Michaels Fern - Przebój dla Sary.pdf

(1226 KB) Pobierz
Sara's song
Fern Michaels
Przebój dla Sary
(Sara’s Song)
Przełożyła Agata Puciłowska
136955407.002.png
Prawdziwej Barbarze McDermott
 
1
Nellie Pulaski, pielęgniarka z czterdziestoletnim stażem, była w swojej pracy prawdziwą
weteranką. A wszystkie te lata spędziła na oddziale nagłych przypadków szpitala Benton
Memoriał. Poruszała się energicznie, szeleszcząc wykrochmalonym fartuchem, aż na siwych
lokach podskakiwał luźno przypięty czepek. Zarządzała oddziałem żelazną ręką. Pielęgniarki,
które pracowały krócej, zwłaszcza te młodsze, nosiły nylonowe fartuchy i dawno przestały
zakładać czepki. Ku dezaprobacie siostry Pulaski, niektóre chodziły nawet w skrzypiących
adidasach. Ona wolała skórzane pantofle na kauczukowej podeszwie, w których bezgłośnie
stąpało się po marmurowych posadzkach. Podczas dyżuru siostry Pulaski nigdy nikt nie
umarł. W Benton Memoriał, najlepszym szpitalu Los Angeles, mawiano, że pacjenci, których
życie dobiega kresu, czekają, aż Pulaski zakończy dyżur, i dopiero wtedy mogą spokojnie
przenieść się na łono Abrahama.
Nellie Pulaski była osobą szczerą aż do bólu. Bez skrupułów potrafiła oświadczyć
szorstkim, lekko zachrypniętym głosem: „Ma być tak, jak ja chcę”, albo: „Wylecisz stąd tak
szybko, że nawet się nie obejrzysz”. Ludzie ją albo kochali, albo nienawidzili i bali się jej.
Doktor Sara Killian kochała Nellie. W tej chwili słuchała jej z uśmiechem rozbawienia na
twarzy.
– Zobaczysz, Saro, to będzie pamiętna noc. Jest pełnia. Kiedy zajdzie słońce, na ulice
wylegną pomyleńcy i świry.
Sara uśmiechnęła się, otwierając puszkę z dietetycznym napojem.
– Nellie, zapomnij o przesądach. Chociaż rzeczywiście, od miesięcy nie było tak
spokojnie, jak dziś.
– To dlatego, że wszyscy są na koncercie dobroczynnym. Niedługo się skończy. To
znaczy koncert. I wtedy zaczną się stłuczki, bójki i nie wiadomo co jeszcze – jak zawsze przy
okazji tych okropnych koncertów. Będziemy musiały tu siedzieć dwie godziny dłużej. Mam
w kieszeni listę rzeczy, które muszę zrobić po pracy. Dziwię się, że ani ty, ani twoja siostra
nie poszłyście na koncert. Moja córka ma bzika na punkcie Dallasa Lorda, a ma już
czterdzieści trzy lata. Mówi, że Lord jest lepszy od Elvisa u szczytu sławy.
Sara udała przerażenie.
– Lepszy od Elvisa! Nie sądzę.
– Ja też. Naprawdę uwielbiałam, gdy kołysał biodrami. A co do ciebie, Saro, to już chyba
pora pomyśleć o założeniu rodziny. – Zmieniła temat, jak zwykle niespodziewanie. – Ci
wszyscy kochani, oddani lekarze tylko czekają, żebyś poświęciła im trochę czasu.
– Nie mam zamiaru ani umawiać się z lekarzami, ani wyjść za jednego z nich. Nie
interesuje mnie przygoda na jedną noc, a im tylko o to chodzi. Dwa razy zaczynałam i nic z
tego nie wyszło. Jeśli kiedyś zdecyduję się na małżeństwo, wybiorę hydraulika. A póki co,
życie, jakie prowadzę, bardzo mi odpowiada. Może ten dla mnie przeznaczony jeszcze mnie
nie odnalazł.
Nellie parsknęła śmiechem.
136955407.003.png
– A w jaki sposób mógłby cię odnaleźć? Pracujesz na dwie zmiany, a przez resztę czasu
śpisz. Musisz wyjść szczęściu naprzeciw. Zacznij się modnie ubierać i sama rozglądaj się
dookoła. Zrób makijaż. Idź do fryzjera.
– Chcesz mi coś zasugerować, Nellie?
– A niby po co? I tak mnie nie posłuchasz. Powinnaś dopasować swój image do
wystrzałowego jaguara, którym jeździsz. Mężczyźni nie oglądają się za kobietami z włosami
związanymi w kucyk i błyszczącym nosem. Chociażby teraz, w tej chwili. Siedzimy tu i nic
nie robimy. Mogłabyś pójść do łazienki, trochę się przyczesać, zrobić makijaż, a kiedy
wejdzie pierwszy pacjent – a na pewno się pojawi – od razu lepiej się poczuje, bo ty będziesz
ładniej wyglądać. Spróbuj, Saro. Na pewno masz kosmetyki w tej czarnej torbie, którą zawsze
nosisz. No jak? Zrób to!
– Nie. Jestem, jaka jestem. – W głosie Sary odezwał się ton obronny. – W moim
wyglądzie nie ma nic niewłaściwego.
– Bzdury, Saro. Myślę, że boisz się mężczyzn. A jeśli nie mężczyzn, to zobowiązań.
Uważam, że powinnaś się z kimś przespać!
– Nellie!
– Tylko nie „Nellie”. Masz trzydzieści dziewięć lat. Co z tego, że dwa razy nic nie
wyszło? To nie znaczy, że wszyscy mężczyźni są tacy, jak te dwa... łobuzy. Już czas, żebyś
ułożyła sobie życie. Nie chcę, żebyś skończyła tak jak ja.
– Och, Nellie, cudownie byłoby skończyć tak jak ty! Ten szpital nie mógłby bez ciebie
funkcjonować. A najważniejsze, że wszyscy to wiedzą. Kochają cię i szanują. Ze świecą
szukać drugiej takiej pielęgniarki. Jesteś najlepsza na świecie. To dzięki tobie pacjenci
zdrowieją. Masz prawdziwe powołanie, uwielbiasz to, co robisz.
– Ale po pracy wracam do mieszkania z dwoma kotami i psem, równie starymi i
zwariowanymi, jak ja. Siedzimy przed telewizorem i czekamy, aż zadzwoni telefon. I wiesz
co, Saro? Nikt nie dzwoni. Nikt nie dzwoni, bo wszyscy są zajęci swoimi rodzinami. Córka
mieszka w Nowym Jorku i nigdy nie może wygospodarować wolnej chwili. Chciałabym,
żebyś znalazła sobie kogoś, kto sprawi, że poczujesz, jakby ci wyrosły skrzydła u ramion. To
cudowne uczucie. Poznałam je, a byłam wtedy młodsza niż ty teraz. Więc idź, podtapiruj
sobie włosy i zrób makijaż. Później wpadnie tu doktor McGuire. Obiecał przynieść mi lek dla
kotów, żebym nie musiała fatygować się do jego gabinetu. Weterynarz to jest właściwy
wybór, Saro. Oni zarabiają więcej niż niektórzy lekarze. McGuire ma prywatny gabinet,
własny dom i samochód taki jak twój. Macie coś, co was łączy. Potrafi robić wiele rzeczy.
Wędkuje, lata na paralotni i ma licencję pilota. Umie gotować i prasuje poszewki na poduszki.
Na Boże Narodzenie ścina prawdziwą choinkę i urządza takie przyjęcie, że głowa mała. To
dobra partia. No i słyszałam, że jest świetny w łóżku. Nie chciałabyś tego sprawdzić? Zrób to
dla mnie, Saro.
– Dobrze już, dobrze! Skąd wiesz, że jest dobry w łóżku? – W głosie Sary słychać było
podejrzliwość.
Nellie wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
– Wiem.
136955407.004.png
Sara wyszła. Gdy po kwadransie wróciła na oddział, bujne loki luźno opadały jej na
ramiona, a spod delikatnie umalowanych powiek patrzyły roziskrzone oczy. Brwi miała
przyczernione. Usta, pociągnięte perłową pomadką, były bardziej różowe i lśniące.
Zdecydowanie godne pocałunku.
– Jesteś zadowolona, Nellie?
– Naprawdę świetnie ci poszło. Teraz tylko potrzebujesz takiej sukienki z lycry, jakie
noszą młode pielęgniarki.
– Żeby sobie zatamować krwiobieg? Co to, to nie. Nie ma mowy.
– Możemy nad tym popracować później. Coś wymyślisz. – Nellie zerknęła na zegarek. –
Pół do jedenastej. Obawiam się, że lada moment rozpęta się tu prawdziwe piekło. Mam złe
przeczucia, Saro.
– Nie mów takich rzeczy, Nellie. Nie znoszę, kiedy mnie straszysz. Jest przecież
spokojnie. Miewamy spokojne noce. Nie wywołuj wilka z lasu.
– Kiedy przeżyjesz tyle lat co ja, będziesz umiała rozpoznawać pewne rzeczy. Prawie
nigdy się nie mylę. Naprawdę, Saro. Muszę być albo dobrą wróżką, albo złą wiedźmą. Szkoda
tylko, że nie potrafię rzucić palenia.
– Ja też żałuję, Nellie. Ooo! No i mamy pacjenta. Skręca się z bólu. Wygląda mi to na
wyrostek robaczkowy. Zabierz go na trójkę. Ojciec wygląda jeszcze gorzej niż dzieciak. Do
roboty, Nellie.
Podjechało łóżko na kółkach. Nellie zawołała ojca na izbę przyjęć, potem popędziła z
powrotem do sali numer trzy, gdzie Sara zakładała gumowe rękawiczki.
– Doktor Joyce już tu jedzie. – W ustach chłopca tkwił termometr, a Nellie zakładała mu
na rękę aparat do mierzenia ciśnienia. – Pokaż, gdzie cię boli. Oj, a tu, tu i tu? Cicho, nie bój
się. Ja jestem doktor Killian, a to jest siostra Nellie. Powiesz nam, jak się nazywasz?
– Mickey. Mickey Logan. Chcę do mamy. Tata powiedział, że przyjdzie doktor Joyce.
Bardzo boli.
– Podoba mi się twoje imię. To jedno z moich ulubionych. Bo... uwielbiam Myszkę Miki.
Ile masz lat, Mickey? Nie martw się, wszystko będzie dobrze. Tata czeka za drzwiami, a
doktor Joyce już tu jedzie. I mama też.
Chłopczyk skrzywił się.
– Jutro skończę siedem lat. Nigdy mnie tak nie bolał brzuch. Tata mówi, że to złe gazy.
– Ma gorączkę, trzydzieści osiem i osiem – powiedziała Nellie, strząsając termometr.
– Pobierzemy ci trochę krwi z ręki, Mickey. Obiecuję, że nie będzie bolało. Najpierw
trochę uszczypnie. Jeśli z całych sił będziesz mnie trzymać za ramię, to nawet nie poczujesz
ukłucia.
– Poziom białych krwinek na pewno jest podwyższony. Ten wyrostek aż się gotuje.
Chłopak naprawdę cierpi – powiedziała Nellie cicho.
– A niech to, gdzie jest jego lekarz? – szepnęła Sara, odgarniając chłopcu włosy z czoła.
Dziecko już nie próbowało walczyć ze łzami i rozpłakało się, zamiast – zgodnie z
pouczeniami ojca – starać się być dzielnym chłopcem.
– Chcę do mamy – chlipał. – Dajcie mi różowego syropu. Mama zawsze mi daje różowy
136955407.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin