Latanie(1).doc

(25 KB) Pobierz
Latanie

Latanie

Elżbieta Wasiuczyńska, Wojciech Widłak

 

 

              - Wiecie, co jest potrzebne do latania? – zapytał Pan kuleczka.

              Był ciepły i cichy ranek. Dzień niedawno się zaczął i jeszcze wszystko mogło się wydarzyć.

              - Jejku, pewno, że wiemy! – zawołała kaczka Katastrofa, podskakując na łóżku – Przecież już tyle razy sobie o tym mówiliśmy!

              I zrobiła fikołka. Z tego wszystkiego zapomniała powiedzieć, co jest potrzebne do latania.

              - No, skrzydła – wtrącił pies Pypeć.

              Wyglądał przez okno i próbował policzyć wszystkie ptaki, które siedziały na drzewie i ćwierkały radośnie. Za każdym razem, kiedy mu się już prawie udawało, któryś z ptaszków odlatywał albo przylatywały dwa inne i Pypeć musiał liczyć od nowa. Zaczynał być trochę zły.

              - Bzyk-Bzyk – zabzyczała mucha Bzyk-Bzyk, pokazując swoje niewielkie, ale nadzwyczaj skuteczne skrzydełka.

              - Skrzydła? Tak – potwierdził Pan Kuleczka. I dodał tajemniczo: - Ale niekoniecznie.

              - Jak to niekoniecznie? – zawołała Katastrofa i ze zdumienia stanęła na głowie.

              Pypeć nagle pomyślał, że właściwie to wszystko jedno, ile ptaszków siedzi na drzewie. Zadowolony przestał wyglądać przez okno i powiedział:

              - No tak, na przykład rakieta nie ma skrzydeł, a lata!

              - Rakieta! Zróbmy rakietę! Polecimy na księżyc! – zawołała Katastrofa. Zeskoczyła z łóżka i zaczęła biegać w tę i z powrotem, szybko jak rakieta.

              Pan Kuleczka potarł czoło o powiedział trochę zakłopotany:

              - Hm, rzeczywiście chciałem, żebyśmy zrobili coś latającego. Ale...

              Wyszedł na chwilę z pokoju. Gdy wrócił, trzymał w ręku kilka cienkich długich drewienek i kolorowy papier.

              - Rakieta? Z tego? Niemożliwe – wołała Katastrofa.

              - A ja wiem – ucieszył się Pypeć. – Zrobimy latawca!

              I rzeczywiście. Zajęcie mieli aż do obiadu. Kleili, cięli i przywiązywali sznurek. Latawiec udał im się nadspodziewanie dobrze.

              - Ale wielki! – powiedział Pypeć – Chyba taki jak ja!

              - Ale ma o wiele dłuższy ogon! – natychmiast zawołała Katastrofa – I bardziej kolorowy niż twój.

              Katastrofa zaraz chciała puszczać latawiec w domu, ale Pan Kuleczka wytłumaczył, że latawiec, tak jak ptaki, potrzebuje więcej miejsca, Więc zaraz po obiedzie pojechali autobusem za miasto. Byli bardzo dumni. Wszyscy im się przyglądali. Nawet pan kierowca.

Pan Kuleczka pokazał Katastrofie i Pypciowi, jak trzymać sznurek i w którą stronę trzeba biec. Najpierw trochę się kłócili, kto pierwszy będzie trzymał. A potem... Biegali i biegali, ale latawiec jakoś nie bardzo chciał wznieść się w powietrze. Nie pomogło nawet to, że Bzyk-Bzyk latała koło niego i bzyczała po swojemu zachęcająco...

              - A mówiłam, żeby mu zrobić skrzydła! – krzyczała Katastrofa, zdyszana i zła – Jakby miał skrzydła, to na pewno by poleciał.

              - A ja myślę, że on się boi – powiedział z przekonaniem Pypeć. – To przecież ma być jego pierwszy lot.

              Pogłaskał latawiec, coś do niego zaszeptał i szybko pobiegł jeszcze raz, mocno trzymając sznurek.

Latawiec zaszumiał ogonem i nagle zaczął się wznosić coraz wyżej i wyżej...

              - Hura! – zawołali wszyscy.

              A gdy wracali do domu na kolację, Katastrofa powiedziała:

              - To jednak można latać bez skrzydeł.

              A Pypeć dodał:             

              _ Tylko potrzebny jest ktoś, kto szybko biega i mocno trzyma sznurek.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin