Uczucie Ranami Poprzedzone.docx

(18 KB) Pobierz

UCZUCIE RANAMI POPRZEDZONE
Roman 211




    Wracałem znudzony ze szkoły, jak wielu innych siedemnastolatków z tej mieściny. Miałem dziś „drugą zmianę”, godzina dziewiętnasta, środek jesieni, zachód słońca za mną. Postanowiłem skrócić sobie drogę i przejść przez pozostałości po dawnych barakach, zaoszczędzi mi to kilka minut drogi. Kiedy przechodziłem koło ruin któregoś z kolei baraku, nagle usłyszałem jakieś krzyki.
   Spierd..., ku...!
    Znam ten głos...! To Darek!
    – Morda! Będziesz moją suką! – ten drugi głos... to chyba jakiś dresiarz!
    Pobiegłem szybciej niż kiedykolwiek w stronę dochodzących mnie głosów. W pewnej chwili zobaczyłem jakiegoś dresa trzymającego Darka mocno za gardło, jakby chciał go udusić! Pobiegłem w jego stronę, dopadłem go znienacka i z całej siły kopnąłem go kolanem w brzuch, potem drugim, i jeszcze raz... Kopałem i uderzałem go na ślepo, nie obchodziło mnie, gdzie go trafię, chciałem mu tylko zadać jak najwięcej bólu. Byłem wściekły! Darek to mój najlepszy przyjaciel, nie pozwolę, żeby go jakiś uliczny śmieć tak sponiewierał!
    Nagle poczułem dwie pary rąk odciągające mnie od przeciwnika.
    – Roman, spokojnie! – ...Tomek?
    – Zabijesz śmiecia, a pójdziesz siedzieć za człowieka! – ...Michał?
   Puście! Usunę tę mendo-wesz z tego świata! – krzyczałem, próbując się im wyrwać.
    – Lepiej zobacz, co z Darkiem! – te słowa Tomka przywróciły mi opanowanie. Zapomniałem o dresiarzu. Spojrzałem na Darka, który siedział na ziemi oparty prawym bokiem o resztki muru, rękę trzymał na lewym ramieniu, a na jego twarzy było widać ból. Podbiegłem do niego.
    – Darek! Wszystko w porządku? – spojrzałem mu w oczy.
    – Nie, cholera... Zaszedł mnie od tyłu i przewrócił na jakieś szkła – powiedział z bólem.
    Spojrzałem na jego plecy. W okolicy lewej łopatki miał kilka rozcięć, poniżej duża plama krwi. To z tych szkieł. Co gorsza, ich drobne odłamki wbiły mu się w skórę.
    – Możesz wstać? – spytałem.
    – Nie wiem, spróbuję – podniósł się powoli, opierając się o ścianę.
    – Daleko to ja nie zajdę. Kurewsko boli – powiedział przez zaciśnięte zęby.
    – Dzwonię po pogotowie! – wyjąłem komórkę i wybrałem numer.
    – A my się zajmiemy tym śmieciem – powiedział Tomek, trzymając dresa za wykręconą do tyłu rękę.
    – Naćpany jest – stwierdził Michał. – Bez żadnej wolty, naćpany! Nieraz widziałem takich na imprezach.
    – Poradzicie sobie? – spytałem, znów mając chęć spuścić dresiarzowi tęgie lanie, nieważne czy wiedział, co zrobił, czy nie.
    – O to się nie martw – Tomek powstrzymał mnie wyciągnięta ręką.
    – Tak go potrzaskałeś, że jak dojdzie do siebie, to już nigdy więcej nic nie weźmie – dodał Michał.
    Karetka przyjechała bardzo szybko. Powiedziałem, że chłopak ma rany od szkła. Tymczasem chłopaki schowali dresiarza w jednym ze zrujnowanych baraków. Pomogłem Darkowi wejść do karetki i zdjąć górę ubrania.
    – Na izbie ci to powyjmują – powiedział lekarz, oglądając plecy Darka. – Ale niestety, nie mogę ci dać nic przeciwbólowego, będą ci to musieli na żywca robić.
    – Mogę z nim jechać? – zapytałem lekarza.      
    – Wskakuj, może się przydasz.
    Pojechaliśmy „na kogucie”.
    Na izbie przyjęć lekarka tylko pokręciła głową.
    – Może pan przytrzymać kolegę? To nie będzie zbyt przyjemny zabieg – powiedziała do mnie.
    – Jasne...
    Zaczęła mu wyjmować szkła. Najgorsze były te najmniejsze, jak rozgniecione ziarna piasku. Na twarzy Darka rysował się ból. Co chwilę zaciskał zęby. Ja trzymałem go za ramiona, a on ściskał mnie za rękę. Pomagała nam jeszcze pielęgniarka.
    – Już... Mam nadzieję, że rany już są czyste – powiedziała lekarka. – Jeszcze je wydezynfekujemy... Niech go pan teraz inaczej przytrzyma, żeby się pana złapał jak go zaszczypie. Tak za szyję, od przodu, tak...
    Trzymałem Darka tak, jak mi powiedziała, jego głowa była oparta na moim ramieniu. Darek znów zacisnął zęby..
    – Zrobione, teraz jeszcze opatrunek...
    Naraz poczułem coś wilgotnego na szyi. Spojrzałem na twarz Darka. Z jego oczu kapały łzy. Przytuliłem go mocniej do siebie i pogłaskałem po głowie.
    – Koniec, już dobrze, już po wszystkim – powiedziałem. – Koniec...
    Wyjąłem z kieszeni chusteczkę i wytarłem mu twarz. Miałem ochotę nie tylko przytulić go do siebie, ale i pocałować, ale nie mogłem...
    Nagle do gabinetu wpadł ojciec Darka. Skąd się dowiedział...? Podszedł do nas i położył rękę na głowie chłopaka.
    – Jak się czujesz? – zapytał zaniepokojony. – Znajoma tu pracuje. Poznała cię i zaraz zadzwoniła do mnie.
    No tak, ojciec Darka pracuje dwie ulice stąd...
    Darek tylko skinął głową i położył ją znów na moim ramieniu.
    – Dziękuję, że mu pomogłeś – jego ojciec uścisnął mi dłoń – Ale co się, do cholery, stało?
    – Poślizgnął się i upadł na szkła, pewnie z jakiejś butelki – powiedziałem tylko część prawdy, nie chcąc ujawniać zbyt wiele.
    – Szczęście, że tam byłeś – powiedział klepiąc mnie po ramieniu. – Gdyby nie ty...
    – Zrobione... – jego słowa przerwała nam lekarka. – Niech nie zdejmuje tego przez dwa dni, powinno być dobrze. Teraz dam ci coś przeciwbólowego.
    – To znaczy, że nie musi zostać w szpitalu? – ojciec Darka odetchnął z ulgą.
    – Nie, nie ma sensu. Niech idzie do domu i niech się dobrze wyśpi. Rano będzie lepiej. Na szczęście to tylko na lewej łopatce i rany nie były za głębokie, szybko się zagoją. Ma pan dla niego jakąś bluzę? Ta już się chyba nie nadaje. Nie tylko że potargana, ale szkła...
    – Tak, jasne, proszę ją od razu wyrzucić... Nie, nic nie mam. Przybiegłem prosto z pracy.
    – Ja mam koszulkę z w-fu – powiedziałem wskazując na plecak.
    – O, to dobrze. Cokolwiek, żeby tylko się okrył...
    Ojciec pomógł Darkowi założyć koszulkę i wstać. Wyszliśmy na zewnątrz i poszliśmy na przystanek autobusowy.
    – Cholera! Ostatni autobus już odjechał! – wściekał się ojciec. – Dasz radę dojść do domu?
    – Za cholerę. Ledwo się na nogach trzymam...
    Zadzwoniłem z komórki na taxi. Też za cholerę nikt się nie zgłosił!
    – O, autobus do mnie... na światłach stoi – powiedziałem i pomyślałem...
    – Pewnie też ostatni, to leć, nie czekaj. Dziękuję ci za wszystko– rzekł do mnie ojciec kumpla.
    – A on czym się do domu dostanie, jak? Gdyby...
    Ojciec chyba odgadł moje myśli.
    – Mógłby Darek... zatrzymać się u ciebie? Rano po pracy bym go zabrał – powiedział szybko.
    – U mnie?... No... Chyba tak... Tak, na pewno tak. Mam swój pokój, nikomu nie będzie przeszkadzał... i w miarę szeroki tapczan. Zmieścimy się.
    – Odwdzięczę ci się jakoś... Chodźmy szybko.
    – Nie chcę żadnej wdzięczności. To mój kumpel, po prostu...
    Ojciec Darka mocno uścisnął mi rękę.
    Przeszliśmy na drugą stronę ulicy. Autobus właśnie podjeżdżał. Pomogłem Darkowi wsiąść. W środku były tylko 3 osoby. Nikt na nas nie zwrócił uwagi. Usiedliśmy na fotelu przy drzwiach. Darek przybliżył się do mnie.
    – Dzięki – powiedział cicho. – Za wszystko. I za to, że reszty nie powiedziałeś. I w ogóle...
    – Nie umiałbym postąpić inaczej – odpowiedziałem równie cicho, jak on. – Nie mógłbym ci nie pomóc i zapomnieć o wszystkim.
    Darek uśmiechnął się do mnie i oparł głowę o moje ramię. Dalej jechaliśmy w milczeniu. Gdy dojechaliśmy, pomogłem mu wyjść. Darek oparł się na mnie prawą ręką. Podtrzymywałem go i tak doszliśmy do mojego domu. Wyjaśniłem rodzicom, co się stało, ponownie pomijając nadmiar faktów. Matka tylko pokiwała głową.
    – To wy się lepiej już kładźcie spać. Padacie z nóg – powiedziała, i miała w sumie rację.
    Weszliśmy do mojego pokoju. Darek usiadł na moim, jak zwykle niepościelonym tapczanie.
    – Pomóc ci zdjąć ciuchy? – zapytałem patrząc na niego.
    – Dzięki, stary, chyba tak – opadł na łóżko, zapominając o swoich plecach. - O kurw...! – i poderwał się szybko.
    – W porządku? – lekko się przestraszyłem.
    – Przeżyję. Dobrze, że mi dali coś przeciwbólowego, bo chyba bym zesrał. Ech... – westchnął i rozpiął pasek u spodni. – Mógłbyś...?
    – No pewnie – złapałem go za spodnie i... nie wiem, jak to zrobiłem... zdjąłem mu je razem z bielizną.
    Zapadła niezręczna cisza, którą on przerwał stremowanym śmiechem, stopniowo coraz głośniejszym.
    – Dobra, możemy spać na waleta. Ale jak ja, to i ty – powiedział rechocząc. – Ja też chcę zerknąć na to, co tam masz.
    Ja też zacząłem się śmiać. Rzeczywiście, najlepsze, co można było zrobić, to obrócić wszystko w żart. Nic nie powiedziałem, tylko skinąłem głową i... spokojnie zdjąłem swoje gatki.
    – Masz, zobacz... – i chwilę stałem przed nim nago.
    – O kurde... – powiedział wreszcie, oblizując wargi. – To pomóż mi teraz resztę zdjąć... Tylko dziś mógł mi taki numer wylecieć. Ale warto. Nie mam nic przeciwko tobie, w ubraniu czy bez. Ładne masz ciałko...
    – Twoje nie gorsze – powiedziałem z nutką żartu. – To co, serio na waleta?
    – Na waleta – potwierdził. – Tylko żeby nam jakiś numer nie wyskoczył.
    – A jak by wyskoczył, to co? – żartowałem.
    – To też nic – zgodził się wesoło.    
    Wszedłem na łóżko i przykryłem nas kołdrą. Darek leżał na brzuchu – widziałem jego świetny goły tyłeczek – a ja położyłem się na boku, ale tak, żeby go czasem nie dotknąć penisem i żeby móc na niego patrzeć. Nasze oczy spotkały się, gdy obrócił głowę w moją stronę. Patrzyliśmy tak na siebie przez chwilę. Wyciągnąłem rękę i pogładziłem go po twarzy. Przybliżył się do mnie i położył głowę na moim ramieniu. Objąłem go jedną ręką, a drugą głaskałem po plecach, po tej zdrowej łopatce i trochę niżej. Pocałowałem go w czoło, a on zamknął oczy, wtulony we mnie. Zasnęliśmy.
    Gdy otworzyłem oczy, było rano. Spaliśmy w tej samej pozycji, jak położyliśmy się wczoraj: Darek na brzuchu, ja na boku. Delikatnie wstałem, powoli, nie chcąc go obudzić. Nie wiedziałem, o której może przyjść jego ojciec. A potem pomyślałem: jak ma przyjść, jak nie wie, gdzie ja mieszkam? I nawet się z tego powodu ucieszyłem. Założyłem na siebie bokserki i poszedłem do łazienki. Po toalecie wszedłem do kuchni i zrobiłem herbatę. Zaniosłem do pokoju, postawiłem kubki na biurku i usiadłem obok śpiącego Darka. Wyglądał tak spokojnie. Zdjąłem bokserki i wszedłem z powrotem do łóżka. Położyłem się przy nim, pogłaskałem go po głowie. Wtedy otworzył oczy, podniósł się i przeciągnął, po czym przytulił się do mnie. Przypomniał sobie, że jesteśmy na waleta, ale nic na ten temat nie powiedział.
    – Jak tam plecy? – spytałem cicho.
    – Już praktycznie nie bolą. Gdyby nie ty... pewnie leżałbym tam zgwałcony przez tego ćpuna, a może i martwy.
    – Nie mów tak! – nie podobała mi się taka perspektywa. – Bo mi się nóż w kieszeni otwiera, jak to słyszę.
    – No, gdyby cię tam nie było... W jakiej kieszeni? – zaśmiał się Darek i położył mi rękę tam, gdzie w „normalnej” sytuacji miałbym kieszeń... i trafił... Nie poruszyłem się. I ja się zaśmiałem; w sumie miał rację.    
    – Naprawdę, gdyby cię tam nie było... – powtórzył, i wcale swojej ręki nie cofnął.
    – Ale byłem! I jesteś teraz tu u mnie i... – odpowiedziałem cicho, czekając, co zrobi dalej. Nic...
    – I jestem. I leżymy na waleta i... – pocałował mnie w policzek.
    – Chyba nie trzymają nas już żadne bariery – podsumowałem sytuację.
    – Pełna wolność i otwartość – odpowiedział z uśmiechem na twarzy.
    – Powiedz mi, no... jesteś taki dziewięćdziesiąt dziewięć procent hetero? Bo podobno stu procentowych nie ma.
    – Ja? Najwyżej siedemdziesiąt. A teraz... przy tobie... to góra pięćdziesiąt. A ty? – i poczułem jego rękę na brzuchu.
    – Ja... też chyba pięćdziesiąt na pięćdziesiąt – odrzekłem i zacząłem go gładzić po plecach, coraz niżej, aż dotykałem delikatnie jego pośladków i poczułem, jak mój penis szybko mi się podnosi.
    – A... chciałbyś to teraz ze mną? – spytał patrząc mi w oczy, a ja przy udzie poczułem jego sztywniejącego członka.
    – Tak... – wyznałem i pocałowałem go w usta, trzymając ręką tył jego głowy, a on odwzajemnił mi pocałunek. Zaczęliśmy się całować i przytulać. W pewnym momencie Darek uformował sobie poduszkę i położył się na plecach. Widocznie na serio już go nie bolały. Zacząłem pieścić ustami jego szyję, potem zszedłem do klatki piersiowej, zatrzymałem się na chwilę przy sutkach. Następnie zszedłem do pępka i w końcu do krocza. Jego członek był gotowy do pieszczoty, a więc nie pozwoliłem mu dłużej czekać. Zsunąłem napletek ustami i powoli doprowadzałem go do ekstazy. Darek zaczął z przyjemności mruczeć jak kociak. W końcu osiągnął orgazm. Pocałowaliśmy się. Czułem, że jeszcze dyszy.
    – Wiesz, że nigdy nawet nie myślałem o tym, żeby z tobą cokolwiek...? A ty? Myślałeś o tym, żeby być ze mną?
    – Czasami miałem takie fantazje, podobne do tego, co się teraz stało.
    – Nie zauważyłem, żebyś patrzył albo robił cokolwiek, żeby mnie chociaż dotknąć. A w przebieralni widziałeś mnie już dziesiątki razy.
    – Znasz mnie. Nie umiałbym zachować się jak ci, co tłumią swoje seksualne kompleksy, parodiując zachowania gejowskie.
    – No tak. To daleko poniżej twojego poziomu. Inaczej bym się z tobą nie zadawał – powiedziawszy te słowa, przytulił się do mnie.
    – Prawda – pocałowałem go w czoło.
    – To teraz moja kolej? – spojrzał mi w oczy.
    – Co? – zanim to powiedziałem, on zaczął mnie całować, schodząc coraz niżej i niżej.
    Wszystko już było oczywiste. Zrobił mi to samo, co ja jemu. Zajęło mu to trochę dłużej niż mnie, ale efekt był niesamowity. Gdy ssał mojego członka, miałem wrażenie, że eksploduję. Ciepło jego ust, jego dotyku i jego ciała sprawiły, że cały świat dla mnie zniknął. Jeszcze nigdy nie miałem takiego orgazmu. Znów położył się na mnie i przytulił.
    – Powtórzmy to jeszcze kiedyś? Nie pomyślałbym, że z chłopakiem może być tak dobrze – wyszeptał mi wprost do ucha.
    – Kiedy tylko będziemy mieli czas i ochotę – pocałowałem go w usta, a on odwzajemnił mi pocałunek.
    I powtarzaliśmy to jeszcze... bardzo często.
                                    ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin