Inglot Jacek - PowrĂłt Robinsona.txt

(41 KB) Pobierz
Autor: JACEK INGLOT
Tytu�: powr�t Robinsona 

Z "NF" 10


Planeta nosi�a katalogow� nazw� H347PU, ale David, podobnie jak inni Robinsonowie, wola� nazywa� j� Oceanem. Patrz�c na bezkresny, b��kitnozielony przestw�r, pomarszczon� tafl� ci�gn�cy si� po horyzont nie znajdowa�  lepszej nazwy. Ze swego miejsca skarpy widzia� wyci�gni�ty ku wschodowi skalisty cypel wyspy Readera; stary pewnie te� wyszed� na brzeg i sprawdza� czerpaki. Na po�udniowym wschodzie, dwa rumby na lewo od cypla, pokaza�y si�  trzy �agle. Potem �odzie zrobi�y zwrot i wnet znik�y za wysp� - pewnie Sehanowie wyp�yn�li na po��w. 
Westchn�� i zszed� na brzeg, aby zobaczy�, co jest w koszach. W nocy troch� wia�o,  mog�o je zerwa�, szcz�liwie p�awy pozosta�y na miejscu. Chwyci� za pierwsz� link�. Wyra�ny op�r, tak jakby z�apa�a si� ca�kiem spora sztuka. Ci�gn�� ostro�nie, nawijaj�c link� na wrzeciono utworzone z kciuka i �okcia, got�w zap�tli� j� o wkopany w ziemi� pacho�ek, gdyby tylko wyczu� op�r zdobyczy. Ale ta, cho� ci�ka opiera�a si� niemrawo, po chwili wyci�gn�� kosz na brzeg. 
�ypa�o na Davida ze �rodka stworzenie niewiele maj�ce wsp�lnego z ryb�. Sk�ada�o si� z trojga wy�upiastych oczu, p�etwy grzbietowej i wachlarzowatego, podw�jnego ogona;   mi�sa prawie nie by�o, za to ca�o�� pyszni�a si� wspania�� purpur�. Stw�r wygl�da� na kolejny eksperyment kapry�nej ewolucji Oceanu; projektowanie podwodnej fauny przerwano w po�owie, poprzestaj�c na kilkunastu rafowych rybach ozdobnych, skorupiakach i ka�amarnicach,  bardzo malowniczych, ale prawie niejadalnych; tylko  Sehanowie potrafili co� z nich wypichci�. Gdyby nie Standish, jeden z pierwszych Robinson�w, kt�ry wpu�ci� do morza tu�czyka i mintaja, opr�cz sa�atki z wodorost�w praktycznie nie mieliby co je��. David podni�s� kosz i wytrz�sn�� purpurowe dziwad�o do wody. Niech dalej ewoluuje. 
W drugim koszu nie znalaz� nic, w trzecim kilka drobnych b��kitnych rybek, przypominaj�cych skalary, i co�, co pierwotnie mog�o by� m�tw�, a sko�czy�o jako  wielooczna kupa galarety, zupe�nie nieapetyczna. Czyli nic, co nadawa�oby si� na ruszt, i wygl�da�o na to, �e b�dzie musia� si�gn�� do zamra�arki; pech, a tak lubi� zje�� na �niadanie p�at �wie�ego, pachn�cego morzem mi�sa.  W po�udnie zn�w trzeba b�dzie wyp�yn�� i spr�bowa� szcz�cia z w�dk�. Mo�e odwiedzi Readera i dowie si�, co s�ycha�: ch�op bardzo si� postarza� i chyba dojrza� ju� do Powrotu. Warto by si� przedtem po�egna� - odchodz�cego Robinsona zawsze �egna� ten, kt�ry zostawa�. 
Dopiero, gdy po�o�y� na katapulcie trzeci kosz, gotuj�c si� do wystrzelenia go w morze, zauwa�y� �lady na brzegu. Bieg�y tu� przy linii brzegowej, cz�ciowo rozmyte przez fale, dlatego ich wcze�niej nie zauwa�y�. Z obserwacj� na Oceanie by�o kiepsko, ze wzgl�du na podw�jne cienie - Beta Mitreis wschodzi�a nieca�e p� godziny po Alfie, prawie ca�y dzie� na niebie Oceanu sta�y dwa s�o�ca. W ci�gu dnia odleg�o�� k�towa mi�dzy nimi ros�a w tempie �wierci stopnia na godzin�, a cienie rozwiera�y si� powoli niczym osobliwe no�yce. To utrudnia�o obserwacj� i czyni�o wszystko na Oceanie wzgl�dnym, niedookre�lonym. Ale David nie mia� o ten poznawczy relatywizm pretensji ani do losu, ani do gwiazd; zabawne, podobnie jak inni Robinsonowie przesta� ceni� pewno��. Pewny m�g� by� tylko Powr�t.  
�lady st�p drobnych i bosych bieg�y rozmytym szlakiem ku zwartej grupie ska�, po�o�onej p� mili od p�ytkiej zatoczki, w kt�rej zainstalowa� czerpaki. David przygl�da� si� podejrzliwie odciskom, nie wiedz�c, co o tym s�dzi�. Zbyt ma�e jak na kt�rego� z Robinson�w - ch�op w ch�opa byli to faceci nabici, najmniej dwustufuntowi, dobrze wytrenowani w grawitacyjnych wir�wkach -  pasowa�y raczej do dziecka lub ma�ego ch�opca. A najm�odszym znanym Davidowi Robinsonem by� on sam. 
Zaciekawiony, ruszy�  ku ska�om, wrzynaj�cym si� g�adko w morze w�skim garbatym klinem. Tajemniczy kto� bieg� niezbyt szybko, na co wskazywa�y g��biej od pi�t odci�ni�te palce. Przej�ty rol� tropiciela ani si� obejrza�, gdy znalaz� si� tu� przy ska�ach. �lady urywa�y si� przy p�askim kamieniu, obok wi�kszego rumowiska, jakby biegacz wskoczy� na� i zacz�� si� wspina�. David u�miechn�� si�: je�li ucieka� przed nim, to nadaremnie. Nasun�� na oczy bryle i przestawi� skan na kwarc - teraz widzia� ka�d� drobin� piasku le��c� na ska�ach. Widzia� te� zarys st�p przybysza, odciski oznaczone paskiem pla�y. Trop wi�d� w g�r�, ku grzbietowi najwi�kszej ska�y, kt�r� nazywa� "wielorybem" ze wzgl�du na pod�ugowaty, ob�y kszta�t; przypomina�a wyrzuconego na brzeg walenia. Lubi� si� na ni� wspina� i patrze� stamt�d na morze, w stron� wyspy Larsena - teraz bezludnej, gdy� sam Larsen powr�ci� trzy lata temu. 
Dobrn�� do ogona "wieloryba" i zabiera� si� do dalszej wspinaczki. Nagle us�ysza� stukot kamieni; poderwa� g�ow� i wtedy j� zobaczy�. 
Mog�a mie� najwy�ej szesna�cie, siedemna�cie lat.  Przycupn�a na  skalnej p�ce, wyr�ni�tej w prawym boku "wieloryba", i obserwowa�a go wielkimi oczyma. By�a naga, je�li nie liczy� przepaski biodrowej z glon�w morskich. Mia�a d�ugie, zmierzwione kruczoczarne w�osy i �niad� cer�, jak ka�dy z Sehan�w. David zamar� w bezruchu, boj�c si� j� sp�oszy�, Sehanowie zwykle trzymali si� z daleka od Robinson�w. Jeden Reader umia� si� z nimi kontaktowa�, zna� par� zwrot�w z ich narzecza i uprawia� nawet co� w rodzaju handlu, wymieniaj�c zu�yty sprz�t elektroniczny na ich produkty. Sehanowie suszyli i impregnowali glony wykonuj�c z nich koce, ubrania, liny i �agle; ze starych procesor�w robili ozdoby. David spostrzeg�, �e ma�a dzikuska ma naszyjnik z muszli, po�r�d kt�rych   b�yszcza� procesor z rodziny celebrix�w. Dziewczyna, wci�� w niego wpatrzona, bezwiednie dotkn�a z�otej p�ytki; odebra� to jako  ch�� kontaktu, ale mimo rozpaczliwych wysi�k�w, nie by� w stanie przypomnie� sobie �adnego ze zwrot�w przytaczanych przez Readera. Stary Robinson twierdzi�, �e j�zyk Sehan�w wywodzi si� z sanskrytu, ale David by� zbyt leniwy, aby sprawdzi� to w Logonecie, zreszt�, dzicy zawsze uciekali na jego widok. Ale dziewczyna  przyczajona na skale najwyra�niej si� nie ba�a. Mia�a wcale przyjemn�, lekko puco�owat� twarz o zadartym nosie i szeroko rozstawionych, ciemnych ciekawskich oczach. Przypomina�a mu... kogo�, o kim nie chcia� my�le�.  
U�miechn�� si� przyja�nie i podnosi� do g�ry otwart� d�o�, gdy wtem zza jego plec�w dobieg� przenikliwy, zgrzytliwy d�wi�k. Skulona na skale dziewczyna skoczy�a na r�wne nogi, odwr�ci�a si� i niczym ma�pa wdrapa�a po stromej �cianie na grzbiet "wieloryba", tam przystan�a  rzucaj�c mu kr�tkie, przestraszone spojrzenie, po czym znikn�a. Musia�a mie� po drugiej stronie ukryt� ��d�. 
David spojrza� w niebo - doskonale zna� ten d�wi�k. Bryle automatycznie emulowa�y filtr przeciws�oneczny, jednocze�nie powi�kszaj�c obraz dziesi�ciokrotnie. Skaner natychmiast wy�apa� obiekt znajduj�cy si� trzy odleg�o�ci k�towe od Bety, pi��dziesi�t stopni nad horyzontem. Ostre zej�cie, zbyt ostre. Pilot widocznie lubi� ryzyko lub te� ufa� grawimetrycznym stabilizatorom. Przez chwil� David �ywi� nadziej�, �e to tylko nowy Robinson, szukaj�cy dla siebie wyspy. Ale po�o�enie promu nie ulega�o zmianie, wchodzi� coraz g��biej w atmosfer�, obni�aj�c wysoko��: bryle ekstrapolowa�y parametry lotu i David pozby� si� w�tpliwo�ci. Przybysz, wci�� odleg�y o pi��set mil, zmierza� w jego stron�. 
Od morza dobieg� charakterystyczny mlaszcz�cy odg�os, wydawany przez glonowe p��tno Sehan�w - dziewczyna siedzia�a w ma�ym, dwuosobowym kecie, usi�uj�c z�apa� boczny wiatr w dziesi�ciostopowy grot; p�askodenna ��dka ko�ysa�a si� �miesznie i �lizga�a na grzbietach fal. Wia�o niemal bez przerwy, do �eglugi na Oceanie wystarcza� byle kawa�ek p��tna. Nim dzikuska wykr�ci�a na zach�d, rzuci�a mu po�egnalne spojrzenie. Pomacha� jej. Dziewczyna p�yn�a szybko lewym halsem, sprawnie  manewruj�c �aglem. Jak ka�dy Sehan �eglarstwo mia�a we krwi; Reader twierdzi�, �e s�owo "sehan" w ich narzeczu znaczy "cz�owiek oceanu". David domy�li� si�, �e po omini�ciu wyspy Larsena skr�ci na p�noc, w kierunku Wielkiego Archipelagu, zamieszka�ego przez tubylc�w. Ma�y Archipelag, z�o�ony z kilkudziesi�ciu niewielkich skalistych wysp, moc� niepisanej umowy przypad� Robinsonom. 
David by� w�ciek�y na nieznanego pilota; zjawi� si� w nieodpowiednim momencie. Ma�a Sehanka  najwyra�niej szuka�a kontaktu, a dot�d jej plemi� unika�o obcych, poza mo�e Readerem. Stary opowiada�, �e dwadzie�cia lat temu pr�bowa�a dokona� tej sztuczki grupa antropolog�w z Ziemi, ale Sehanowie okazali si� odporni na naukowe procedury. Tyle jedynie zdo�ano si� dowiedzie�, �e przybyli po tym, jak zbankrutowana korporacja New Worlds Corp. odst�pi�a od doko�czenia terraformowania H347PU, zostawiaj�c rozgrzeban� robot�. Planeta nie posiada�a ksi�yca - dlatego oceaniczne p�ywy okazywa�y si� do�� �agodne, u�atwiaj�c �eglug�, niemniej jednak noc� na niebosk�onie mo�na by�o podziwia� chmary gigantycznych  statk�w terraformacyjnych, porzuconych na orbicie. Przesuwa�y si� co noc majestatycznie ze wschodu na zach�d - �wiadectwo  marno�ci pot�gi kredytowej. A planeta, dobrze nawodniona, gdy� zaprojektowana jako o�rodek sport�w wodnych, sta�a si� przytuliskiem dla takich jak on Robinson�w. No i Sehan�w. Antropolodzy przypuszczali, �e to przedstawiciele jednej z hinduskich sekt, dawno ju� zanik�ych na Ziemi - to by t�umaczy�o sanskryt. Reader stawia� raczej na potomk�w pierwszych budowniczych, korporacja mia�a wszak siedzib� w New Delhi. Dlaczego ci akurat nie wr�cili z innymi, nie wiedzia� nikt.  
Do domu mia� do�� daleko, na drug� stron� wyspy - zeskoczy� z ogona "wieloryba" i poszed� wysok� grani� wzd�u� urwistego brzegu. M�g�by skr�ci� drog�, ale w tym celu musia� przej�� przez g��bok� kotlink�, poro�ni�t� g�stymi krzewami i  rachitycznymi drzewkami. Zwykle je b�ogos�awi�, stanowi�y jedyne na wyspie �r�d�o drewna, ale przebijanie si� przez g�szcz zaj�oby Davidowi przesz�o kwadrans. Wreszcie wyszed� na �cie�k� prowadz�c� ku chacie, kt�r� sobie wybudowa� na wschodnim kra�cu wyspy,...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin