KRZYSZTOF BORUŃ
SPÓR O DUCHY
UWAGI WSTĘPNE
Marzenia o życiu wiecznym, o przetrwaniu ducha wbrew śmierci, o odrodzeniu się w nowym
ciele lub swobodnym bytowaniu w zaświatach, bez cierpienia i trosk, o spotkaniu z bliskimi nam
zmarłymi ludźmi w innym, może lepszym świecie – marzenia te zdają się przeżywać kolejny
renesans. Na przekór zapowiedziom heroldów rychłego zwycięstwa „naukowego światopoglądu”
ostatnie lata dwudziestego stulecia nie świadczą bynajmniej o dominującej roli rozumu, empirycznego
poznania, realizmu, a zwłaszcza materialistycznego scjentyzmu w kształtowaniu osobowości
,,nowego człowieka”.
Ów „nowy człowiek” – a siłą rzeczy musi nim być dzisiejszy młody człowiek – jeśli nie hołduje
maksymie carpe diem, skłonny jest coraz częściej szukać odpowiedzi na dręczące go pytania
o siły rządzące światem i sens życia nie w przedstawianym przez naukę obrazie przyrody i
człowieka, lecz w tajemniczej sferze ducha i nadzmysłowych, nadrealnych, intuicyjnych drogach
zgłębiania „istoty rzeczy”. I oto na tej młodej glebie odżywa w różnych formach wiara nie tylko
w istnienie świata nadnaturalnego i niematerialnego, ale także w możliwość manifestowania się
tego świata w sposób dostępny poznaniu zmysłowemu.
Zwrot ku spirytualizmowi światopoglądowemu dużych grup społecznych jest zjawiskiem
niemal powszechnym, przejawiającym się zazwyczaj w powstawaniu nowych ruchów religijnych
i wzroście aktywności wielkich kościołów chrześcijańskich oraz islamu, judaizmu, hinduizmu i
buddyzmu, a także w ponownej fali zainteresowania okultyzmem i spirytyzmem. Nawet tam,
gdzie do niedawna wojujący ateizm pełnił rolę oficjalnej państwowej doktryny światopoglądowej,
wierzenia i praktyki religijne zaś traktowano jako zjawisko szczątkowe i marginalne, coraz
śmielej wychodzą z ukrycia i odradzają się ruchy o charakterze spirytualistycznym.
Co prawda w wielu krajach, zwłaszcza Europy Zachodniej i Ameryki, już od dłuższego czasu
zmniejsza się liczba kapłanów i zakonników kościoła katolickiego i duchownych wielkich kościołów
protestanckich oraz występuje indyferentyzm wśród wiernych, lecz jednocześnie mnożą
się i rozwijają ekspansywną działalność coraz to nowe grupy religijne i quasi-religijne, opierające
swe koncepcje na własnej interpretacji Biblii i starożytnych filozofii wschodnich, co z kolei
wpływa mobilizująco na wielkie kościoły chrześcijańskie i poszukiwanie przez nie nowych dróg
umacniania wiary.
Powrót do Biblii i szukanie w niej przez przywódców nowych ruchów religijnych potwierdzenia
głoszonych tez lub inspiracji do ich formułowania – to tylko jeden ze współczesnych nurtów
ożywienia spirytualizmu, nienowy zresztą i – mimo dużej aktywności – o dość ograniczonym
zasięgu społecznym. Fenomenem naszych czasów – chociaż można doszukać się tu prekursorów
w stowarzyszeniach teofizycznych i spirytystycznych – są wspólnoty religijne opierające swe
założenia ideowe i filozoficzne na hinduizmie i buddyzmie, nierzadko łączące i dopasowujące do
nich wybrane elementy światopoglądu chrześcijańskiego. We wspólnotach tych szczególnego
znaczenia nabiera mistyczne pojmowanie rzeczywistości jako rzeczywistości duchowej i możliwość
bezpośredniego, pozazmysłowego kontaktu duszy z Bogiem, pojmowanym najczęściej
bezosobowo, panteistycznie jako kosmiczny umysł i energia. Temu też celowi ma służyć stopniowe
osiąganie drogą medytacji coraz wyższych poziomów świadomości. Opanowanie wschodnich
technik medytacyjnych i całkowite podporządkowanie się poleceniom przywódcy grupy
(guru) stanowi zasadniczy warunek uwolnienia się od wewnętrznych napięć i duchowego zespolenia
z Najwyższą Mądrością1. Owym zmienionym stanom świadomości przypisuje się też osią-
1 M. C. Burrell: Wyzwanie kultów. W zbiorze: Nie wszyscy są jednego ducha. PAX, Warszawa 1988, ss. 99-113.
5
ganie zdolności paranormalnych, i to nie tylko telepatycznych i jasnowidczych, ale i psychokinetycznych.
Stąd już tylko krok do adaptacji elementów parapsychologii, najczęściej w jej okultystycznym
i spirytystycznym wydaniu, przez niektóre grupy religijne i quasi-religijne. Tego rodzaju praktyki
spotykają się, co prawda, z niechęcią i potępieniem ze strony niemal wszystkich kościołów i religijnych
ruchów chrześcijańskich, lecz pozostaje faktem, że wiara w możliwość zdobycia nadnaturalnych
uzdolnień psychicznych, a także kontaktu z demonami i duchami zmarłych utrzymuje
się od wieków wśród wyznawców tych religii. Zjawiskiem nowym jest tu wyraźny wzrost liczebności
grup quasi-religijnych, których spirytualizm opiera się raczej na różnego rodzaju hipotezach
paranaukowych i fantastycznonaukowych niż doktrynalnych podstawowych tezach
chrystianizmu. Przykładem może być popularny w Europie Zachodniej i USA (liczbę członków
ocenia się na kilka milionów) ruch zwany „scjentologią”. Byłoby oczywiście przesadą opatrywać
„scjentologię” etykietą ruchu SF, z tych przyczyn, że jej twórca – L. R. Hubbard – jest autorem
opowiadań fantastycznonaukowych i niektóre z jego „odkryć” mogą śmiało konkurować z pomysłami
innych pisarzy-fantastów2. Niemniej jednak nietrudno dostrzec, że istnieje wspólny mianownik
dla wzrostu aktywności poszukiwaczy nowych koncepcji światopoglądowo-religijnych i
ekspansji fantastyki na rynku wydawniczym, filmowym i telewizyjnym, podobnie zresztą jak i
poszerzania się kręgu ludzi interesujących się parapsychologią, astrologią, ufologią czy paleoastronautyką.
Znamienne jest również, że w literaturze fantastycznej, tak bujnie rozwijającej się w drugiej
połowie naszego wieku, w ostatnich kilkunastu latach zaczyna dominować nurt baśniowy i ezoteryczny,
a klasyczna, futurologiczna fantastyka naukowa coraz częściej szuka inspiracji w paranaukach.
Kreśląc utopijne i antyutopijne wizje przyszłych społeczeństw, twórcy SF daleko odeszli
od Vernowskiego i Wellsowskiego racjonalizmu i scjentyzmu. Futurologiczne obrazy cywilizacji
i walki herosów nauki i techniki ustępują miejsca opisom zmagań z samym sobą i obcymi intruzami
w świecie wewnętrznym – w mózgu bohatera. Ową innerspace, z jej nadrealnymi wizjami,
fantasmagoryczną grą wyobraźni i wieloznaczną symboliką, łączy, co prawda, bliskie pokrewieństwo
ze światem przeżyć średniowiecznych mistyków, transowych doznań królewskiej jogi i
,,pośmiertnych” halucynacji opisanych przez doktora Moody, ale jest to niewątpliwie nasz własny
świat obaw i nadziei.
Fantastyka i horror drugiej połowy dwudziestego wieku są czymś więcej niż kolejnym cyklicznym
nawrotem romantyzmu. Lęki i tęsknoty epoki odbijają się w twórczości artystycznej jak
w zwierciadle i choć bywa ono często zwierciadłem krzywym, nie są to lęki i tęsknoty urojone.
Zainteresowanie problemami eschatologicznymi jest zrozumiałe w czasach, które zapisały się w
historii najwyższą liczbą ofiar ludobójstwa i groźbą atomowego końca świata3.
Gdzie szukać tropów w poszukiwaniach sensu bytu? W sporze o istotę i formę pośmiertnych
losów człowieka argumenty empiryczne są równie ważne, a może ważniejsze niż teoretyczne.
Znalezienie „materialnych”, niepodważalnych dowodów, że śmierć nie jest końcem naszego „ja”,
że to, co stanowi o naszej osobowości, o świadomości własnego istnienia, o naszych myślach i
uczuciach, nie ginie wraz z ostatnim tchnieniem i uderzeniem serca, zawsze zaprzątało umysły
filozofów i badaczy natury ludzkiej. Nasze czasy też nie są wolne od takich rozterek. Świadczy o
tym nie tylko obfitość literatury religijnej różnych wyznań i wspólnot duchowych, ale także popularnych
publikacji dotyczących życia pośmiertnego, reinkarnacji, wiedzy tajemnej, demonizmu
i magii.
2 Op. cit. ss. 143-163.
3 Odsyłam tu Czytelnika do książki A. Tokarczyka: Czterech jeźdźców Apokalipsy. Iskry, Warszawa 1988, ss. 123-178.
6
Wiara w duchy i demony, choć często wstydliwie skrywana i kamuflowana programowym
sceptycyzmem – nie wygasła. W ostatnich dziesięcioleciach znów podniosła się fala fascynacji tą
tematyką. Mit szatana opanowującego dusze ludzkie przeżywa renesans w filmie grozy i fantastyce,
a dające raz po raz znać o sobie stowarzyszenia satanistyczne są dowodem, że i dziś metafizyczne
problemy manicheizmu nie straciły na aktualności i mogą przejawiać się również w patologicznych
formach kultu diabła4. Chyba nie należy się temu dziwić: wiek nasz przyniósł nie
spotykaną dotąd w dziejach świata koncentrację sił Zła, a szczególnie jaskrawym przykładem
wynaturzonego fideizmu są masowe zbrodnie dokonywane w imię... sprawiedliwości społecznej.
Dobiega końca stulecie wielkich nadziei i rozczarowań, czasy rozpadu imperiów i najokrutniejszego
niewolnictwa, gwałtownego rozwoju gospodarczego i degradacji ekologicznej, zadziwiających
osiągnięć nauki i techniki, a jednocześnie – śmiertelnych zagrożeń, spowodowanych
tym postępem. Nauka – ta magia naszych czasów – rzuca uroki i niepokoi umysły. Nowy, polowy
i organiczny obraz świata, który na początku naszego wieku ukazała fizyka relatywistyczna i
kwantowa, w drugiej połowie zaś ewolucyjna teoria poznania, zastąpił klasyczną, mechanistyczną
i redukcjonistyczną wizję rzeczywistości. Ten holistycznie opisywany świat, chociaż zdaje się
stwarzać możliwość nowych relacji między światopoglądem naukowym i religijnym5, niepokoi
abstrakcyjnością i nieprzetłumaczalnością wykrywanych prawidłowości na język wyobraźni i
„zdrowego rozsądku”.
Nie tylko laikom, ale i uczonym, zwłaszcza niespecjalistom, łatwo utracić orientację w gąszczu
nowych faktów i hipotez. Wzrost fali zainteresowania paranaukami to zjawisko społeczne,
którego nie wolno nie dostrzegać ani też lekceważyć. Przyczyn jego należy bowiem szukać w
powszechnym kryzysie zaufania do wszelkich oficjalnych autorytetów, ze współczesną nauką na
czele. Wiek nasz nadmiernie rozbudził nadzieje, że odkrycia naukowe i nowoczesne środki techniczne
pozwolą rozwiązać najbardziej pasjonujące zagadki materii i ducha, ale rychło okazało
się, jak dalece były one przedwczesne, jeśli nie całkowicie płonne. Próbuje się więc odnaleźć
,,prawdę”, a zarazem odpowiedź na podstawowe pytania eschatologiczne, jeśli nie w religii i nauce,
to w paranaukach, szukających wyjaśnienia tajemnic bytu na pograniczu dwóch światów –
dostępnego i niedostępnego naszym zmysłom i przyrządom.
Myślę, że wyśmiewanie paranaukowych koncepcji jako przejawów ciemnoty i „idealizmu”
światopoglądowego, a nawet patologii społecznej, jest nie tylko krzywdzące wielu badaczy zjawisk
paranormalnych, próbujących penetrować ten pełen zagadek teren z pozycji przyrodoznawczej,
ale pogłębia nieporozumienia i fałszywe sądy, utrudniając weryfikację rzeczywistych czy
rzekomych odkryć w tej dziedzinie i, co gorsza, oddając ją w pacht ignorantom i mitomanom.
Nieznajomość przedmiotu badań, jak i genezy stanowisk zajmowanych przez różniących się
światopoglądem badaczy „zaświatów” i popularyzatorów parapsychologii czy ,,wiedzy tajemnej”
prowadzi z reguły do nieporozumień i błędnych ocen rzeczywistych czy rzekomych zjawisk manifestowania
się duchowych składników bytu. Stąd podjęta w tej książce próba zarówno dokonania
przeglądu różnych form takich manifestacji, jak też przedstawienia poglądów na ten temat,
wyrażanych przez przedstawicieli religii, spirytyzmu, okultyzmu6, parapsychologii i nauk przyrodniczych.
4 Satanizm – kult szatana; pojawił się w XI–XIII w. jako reakcja antykościelna; w XX w. ponownie daje znać o sobie jako zorganizowany ruch,
działający najczęściej niejawnie lub półjawnie. Jawną działalność satanistów zapoczątkował w 1966 r. Sandor Anton La Vay, zakładając w USA
pierwszy „kościół szatana” i ogłaszając się „czarnym papieżem”. Ruch jego skupiał w 1987 r. około 800 tysięcy wyznawców w 11 krajach świata.
W Polsce liczbę wyznawców i sympatyków oceniano pod koniec 1988 r. na blisko 20 tysięcy. (A. Siciński: Kult szatana. „Znaki czasu” nr
11/1988, s. 5)
5 J. Stacewicz: Przemiany w nowożytnym obrazie świata. „Problemy” nr 4/1990, ss. 15-19.
6 Słowo „okultyzm” używane bywa w trzech znaczeniach: l. wiedzy tajemnej o świecie i duszy ludzkiej, 2. wspólnej nazwy dla alchemii, astrologii,
kabalistyki, magii, spirytyzmu, teozofii i jasnowidztwa, 3. badań paranormalnych zjawisk psychiki. W tej książce – wyłącznie w pierwszym
7
Popularnonaukowy charakter pracy, jak i skromne rozmiary książki ograniczają możliwości
ukazania wszystkich różnic i odcieni w poglądach. Musiałem więc dokonać pewnego rodzaju
„idealizacji” – poprzez selekcję i połączenie stanowisk, które można uznać za najbardziej reprezentatywne
światopoglądowo. Granice między prezentowanymi tu grupami są bowiem w rzeczywistości
nieostre. Często na przykład spirytyści włączają wybrane dogmaty wiary chrześcijańskiej
do swoich teorii, interpretując swoiście słowa Biblii, okultyści odwołują się do hipotez
parapsychologicznych, parapsycholodzy szukają analogii między swymi spostrzeżeniami i kanonami
wiedzy ezoterycznej Wschodu. Musiałem więc nieco arbitralnie dokonać rozgraniczenia
stanowisk, decydując się na pewne uproszczenia prezentowanych poglądów. W niektórych przypadkach
brak materiałów dotyczących konkretnego tematu lub sprzeczności w wypowiedziach
przedstawicieli tej samej grupy interpretatorów zmusiły mnie do ,,modelowego” sformułowania
stanowiska na podstawie ogólnych zasad widzenia świata charakteryzujących tę grupę.
Wszystko to wymaga sprecyzowania, co należy rozumieć pod pojęciami: teologowie, spirytyści,
okultyści, parapsycholodzy i naukowcy sceptycy. Tak więc pod hasłem teologowie znajdzie
Czytelnik nie tylko opinie katolickich i protestanckich profesorów teologii i stwierdzenia zawarte
w oficjalnych dokumentach kościelnych, ale również poglądy wyrażane przez wybitnych publicystów
religijnych – oparte na Piśmie świętym i kanonach wiary chrześcijańskiej. ,,Teologowie”
religii wschodnich to zarówno uczeni – znawcy hinduizmu i buddyzmu, jak i słynni „mędrcy” i
„guru”. Doktryny filozoficzno-religijne hinduizmu i buddyzmu nie zawierają jednorodnej, zwartej
koncepcji duszy, istnieje bowiem mnogość szkól powstałych w różnym czasie i różnych środowiskach
(inne koncepcje dla ludu, inne dla filozofów). Stąd konieczność pewnych uproszczeń i
nieuniknione niekiedy niezgodności w prezentowanych tu poglądach.
Za podstawowy wyróżnik światopoglądu spirytystów przyjąłem wiarę w istnienie świata pozagrobowego
i możliwość kontaktu z duchami zmarłych. Różnice zdań dzielące ruch spirytystyczny
dotyczą istnienia reinkarnacji i stosunku do „oficjalnej nauki”, a także parapsychologii.
Okultyści tworzą swe teorie szukając oparcia w ezoterycznej wiedzy („wiedzy tajemnej”) starożytnych
Indii, najczęściej w jej teozoficznej interpretacji. Charakterystyczną cechą światopoglądu
okultystycznego jest twierdzenie, że istota ludzka składa się z wielu ciał (fizycznego, eterycznego,
astralnego, mentalnego itd.), oraz że dusza, rozumiana jako pojedyncza, oddzielna,
zindywidualizowana duchowa istota wewnątrz człowieka, nie istnieje.
Pod hasłem parapsycholodzy prezentuję poglądy tych badaczy, którzy zajmują stanowisko
,,animistyczne” (szukające przyczyn zjawisk paranormalnych w żywym organizmie człowieka, a
nie w świecie duchów ludzi zmarłych czy demonów), odrzucają hipotezy spirytystyczne i z rezerwą
odnoszą się do interpretacji okultystycznych. Próbują oni oprzeć swe hipotezy na odkryciach
nauk przyrodniczych, chociaż ich stwierdzenia bywają często kwestionowane, jako
sprzeczne z poglądami przyjętymi powszechnie w nauce lub niedostatecznie zweryfikowane. W
tej książce są bliskie stanowisku psychotroniki, będącej spadkobierczynią parapsychologii w bardziej
scjentycznym wydaniu7. Tylko tam, gdzie psychotronika nie stworzyła jeszcze własnych
oryginalnych koncepcji, odwołuję się do badań i poglądów wybitnych badaczy i pionierów parapsychologii
z początków naszego stulecia.
Naukowcy sceptycy reprezentują w tej książce uczonych i popularyzatorów nauki zajmujących
krytyczne stanowisko wobec zarówno spirytystycznych i okultystycznych, jak też scjentystyczno-
parapsychologicznych interpretacji różnych form manifestowania się „duchów”. Sceptycyzm
nie oznacza jednak odrzucania z góry każdej hipotezy paranaukowej i ,,wylewania dziecka
znaczeniu.
7 Próbom wyjaśnienia niektórych zjawisk paranormalnych w oparciu o nauki przyrodnicze poświęcona jest książka K. Borunia i S. Manczarskiego:
Tajemnice parapsychologii. Iskry, Warszawa, wyd. I-1977, wyd. II -1982.
8
z kąpielą”. Chociaż mój „naukowiec sceptyk” zdaje sobie dobrze sprawę, jak ograniczoną wartość
dowodową mają informacje zawarte w relacjach „naocznych świadków” i sprawozdaniach
spisywanych ex post przez nie przygotowanych naukowo uczestników niezwykłych wydarzeń,
gotów jest umownie uznać opisywane „fakty” za wiarygodne, w celu wykazania, że mogą być
one wyjaśnione w bardzo różny sposób na solidnym gruncie nauk przyrodniczych i społecznych
– fizyki, fizjologii, psychologii i socjologii.
„Spór o duchy”8 w założeniu nie jest książką odpowiadającą w sposób kategoryczny na pytanie,
czym są zjawiska mające świadczyć o istnieniu pozamaterialnego świata duchów i demonów.
Ukazuje tylko, w jak różny sposób te zjawiska mogą być wyjaśniane. Która z prezentowanych
hipotez jest wiarygodniejsza – pozostawiam uznaniu Czytelnika. Co sam sądzę o istnieniu
„zaświatów” – zawarłem w końcowych refleksjach, bynajmniej nie sugerując, że proponowany
obraz rzeczywistości może zawierać całą prawdę o świecie i „duchowej” sferze bytu.
8 Przedmiotem przedstawionego w tej książce sporu są zarówno duchy, pojmowane jako istoty
bezcielesne – zjawy, widma, upiory itp., jak również duch jako synonim duszy – czynnik ożywiający
ciało, niematerialny byt osobowy, zdolny do świadomości, a także dusza jako ogół właściwości
i procesów psychicznych.
9
1
DUCHY POKUTUJĄCE
Któż nie lubi opowieści o duchach, widmach ludzi zmarłych, pokutujących w starych domach
i zamkach, o upiorach wstających z grobu, aby wysysać krew z żywych, o marach straszących
nocą na cmentarzach, rozstajnych drogach, trzęsawiskach? Relacje z niesamowitych zdarzeń,
ubarwiające rodzinne sagi i pamiętnikarskie zapiski, obok sprawozdań z „autentycznych” manifestacji
zaświatów, drukowanych w czasopismach spirytystycznych, mogą śmiało współzawodniczyć
z płodami wyobraźni pisarzy fantastów.
Czy opowieści te można traktować serio? Czy zawierają rzetelne informacje o rzeczywistych
wydarzeniach, czy może tylko zwykłe przywidzenia i domowe legendy, wzbogacone inwencją
narratorów w kolejnych przekazach?
Zanim spróbuję odpowiedzieć na tego rodzaju wątpliwości, pozwolę sobie przytoczyć kilka
przykładów takich opowieści.
O domach, w których straszą widma ludzi zmarłych, pisano już w czasach starożytnych, przy
czym relacje te bywają zadziwiająco podobne do współczesnych. Oto opis takiego spotkania z
duchem, zawarty w liście pisarza rzymskiego Pliniusza Młodszego (62–114) do swego przyjaciela
Surii:
„W Atenach był dom obszerny i wygodny, lecz osławiony i niebezpieczny. W czasie nocnej
ciszy dawał się w nim słyszeć szczęk żelaza i, jeśli pilniej się uważało, brzęk kajdan, najprzód z
dala, a nareszcie z bliska, potem ukazywało się widmo w postaci starca wychudłego i nędzą wycieńczonego,
z długą opuszczoną brodą, najeżonym włosem. Kajdany na nogach, łańcuchy na
rękach dźwigało i nimi wstrząsało. Z tego powodu mieszkańcy smutne i okropne noce w strachu
bezsennie przepędzali, z bezsenności choroba i coraz bardziej wzmagającej się trwogi śmierć
nareszcie nastała. (...) Dlatego dom ten opuszczony, na samotność skazany i całkiem owemu straszydłu
zostawiony został. Przybijano jednakże na nim uwiadomienia, ażeby go kto, tak wielkiej
niedogodności nieświadom, albo kupić, albo chciał nająć.
Wtem przybywa do Aten filozof Atenodor, czyta uwiadomienie i dowiedziawszy się o cenie, i
ponieważ mu taniość podejrzaną była, ściślej badając o wszystkim się dowiaduje i pomimo,
owszem, nawet dla tego samego właśnie go najmuje. Gdy zmierzchać zaczęło, każe sobie w
przedniej części domu posłać i podać tabliczki, rylec i światło, wszystkich ludzi swoich wewnątrz
domu posyła, sam zaś umysł swój, oczy i rękę pilnym zatrudnia pisaniem, ażeby myśl nieczynna
widmów, o których słyszał, i próżnych sobie nie tworzy strachów.
Z początku panowała cisza nocna, jak zazwyczaj wszędzie, potem żelaza wstrząsanie i ruch
kajdan słyszeć się dały; on oka nie podnosi, nie opuszcza rylca, lecz zbroi się na odwagę i nią
tłumi wrażenie na słuch czynione. Wtedy wzmaga się szelest, zbliża się i słyszeć się daje teraz
jakoby na progu, i tuż zaraz jakoby już za progiem; on spogląda, widzi i poznaje postać mu opisywaną.
Stała i kiwała palcem, do wzywającego podobna; on zaś przeciwnie, ręką jej znak daje,
10
ażeby cokolwiek zaczekała, i znów się do tabliczek bierze i rylca. Ona nad głową piszącego łańcuchami
brząkać zaczęła, podnosi tedy powtórnie oczy i widzi ją równie jak wprzód trwającą;
niezwłocznie więc bierze światło i postępuje za nią. Wolnym szła krokiem, jakby kajdanami
obarczona, skręciwszy na dziedziniec mieszkania i nagle za nim zniknąwszy, towarzysza opuściła;
tenże sam zostawiony będąc, trawę i liście zrywa i na tymże miejscu na znak kładzie. Na
drugi dzień udaje się do rządu, radzi, aby miejsce to odkopać kazał. Znaleziono w nim w łańcuchy
okute i skrępowane kości, które gdy wiek i ziemia w zgniliznę ciało obróciły, nagie i spróchniałe
w okowach były pozostały. Zabrano je i kosztem rządu pochowano, a dom na potem wolny
był od ducha, któremu należny pogrzeb wyprawiono”9.
Współczesną opowieść o odwiedzinach „ducha pokutującego” słyszałem w dzieciństwie z ust
dobrego znajomego moich rodziców – dyrektora dużych zakładów młynarskich w B. Pewnego
wieczoru pracował on samotnie w biurze zakładów, których kierownictwo niedawno objął, gdy
usłyszał pukanie i do pokoju weszła młoda, czarno ubrana kobieta. Zapytała o pracownika o nie
znanym dyrektorowi nazwisku, a usłyszawszy, że nikt taki nie pracuje w tym zakładzie, popatrzyła
na dyrektora przejmująco i wyszła bez słowa. Dyrektor wybiegł za nią, aby dowiedzieć się
czegoś bliższego o poszukiwanym, ale ani na schodach, ani też na dziedzińcu kobiety nie spotkał,
brama zaś zakładów była zamknięta. Dozorca twierdził, że nikogo nie wpuszczał ani nie wypuszczał.
Okazało się jednak, że znał przed laty pracownika o tym nazwisku. Zginął on w wypadku w
tym zakładzie, a jego narzeczona, z którą miał za parę dni wziąć ślub, popełniła samobójstwo.
Duchy występujące w pełnej gali, dostrzegane wzrokiem przez zwykłych śmiertelników i
przekazujące im konkretne polecenia, należą do rzadkości. Najczęściej są to milczące zjawy,
przypominające zwykłych ludzi, czasem mgliste widziadła lub istoty niewidzialne, manifestujące
swą obecność w miejscach nawiedzonych tylko dźwiękowo, odgłosami charakterystycznymi dla
określonej czynności. Mój kolega redakcyjny, Jan Fabiszewski, opowiadał mi o swych niezbyt
przyjemnych wrażeniach słuchowych, gdy zamieszkiwał wraz z żoną w takim „nawiedzonym”
domu. Od czasu do czasu, w nocy, o tej samej godzinie, rozlegały się w ich mieszkaniu kroki,
którym towarzyszyło skrzypienie parkietu, prowadzące z przedpokoju, poprzez dwa amfiladowo
usytuowane pokoje i korytarz – do łazienki. Ani w ciemnościach, ani też przy zapalonym świetle
żadnego widma nikt z domowników nie dostrzegał. Według relacji starszych mieszkańców domu
– w łazience zmarł podobno poprzedni właściciel mieszkania.
Historię, brzmiącą jak angielska story z dreszczykiem, spisał i przekazał mi p. Zenon Tyc...
andzia361