Miasto Plakat.txt

(81 KB) Pobierz
PAWE� CZEKALSKI

MIASTO PLAKAT

Ma�y spokojnym krokiem przechadza� si� po ulicach pustego ju� Miasta. Stara� si� 
nie my�le� o niczym, o k�opotach kt�re sta�y si� tak oczywiste, �e prawie nie 
czu�, �e s�. Z�y� si� z nimi jak tramwaje, kt�re nie istnia�y ju� bez Miasta. 
U�miechn�� si�, a potem za�mia� cicho. Przypomnia� sobie o takim jednym, kt�ry 
pr�bowa� wyjecha� z Miasta. "Marzyciel" -pomy�la� Ma�y. Pisano o tym w gazetach, 
tr�biono w telewizji. To, co ten tramwaj zobaczy� poza Miastem sta�o si� dla 
niego ob��dem. Skona� cicho �al�c si� na swoj� g�upot�, wspominaj�c czasy, gdy 
rozwozi� Insekty po cz�ciach Miasta. Gdy jego ko�a wkrystalizowa�y w szyny od 
d�ugiego stania w miejscu, Miasto odrzuci�o go.
Ma�y czasami mia� takie wra�enie, �e jest do niego podobny, ale nie my�la� za 
bardzo o tym. Za du�o mia� do stracenia. Rozejrza� si�. Ciemna ulica ton�a w 
listopadowym mroku, a  siatka wyznaczaj�ca stref� Prawieludzi zdawa�a si� nie 
mie� ko�ca. Mo�e nawet nie mia�a ? Przy trzecim znaku nakazu skr�tu w prawo 
skr�ci� i oddali� si� od ogrodzenia. Takich znak�w by�o jeszcze dziesi��. Ta 
ostro�no�� by�a potrzebna. Miasto nie mog�o ostrzega� przez megafony o nakazie 
skr�tu, bo przy ogrodzeniu by�o to wzbronione. Podobno najmniejszy ha�as 
szkodzi� Prawieludziom, jak zreszt� wi�kszo�� rzeczy, kt�re mo�na robi�. Spanie, 
jedzenie, picie, chodzenie, my�lenie i tysi�ce innych czynno�ci. "Ciekawe, jak 
oni si� rozmna�aj� -pomy�la� Ma�y.  - Pewnie mi�o�� te� im szkodzi." Przypomnia� 
sobie g�o�n� swego czasu histori� o pewnym Obywatelu, kt�ry nie wiadomo dla 
czego zlekcewa�y� znaki. Co si� zdarzy�o p�niej tego nikt nie wiedzia�, nawet 
Miasto, wi�c nie nale�a�o o tym my�le�. To by�o proste, Miasto rz�dz�ce po 
stronie Insekt�w i Prawieludzi, wiedzia�o wszystko, wi�c to, czego nie 
wiedzia�o, tego Nie By�o.
Ma�y mija� teraz opuszczon� fabryk� liter, kt�ra po trzydziestoleciu istnienia 
og�osi�a upad�o��. I tak d�ugo si� trzyma�a. Rzadko kt�ra fabryka wytrzymywa�a 
tyle, a z zapas�w akurat tej Miasto nadal konstruowa�o Plakaty, Odezwy i Gazety. 
Tyle by�o tych zapas�w �e powinno starczy� jeszcze na d�ugo. Insekt sta� i 
patrzy� na ceglanego trupa, kt�ry sprawia� wra�enie jakby istnia� tylko po to, 
by by� ruin�.
W bladym �wietle latarni wszystko wyda�o si� Ma�emu nagle takie smutne, szara 
pusta ulica, wybite szyby, pomi�te gazety walaj�ce si� pod ceglanym murem. 
Odchody Miasta. �wiat nagle wyda� si� mu ogromny i pusty.
Westchn�� i usiad� na kraw�niku. Rozejrza� si� wok�, a gdy upewni� si� �e 
nikogo nie ma w pobli�u, zapali� papierosa. Sm�tnie zwiesi� g�ow� i spostrzeg�, 
�e siedzi nad kana�em. Splun�� kilka razy i spojrza� w g�r�. Nagle zrobi�o mu 
si� gor�co z wra�enia. "To niemo�liwe, dlaczego, przecie� ..."- my�li zacz�y mu 
bez�adnie kr��y� w g�owie. Z r�ki wypad� mu papieros, a on sam nawet nie 
us�ysza� dziwnego ha�asu w kana�ach. Ca�� jego uwag� poch�ania� Plakat.
BEZDOMNY
Le�a� w swej karoserii porzuconego auta. Tylne siedzenie by�o do�� wygodne 
je�eli le�a�o si� ze zgi�tymi kolanami i nie wierci�o si� zbytnio w nocy. 
Powierzchnia tapicerki by�a pocerowana w r�nych miejscach, bo to by� bardzo 
porz�dny Bezdomny. Siedzenie obok kierowcy by�o tak zniszczone, �e Bezdomny 
zrobi� z niego wcale zgrabny stoliczek, przy kt�rym spo�ywa� swoje posi�ki. 
Ostatnio by�y one do�� obfite, bo pod koniec ostatniego Momentu sprzeda� swoje 
imi�, a �e pochodzi� z bardzo dobrej rodziny ( jego pradziad mia� wuja 
Prawieludzia), uzyska� za nie do�� spor� sum�. Co prawda utraci� prawo sta�ego 
zameldowania, ale tak przyzwyczai� si� do swego samochodu, �e nie wyobra�a� 
sobie, �e mo�e mieszka� gdzie indziej. Pokocha� sw�j dom. Okna mia� na ka�d� 
stron� ulicy. Raz w tygodniu szorowa� jedyn� szyb�, kt�ra znajdowa�a si� obok 
miejsca dla kierowcy. W resztkach lusterka widzia� co znajduje si� za nim, wi�c 
to siedzenie uwa�a� za najbardziej bezpieczne miejsce w swoim domu. W tylnym 
baga�niku zrobi� sobie spi�arni�. Nie znajdowa�o si� tam nic nielegalnego, co w 
razie kontroli stra�nik�w narazi�o by go na wysiedlenie. By� tam wi�c spory 
zapas wody, karton sztucznego mchu, troch� papieros�w oraz przede wszystkim 
spore zapasy chleba. To by�o wszystko. Za to druga cz�� zapas�w ukryta by�a pod 
p�yt� chodnikow� znajduj�c� si� pod tylnym siedzeniem. Tam dopiero by�y skarby ! 
Naturalny mech kupowany w znajomych i pewnych melinach, papierosy oraz zamkni�te 
w stalowej skrzynce tabletki D, dzi�ki kt�rym m�g� podr�owa� gdzie tylko 
chcia�. W tych ��tych tabletkach by�a wolno��, kt�rej nawet Miasto nie by�o mu 
w stanie zabra�.
W�a�nie pomy�la�, �e warto by�o by gdzie� p�j��. Prze�uwa� wi�c wolno sztuczny 
mech zagryzaj�c chlebem i popijaj�c wod�. Krzywi� si� z obrzydzeniem, a gdy ju� 
nie m�g� wytrzyma�, dyskretnie zagryza� przepysznym wilgotnym mchem. Wolno 
prze�uwaj�c obserwowa� ulic� przez przednie okno. By�o ciemno i cicho. W mie�cie 
dzie� trwa� zwykle dwie, trzy godziny niezale�nie od pory roku. Terminy ustala�o 
oczywi�cie Miasto wed�ug znanej tylko sobie prawid�owo�ci. Bezdomny obserwowa� 
na wp� zrujnowane budynki zamieszkiwane przez jemu podobnych Insekt�w, gruz 
le��cy stertami na ulicy i latarnie, jedyne �r�d�o �wiat�a.
Po sko�czonym posi�ku uprz�tn�� st�, schowa� resztki jedzenia do baga�nika i 
ostro�nie podni�s� tylne siedzenie. Odchyli� p�yt� i wyci�gn�� ze schowka jedn� 
tabletk� D i przy okazji dwa papierosy. Starannie zamaskowa� skrytk� i wygodnie 
usiad�. Po�kn�� pigu�k� i zapali�. Upewni� si� jeszcze czy ma pod kurtk� swoje 
osobiste niebieskie pude�ko dwa-na-jeden-na-dwa i przymkn�� oczy. Mia� tylko 
marzenia, wspomnienia nie by�y mu potrzebne. Zajmowa�y tylko miejsce w pude�ku. 
Gdy sprzeda� swoje imi�, znikn�y , a puste miejsce Bezdomny wype�ni� 
pieni�dzmi. Tak by�o lepiej. M�g� marzy� do woli. Mia� czas i pieni�dze, kt�re 
starcz� na d�ugo. Na bardzo d�ugo.
Nagle sp�yn�� przez pod�og� samochodu na chodnik i zacz�� wolno p�yn�� wzd�u� 
ulicy, kt�ra po kilku metrach zamieni�a si� w le�n� drog�. K�u�y go szyszki i 
igliwie. By� zadowolony i podekscytowany. To naprawd� by�o przyjemne. Wlewa� si� 
w zag��bienia dr�ki, patrzy� w s�o�ce. Pachnia�o �ywic� i by�o ciep�o i mi�o. 
Niczym bezbarwna plama �eglowa� po morzu �ci�ki le�nej, mija� wysokie wyspy 
sosen i archipelagi krzaczk�w jag�d. Niewidoczny, samotny, doskonale szcz�liwy 
i tylko sw�j. Nie my�la� tylko czu�, a to naprawd� bardzo du�o. W pewnej chwili 
dop�yn�� do jakiego� le�nego jeziorka i cz�� jego wla�a si� do wewn�trz. To 
by�o wspania�e. Czu�, �e posuwa si� dalej, a jednocze�nie le�y w ch�odnym mule 
na dnie. W jeziorku by�o jeszcze spokojniej. Cicho jak w Mie�cie.  Jednak tutaj 
by�a to zupe�nie inna cisza. W Mie�cie cisza krzycza�a pulsuj�cymi przewodami, 
spoconymi reaktorami, tramwajami i czym� tam jeszcze. Tu cisza wolno sun�a w 
spokojnych oczach ryby, wp�ywa�a jej w skrzela i wystrzeliwa�a na boki powoduj�c 
lekkie wiry. By�o ch�odno i jednocze�nie ciep�o. Nie by�o czasu i granic. Nie 
ogranicza�y go nawet brzegi le�nego oczka, bo druga jego cz�� ch�on�a w�a�nie 
zapach poziomek i obserwowa�a wiewi�rki. Dosz�a na zalan� s�o�cem polan� i 
wyparowa�a. 
Teraz by� wszystkim. Wiatrem, powietrzem, deszczem, lasem, ziemi�. Wszystkim. 
Tamta cze�� wyp�yn�a z jeziorka i po��czy�a si� z drug� przez ca�kowite 
rozproszenie. W pewnej chwili zrobi�o si� duszno i poczu�, �e jego cz�steczki 
gromadz� si� pod ga��ziami sosny stoj�cej na skraju polany i powoli tworz� ma�y 
ob�oczek. Pojawi� si� deszcz i b�yskawice. Las powoli zmieni� sw�j zapach na 
wilgotny z ulg� przyjmuj�c �yciodajn� ulew�. Ob�oczek r�wnie� zacz�� kropi�. 
Pierwsze krople napoi�y spragnion� traw�, ale nast�pne zacz�y sucho b�bni� o 
sk�rzane obicie samochodowego siedzenia.
Bezdomny obudzi� si� i by� troszeczk� mniejszy. Miastu znowu uby�o par� procent 
Obywatela. Nagle powia� silny wiatr, jakby Miasto chcia�o go ukara�, ale 
Bezdomny zasn�� spokojnym snem i �ni� o nast�pnej pigu�ce, kt�r� we�mie pewnie 
za kilka dni. U�miechn�� si� przez sen. Za jaki� czas nie b�dzie go w Mie�cie.
ZDANIE
Zdanie na pocz�tku nie istnia�o. Powo�a�y go do �ycia zwi�d�e i blade usta 
jakiego� Insekta. Gdy poczu�o si� wypowiedziane zyska�o natychmiast �wiadomo��. 
Poczu�o �e jest wa�nym zdaniem i od razu zacz�o by� dumne. Przedar�o si� do�� 
szybko przez membran� s�uchawki telefonicznej. Od spiralnie zwini�tego kabla 
zrobi�o mu si� troch� niedobrze, gdy jednak wskoczy�o w ciep�e i przytulne 
wn�trze telefonu, od razu odzyska�o si�y i pomkn�o w d� po przewodzie. Nabra�o 
rozp�du przez kilka pi�ter i chcia�o zgrabnie wskoczy� na s�upy, kt�re 
poprowadzi�y by je dalej. Niestety, wytarta izolacja sprawi�a, �e Zdanie lekko 
straci�o na sile. Z pewnym wi�c wysi�kiem mkn�o po kablu, zw�aszcza �e by�o 
lekko pod g�r�. Dotar�szy na pierwszy s�up, postanowi�o si� troch� rozejrze�. 
Zobaczy�o ciemn� ulic�, przej�cie dla pieszych i Bractwo Przepowiadania 
Przesz�o�ci wy�aniaj�ce si� z podziemnego przej�cia pod drog� niegdy� szybkiego 
ruchu. Budynki otaczaj�ce s�up troch� je zaniepokoi�y, bo wyda�y si� mu 
wa�niejsze od niego. Ruszy�o dalej.
   Upaja�o si� cudown� podr� i zachwycone pr�dko�ci� mkn�o dalej. Jednak 
niespodziewanie kabel sko�czy� si� i Zdanie wypad�o na �rodek chodnika. By�o 
zszokowane. Nagie i bezbronne nie by�o w stanie porusza� si� w nieznanym 
�rodowisku. Chcia�o wykona� ruch do przodu, jednak wysz�o to dosy� rozpaczliwie. 
Teraz naprawd� si� wystraszy�o. Poczu�o si� kompletnie nie na swoim miejscu. Gdy 
ju� najwi�kszy szok min��, Zdanie zacz�o si� zastanawia�. Rozejrza�o si� po 
okolicy i zobaczy�o nie ko�cz�ce si� p�yty chodnika ci�gn�ce si� a� po horyzont. 
Zauwa�y�o �e zerwany kabel z kt�rego wypad�o le�y pod �cian� jednego z budynk�w 
i odruchowo wzdrygn�o si� ze strachu. Szybko spojrza�o w przeciwnym kierunku 
gdzie znajdowa�a si� kupa gruzu. Obo...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin