaniu charakter�w oraz tego wszystkiego, co dotyczy dziej�w rosyjskiej kultury duchowej i materialnej.
Je�eli uda�o mu si� w spos�b przemawiaj�cy do wyobra�ni wskrzesi� oblicze nakre�lonej przez niego epoki, nie b�dzie �a�owa� w�o�onej w to pracy i uzna cel, kt�ry mu przy�wieca�, za osi�gni�ty.
1863
A.T.
ROZDZIA� I
Oprycznicy
W upalny letni dzie� dwudziesty trzeci czerwca roku od stworzenia �wiata siedem tysi�cy siedemdziesi�tego trzeciego, czyli wed�ug tera�niejszej rachuby tysi�c pi��set sze��dziesi�tego pi�tego, m�ody bojar, ksi��� Nikita Romanowicz Srebrny, podjecha� do wsi Miedwiediowki, odleg�ej o jakie trzydzie�ci wiorst od Moskwy.
Za nim zd��a�a gromada wojak�w i czeladzi.
Ksi��� sp�dzi� ca�e pi�� lat na Litwie. Car Iwan Wasiliewicz pos�a� go do kr�la Zygmunta z misj� zako�czenia prowadzonej naonczas wojny i zawarcia pokoju na d�ugie lata. Tym razem wyb�r carski okaza� si� niezbyt fortunny. Wprawdzie Nikita Romanowicz gorliwie broni� interes�w swojego kraju, tak i� zdawa�o si�, �e trudno ��da� lepszego or�downika, nie by� jednak stworzony do gier dyplomatycznych. Odrzucaj�c wszelkie subtelno�ci nauki poselskiej, chcia� spraw� postawi� jasno i ku wielkiemu utrapieniu towarzysz�cych mu diak�w nie zezwala� na �adne wybiegi. Doradcy kr�lewscy, ju� gotowi do ust�pstw, nie omieszkali wyzyska� owej prostoty ksi�cia, zwiedzieli si� od niego o naszych s�abych stronach i podnie�li swoje wymagania. Wtedy ksi��� nie wytrzyma�: na walnym posiedzeniu sejmu uderzy� pi�ci� w st� i podar� przygotowany ju� do podpisu traktat. "Wy i wasz kr�l zawo�a�  jeste�cie kr�tacze i asekuranci! Ja z wami rozmawiam wed�ug sumienia, a wy si� wci�� silicie podej�� mnie chytro�ci�. Tak czyni� nie przystoi!" Ten zapalczywy post�pek w jednej chwili zburzy� powodzenie dotychczasowych uk�ad�w i nie unikn��by ksi��� opa�y, gdyby na jego szcz�cie nie przyszed� w tym samym dniu od cara stanowczy nakaz, aby nie zawiera� pokoju, lecz wojn� dalej prowadzi�. Z rado�ci� wyni�s� si� Srebrny z Wilna, zamieni� aksamitne szaty na b�yszcz�c� zbroj� i nu�e t�uc Litwin�w, gdzie ich tylko B�g nastr�czy�. Bieg�o�� ksi�cia w rzemio�le rycerskim okaza�a si� wi�ksza ni� w polityce, zdoby� wi�c sobie s�aw� niezmiern� w�r�d swoich i obcych.
Powierzchowno�� Nikity Romanowicza odpowiada�a jego wewn�trznym przymiotom. Znamienn� cech� nie tyle pi�knej, ile po prostu przyjemnej twarzy ksi�cia by�a serdeczno�� i otwarto��. W jego ciemnoszarych oczach, ocienionych czarnymi rz�sami, kto� uwa�ny m�g�by wyczyta� niezwyk��, bezwiedn� i jakby mimowoln� stanowczo��, kt�ra nie pozwala�a mu ani na chwil� rozwagi podczas dzia�ania. Nier�wne, krzaczaste brwi i uko�na mi�dzy nimi zmarszczka wskazywa�y na pewien nie�ad i niekonsekwencj� w my�lach. Ale �agodnie i wyrazi�cie zarysowane usta oznacza�y praw� i nieugi�t� sta�o�� charakteru, u�miech za� - naturaln�, niemal dzieci�c� poczciwo��, tak �e niejednemu �acno wyda�by si� cz�owiekiem ograniczonym, gdyby szlachetno�� tchn�ca ze wszystkich jego rys�w nie por�cza�a, i� zawsze sercem przeniknie to, czemu by rozum nie zdo�a�. Og�lne wra�enie, jakie sprawia�, by�o nader korzystne i rodzi�o wiar�, i� ca�kowicie mo�na polega� na nim we wszystkich przypadkach wymagaj�cych rzutko�ci i ofiarno�ci, ale �e obmy�lanie post�pk�w to ju� nie jego rzecz, �e kalkulacje s� mu obce.
Srebrny mia� lat oko�o dwudziestu pi�ciu. Wzrostu by� �redniego, szeroki w ramionach i cienki w pasie. G�ste blond w�osy, ja�niejsze od ogorza�ej twarzy, stanowi�y kontrast z ciemnymi brwiami i czarnymi rz�sami. Kr�tka broda, troch� ciemniejsza od w�os�w, z lekka uwydatnia�a usta i podbr�dek.
Cieszy� si� ksi��� i w sercu czu� b�ogo��, gdy� wraca� do stron rodzinnych. Dzie� by� jasny, s�oneczny, jeden z tych dni, kiedy ca�a przyroda n�ci czym� od�wi�tnym, kwiaty wydaj� si� jaskrawsze, niebo b��kitniejsze, w oddali p�yn� faluj�c przejrzyste strugi powietrza i cz�owiekowi robi si� tak lekko, jakby dusza jego sama wtopi�a si� w przyrod� i dr�y na ka�dym listku, ko�ysze si� na ka�dej trawce.
Jasny by� ten dzie� czerwcowy, ale ksi�ciu po kilkuletniej bytno�ci na Litwie wyda� si� jeszcze ja�niejszy. Od p�l i las�w tak wia�o Rusi�...
Wiernie, bez pochlebstwa i bez ob�udy, s�u�y� Nikita Romanowicz m�odemu Iwanowi. Dobrze pami�ta� o swojej przysi�dze i nic na �wiecie nie zdo�a�oby zachwia� jego usilnym przywi�zaniem do monarchy. Serce i my�li
dawno go ju� ci�gn�y do kraju, gdyby jednak teraz, w tej chwili, otrzyma� rozkaz powrotu na Litw� bez zobaczenia Moskwy i krewnych, s��wka by nie rzek�, zawr�ci�by konia i z dawnym zapa�em pomkn��by w wir bitew. Zreszt� nie tylko on tak my�la�. Wszyscy ludzie rosyjscy kochali Iwana, ca�y kraj go kocha�. Wydawa�o si�, �e z jego sprawiedliwym panowaniem nasta� dla Rusi nowy wiek z�oty, i zakonnicy, odczytuj�c kroniki, nie znaj dowali tam w�adcy r�wnie wielkiego jak Iwan.
Zanim jeszcze dotarli do wioski, ksi��� i jego ludzie us�yszeli weso�e pie�ni, a kiedy wjechali w op�otki, postrzegli, �e we wsi jest �wi�to. Na dw�ch ko�cach ulicy parobczaki i dziewczyny utworzyli po chorowodzie i oba chorowody nios�y po brz�zce ozdobionej pstrymi szmatkami. Wszyscy tanecznicy mieli na g�owach zielone wianki. Chorowody �piewa�y b�d� razem, b�d� te� kolejno, rozmawiaj�c z sob� i wymieniaj�c �artobliwe �ajanki. W przerwach mi�dzy pie�niami rozbrzmiewa� d�wi�czny �miech dziewczyn i ochoczo miga�y w�r�d t�umu barwne koszule ch�opak�w. Stada go��bi przefruwa�y z dachu na dach. Wszystko si� porusza�o i wrza�o; bawi� si� lud prawos�awny.
W op�otkach stary strzemienny ksi�cia zr�wna� si� z nim.
- Ehe! powiedzia� weso�o - popatrz no, dobrodzieju, jak to oni, kurza noga, obchodz� �wi�to Agrypiny Kupalnicy. Mo�e by�my tu krzynk� odpocz�li? Konie wyg�odnia�y, a i nam, przek�siwszy, ra�niej b�dzie jecha�. Sam to wiesz, dobrodzieju: cz�eka z pe�nym brzuchem wal cho�by obuchem!
- Przecie do Moskwy ju� niedaleko! - rzek� ksi���, nie maj�cy widocznie ochoty zatrzymywa� si�.
- E, dobrodzieju, sam dzisiaj chyba z pi�� razy pyta�e�. Powiedzieli ci dobrzy ludzie, �e st�d b�dzie jeszcze dwa dzienne przechody. Ka�, ksi���, odpocz��, doprawdy konie usta�y.
- No dobrze - zgodzi� si� Nikita Romanowicz. Popasajcie!
- Hej, wy, tam! - krzykn�� Micheicz obracaj�c si� do wojak�w. - Na d� z koni, zdj�� kot�y i roz�o�y� ogie�!
�o�nierze i s�udzy jednako podlegali Micheiczowi; spieszyli si� i zacz�li rozwi�zywa� juki. Sam ksi��� zsiad� z konia i zrzuci� z siebie rynsztunek polowy. Widz�c w nim cz�owieka szlachetnie urodzonego m�odzie� przerwa�a zabaw�, a starcy ods�onili g�owy i stali w niepewno�ci, patrz�c po sobie i nie wiedz�c, czy weseli� si� nadal, czy nie.
- Nie k�opoczcie si�, zacni ludzie -rzek� dobrotliwie Nikita Romanowicz - krzeczot dla soko��w nie zawada!
- Dzi�kujemy, bojarze - odpowiedzia� podesz�y w latach w�o�cianin. -Je�eli twoja mi�o�� nami nie gardzi, prosimy najpokorniej, usi�d� na przyzbie, a my ci, skoro zechcesz, miodku podamy: oka� nam �ask�, wypij na 'zdrowie! G�si! - ci�gn�� dalej, zwracaj�c si� do dziewcz�t. - Czego�cie si� wystraszy�y? Czy nie widzicie, �e to bojar ze swoj� czeladzi�, a nie �aden oprycznik! Wiesz, panie, od czasu jak pojawi�a si� na Rusi oprycznina, biedni ludzie l�kaj� si� w�asnego cienia. Nijak nie zdoli �y� nasz brat! Nawet w �wi�to pije i nie dopija, �piewa i ci�giem patrzy na wszystkie strony. Bo w ka�dej chwili mog� spa�� ni st�d, ni zow�d, jak grom z jasnego nieba!
- Co za oprycznicy? Jaka oprycznina? - zapyta� ksi���.
- A czort ich tam wie! Podaj� si� za s�ugi cara. Jeste�my, m�wi�, ludzie carscy, oprycznicy! A wy jeste�cie, m�wi�, ziemscy! Mo�emy was rabowa� i obdziera�, a wy musicie k�ania� si� i cierpie�. Tak m�wi�, car przykaza�!
Nikita Romanowicz uni�s� si� gniewem.
- Car kaza� krzywdzi� lud? A, �otry! Kt� oni tacy? Czemu nie powi��ecie tych rozb�jnik�w?
- Carskich ludzi powi�za�! Ech, panie! Wida�, �e z daleka jedziesz i nie wiesz, co to oprycznicy! Spr�buj im poradzi�! Niedawno ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin