Sensacje XX wieku.rtf

(2020 KB) Pobierz
WSTÊP: Wywiad z Bogus³awem Wo³oszañskim

 

 

 

Bogusław Wołoszański

 

 

 

SENSACJE XX WIEKU

(scenariusze)
WSTĘP: Wywiad z Bogusławem Wołoszańskim

 

Co by pan robił, gdyby nie zajmował się pan tworzeniem "Sensacji XX wieku"?             

              Nie potrafię sobie tego wyobrazić...             

Studiował pan prawo - jak to się stało, że został pan dziennikarzem?             

              Poszukiwałem zawodu, w którym każdy dzień jest inny. Jednak, kiedy w 1971 roku kończyłem studia na Wydziale Prawa Uniwersytetu Warszawskiego, przyszłość w tym fachu nie była tak interesująca jak dzisiaj, dlatego zdecydowałem się pójść na studia dziennikarskie. Dziennikarstwo niestety szybko mnie zniechęciło, pozostawiając mi jednak umiejętność robienia programów telewizyjnych. Programy, które zacząłem tworzyć, postanowiłem wypełnić tym, co zawsze mnie pasjonowało - historią.             

Skąd wziął się pomysł na "Sensacje XX wieku"? Jak powstawały pierwsze odcinki pana programu?

              Historia to dramat i tak właśnie chciałem ją pokazywać. Oznaczało to, że muszę dotrzeć do miejsc, gdzie dramat ten rodził się i gdzie rozgrywała się historia; spotkać ludzi, którzy odgrywali główne role w wielkich światowych wydarzeniach i pokazywać to w swoich programach. Takie było założenie, ale w latach osiemdziesiątych zagraniczne wyjazdy były praktycznie niemożliwe (problemy z pozwoleniami, wizami, dewizami itp.), postanowiłem więc odtwarzać historię w telewizyjnym studiu. Pierwsze programy z cyklu "Sensacje XX wieku" powstały w 1983 roku, od razu spodobały się widzom i tak już pozostało.             

Dlaczego wybrał pan akurat historię XX wieku? Przecież poprzednie stulecia pełne były konfliktów zbrojnych, afer szpiegowskich itp.; poza tym są chyba dokładniej udokumentowane, a większość dokumentacji jest już ujawniona?             

              Cała historia jest fascynująca, jednakże dobre poznanie jakiegoś okresu - czy są to wojny napoleońskie, czy pierwsza wojna światowa - wymaga bardzo wielu lat ciężkiej pracy i ogromnego wysiłku. Nie można więc robić wszystkiego. Mnie najbardziej zainteresował wiek XX i od dwudziestu paru lat temu się poświęcam. I może właśnie dlatego nigdy nie próbowałem robić na przykład "Sensacji XIX wieku"...             

Gdzie poszukuje pan materiałów do swoich programów?             

              W archiwach polskich i zagranicznych, w muzeach; miejscach historycznych takich, jak: wille Hitlera w Obersalzbergu i na górze Kehlstein, schrony okrętów podwodnych w St. Nazaire, forteca Eben Emael i grupy warowne linii Maginota czy też miejsce wybuchu pierwszej bomby atomowej w Hiroszimie w Japonii. Poza tym bardzo często jeżdżę na spotkania ze świadkami wydarzeń historycznych. Wiele informacji znalazłem też oczywiście w książkach, zwłaszcza w pamiętnikach.             

Czy trudno jest przygotowywać program traktujący o historii? Coraz więcej pojawia się hipotez próbujących wyjaśnić poruszane przez pana zagadnienia. W jaki sposób weryfikuje pan te koncepcje tak, by dawało się zrobić przy ich użyciu ciekawy, a zarazem nie nazbyt zawiły program?             

              Scenariusz programu liczy około 12-13 stron maszynopisu, książka - 300-400 stron. Program nie może więc zastąpić książki, ale może ją uzupełnić. I tak traktuję moje programy: jako uzupełnienie i zachętę do lektury książek. A obraz historii zmienia się cały czas. Paradoksalnie, w książce wydanej dzisiaj znajdziemy wielokrotnie więcej materiału na temat wydarzenia np. z 1944 roku niż w książce napisanej tuż po tym wydarzeniu. Historia wymaga czasu. Dlatego uważam, że w tym stuleciu czeka nas jeszcze bardzo wiele sensacji rodem z XX wieku. Może się nawet okazać, że historię ubiegłego stulecia trzeba będzie pisać na nowo.

Jaka jest najciekawsza sprawa, nad którą pan pracował?             

              Bez wątpienia sprawa tajemniczego lotu zastępcy führera Rudolfa Hessa do Wielkiej Brytanii. Minęło już 60 lat od tamtego wydarzenia, a możemy powiedzieć o nim jedynie tyle, że w dalszym ciągu nic o tej sprawie nie wiemy...             

Gdyby mógł pan poznać rozwiązanie jednej zagadki historycznej, czy właśnie tę sprawę by pan wybrał?             

              Tak, bez wątpienia wybrałbym sprawę Rudolfa Hessa. Jej wyjaśnienie może bowiem sprawić, że na historię II wojny światowej trzeba będzie spojrzeć inaczej.             

Czy któraś z opisywanych przez pana zagadek historycznych doczekała się rozwiązania? Czy pańska interpretacja okazała się słuszna?             

              Tak, zdarzyło się tak ze sprawą wybuchu wojny radziecko-niemieckiej. Twierdziłem, że Hitler, wydając rozkaz do ataku na ZSRR, nie wyprzedził Stalina o kilkanaście dni, ale o rok. Materiały ujawniane stopniowo przez rosyjskie archiwa wskazują, że w 1941 roku Armia Czerwona nie była gotowa do wojny. Choćby ze względu na liczbę nowoczesnych czołgów. Dowództwo radzieckie zakładało, że powinno być ich około 11 tysięcy, zaś w czerwcu 1941 roku było jedynie półtora tysiąca. To zdecydowanie za mało, aby zaczynać wojnę. Dlatego Stalin planował, że uderzy na Niemcy na wiosnę 1942 roku. Chociaż dokumentu, który jednoznacznie potwierdzałby taki plan, nie ujawniono.             

Jakie postaci historyczne ceni pan najbardziej i za co?             

              Tych, którzy honor i Polskę stawiali na pierwszym miejscu. Niestety niewielu jest polityków, którzy decydowali o naszej historii.             

Czy pana rodzina podziela pańską pasję historyczną?             

              Żona tak, gdyż wydaje książki historyczne. Dzieci wolą przyszłość, ale historię znają, choćby dlatego, że Michał studiuje prawo, zaś Hania do egzaminu na prawo się przygotowuje.

Co pan robi, kiedy nie zajmuje się pan śledzeniem zagadek historycznych?             

              Jeżdżę na rowerze, a w zimie na nartach, gram w tenisa, strzelam z pistoletu (do tarczy), chodzę na spacery z moimi dwoma psami (dogi de Bordeaux: Szerman i Paton - ich imiona są dziwnie podobne do historycznych postaci, ale to przypadek), a przede wszystkim czytam to, co mi wpadnie w ręce.             

Popularność pana programów skazuje pana na jeszcze przynajmniej kilkanaście lat tworzenia "Sensacji XX wieku". Czym zajmie się pan na emeryturze?             

              Budową makiety kolejki. Od 22 lat nie mam na to czasu, ale zgromadziłem niezłą kolekcję lokomotyw, wagoników, domków i wszystkiego, co jest potrzebne do budowy świata w miniaturze. Pięknego i spokojnego, bez wojen i polityki...


ACHILLE LAURO



Aktorzy:
Ronald Reagan - Marek Perepeczko             
Caspar Weinberger - Krzysztof Kowalewski             
Terrorysta palestyński - Adam Ferency             
John Poindexter - Witold Pyrkosz             
Oliver North - Jerzy Gończak             
Amerykański generał - Wiktor Zborowski             
 

oraz
Piotr Jaroszewski, Krzysztof Żurek, Łukasz Klekowski, Grzegorz Grochowski              


              W Waszyngtonie minęła 10 rano 8 października 1985 roku, gdy do gabinetu prezydenta Ronalda Reagana wszedł Caspar Weinberger, sekretarz obrony.              

Weinberger: Panie Prezydencie, ważna wiadomość z Bliskiego Wschodu.              

              Reagan przerwał lekturę dokumentów, od jakiej codziennie zaczynał urzędowanie w Owalnym Gabinecie, i podniósł się zza biurka. Weinberger mówił dalej.              

Weinberger: Wczoraj, 7 października, palestyńscy terroryści uprowadzili włoski statek "Achille Lauro" w Egipcie, w Port Saidzie. Przed godziną opublikowali oświadczenie, że domagają się azylu w Syrii i zwolnienia 50 Palestyńczyków z izraelskich więzień.             

Reagan: Statek? Uprowadzili?

 

              Prezydent był wyraźnie zaskoczony. Porwania samolotów były dość częstym aktem terroryzmu, ale uprowadzenie statku zdarzyło się ostatni raz w 1961 roku.              

Reagan: Ilu jest tam naszych obywateli?             

Weinberger: Jeszcze nie wiemy. "Achille Lauro" to włoski statek wycieczkowy. Wypłynął z Genui w rejs po Morzu Śródziemnym 3 października. Na pokładzie było 748 pasażerów. Wśród nich prawdopodobnie kilkudziesięciu Amerykanów. Nasza ambasada w Rzymie sprawdza to.              

              Po chwili do gabinetu przybył George Schultz, sekretarz stanu. Powiedział, że nakazał ambasadom amerykańskim w Syrii, Libanie i na Cyprze, aby stanowczo zażądały od rządów tych państw zamknięcia portów przed uprowadzonym statkiem. Sekretarz obrony Caspar Weinberger zrelacjonował swoje działania.              

Weinberger: Zaalarmowaliśmy okręty VI Floty, aby gotowe były do podjęcia operacji ratunkowej. Oddział SEAL jest już w drodze. Wkrótce zbierze się Połączone Dowództwo Operacji Specjalnych.             

Reagan: Aprobuję. Proszę mnie informować na bieżąco o decyzjach i rozwoju sytuacji. To niewiarygodne… Uprowadzili statek…              

              Zdziwienie prezydenta było całkowicie uzasadnione. Palestyńscy terroryści nie mieli zamiaru porywać statku. Opanowanie pokładu i wielu pomieszczeń jest zadaniem o wiele trudniejszym niż zawładnięcie samolotem. W istocie czterech palestyńskich terrorystów zamierzało wykorzystać włoski statek wycieczkowy jedynie jako środek transportu, który umożliwiłby im dotarcie do izraelskiego portu Ashdod i zaatakowanie tamtejszych składów amunicji lub rafinerii. Ta akcja miała być odwetem za nalot ośmiu izraelskich samolotów
F-16, które 1 października zaatakowały siedzibę Jasera Arafata, przywódcy Organizacji Wyzwolenia Palestyny. On sam uniknął śmierci, ale od izraelskich rakiet i bomb zginęło 76 osób, głównie cywilów.              

              3 października 1985 roku czterech terrorystów wsiadło na pokład włoskiego "Achille Lauro" w Genui. Był to duży statek o długości ponad 200 metrów zbudowany w 1948 roku, mogący pomieścić blisko tysiąc pasażerów. W kasynach, barach, restauracjach mieli spędzać beztroski czas morskiej podróży, obsługiwani przez czterystu członków załogi. W tym tłumie kręcącym się na pokładach i w korytarzach niełatwo było zwrócić uwagę na czterech mężczyzn o śniadej skórze. Tym bardziej, że oni, jakby obawiając się zdekonspirowania, zamknęli się w kabinie na dolnym pokładzie i nie opuszczali jej. Nawet posiłki kazali sobie przynosić do kabiny. Ta nadmierna ostrożność ich zdradziła.              

              W poniedziałek 7 października statek wpłynął do Port Saidu.              

              Kelner, niosąc na tacy obiad dla pasażerów z kabiny 205, zszedł na dół. Zawsze przychodził o godzinie 13.00, a tego właśnie dnia pospieszył się i zastukał do kabiny kilkanaście minut wcześniej. Nie zaczekał na pozwolenie, że może wejść, i otworzył drzwi. Czterej mężczyźni siedzieli na kojach. Przed nimi na stoliku i na podłodze leżały karabiny Kałasznikow oraz granaty i rewolwery.              

              Kelner przerażony zatrzymał się w drzwiach. Równie zaskoczeni byli mężczyźni, którzy czyścili broń. Wreszcie jeden z nich zerwał się z koi, schwycił kelnera za rękę i wciągnął do kabiny.              

              Nie wiedzieli, co mają zrobić. Nie byli przygotowani na taką ewentualność. Zdawali sobie sprawę z tego, że przetrzymywanie w kabinie kelnera lub zabicie go na nic się nie zda. Zapewne ktoś wiedział, że niesie obiad do kabiny 205. Rozpoczęłyby się poszukiwania. Terroryści nie mogli czekać. Schwycili za broń i przystąpili do działania - bezładnego, chaotycznego, bez żadnego planu. Tym groźniejsi stawali się dla pasażerów wielkiego statku "Achille Lauro", którzy mieli stać się ich więźniami.              
 

* * *


              W restauracji statku "Achille Lauro" odbywającego wycieczkowy rejs po Morzu Śródziemnym pasażerowie zasiadali do obiadu, gdy na salę wpadło czterech mężczyzn z karabinami Kałasznikow i rewolwerami. Dwóch z nich miało granaty.              

Terrorysta: Wszyscy wstawać! Wstawać i pod ścianę! Do tyłu, pod ścianę!              

              Dwaj terroryści pozostali na sali, aby wybrać spośród zatrzymanych obywateli Stanów Zjednoczonych i Izraela. Odnaleźli w ten sposób 14 Amerykanów, sześć Angielek i Austriaka, którego nazwisko wskazywało, że mógł być Żydem. Zaprowadzili ich do oddzielnej sali.              

              W tym czasie jeden z terrorystów wtargnął na mostek kapitański.              
 

Wystrzelił kilka razy w sufit, aby przestraszyć marynarzy.              

              Kapitan Gerardo de Rosa wszedł na mostek. Terrorysta skierował broń w jego stronę.              
Terrorysta: Słuchaj mnie, kapitan! Masz płynąć do portu Tartus, w Syrii! I uruchom radiostację. Chcę nadać nasz apel!              

              W tym czasie z bazy Little Creek w Norfolk w stanie Virginia wystartował Hercules, na pokładzie którego byli komandosi ze specjalnej jednostki SEAL, trenowani i wyposażeni w broń do walki na wodzie. Z Fortu Bragg wyruszyła grupa komandosów z jednostki antyterrorystycznej Delta, która miała wspierać działania kolegów, gdy ci szturmowaliby statek. W stan pogotowia postawiono okręty VI Floty na Morzu Śródziemny. Niszczyciel rakietowy "Scott" całą mocą silników szedł w stronę Hajfy. Na lotniskowcu "Saratoga" myśliwce były gotowe do startu, a samolot EC-135 krążył w pobliżu porwanego statku, zakłócając łączność radiową.              

              8 października "Achille Lauro" rzucił kotwicę na redzie syryjskiego portu Tartus. Do portu nie mógł jednak wejść, gdyż władze Syrii nie wyraziły na to zgody.              

              O 14.30 terroryści nadali wiadomość przez radio:              

Terrorysta: Nie możemy dłużej czekać. Zaczynamy zabijać zakładników.              

              Już wybrali ofiarę. Był to amerykański Żyd Leon Klinghofer. 79-letni inwalida poruszający się na wózku. W południe wyciągnięto go z 80-osobowej grupy pasażerów i trzymano oddzielnie.              

              Terroryści powtórzyli groźbę:              

Terrorysta: Wpuśćcie nas do portu. Nie możemy dłużej czekać. Zaczynamy zabijać!              

              O godzinie 15.00 najmłodszy z terrorystów Al-Hassan podszedł do Klinghofera. Podniósł pistolet i strzelił kilkakrotnie celując w głowę i klatkę piersiową starego człowieka. Krew trysnęła na koszulę zabójcy. Cofnął się i nak...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin