Gazeta_Odkrywcza_nr_14.pdf

(24479 KB) Pobierz
Miesięcznik Stowarzyszenia Historyczno-Eksploracyjnego
Koszalin, kwiecień 2012/Nr 14
O SHE i całej akcji...
Tor saneczkowy
Czas udzielania wywiadów...
Sobotnia eksploracja toru saneczkowego na Górze Chełmskiej przebiegła zgodnie
z oczekiwaniami. Oznakowaliśmy teren, rozstawiliśmy przywiezione rzeczy i przystą-
piliśmy do działania. Podział zadań został ustalony wcześniej, więc nie traciliśmy cza-
su. Około 11 odwiedzili nas pierwsi przedstawiciele mediów - TV MAX. Z czasem
dołączyła rodzima prasa.
Nie spodziewaliśmy się rewelacyjnych znalezisk, ale nigdy nie wiadomo na co można
traić. Zaczęły „pojawiać się” drobne monety z okresu PRL, jak również współczesne
grosiki oraz monety z czasów przedwojennych. Dużo metalowych śmieci typu: puszki,
kapsle, drut czy kawałki kątowników. Między nimi od czasu do czasu można było
wyłuskać przedmiot wprowadzający nas w zadumę (część wisiorka) lub poruszający
wyobraźnię (dziwny tłoczek)... Wszystkie znalezione rzeczy zostały spisane i sfoto-
grafowane na miejscu.
Przy ognisku i kiełbaskach z grilla oraz produktach z przedsiębiorstwa Dega (pyszne
sałatki warzywne i rybne) przebiegła ostatnia część naszego spotkania. Wymieniliśmy
spostrzeżenia co do organizacji kolejnych akcji. To nie koniec prac w tym miejscu.
Kolejna relacja nastąpi.
Formalności...
Tomek coś znalazł...
Mariusz Król
Zbyszek z synem też coś mają...
Drobiazgi: 50 pf., coś szklanego z tłoczkiem, zamykany wisiorek, tzw „PRL”... dokumentacja
Piknik w przerwie...
UWAGA
Gazeta Odkrywcza publikuje różne informacje (w formie zdjęć i tekstu) jedynie w celu poznania prawdy historycznej, a zawarte w niej treści nie mają
na celu propagowania faszyzmu, komunizmu czy jakichkolwiek totalitarnych ideologii.
823702326.061.png 823702326.072.png 823702326.083.png 823702326.094.png 823702326.001.png 823702326.012.png 823702326.013.png 823702326.014.png 823702326.015.png 823702326.016.png 823702326.017.png 823702326.018.png 823702326.019.png 823702326.020.png 823702326.021.png 823702326.022.png 823702326.023.png 823702326.024.png 823702326.025.png 823702326.026.png 823702326.027.png 823702326.028.png 823702326.029.png 823702326.030.png 823702326.031.png 823702326.032.png 823702326.033.png 823702326.034.png 823702326.035.png 823702326.036.png
www.she-odkrywcy.pl
forum.she-odkrywcy.pl
Stalag-Luft IV
W jednym z poprzednich numerów, wspomniałem o Obozie Lotni-
ków Alianckich w Modrolesie. W nawiązaniu do poprzedniego artyku-
łu, chciałbym zamieścić własną interpretację i tłumaczenie fragmentów
książki, napisanej przez jednego z jeńców wspomnianego obozu – Ale-
xandra Gorashko – strzelca pokładowego amerykańskiego bombowca
typu B-24.
Autor: Wojciech Grzelak
Wspomnienia napisane przez
A. Gurashko
B-24
(…) Po otwarciu bramy obozu zostaliśmy wprowadzeni do środka. Tłum jeńców
zebrał się w pobliżu. Momentalnie zostaliśmy zasypani pytaniami o sytuację na froncie
oraz nasze pochodzenie. Jeńcy przebywający w obozie, nazywali siebie „ Kriegies ”, które
to słowo zostało zaczerpnięte z niemieckiego „ Kriegsgefangen ” – co oznaczało jeńców
wojennych. Pojawienie się nowych Kriegies było wielkim wydarzeniem, gdyż dawało
pozostałym możliwość poznania aktualnych informacji o przebiegu działań wojennych.
Obóz został otwarty 12 maja 1944 roku. W tym czasie obóz dla alianckich lotników
w Prusach Wschodnich był ewakuowany, w związku z nadciągającym od wschodu fron-
tem i niebezpieczeństwem zajęcia go przez Armię Czerwoną. Gdy traiłem do obozu,
przebywało w nim około 9.000 alianckich lotników. Aby zmniejszyć przeludnienie, obóz
rozbudowywano. Podobóz „C” budowany był naprzeciwko podobozu „B”. Nim rozbu-
dowa dobiegła końca, my – nowi Kriegies – umieszczeni zostaliśmy na terenie podobozu
„B”. Zamieszkaliśmy w niewielkich budynkach, zlokalizowanych przy regularnych bara-
kach jenieckich. Nazywaliśmy je „psimi budami”.
Chaty posadowione były bezpośrednio na ziemi i nie posiadały żadnych najmniej-
szych udogodnień. Każda chata miała wymiary około 2,5 x 5 metrów i była na tyle niska,
że nie sposób było stanąć w jej wnętrzu wyprostowanym. W ścianach nie było okien –
światło dzienne wnikało do wnętrza, jedynie poprzez uchylone drzwi.
Do każdej z chat przydzielonych zostało po 10 mężczyzn, z których każdy miał do
dyspozycji miejsce leżące o szerokości około 50 cm. Każdy z nas otrzymał po dwa koce
wojskowe – jeden amerykański i jeden niemiecki. Jeden z koców układaliśmy na ziemi,
zaś drugim nakrywaliśmy się. Każdy otrzymał miskę, kubek i sztućce produkowane na
potrzeby Luftwafe . W chacie nie było urządzeń sanitarnych, więc musieliśmy myć na-
czynia w zimnej wodzie z pompy znajdującej się na terenie obozu.
Bohater wspomnień 1944 rok
2
Al Gorashko 1994 rok
823702326.037.png 823702326.038.png 823702326.039.png 823702326.040.png 823702326.041.png 823702326.042.png 823702326.043.png 823702326.044.png 823702326.045.png 823702326.046.png 823702326.047.png 823702326.048.png 823702326.049.png 823702326.050.png 823702326.051.png 823702326.052.png 823702326.053.png 823702326.054.png 823702326.055.png
forum.she-odkrywcy.pl www.gazeta-odkrywcza.pl
Przeprowadzka do podobozu „C”
Na porannym apelu, byliśmy liczeni przez żołnierza ubrane-
go w zielony mundur piechoty, pozostali nosili błękitne uniformy
Luftwafe . Było to trochę niezrozumiałe. Być może żołnierz ten
został przydzielony do obozu, gdyż był za stary, aby walczyć na
froncie. A może dlatego, że znał język angielski. W każdym razie,
nazwaliśmy go „ he Green Hornet ” – „Zielony Szerszeń”.
Dowódcą podobozu „C” był wysoki oicer noszący długi
czarny skórzany płaszcz. Nazywał się kapitan Weinert i przewod-
niczył podczas apeli. W trakcie jednego z apeli, ogłoszono, że
powinniśmy wybrać liderów pokoi.
W skład struktury obozu wchodzili: lider obozu, liderzy po-
dobozów, liderzy baraków, liderzy pokoi oraz jeńcy nazywani
„mężami zaufania”. Mężów zaufania było dwóch i obaj mówili
płynnie po niemiecku. Jednym z nich był Frank Paules , który był
jednocześnie liderem obozu, drugim był Francis Troy . Obaj zło-
żyli przysięgę, że nie będą próbowali ucieczki i – dzięki temu –
mogli swobodnie opuszczać obóz, oraz zakupywać drobne przed-
mioty jak pasta do zębów, sacharyna, marchew, itp. za pieniądze,
które otrzymywaliśmy od Niemców na podstawie postanowień
Konwencji Genewskiej. W obozie byli również Kriegies , których
nazwaliśmy „ Clique ” - Kliką. Mieli oni dostęp do paczek z Czer-
wonego Krzyża, biblioteki, rozrywki, odzieży i kuchni. Byli rów-
nież zatrudniani przy rozdzielaniu paczek. Nigdy nie udało mi
się dowiedzieć, w jaki sposób zdobyli swoją pozycję.
W naszym pokoju był człowiek, Jones z Hagerstown , lekarz
medycyny, który wydawał się być w porządku, więc wybraliśmy
go liderem naszego pokoju. Któregoś razu Jones zdołał zdobyć
nożyczki i strzygł więźniów za dwa papierosy, które wtedy stano-
wiły nasz środek płatniczy. Później, z paczek Czerwonego Krzy-
ża otrzymaliśmy maszynki i mydło do golenia oraz zestawy do
szycia.
Zdecydowaliśmy, by w naszym pokoju każdego dnia dwóch
ludzi zajmowało się codziennymi obowiązkami, takimi jak obie-
ranie ziemniaków, sprzątanie, zasłanianie okien po zmroku, przy-
noszenie porcji chleba i węgla. Obowiązki pełniliśmy cyklicznie,
na zasadzie rotacji, co oznaczało, że każdy z nas pracował co dzie-
sięć dni. W baraku nie było urządzeń sanitarnych, więc naczy-
nia i sztućce zmuszeni byliśmy myć w wiadrze z wodą stojącym
w pokoju, lub na zewnątrz – przy pompie wodnej.
Gorące racje, które otrzymywaliśmy z kuchni, składały się
z ciepłej wody lub herbaty przed porannym apelem, kubka zupy
na obiad i kubka gotowanych ziemniaków, które otrzymywaliśmy
wieczorem, tuż przed zamknięciem baraków. Jedzenie odbiera-
liśmy z kuchni w wiaderkach, a następnie przynosiliśmy je do
swoich pokoi, gdzie było rozdzielane na poszczególnych więź-
niów. Oprócz gorącej żywności, każdy otrzymywał 1/6 bochenka
ciemnego chleba dziennie. Chleb był ciężki i wilgotny w środku.
Chleb był pieczony z wątpliwej jakości mąki i mógłbym przysiąc,
że czułem w nim trociny drzewne.
Mieliśmy duży problem z dzieleniem bochenka chleba na
sześć równych kawałków, gdyż za każdym razem miał on inny
kształt. Zupełnie przypadkowo stałem się specjalistą od kroje-
nia chleba. Któregoś razu spędziłem kilka minut oglądając chleb
z każdej strony i pod każdym kątem, niczym chirurg przed
3
Rozmaitości z Kroniki Wendlanda (Wydawnictwo Prosperius, Koszalin 2006)
Roku pańskiego 1699 – Pożar. Na ulicy Młyńskiej przy Bramie wcześnie rano zaprószony został
ogień, który całkowicie zniszczył 2 domy, a mianowicie Davida Schwarzta i mistrza Schellina.
3 dom poważnie uszkodzony.
823702326.056.png 823702326.057.png 823702326.058.png 823702326.059.png 823702326.060.png 823702326.062.png 823702326.063.png 823702326.064.png 823702326.065.png 823702326.066.png 823702326.067.png 823702326.068.png 823702326.069.png 823702326.070.png 823702326.071.png 823702326.073.png 823702326.074.png 823702326.075.png 823702326.076.png
www.she-odkrywcy.pl
forum.she-odkrywcy.pl
pierwszym cięciem skalpela, a następnie pokroiłem go. Członkowie
mojej grupy wydawali się być zadowoleni, więc dzielenie chleba zosta-
ło moim stałym zajęciem. Mimo to, moja metoda nie była doskonała
i gdy ktoś wysoki nachylał się do swojej porcji chleba, z bliska, nie
wyglądała ona już na tak dużą. Przyjęliśmy więc nową metodę, którą
nazwaliśmy „ the bridge cut ”. Do jej zastosowania potrzebne było 6 par
kart. Pary rozdzielano i każdą z kart umieszczano pod kawałkiem chle-
ba, pozostałe sześć było tasowane i każdy z nas losował jedną. Każdy
otrzymywał kawałek chleba, pod którym znajdował się karta będąca
parą do wylosowanej przez niego. Dzięki temu nikt nie miał wpływu
na wielkość czy kształt chleba, który otrzymał – była to jedynie kwestia
szczęścia.
Pożywienie, które otrzymywaliśmy od „ Jerries ” (Niemców) miało
wartość energetyczną średnio 770 kalorii dziennie i nie było to wy-
starczająco dużo. Wciąż byliśmy głodni. Do obozu zaczęły docierać
paczki przygotowywane przez Amerykański Czerwony Krzyż. Każdy
otrzymywał jedną paczkę na tydzień, jednak często było ich na tyle
mało, że rozdzielano jedną paczkę na czterech jeńców.
Podobóz „C”
Kilku nieuzbrojonych niemieckich strażników, stale krążyło wokół
obozu oraz pomiędzy barakami. Nazwaliśmy ich, „ Goons ” - od posta-
ci – zombie przedstawionych w komiksie o tym właśnie tytule. Gdy
tylko jakiś Goon wchodził do baraku, zawsze któryś z jeńców krzyczał,
ostrzegając o jego obecności.
Któregoś dnia, ktoś wsunął głowę przez drzwi naszego pokoju
i powiedział: „ Goon w baraku!”. Pięć minut później, stary niemiecki
strażnik wszedł do pokoju. Rozejrzał się, po czym wskazał na Joh-
na Spernyak i powiedział: „ American Indian ”, po czym wyszedł. Twarz
Johna poczerwieniała ze złości, po czym wykrzyczał: „P….dol się ty
głupi sk…synu!”. Wszyscy w pokoju ryknęliśmy śmiechem - należy
przyznać, że John rzeczywiście wyglądał jak Indianin.
Pewnego dnia, ten sam Goon wszedł do naszego pokoju. Podobnie
jak większość strażników, był w dość podeszłym wieku. Próbował roz-
mawiać z nami łamaną angielszczyzną. Wskazując na każdego czło-
wieka pytał „skąd ty być?”. Gdy zwrócił się z tym pytaniem do mnie,
odpowiedziałem: „ Michigan ”. Powtórzył, „skąd?”, na co odpowiedzia-
łem: „ Saginaw ” ( Saginaw – miasto w USA, w stanie Mi-
chigan , port nad rzeką Saginaw uchodzącą do jeziora Hu-
ron ). Uśmiech pojawił się na jego twarzy, po czym zaczął
mówić „Ja żyć w Saginaw , ja pracować na zachodniej stro-
nie”. Na chwilę zatrzymał się. Brzmiało to ciekawie, więc
pozostali Kriegies zgromadzili się wokół. Następnie Goon
zapytał: „Ty znać Paul Velsel ? On mieć sklep z narzędzia-
mi w Saginaw .” Odpowiedziałem: „Oczywiście, mój wu-
jek jest jego dobrym znajomym.” „ Paul Velsel … mój przy-
jaciel w Saginaw ” - odpowiedział. Nie znał jednak mojego
wujka. Jack London zaczął zadawać strażnikowi pytania
typu: „dlaczego wyjechałeś ze Stanów Zjednoczonych?”
Strażnik odpowiedział: „życie w Ameryce zbyt szybko...
mnie lepiej w Niemcy.” Jack spojrzał na nas i zadał kolejne
pytanie oczywiście miał być to żart: „wrócisz do Ameryki
po wojnie?” Nie zdając sobie sprawy, iż Jack z niego drwi,
stary strażnik odpowiedział: „Nie, ja żyć Niemcy reszta
mojego życia” W mojej opinii, ten stary facet opuścił Sta-
ny Zjednoczone, wraz z nadejściem Wielkiego Kryzysu
– z pewnością stracił pracę.
4
Ciąg dalszy nastąpi. Wojciech Grzelak
823702326.077.png 823702326.078.png 823702326.079.png 823702326.080.png 823702326.081.png 823702326.082.png 823702326.084.png 823702326.085.png 823702326.086.png 823702326.087.png 823702326.088.png 823702326.089.png 823702326.090.png 823702326.091.png 823702326.092.png 823702326.093.png 823702326.095.png
forum.she-odkrywcy.pl www.gazeta-odkrywcza.pl
V Katyński Marsz Cieni Autor: Romuald Kowalczyk
Fot. R. Kowalczyk
15 kwietnia 2012 roku ulicami Warszawy przeszedł Katyński Marsz Cieni. Stowarzyszenie Grupa Historyczna
„Zgrupowanie Radosław” przy wsparciu innych rekonstruktorów i miłośników historii, oraz Instytutu Pamięci Na-
rodowej oddało symboliczny hołd zamordowanym przez NKWD w Katyniu, Charkowie, Twerze, Bykowni i innych
miejscach na Wschodzie. Ubrani w mundury z tamtego okresu, jako grupa polskich jeńców – oicerów Wojska Pol-
skiego, Korpusu Ochrony Pogranicza, Policji Państwowej i kapelanów wojskowych - rekonstruktorzy przeszli od Mu-
zeum Wojska Polskiego do Pomnika Poległych i Pomordowanych na Wschodzie. Kolumnę jeńców eskortowali ubrani
w mundury NKWD i Armii Czerwonej członkowie grup rekonstrukcyjnych. Organizatorzy zadbali o najdrobniejsze
szczegóły w ubiorze i wyposażeniu zarówno polskich jeńców jak i eskorty. W końcowej fazie marszu, kolumnie towa-
rzyszył oryginalny samochód do przewozu więźniów „cziornyjworon” (czarny kruk).
5
823702326.096.png 823702326.097.png 823702326.098.png 823702326.099.png 823702326.100.png 823702326.101.png 823702326.102.png 823702326.103.png 823702326.104.png 823702326.002.png 823702326.003.png 823702326.004.png 823702326.005.png 823702326.006.png 823702326.007.png 823702326.008.png 823702326.009.png 823702326.010.png 823702326.011.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin