Autor: Lois McMaster Bujold Tytul: Po walce (Aftermaths) Z "NF" 3/96 Strzaskany statek wisia� w przestrzeni - czarna bry�a po�r�d ciemno�ci. Wci�� si� obraca�, powoli, niedostrzegalnie dla oka; jeden koniec przes�oni� i po�kn�� jasny punkcik gwiazdy. �wiat�a ekipy ratunkowej ta�czy�y na wypalonym szkielecie. Jak mr�wki rozszarpuj�ce martw� �m�, pomy�la� Ferrell. Padlino�ercy... Westchn�� z �alem wprost w przedni ekran obserwacyjny i wyobrazi� sobie statek takim, jakim by� zaledwie kilka tygodni wcze�niej. W jego my�lach wrak przybra� dawne kszta�ty - kr��ownik, roziskrzony feeri� weso�ych �wiate�ek, kt�re zawsze przywodzi�y mu na my�l nocne przyj�cie na drugim brzegu czarnego jeziora. Natychmiast reaguj�cy na polecenia umys�u skrytego pod he�mem pilota, kt�ry sprawia�, �e cz�owiek i maszyna przenikali si� nawzajem i zlewali w jedno. Smuk�y, zgrabny, funkcjonalny... Ju� nie. Zerkn�� na prawo i odruchowo odchrz�kn��. - C�, medtechniczko - powiedzia�, zwracaj�c si� do stoj�cej obok kobiety tak samo jak on, wpatruj�cej si� w milczeniu w ekran. - Zaczniemy od tego miejsca. Chyba powinienem zainicjowa� program poszukiwawczy. - Tak, prosz� to zrobi�, pilocie. Przemawia�a szorstkim altem, stosownym dla jej wieku, kt�ry Ferrell ocenia� na jakie� czterdzie�ci cztery lata. Kolekcja cienkich srebrnych szewron�w - ka�dy oznacza� pi�� lat s�u�by - po�yskiwa�a imponuj�co na lewym r�kawie ciemnoczerwonego munduru escobarskich wojskowych s�u�b medycznych. Jej ciemne w�osy, przyci�te kr�tko nie ze wzgl�du na mod�, lecz �atwo�� utrzymania, zaczyna�y ju� siwie�, ci�kie biodra znamionowa�y dojrza�� kobieco��. Najwyra�niej by�a weterank�. R�kawa Ferrella nie ozdabia� jeszcze nawet jeden roczny pasek, za� jego biodra oraz ca�a sylwetka zachowa�y wci�� m�odzie�cz� wiotko��. Ale by�a tylko techniczk�, upomnia� si� w duchu, nawet nie lekark�, on natomiast mia� stopie� pilota-oficera. Jego wszczepy nerwowe i szkolenie biosprz�eniowe - wszystko by�o gotowe do dzia�ania. Mia� dyplom, licencj� i zda� wszystkie egzaminy - o trzy dni za p�no, by wzi�� udzia� w walkach, ochrzczonych obecnie mianem Wojny Studwudziestodniowej, cho� w rzeczywisto�ci od chwili, gdy czo�o barrayarskiej floty inwazyjnej wtargn�o w escobarsk� przestrze�, od momentu, kiedy ostatnie niedobitki umkn�y przed kontratakiem, t�ocz�c si� w wylocie tunelu przestrzennego niczym zwierz�ta kryj�ce si� w norze, min�o zaledwie sto osiemna�cie dni i nieca�a godzina. - Chce pani zaczeka� na wyniki? - spyta�. Potrz�sn�a g�ow�. - Na razie nie. Przestrze� wewn�trzna zosta�a przez ostatnie trzy tygodnie do�� dok�adnie przeczesana. W�tpi�, by�my natrafili na co� w ci�gu czterech pierwszych nawrot�w, cho� dobrze jest dzia�a� dok�adnie. Musz� jeszcze uporz�dkowa� kilka rzeczy w moim warsztacie, a potem chyba si� zdrzemn�. Przez par� ostatnich miesi�cy m�j departament mia� pe�ne r�ce roboty - doda�a przepraszaj�co. - Rozumiesz, brakuje nam ludzi. Prosz�, wezwij mnie, je�li cokolwiek dostrze�esz. Je�li to tylko mo�liwe, wol� sama obs�ugiwa� promie� naprowadzaj�cy. - Nie ma sprawy - okr�ci� si� wraz z krzes�em, si�gaj�c do konsoli komunikacyjnej. - Na jak� minimaln� mas� mam nastawi� alarm? Co powiesz o czterdziestu kilo? - Osobi�cie wol� kilogram. - Kilogram! - spojrza� na ni� ze zdumieniem. - �artujesz? - �artuj�? - odpowiedzia�a mu spojrzeniem i nagle zrozumia�a. - Ach, rozumiem. My�la�e� o ca�ych... potrafi� dokona� identyfikacji, dysponuj�c bardzo ma�ymi fragmentami cia�a. Ch�tnie zbiera�abym nawet jeszcze mniejsze, ale je�li zejdzie si� poni�ej kilograma, pojawia si� zbyt wiele fa�szywych alarm�w - meteory i inne �miecie. Kilogram wydaje si� rozs�dnym kompromisem. - Brrr. - Pos�usznie nastawi� jednak sondy na minimaln� mas� jednego kilograma i sko�czy� wprowadza� program poszukiwawczy. Medtechniczka pozdrowi�a go skinieniem g�owy i wycofa�a si� z ciasnej kabiny kontrolno-nawigacyjnej. Staro�wiecki statek kurierski zosta� �ci�gni�ty z orbity z�omowej i pospiesznie odremontowany. Z pocz�tku zamierzano przerobi� go na osobisty jacht urz�dnika �redniej klasy - funkcjonariusze wy�szych klas, kt�rym si� spieszy�o, mieli monopol na nowe statki - ale, podobnie jak Ferrell, statek by� got�w zbyt p�no, by uczestniczy� w wojnie. I tak si� spotkali, pilot i jego pierwszy statek, aby wsp�lnie wype�nia� nudne obowi�zki, kt�re Ferrell w skryto�ci ducha uwa�a� za godne in�yniera, �eby nie posuwa� si� w lekcewa�eniu zbyt daleko. Po�egna� wzrokiem bitewne szcz�tki na przednim ekranie - konstrukcja no�na statku stercza�a niczym ko�ci spod zmartwia�ej sk�ry - i pokr�ci� g�ow� na widok takiego marnotrawstwa. Nast�pnie, z lekkim westchnieniem zadowolenia, zsun�� w d� he�m, by dotyka� srebrzystych kr�g�w na jego skroniach i nad czo�em, przymkn�� oczy i przej�� kontrol� nad swym w�asnym statkiem. Przestrze� rozci�ga�a si� wok� niego, bezkresna niczym morze. By� teraz statkiem, ryb�, trytonem; uwolniony od konieczno�ci oddychania, nieograniczony, nieczu�y na b�l. Odpali� silniki, jakby ogie� trysn�� z jego palc�w i rozpocz�� powolny lot po skr�conej spirali poszukiwawczej. - Medtechniczko Boni? - rzuci� do interkomu, wywo�uj�c jej kabin�. - Chyba mam tu co� dla pani. Boni pojawi�a si� na ekranie, przecieraj�c d�oni� zaspane oczy. - Tak szybko? Kt�ra godzina? Och, musia�am by� bardziej zm�czona, ni� my�la�am. Ju� id�. Ferrell przeci�gn�� si� i nie wstaj�c z fotela wykona� seri� �wicze� relaksacyjnych. To by�a d�uga, nudna wachta. Powinien czu� g��d, lecz to, co widzia� na ekranach, skutecznie zniszczy�o jego apetyt. Po chwili pojawi�a si� Boni, wsun�a si� na fotel obok niego. - To rzeczywi�cie co� dla mnie - odkry�a tablic� kontroln� zewn�trznego promienia naprowadzaj�cego i rozprostowa�a palce, rozpoczynaj�c ostro�ny manewr. - Owszem, nie by�o co do tego wi�kszych w�tpliwo�ci - przytakn��, odchylaj�c si� do ty�u i obserwuj�c uwa�nie, co robi�a. - Czemu u�ywa pani tak s�abych promieni prowadz�cych? - spyta� ciekawie, zauwa�ywszy niski poziom mocy. - No c�, zw�oki s� zamarzni�te - odpar�a, nie odrywaj�c wzroku od odczyt�w na ekranie - i bardzo kruche. Je�li zaczniesz gra� ostro, odbijaj�c je tam i z powrotem, mog� si� rozlecie�. Najpierw wyhamujmy to paskudne wirowanie - doda�a, jakby do siebie. - Powolny obr�t to nic wielkiego. Jest zupe�nie przyzwoity. Ale to szybkie wirowanie - musi im bardzo przeszkadza�, nie s�dzisz? Ferrell zapomnia� o okropno�ci na ekranie i spojrza� z niedowierzaniem na sw� towarzyszk�. - Oni nie �yj�, prosz� pani! U�miechn�a si� leniwie obserwuj�c, jak cia�o, rozd�te z powodu dekompresji, z powykr�canymi ko�czynami, zastyg�ymi w trakcie szale�czego ta�ca konwulsji, zbli�a si� powoli do �luzy towarowej. - Przecie� to nie ich wina, prawda? To jeden z naszych, poznaj� po mundurze. - Brrr! - powt�rzy�, po czym za�mia� si�, daj�c uj�cie zak�opotaniu. - Zachowuje si� pani, jakby sprawia�o to pani przyjemno��. - Przyjemno��? Nie... Ale ju� od dziewi�ciu lat pracuj� w Departamencie Poszukiwa� i Identyfikacji Personelu. Nie przeszkadza mi to. Poza tym praca w przestrzeni jest wdzi�czniejsza ni� na planetach. - Wdzi�czniejsza? Przy tej koszmarnej dekompresji? - Owszem, ale pami�taj tak�e o wp�ywie temperatury. Tu nie ma rozk�adu. G��boko zaczerpn�� powietrza i powoli je wypu�ci�. - Rozumiem. Zgaduj�, �e po jakim� czasie cz�owiek... przywyka do tego. Czy to prawda, �e nazywacie ich mro�onkami? - Niekt�rzy tak m�wi� - przyzna�a. - Ale nie ja. Starannie przeprowadzi�a zw�oki przez wrota �luzy towarowej i zamkn�a je szybko. - Temperatura nastawiona na powolne odtajanie. Za kilka godzin b�dzie gotowy - mrukn�a. - A pani jak ich nazywa? - spyta�, kiedy wsta�a. - Lud�mi. Widz�c maluj�ce si� na jego twarzy oszo�omienie pos�a�a mu lekki u�miech. Nast�pnie przesz�a do tymczasowej kostnicy urz�dzonej obok �adowni. W czasie nast�pnej przerwy mi�dzy wachtami Ferrell tak�e zszed� na d�, kierowany niezdrow� ciekawo�ci�. Wsun�� g�ow� przez drzwi. Medtechniczka siedzia�a przy biurku. St� po�rodku pomieszczenia nadal by� pusty. - Hmm... cze��. Unios�a wzrok, u�miechaj�c si� jak zwykle. - Witam, pilocie-oficerze. Prosz� wej��. - Dzi�kuj�. Nie musi mnie pani traktowa� tak oficjalnie. Je�li pani chce, prosz� mi m�wi� Falco - zaproponowa�. - Oczywi�cie, je�li sobie tego �yczysz. Ja mam na imi� Tersa. - Naprawd�? Mam kuzynk�, kt�ra nazywa si� Tersa. - To popularne imi�. W szkole zawsze by�o nas w klasie co najmniej cztery. - Wsta�a i sprawdzi�a wska�nik przy drzwiach �adowni. - Powinien ju� by� gotowy. Mo�na powiedzie�: wyci�gni�ty na brzeg. Ferrell poci�gn�� nosem i odchrz�kn��, zastanawiaj�c si�, czy zosta�, czy te� przeprosi� i wyj��. - Groteskowe ryby �owisz. Chyba jednak przeprosi� i wyj��. Tersa uj�a link� holownicz� szybuj�cej w powietrzu palety i poci�gn�a j� za sob� do �adowni. Rozleg�o si� g�uche t�pni�cie i medtechniczka wr�ci�a, ci�gn�c za sob� palet�. Trup mia� na sobie ciemnoniebieski mundur oficera pok�adowego. Pokrywa�a go gruba warstwa szronu, kt�ry odchodzi� p�atami i �cieka� na pod�og�, gdy zsun�a cia�o na st�. Ferrell zadr�a� z obrzydzenia. Stanowczo powinien przeprosi� i wyj��. A jednak zosta�, opieraj�c si� o framug�, w bezpiecznej odleg�o�ci od trupa. Boni zdj�a z pe�nej drobiazg�w p�ki jaki� przyrz�d, pod��czony przewodem do komputera. Urz�dzenie by�o wielko�ci o��wka. Przystawione do oczu zw�ok wysy�a�o promie� b��kitnego �wiat�a. - Identyfikacja siatk�wki - wyja�ni�a, zdejmuj�c kolejny instrument, niewielk� p�ytk�, tak�e podpi�t� do komputera. Przycisn�a j� starannie do o...
vonavi