Autor: Terry Pratchett Tytul: Trollowy most (Troll Bridge) Z "NF" 11/96 Wiatr dmucha� od g�r, unosz�c w powietrze drobniutkie kryszta�ki lodu. By�o za zimno na �nieg. Przy takiej pogodzie wilki zbli�aj� si� do wiosek, a zamarzaj�ce drzewa w sercu lasu p�kaj� z hukiem. Przy takiej pogodzie ludzie siedz� w domach, grzej�c si� w cieple kominka, i opowiadaj� historie o bohaterach. To by� stary ko�. I stary je�dziec. Ko� wygl�da� jak owini�ta w foli� suszarka do naczy�. Je�dziec wygl�da�, jakby nie spada� z siod�a tylko dlatego, �e brakowa�o mu energii. Mimo k�uj�cego mro�nego wiatru mia� na sobie jedynie skromny sk�rzany kilt, a na kolanie banda�. Wyj�� z ust wilgotne resztki papierosa i zgasi� go na d�oni. - No dobrze - powiedzia�. - Bierzmy si� do dzie�a. - Dobrze ci m�wi� - odpar� ko�. - A co b�dzie, je�li nagle dostaniesz zawrotu g�owy? Grzbiet te� odmawia ci pos�usze�stwa. Jakbym si� czu�, gdybym zosta� zjedzony tylko dlatego, �e w nieodpowiednim momencie co� ci strzeli w krzy�u? - Tak si� nie stanie - zapewni� je�dziec. Zsun�� si� na zimne kamienie i chuchn�� w palce. Potem z juk�w wyci�gn�� miecz z kling� przypominaj�c� zaniedbany brzeszczot pi�y. Bez przekonania kilka razy ci�� na pr�b� powietrze. - Potrafi� jeszcze to i owo - mrukn�� z satysfakcj�. Skrzywi� si� i opar� o drzewo. - M�g�bym przysi�c, �e ten przekl�ty miecz codziennie robi si� ci�szy. - Powiniene� go zapakowa� z powrotem - stwierdzi� ko�. - Na dzisiaj wystarczy. Takie rzeczy w twoim wieku... To nie uchodzi. Je�dziec wzni�s� oczy w g�r�. - Niech licho porwie t� wyprzeda�. Tak to si� ko�czy, kiedy kupuje si� co�, co nale�a�o do maga - zwr�ci� si� ze skarg� do ca�ego �wiata. - Obejrza�em twoje z�by, sprawdzi�em kopyta, ale nie przysz�o mi do g�owy, �eby ci� pos�ucha�. - A jak my�lisz, kto przeciw tobie licytowa�? - zapyta� ko�. Cohen Barbarzy�ca nadal opiera� si� o drzewo. Nie by� pewien, czy starczy mu si�, by si� wyprostowa�. - Na pewno masz gdzie� ukryte wielkie skarby - domy�li� si� ko�. - Mo�e wyruszymy do Kraw�dzi? Co ty na to? Przyjemnie i ciep�o... Znajdziemy sobie jakie� mi�e miejsce na pla�y... Co? - �adnych skarb�w - burkn�� Cohen. - Wyda�em wszystko. Przepi�em wszystko. Wszystko rozda�em. Zgubi�em. - Powiniene� zaoszcz�dzi� co� na staro��. - Nigdy nie przypuszcza�em, �e czeka mnie jaka� staro��. - Pewnego dnia umrzesz - stwierdzi� ko�. - To mo�e by� dzisiaj. - Wiem. Jak ci si� wydaje, po co tu przyjecha�em? Zwierz� odwr�ci�o si� i spojrza�o w stron� w�wozu. Droga by�a nier�wna i pe�na dziur, m�ode p�dy przebija�y si� mi�dzy kamieniami, a z obu stron wyrasta�a puszcza. Za kilka lat nikt ju� nie b�dzie pami�ta�, �e w og�le by�a tu jaka� droga. S�dz�c po wygl�dzie, ju� teraz nikt o tym nie wiedzia�. - Przyjecha�e� tu, �eby umrze�? - Nie. Ale jest co�, co zawsze chcia�em zrobi�. Jeszcze jako m�ody ch�opak. - Co takiego? Cohen spr�bowa� si� wyprostowa�. �ci�gna pos�a�y wzd�u� n�g sw�j bolesny, gor�cy jak rozpalone �elazo sprzeciw. - M�j tato... - wychrypia�. Z trudem odzyska� r�wnowag�. - M�j tato - powt�rzy� - powiedzia� mi kiedy�... Zasapa� si�. - Synu - podpowiedzia� uprzejmie ko�. - Co? - Synu. Ka�dy ojciec zwraca si� do swojego ch�opaka "synu", je�li ma zamiar podzieli� si� swoj� �yciow� m�dro�ci�. To powszechnie znany fakt. - Nie wtr�caj si� do moich wspomnie�! - Przepraszam. - Powiedzia�: Synu... Tak, zgadza si�... Synu, je�li w samotnej walce potrafisz stawi� czo�o trollowi, wtedy potrafisz dokona� wszystkiego. Ko� zamruga� nerwowo. Potem odwr�ci� si� znowu i ponad atakowan� przez drzewa drog� spojrza� w mrok w�wozu. By� tam kamienny most. Ogarn�o go straszliwe przeczucie. Kopyta zastuka�y nerwowo o zrujnowan� nawierzchni�. - Kraw�d� - powiedzia� niepewnie. - Mi�o i ciep�o. - Nie. - Co komu przyjdzie z zabicia trolla? Co osi�gniesz zabijaj�c trolla? - Martwego trolla. W tym ca�a rzecz. Zreszt� wcale nie musz� zabija�. Wystarczy, �e go pokonam. Jeden na jednego. Mano a... troll. Gdybym nie spr�bowa�, ojciec przewr�ci�by si� w grobie. - Sam mi m�wi�e�, �e przep�dzi� ci� z plemienia, kiedy mia�e� jedena�cie lat. - To by� jego najlepszy w �yciu pomys�. Nauczy� mnie sta� mocno na cudzych nogach. Podejd� tu, dobrze? Ko� zbli�y� si�. Cohen chwyci� za siod�o, podci�gn�� si� i wyprostowa�. - I ty chcesz dzisiaj walczy� z trollem... - mrukn�o zwierz�. Cohen pogrzeba� w jukach i wyci�gn�� kapciuch z tytoniem. Wiatr rozwiewa� okruchy, gdy os�aniaj�c je d�o�mi zwija� kolejnego cienkiego papierosa. - Tak - stwierdzi�. - I przyjecha�e� tu z daleka specjalnie w tym celu? - Musia�em - wyja�ni� Cohen. - Kiedy ostatnio widzia�e� most z trollem pod spodem? Gdy by�em ch�opakiem, sta�y ich setki. Teraz wi�cej trolli �yje w miastach ni� w g�rach. Wi�kszo�� z nich t�usta jak mas�o. I po co nam by�y te wszystkie wojny? A teraz... Przejed� przez ten most. By� to samotny most ponad p�ytk�, spienion� i zdradzieck� rzek� w g��bokiej kotlinie. Takie miejsce, gdzie cz�owiek... Szary kszta�t przeskoczy� przez parapet i wyl�dowa� na p�askich stopach tu� przed koniem. W r�ku trzyma� maczug�. - No dobra - warkn��. - Och... - st�kn�� ko�. Troll zamruga�. Mro�ne i zachmurzone zimowe niebo powa�nie redukowa�o przewodnictwo jego krzemowego m�zgu. Dlatego tak d�ugo trwa�o, nim u�wiadomi� sobie, �e w siodle nie ma pasa�era. Mrugn�� jeszcze raz, poniewa� nagle poczu� oparte o kark ostrze miecza. - Witam - odezwa� si� g�os przy uchu. Troll prze�kn�� �lin�. Ale bardzo ostro�nie. - S�uchaj - zacz�� rozpaczliwym tonem. - To przecie� stara tradycja, nie? Na takim mo�cie ludzie powinni spodziewa� si� trolla. Ee... - doda�, gdy kolejna my�l przeczo�ga�a mu si� przez g�ow�. - A dlaczego w�a�ciwie nie s�ysza�em, jak si� do mnie podkradasz? - Bo jestem dobry w podkradaniu - odpar� starzec. - To si� zgadza - wtr�ci� ko�. - Podkrad� si� do wi�kszej liczby ludzi, ni� ty w �yciu przestraszy�e� obiad�w. Troll zaryzykowa� zerkni�cie z ukosa. - Niech to diabli - szepn��. - My�lisz, �e jeste� Cohenem Barbarzy�c�, co? - A jak ci si� wydaje? - Pos�uchaj - doradzi� ko�. - Gdyby nie mia� kolana owini�tego workiem, pozna�by�, jak stuka o drugie. Troll zastanawia� si� przez d�u�sz� chwil�. - O rany! - j�kn��. - Na moim mo�cie! Ale numer! - Co? - spyta� Cohen. Troll wyrwa� mu si� i gor�czkowo zamacha� r�kami. - W porz�dku! Zgoda! - krzykn��, gdy Cohen ruszy� do przodu. - Masz mnie! Masz mnie! Nie b�d� si� sprzecza�! Chc� tylko zawiadomi� rodzin�, dobrze? Inaczej nikt nie uwierzy. Cohen Barbarzy�ca! Na moim mo�cie! Pot�na kamienna pier� wypi�a si� dumnie. - Ten m�j przekl�ty szwagier ca�y czas przechwala si� swoim przekl�tym wielkim, drewnianym mostem. �ona o niczym innym nie m�wi. Ha! Chcia�bym teraz zobaczy� jego min�... No nie! Co sobie o mnie pomy�lisz? - Dobre pytanie - przyzna� Cohen. Troll rzuci� maczug� i chwyci� jego d�o�. - Jestem Mika - przedstawi� si�. - Nie masz poj�cia, jaki to dla mnie zaszczyt. Wychyli� si� przez parapet. - Beryl! Chod� tu szybko! Przyprowad� dzieciaki! Odwr�ci� si� do Cohena. Oczy b�yszcza�y mu dum� i wzruszeniem. - Beryl zawsze powtarza, �e powinni�my si� przeprowadzi�, poszuka� czego� lepszego... Ale ja jej t�umacz�, �e ten most jest w naszej rodzinie od pokole�, �e zawsze mieszka� jaki� troll pod Mostem �mierci. To tradycja. Na brzeg wdrapa�a si� ogromna samica trolla z dw�jk� maluch�w na r�kach. W �lad za ni� maszerowa� rz�dek mniejszych trolli. Ustawili si� szeregiem za ojcem, wpatrzeni w Cohena niczym sowy. - To Beryl. - Troll wskaza� �on�. Spojrza�a na Barbarzy�c� z niech�ci�. - A to... - wypchn�� do przodu mniejsze wydanie samego siebie, �ciskaj�ce m�odzie�ow� wersj� jego maczugi. - To m�j ch�opak, Piarg. Prawdziwy odprysk starego kamienia. Kiedy odejd�, przejmie po mnie ten most. Prawda, Piarg? Patrz, m�j ch�opcze, to jest Cohen Barbarzy�ca! Co ty na to? Na naszym mo�cie! Nie jacy� tam bogaci, t�u�ci kupcy, jakich spotyka tw�j wujek Piryt. - Troll zwraca� si� do syna, ale nad jego ramieniem zerka� na �on�. - U nas bywaj� prawdziwi bohaterowie, jak za dawnych czas�w. �ona trolla zmierzy�a Cohena wzrokiem. - Bogaty jest? - spyta�a. - Bogactwo nie ma tu nic do rzeczy - odpar� troll. - Zabije pan naszego tat�? - rzuci� podejrzliwie Piarg. - Oczywi�cie, �e tak - zapewni� syna Mika. - To jego zaw�d. A potem b�d� s�awiony w pie�niach i opowie�ciach. To przecie� Cohen Barbarzy�ca, nie jaki� wiejski g�upek z wid�ami. S�ynny bohater! Przyszed� do nas z daleka, wi�c oka�cie mu nieco szacunku. Przepraszam za to, sir - zwr�ci� si� do Cohena. - Ta dzisiejsza m�odzie�... Wie pan, jak to jest. Ko� zacz�� parska�. - Pos�uchaj... - zacz�� Cohen. - Pami�tam, jak tato opowiada� mi o panu, kiedy by�em jeszcze kamykiem - westchn�� Mika. - Stoi ponad �wiatem niczym kloss. Tak m�wi�. Zapad�o milczenie. Cohen zastanawia� si�, czym mo�e by� kloss. I nagle poczu� na sobie kamienne spojrzenie Beryl. - To zwyczajny ma�y staruszek - oznajmi�a. - Nie wydaje si� szczeg�lnie bohaterski. Skoro jest taki dobry, to czemu nie jest bogaty? - Pos�uchaj, kobieto... - zacz�� Mika. - I na to czekali�my ca�e �ycie? - przerwa�a mu �ona. - Przez tyle lat siedz�c pod ciekn�cym mostem? Wypatruj�c ludzi, kt�rzy nigdy nie przyszli? Czekali�my na tego krzywonogiego staruszka? Dlaczego nie pos�ucha�am matki? Chcesz, �eby nasz syn siedzia� pod mostem i czeka�, a� jego te� zabije jaki� staruszek? To...
vonavi