Trzcina Na Wietrze.doc

(51 KB) Pobierz

TRZCINA NA WIETRZE
homooscar



  Moich dwóch najlepszych kumpli z klasy było jednocześnie moimi fascynacjami seksualnymi, nieosiągalnymi marzeniem, które częściowo realizowałem przy masturbacji czy „przypadkowych” dotknięciach oraz niewybrednych żartach. Kacper – wysoki, szczupły i wysportowany blondyn o nieco metroseksualnym wizerunku i Łukasz – niższy, muskularny brunet o czarującym uśmiechu, nawet nie podejrzewali we mnie skłonności do mężczyzn – prędzej w sobie nawzajem. Łowiłem każde ich słowo o swoich „instrumentach”, doświadczeniach seksualnych, każdy gest podniecenia, by potem oblany rumieńcem odtwarzać je w swojej wyobraźni. Płonąłem żądzą, której ze strachu przed utratą tak drogich mi osób nie mogłem ujawnić. Moi koledzy stanowili jedyny powód, dla którego warto było przychodzić do szkoły, zwłaszcza na lekcje wf.
  Na początku drugiej klasy wyjechaliśmy na dłuższą wycieczkę do Karpacza. Już od początku wiązałem z moimi towarzyszami podróży nadzieje, w których realizację nie bardzo wierzyłem. Jednak jakby podświadomie uczepiłem się ich przy wybieraniu pokoi. Trzyosobowy! Bingo!  
  Pierwsza noc była typową bieganiną po pokojach, wielką licealną libacją połączoną ze spontanicznymi aktami wandalizmu. Po tak ciężkiej nocy i jeszcze cięższym dniu łazikowania po górach (wychowawczyni postanowiła się zemścić za dzikie okrzyki w nocy i udało jej się to z iście sadystycznym rozmachem) nadeszła noc odpoczynku. Jednak Kacper w osnutym ciemnością pokoju zaczął opowiadać o swoim rzekomo gigantycznym penisie, czym wprawił Łukasza w szczere rozbawienie, a mnie niesamowicie podniecił. To jest właśnie ten piękny wiek, w którym trzydniowa przerwa w masturbacji (na wycieczkach jakoś nie mogę, w domu dzień przed o to nie zadbałem) i taki temat sprawia, że żadne zmęczenie nie jest w stanie powstrzymać permanentnego wzwodu. Malowniczość opisu od żyłek na penisie, po zgrubiałą żołądź sprawiły, że moja erekcja stała się wręcz bolesna. Musiałem jakoś zareagować. Szybko.
  – Ej, kozaku, przestań opowiadać o tej kruszynce, bo mnie przepona boli.
  – Tą kruszynką mógłbyś się udławić!
  Takiej właśnie reakcji się spodziewałem
  – Założymy się, cwaniaczku?
  Doskonale zdawałem sobie sprawę, że mężczyźni nawet hetero są ciekawi ciała rówieśników. Mój zawadiacki ton też musiał zrobić swoje.
  – Oooo, chłopaki, będzie oficjalne mierzenie? – to był Łukasz. Musiałem go jakoś włączyć do tej zabawy, którą nie miałem pojęcia jak rozegrać. Jedyne, czego byłem pewien, że przerwania jej teraz żałowałbym do końca życia.
  – No jasne. A ty tchórzysz czy też stajesz w szranki z gigantem Kacpra? – widać chuć tak samo jak alkohol potrafi uwolnić w człowieku wielką energię. W moim wypadku, dzięki Bogu, oratorską.
  Po dłuższej chwili przez histeryczny rechot przebił się głos Łukasza, który włączył światło, żeby ktokolwiek zwrócił na niego uwagę. A może nie tylko?:
  – No jasne, że staje. Wszystkim staje – gra słowna godna Kabaretu Starszych Panów. Wtedy mnie to rozbawiło. Autentycznie. – Ale ty, Oskar (moje imię, mamusia chyba nie miała na myśli Oscara Wilde’a, przypadkiem tak wyszło), o co się zakładamy?
  – Jak masz krótszego, to mi ssiesz – rzekłem bez namysłu.
  – I tak przegrasz. Ale skoro chcesz mi zrobić loda...
  – Taki jesteś siebie pewien?
  – Pewnie, że tak. I obiecuję, że odbiorę swój dług.
  – I vice versa. Już idź umyć zęby.
  – Żebyś się nie zdziwił!
  Błyskawicznie i bez namysłu, ale w samo sedno. Co dalej... szybko, czas działa na moją niekorzyść. Muszę perfekcyjnie rozegrać akcję bez planu w kilka sekund, zanim ostygną. Bo ja i tak nie ostygnę... Inicjatywa. Tu! Teraz!
  Zeskoczyłem z piętrowego łóżka i zamaszystym gestem ściągnąłem spodnie od pidżamy. Mój fallus wyskoczył jak księżniczka z zamkowej wieży. Tak, on też czekał na księcia i jego rumaka….
  – Teraz ty! – krzyknąłem w stronę Łukasza. Do tamtej chwili nie miałem pojęcia, jak przydatne są lekcje PO. Jak się udziela pierwszej pomocy? – nie krzyczeć bezosobowo w tłum gapiów, a celować poleceniami w konkretne osoby. Działa też na kursie pierwszego bzykania przy poleceniu „ściągaj gacie”. Na szczęście.
  Łukaszowi także nie zabrakło polotu. Zaczął od koszulki, pokazując prężne bicepsy, kształtny tors i brzuch uformowany na kaloryfer, na którym jaśniały kropelki nocnego potu. I ten szelmowski uśmiech. W czarnych bokserkach doskonale było widać jego prężącą się męskość. Takiego go chciałem. Jednak wtedy igrałem nie tylko seksem, instynktami, grałem swoim życiem, tajemnicą, o której nie mówi się ani mamie, ani przyjaciółce. Nikomu.
  – Dawaj, bo ci gacie rozsadzi! – ile emocji może zakamuflować śmiech!
  Ściągnął i bokserki. Zobaczyłem około siedemnastocentymetrowego (czyli ciut dłuższego niż mój), ale o wiele masywniejszego penisa, lekko zagiętego na połowie długości w dół, co tylko przydawało mu wrażenia ciężkości. Rzuciły mi się w oczy nabrzmiałe, pokryte nienaruszonym owłosieniem jądra. On na pewno też dawno się nie onanizował. Mogę mu pomóc. A w zasadzie muszę mu pomóc, przecież przegrałem zakład i byłem z tego powodu szczęśliwy jak nigdy, szczęściem spełnionego pasywa. Jednak musiałem udawać przerażonego, robiącego dobrą minę do złej gry, a nie odwrotnie.
  – Ten pan z krzywą pałką jest chyba ciut większy ode mnie. Ale to i tak cipa. Teraz czas na wielki finał! – wyszczerzyłem zęby w kierunku Kacpra.
  No tak, za gładko szło. Się chłopak skrępował. Pewnie Łukasz okazał się większy nie tylko ode mnie, ale i od niego, i Kacper niepotrzebnie bije się ze wstydem o każdy milimetr. Po chwili skandowania: „Da-lej! Da-lej!”, Kacper ściągnął z siebie kołdrę i zamachał nam swoim wciąż zwiotczałym przyrządem. Jaki on był ładny! Spał nago i na tle białej pościeli jego ciało spalone słońcem Maroka (sierpniowy wypad z rodziną) wyglądało jak posąg antycznego boga. Szczupła sylwetka z lekko zarysowaną muskulaturą, krzywo wygolone włosy łonowe i mleczny zarost... grzeszny sen Michała Anioła. Tym razem musiałem już ukrywać nie tylko ton i mimikę, ale i drżenie nóg. Usiadłem więc koło Kacpra i niby parodiując jego zniewieściałość, położyłem mu rękę na kroczu mówiąc słodko:
  – Nie chce ci bryknąć?
  Kacper spojrzał na mnie mądrymi oczami, jak zwykle wszystko kryjąc za maską uśmiechu i powiedział, naśladując mój własny ton:
  – Nie chce. A chcesz mi pomóc?
  – A myślisz, że tak łatwo ci się śmignie? Będziesz tu leżał, myśląc o własnej babci i nigdy się nie dowiemy o twoich przechwałkach popartych tym kilkucentymetrowym potworem?
  Ciepło mojej ręki podziałało. Pod moimi palcami zaczął napinać się i podnosić do góry rzeczony potwór, który – o zgrozo! – potworem był naprawdę! Zacząłem odruchowo posuwać moją rękę delikatnie w górę i w dół, mówiąc przesadnie lękliwie, z naturalnym podziwem i tłumionym szczęściem:
  – To takie rozmiary istnieją...?
  – A istnieją, istnieją – duma, nonszalancja i pewien... błysk w jego oku. Chce tego? A może się domyślił? Zdjąłem rękę. Za duże ryzyko.
  Łukasz podszedł do mnie, zrzucił mnie z łóżka na klęczki i chwycił zdecydowanie za kark:
  – A teraz, przyjacielu... wezmę swój dług.
  – A bierz. Pacta servanda sunt...
  Wiedzieli, co to znaczy. Jestem znany ze słowności, więc tę sentencję często powtarzałem przy najróżniejszych okazjach. Doskonałe pozory. Wyśmienite. I wtedy zdałem sobie sprawę, jak karkołomne jest moje przedsięwzięcie: zostać cwelem dwóch kochanków i zachować twarz heteroseksualnego kumpla do dziewczyn i piwa. Jakby na potwierdzenie moich obaw podszedł Kacper. Ta iskierka w jego oczach to trochę podniecenia rzucone na trochę pogardy. On już wie. Czy powie? Czy zapomni?
  – Wiesz co... nie przerywaj... fajnie marszczysz...
  W tym momencie Łukasz złapał mnie za głowę i z całej siły wepchnął prącie w moje usta. Pokonałem szok, odruch dławienia, odruch wymiotny. Chciałem go wyjąć, zaczerpnąć powietrza, krzyknąć: Nie tak prędko! Zacząłem kurczowo trzymać się jedną ręką jego lewego pośladka, prawą ręką dogadzając Kacprowi. Jednak Łukasz nie zamierzał mi ulżyć, powiedział lodowatym tonem:
  – Zacznij ssać albo cię uduszę.
  Zacząłem. Zwężałem usta, obracałem językiem, ciągnąłem łapczywie jak spragniony wędrowiec. Łukasz zaczął wydawać jęki rozkoszy a Kacper twardnieć. Zaraz i on nabierze ochoty na więcej. Ból ustąpił rozkoszy, czułem Łukasza penetrującego moje gardło. Nie miałem sił na udawanie, kiedy na chwilę wyciągnął mi swojego z ust, abym mógł zaczerpnąć oddechu, zziajany wyszeptałem:
  – Ostro!
  Spojrzeli na siebie. To był sygnał do orgii, a zabawa poszła za daleko, by mogli mieć coś przeciw. Facetowi ciężko przerwać. Nawet z innym facetem. Zwłaszcza jak nie ma się dostępu do kobiet. Więc oni też nie chcieli przerywać. I też chcieli ostro...
  Łukasz zaciągnął mnie do ściany i przytrzymał. Podszedł Kacper, objął mnie za szyję udami, uderzył mnie penisem dwa razy w twarz i wbił się w moje usta z jeszcze większym impetem niż Łukasz:
  – Ciągnij druta, dziwko. Przecież to lubisz...
  Czułem się przyciskany do ściany. Przy każdym pchnięciu Kacper wykrzykiwał: „szmata!” „suka!”. Nakręcali się też wzajemnie:
  – Dobrze ciągnie?
  – Zajebiście. Chodź, się dołącz...
  Po chwili musiałem się podzielić między nich dwóch. Dominacja, o której marzyłem, wyzwalała w nich agresję. Człowiek to zwierzę. Tych inteligentnych, doskonale wychowanych młodych mężczyzn, którzy patrzą łapczywie na kobiety wyłącznie za ich plecami, rozpierały hormony, kierując się całą tą nieokiełznaną męską siłą na mnie. Kiedy obsługiwałem jednego, drugi okładał mnie po twarzy. Brałem więc dwóch naraz, nadrywając kąciki ust i opluwając się. Po chwili i to im się znudziło
  – Chodź, szmato! – Kacper za włosy zaciągnął mnie na łóżko, gdzie czekał na mnie wypięty Łukasz. Miałem go posunąć? Nie chciałem tego, ale oni byli masterami, więc jednak klęknąłem za nim, szykując się do wejścia. Kacper, reżyserujący tę scenkę, zaśmiał się w głos:
  – A gdzie ty się, kurwa, dobierasz? Nie dla psa kiełbasa! – i skierował moją twarz prosto w rowek Łukasza, który zaczął wierzgać.
  – Tak jest! Właśnie tak! Liż mi dupę!
  Przyciskany przez Kacpra zacząłem oblizywać, przygryzać i wchodzić językiem coraz głębiej w odbyt mojego kochanka. Wierciłem nosem, ustami, zataczając raz szersze, raz węższe kręgi językiem, jak młody kotek chłepczący mleko. Lizałem do czysta. Byłem dziwką. Szczęśliwą dziwką.
  Po chwili Kacper wyszarpał mnie za włosy, przewrócił na plecy i usiadł mi na twarzy krzycząc:
  – Teraz ja!
  Trzymając go kurczowo za pośladki i starając się łapać oddech, powtórnie wykonałem dobrą robotę. On się rozkręcił bardziej z nich dwóch. Szalenie ich to rozbawiło. Mnie nie, byłem w transie obłędnego seksu, tak dalekiego od przepisowej delikatności pierwszego razu.
  Wrócił Łukasz, ciągle nie miał dość. Zaczął mną wodzić po całym swoim ciele, ciągnąłem go za sutki, całowałem po naprężonych muskułach, lizałem pod pachami. Wcierałem sobie w twarz jego włosy łonowe, czując oszałamiający męski zapach. Potem pchnął mnie niżej w kierunku swoich genitaliów, był już blisko wytrysku. Odwrócił mnie na plecy i tak masturbował się moją głową, jakby penetrował odbyt modelki porno. Od czasu do czasu przerywał, dając mi do polizania swoje nabrzmiałe jądra. Starałem się wziąć je w całości do ust. Wreszcie poczułem, że cały sztywnieje, jego ruchy stały się szybsze, penis napęczniał, a Łukasz krzyknął w spazmatycznym jęku. Orgazm. Połknąłem wszystko. Nie mogłem inaczej. I chyba nie chciałem inaczej.
  Przyszła pora na Kacpra. Dosiadł mnie analnie, ciągnąc za włosy i popychając w zawrotnym tempie. Wtedy i ja dostałem samoistnego wytrysku i była to najpotężniejsza ejakulacja mojego młodego życia. Czułem w sobie całość jego naprawdę wielkiego członka. Nie bawił się w nawilżacze, przygotowania mojego dziewiczego tyłka do stosunku. Ból na początku był nie do wytrzymania, chciałem krzyczeć, wołać o ratunek, ale po chwili ból, choć nie ustępował, stawał się rozkoszny. Uświadomiłem sobie, że nie zapomnę do końca życia tych bezwzględnych, brutalnych pchnięć, będę tęsknił za zgrubiałą główką ocierającą się o moją prostatę. W końcu i u niego pojawiły się charakterystyczne objawy orgazmu. Przeciągłe stęknięcie, zatrzymanie się sekundę przed i... strzał. Zostałem wypełniony, rozprawiczony, zeszmacony...
  Bez prysznica, po pośpiesznym nałożeniu na siebie samych podkoszulków i slipów, poszliśmy spać, unikając patrzenia sobie w oczy. Następnego dnia wstaliśmy i rozmawialiśmy ze sobą tak, jakby nigdy nic się nie stało, ślady po spermie zmywając z siebie jak resztki pasty do zębów, pozostałe po zielonej nocy.
  Błyskawiczny syndrom wyparcia się wszystkiego mnie jednak nie dopadł. Ale przed Łukaszem i Kacprem udaję go do dziś...
                                                                                                                homooscar

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin