Beauchamp Mary Annette (Arnim Elizabeth von) - Urodziny Fanny.pdf

(1523 KB) Pobierz
768484943.001.png
Beauchamp Mary Annette (Arnim Elizabeth von)
Urodziny Fanny
1
Fanny, którą kiedyś łączył małżeński węzeł z niejakim panem Skeffingtonem i która z nieodpartych,
jak utrzymywała, powodów, już dawno temu się z nim rozwiodła, by następnie przez całe lata nie
wspomnieć go ani razu, ostatnio ku własnemu zaskoczeniu zaczęła intensywnie o nim rozmyślać. Wy-
starczyło jej przymknąć powieki, a już widziała Skef-fingtona siedzącego przy śniadaniu nad
półmiskiem z rybą; ostatnio zaś nie musiała nawet zamykać oczu, by stwierdzić, że jej były małżonek
wyłania się zza każdego niemal sprzętu.
Najbardziej jednak niepokoiło ją to, że na stole w ogóle nie było ryby, bo tylko w okresie niezbyt
długich rządów Skeffingtona jako męża na śniadanie podawano rybne potrawy. Był to bowiem
człowiek wierny tradycji i lubił zasiadać do stołu zastawionego tak jak za czasów swojej młodości.
Wraz z jego zniknięciem zniknął jednak również używany do ryb srebrny, elektrycznie podgrzewany
półmisek. Stało się tak nie dlatego, że Skeffington go ze sobą zabrał, był bowiem wówczas w zbyt
opłakanym stanie ducha, by pamiętać o półmisku, ale dlatego, że od jego odejścia aż do tej chwili
śniadanie Fanny stanowiła połówka grejpfruta.
To, iż widziała tak wyraziście męża oraz jego półmisek, mając jednocześnie świadomość, że i jeden, i
drugi są tylko złudzeniem - martwiło ją rzecz jasna ogromnie. Niewiele brakowało, by wybrała się z
tym do lekarza; ponieważ jednak nigdy nie miała skłonności do takich wizyt, postanowiła trochę
poczekać. No bo ostatecznie - rozumowała Fanny, która uważała się za kobietę rozsądną - już wkrótce
będzie obchodzić pięćdziesiąte urodziny, jeśli zaś człowiek dociera do tak ważnego kamienia
milowego na drodze swego życia, nie powinno dziwić, że zwraca się ku swej przeszłości, by trochę w
niej poszperać. A jeśli tak, to czy jest coś bardziej nieuniknionego niż natknięcie się tam na
Skeffingtona? Wszak przez pewien czas odgrywał on w jej życiu główną rolę. Musiała też uznać, że
stworzył podstawy jej egzystencji. To właśnie dzięki narzuconej przez niego ugodzie, a zawierał ją
człowiek niesamowicie bogaty i bez pamięci zakochany, materialna sytuacja Fanny była tak
znakomita; ale wszystko to stało się również dzięki jego niewierności. Tylko czy za to należy
dziękować losowi? No cóż, tak czy owak, wszystko razem sprawiło, że Fanny odzyskała wolność.
Uwielbiała ten stan. Przeżyła dwadzieścia dwa lata czarownej wolności, delektując się każdą jej
minutą, wyjąwszy te chwile, kiedy dobiegał końca kolejny romans i gdy niemożliwe już było
uniknięcie przygnębiających sytuacji, a także pomijając okres z zupełnie bliskiej przeszłości, kiedy
przechodząc rekonwalescencję po straszliwej chorobie, pozostawiona sama ze swymi myślami,
zaczęła snuć refleksje związane ze Skeffingtonem. Może w kierunku tych poważnych rozmyślań
pchnęła ją zatrważająca bliskość niemiłego jubileuszu, może powodem było fatalne osłabienie po
przebytym dyfterycie, a może wychodzenie całymi garściami jej cudownych włosów - nie-
zależnie jednak od przyczyny Fanny popadła w ten stan, a jej były mąż najwyraźniej zareagował na to
ze skwapliwością, która nią wstrząsnęła: jego obraz z każdą chwilą nabierał życia i wyrazistości.
Jednakowoż zdarzenia te rozegrały się w ciągu zaledwie ostatnich miesięcy i Fanny była przekonana,
że z chwilą odzyskania przez nią sił - wszystko minie. Jakże błogi, niczym nie zakłócony żywot
wiodła do czasu swej choroby! Było to zaiste życie pełne blasku, zaludnione barwnym tłumem
potencjalnych kochanków - kiedyś bowiem zdawało się, że cały świat pragnie jej miłości - a wszystko
to dlatego, że Skeffington nigdy nie był w stanie oprzeć się powabom swych młodych maszynistek.
Budziło to wielki gniew Fanny aż do chwili, gdy zaświtała jej myśl, że dzięki tym wszystkim biuralis-
tkom mogą się przed nią otworzyć wrota wiodące ku wolności. Kiedy wreszcie zrozumiała, że tak
naprawdę te liczne maszynistki są ryglami, które zwalniają zamknięte drzwi, poniechała złości, a
zaczęła odczuwać radość, choć prawdę mówiąc, nie sądziła, że tak właśnie być powinno. Nie,
oczywiście że było to nie na miejscu, jakże jednak trudno jest odrzucić zalety egzystencji bez udziału
Skeffingtona! Mimo jej najszczerszych chęci małżeństwo nigdy nie było dla Fanny źródłem radości.
Ponadto na domiar wszystkiego Skeffington był Żydem, podczas gdy Fanny - aryjką. Rzecz nie w
tym, że miało to dla niej jakieś znaczenie, gdyż była wolna od wszelkich uprzedzeń, lecz w tym, że
jego wygląd był tak modelowo semicki. Wcale tak przecież być nie musiało. Wiele przyjaciółek
Fanny miało mężów-Żydów, jednak żaden z nich nie odznaczał tak bardzo żydowską
powierzchownoścą jak Job (tak bowiem brzmiało imię Skeffingtona - imię, którego doprawdy nikt nie
był w stanie
Zgłoś jeśli naruszono regulamin