(Junk)
Przełożył Tomasz Lewandowski
Copyright © 1996 by Melvin Burgess
Copyright © for the Polish edition
Poświęcam Gilly
Akcja powieści osadzona jest w realiach pierwszej połowy lat osiemdziesiątych, czyli w okresie, kiedy sam mieszkałem w Bristolu. Wszystkie główne wypadki wydarzyły się, wydarzają i niewątpliwie jeszcze będą się wydarzać. Byłem świadkiem wielu z nich, a jeszcze więcej zdarzeń znam ze słyszenia. A co do postaci... niektóre są czystym zmyśleniem, inne – fabularną wersją losów prawdziwych ludzi, a jeszcze inne stanowią fikcję zawierającą okruchy rzeczywistych historii. Portretem we właściwym znaczeniu tego słowa jest tylko postać Richarda, jednego z najdziwniejszych i najsympatyczniejszych ludzi, jakich znałem. Teraz znalazł się już poza wszelką pochwałą i potępieniem, niech Bóg ma go w swej opiece. Zginął w wypadku drogowym kilka lat temu.
Ta książka nie jest dokumentem ani nawet literaturą faktu. A jednak zawiera wyłącznie prawdę. Co do słowa.
Chłopak i dziewczyna spędzali noc na tylnym siedzeniu terenowego volvo. Samochód stał w garażu. Było zupełnie ciemno.
– Jestem głodna – poskarżyła się dziewczyna.
Chłopak zapalił latarkę i sięgnął do plecaka.
– Pozostało jedno jabłko.
– E, nie. Może jakieś chipsy?
– Nie mam.
Gemma westchnęła i opadła na oparcie. Przykryła się kocem.
– Zimno – powiedziała.
– Barry niedługo wróci – odparł Smółka. Z niepokojem przyglądał się jej w świetle latarki. – Żałujesz, że przyszłaś? – zapytał.
Gemma podniosła oczy i uśmiechnęła się.
– Nie.
Smółka przysunął się bliżej. Gemma pogłaskała go po głowie.
– Lepiej oszczędzajmy baterie – odezwała się po chwili. Zgasił latarkę. W jednej chwili zapanowała taka ciemność, że trudno było dojrzeć własną dłoń. Zamknięci w małym, wilgotnym, betonowym pomieszczeniu, przesyconym zapachem oleju i benzyny, rozmawiali dalej, tuląc się w ciemnościach.
– Wyjedź ze mną – poprosił Smółka.
– Co? – była zdezorientowana i zaskoczona. Coś takiego nigdy by nie przyszło jej do głowy...
Czuł jej spojrzenie, chociaż było zbyt ciemno, żeby cokolwiek zobaczyć. Smółka zaczerwienił się po uszy.
– Zwariowałeś – powiedziała.
– Dlaczego?
– Przed czym mam uciekać?
– Zrozumiesz, kiedy wrócisz do domu...
Roześmieli się. Tydzień wcześniej Gemma otrzymała surowy zakaz widywania się ze Smółką. Jej rodzice nie mieli pojęcia, gdzie jest tej nocy, ale doskonale wiedzieli z kim.
– Coś by się działo – odezwał się Smółka po dłuższej chwili. – Ciągle narzekasz na nudę.
– To prawda.
Gemma nie znała nikogo, kto by nudził się bardziej niż ona. Czasem podczas lekcji dostawała od tego zawrotów głowy, jakby zaraz miała zemdleć, jeśli to się nie skończy. Była gotowa zrobić cokolwiek, żeby tylko poczuć, że żyje. Chociaż...
– A co ze szkołą i całą resztą...
– Zawsze możesz wrócić do szkoły.
– Zawsze mogę uciec.
Gemma może by chciała wyjechać. Na pewno chciała. Ale... W jakim celu? Nie kochała Smółki, lubiła go tylko. Jej rodzice, a zwłaszcza ojciec, byli absolutnie okropni, ale nikt jej nie bił. Przynajmniej na razie.
Czy nuda to wystarczający powód do ucieczki z domu, kiedy się ma czternaście lat?
– Chyba nie, Smółko – stwierdziła.
Leżał nieruchomo z głową na jej kolanach. Wiedziała, co czuł w tej chwili. Tyle razy czytała to z jego twarzy. Smółka miał serce wypisane na twarzy...
Gemma pochyliła się nad nim.
– Przepraszam – szepnęła.
Smółka miał powód. Mnóstwo powodów. Te najświeższe też były wypisane na jego twarzy. Napuchnięta górna warga wyglądała jak wielka śliwka. Lewe oko otoczone było czarno–niebiesko–żółto–czerwoną obwódką. Gemma musiała uważać, żeby głaskaniem nie zadać mu bólu.
Od drzwi za nimi dobiegł jakiś hałas. Smółka i Gemma ukryli się za siedzeniem.
– To tylko ja...
– Cholera... mało nie wykorkowałam przez ciebie – syknęła wściekle Gemma.
– Przepraszam. No, zapal latarkę, żebym widział, dokąd idę...
Smółka skierował światło na pulchnego blondyna dźwigającego plastikową torbę. Ten wyszczerzył zęby w uśmiechu.
– Chyba powinniśmy mieć umówiony sposób pukania albo coś w tym rodzaju – powiedział. – Bierzcie... – podał im torbę.
Gemma zerknęła do środka.
– To tylko bułki i ser. Zauważyliby, gdybym zabrał coś innego – usprawiedliwił się Barry.
– Nie wziąłeś masła? – jęknęła.
– Nie, ale mam keczup... – Barry wyciągnął słoik z kieszeni płaszcza.
– Branston. Fantastycznie! – Gemma zaczęła rwać bułki i ser. Barry zapomniał noża. Musiała rozsmarowywać keczup palcem.
Barry przyglądał się twarzy Smółki w świetle latarki.
– Jezu Chryste! Tym razem naprawdę ci dołożył, co?
– Wygląda jak zepsute jabłko – oświadczyła Gemma. – Aż się jeść odechciewa...
Roześmieli się.
– A właśnie! Chyba nie zapalaliście światła, co? – zaniepokoił się Barry. – Bo...
– Mówiliśmy, że tego nie zrobimy.
– Tak? – przerwała mu Gemma.
– ... bo mogliby coś zauważyć przez szpary w drzwiach.
– Powiedziałam ci...
– No dobra, dobra.
Gemma wpakowała sobie do ust ociekającą keczupem bułkę.
– Chcesz? – wymamrotała.
– Tak, proszę... – uśmiechnął się.
Nastąpiła chwila przerwy, podczas której Gemma wsunęła pół następnej bułki.
– Kiedy zamierzasz to zrobić? – spytał Barry.
– Jutro – odparł Smółka.
– Masz wszystko?
Chłopak przechylił się przez oparcie przedniego fotela i poklepał plecak. Nie był zbyt wypchany.
Barry kiwnął głową. Przez chwilę obserwował jedzącego Smółkę, zanim wyrzucił z siebie:
– A twoja mama?
Wydawało się, że te słowa sprawiły Smółce ból. W oczach Gemmy widać było gniew.
– Jego matce nic się nie stanie. Pewnie sama spakuje manatki, kiedy tylko Smółka odejdzie. W końcu siedzi w tym wyłącznie ze względu na niego. Powtarzała to tysiące razy, zgadza się?
Smółka smętnie kiwnął głową, jak zbolały żółw. Gemma obrzuciła Barry’ego złym spojrzeniem.
– Zamknij się! – warknęła.
– Jasne – gorliwie przytaknął Barry. – To najlepsze, co możesz dla niej zrobić. Zmyj się. Wtedy nic jej nie będzie trzymało przy tym starym sukinsynie.
– Właśnie na to liczę – odparł Smółka.
Później w garażu zrobiło się bardzo zimno. Gemma i Smółka przytulili się do siebie, owinięci kocami. Pocałowali się. Gemma nie przeszkadzała mu, kiedy jego dłoń wsunęła się pod jej bluzkę, ale gdy poczuła, jak ześlizguje się w kierunku brzucha, lekko trzepnęła go po ręce.
– Niegrzeczny – powiedziała.
– Dlaczego? – zapytał zaskoczony.
– Nie tutaj...
Nie chodziło jej o miejsce, którego dotykał. Lecz niepokoiła się, jak spędzą razem tę noc...
– Po prostu nie chcę, żebyś się posunął dalej.
– Może po tej nocy nigdy mnie nie zobaczysz – odparł chytrze Smółka.
Gemma potrząsnęła głową.
– Ale nie będzie niczego więcej.
– W porządku.
Gemma
Moi rodzice są niekompetentni. Nie znają się na tym. Wydaje im się, że być rodzicem to tak samo, jak być na przykład inżynierem – robisz to i to, a na końcu otrzymujesz taki a nie inny rezultat.
Rodzice powinni zaliczać jakieś kursy, zanim dopuści się ich do rozmnażania.
Tamtej nocy w garażu nic nie zrobiliśmy. Choć właściwie... chciałam się z nim kochać. To byłoby miłe pożegnanie, w każdym razie na pewno dla biednego Smółki. Chcę przez to powiedzieć, że gdybym robiła to wcześniej, to taki sposób pożegnania byłby bardzo sympatyczny, ale nie mam pewności, czy ten pierwszy raz jest dobry na do widzenia. Mimo wszystko mogłam to uczynić – dla siebie albo dla niego. Jeśli nie uczyniłam, to żadne z nas na tym nie skorzystało.
Nie zrobiłam tego jedynie ze względu na rodziców. Chciałam móc im powiedzieć: Słuchajcie... to tylko mój chłopak. Naprawdę jest w poważnych tarapatach. Był roztrzęsiony, upokorzony, po raz któryś tam pobity przez własnego ojca. Uciekł z domu, a ja spędziłam z nim noc, bo potrzebował czyjegoś towarzystwa.
I chyba jest we mnie zakochany.
Nie było jednak mowy o seksie. Nigdy tego nie robiliśmy. Chodziło wyłącznie o to, żeby być razem.
To chyba ludzka rzecz, no nie?
Żałuję jedynie tego, że postawiłam mojego tatę na pierwszym miejscu przed Smółką. Nie popełnię tego samego błędu po raz drugi.
Kiedy następnego dnia wróciłam do domu, rozpętało się piekło.
Tato miotał się po pokoju.
– Wszystko musi mieć swoje granice... Muszą istnieć jakieś zasady!
Mama siedziała na krawędzi krzesła, zaciskając usta, żeby nie płakać.
– Wszyscy musimy przestrzegać pewnych reguł, Gemmo. Jeśli czegoś ci zakazuję, to mam prawo oczekiwać posłuszeństwa...
Próbowałam uśmiechnąć się do mamy, ale patrzyła w innym kierunku.
Następnie wygłosił mowę o prawdziwym skarbie. Tylko posłuchaj:
– Reputacja jest największym skarbem dziewczyny... Epoka kamienna!
– A matura? –...
mala_25_82