Jayne Ann Krentz - Gra pozorów.pdf

(1088 KB) Pobierz
True Colors
190002579.021.png
Jayne Ann Krentz
GRA POZORÓW
Tytuł oryginału: True Colors
0
190002579.022.png 190002579.023.png 190002579.024.png 190002579.001.png 190002579.002.png 190002579.003.png 190002579.004.png 190002579.005.png 190002579.006.png 190002579.007.png 190002579.008.png 190002579.009.png 190002579.010.png 190002579.011.png 190002579.012.png 190002579.013.png 190002579.014.png 190002579.015.png 190002579.016.png 190002579.017.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Reporterzy rzucili się na jaskrawoczerwone audi niczym chmara
żarłocznej szarańczy, zanim Jamie Garland zdołała otworzyć drzwi. Gniew,
nad którym od trzech dni starała się zapanować, ogarnął ją ze zdwojoną siłą.
Ze złością pchnęła drzwi samochodu. Kiedy to nie poskutkowało, odchyliła
się w tył i naparła na nie stopą.
- Proszę pani, musimy biegiem dotrzeć do wejścia - oznajmiła.
Drzwi wolno ustąpiły, a tłum fotografów, reporterów i tym podobnych
sępów rozstąpił się nieco, nadal jednak otaczając je ciasnym kręgiem.
- Mój Boże! - jęknęła z niekłamanym przerażeniem Isabel Fitzgerald,
która siedziała obok Jamie. - Skąd ci ludzie się tu wzięli?
- Właściwie to nie są ludzie - odrzekła sucho Jamie. - To reporterzy. -
Otworzyła drzwi nieco szerzej i natychmiast ktoś podsunął jej pod nos
mikrofon. Nie zwróciła na niego uwagi, tylko wzięła pracodawczynię za
rękę. - Proszę wysiąść z tej strony samochodu i trzymać się blisko mnie.
Niech pani nic nie mówi, tylko jak najszybciej biegnie do drzwi
wejściowych, dobrze?
Staromodny, siwy koczek Isabel Fitzgerald podskoczył lekko, kiedy
potakująco kiwnęła głową.
- Rozumiem. Ale dlaczego się tu zbiegli? - Przerażonym wzrokiem
spojrzała na hałaśliwą zgraję.
- Chcą sensacyjnych informacji - bez ogródek stwierdziła Jamie.
- Na temat Hadleya?
- Niestety tak.
- Jakim cudem tak szybko się dowiedzieli?
1
190002579.018.png
- wyszeptała smutno Isabel, przesuwając się do drzwi w ślad za
asystentką.
- Z tego samego źródła, dzięki któremu władze wkroczyły wczoraj do
pani domu, żeby skonfiskować zapiski i księgi rachunkowe - odrzekła ponu-
ro Jamie. - Zapewne Cade Santerre podzielił się z nimi rezultatami swojego
sprawnego śledztwa.
Zdumiona Isabel głośno odetchnęła.
- Naprawdę uważasz, że pan Santerre poinformował prasę i nasłał na
nas reporterów? Zrobił na mnie dobre wrażenie, nawet jeśli to przez niego...
- Nie mogła dokończyć zdania.
Jamie mruknęła coś pod nosem i jeszcze raz naparła stopą obutą w
sandałek na drzwi samochodu.
- Pan Santerre to człowiek, który robi, co chce, nie przejmując się, że
wyrządzi komuś krzywdę. To bezwzględny... - urwała na chwilę i wyszła z
samochodu, pociągając za sobą Isabel - kłamliwy, podstępny i fałszywy
sukin...
- Czy powtórzy to pani do mikrofonu, panno Garland? - zapytał
reporter. - I proszę nam powiedzieć, kogo pani opisywała.
Zanim Jamie zdążyła odpowiedzieć zgodnie z prawdą, że jej słowa
mogły się odnosić do każdego ze zgromadzonych przedstawicieli mediów,
rozległ się ponury, ostry głos:
- Zostawcie ją w spokoju! - nakazał Cade Santerre. Odsuwając na bok
trzech fotografów, przeciskał się przez tłum do Jamie i Isabel. - Nie widzisz,
że pani Garland nie chce rozmawiać z prasą?
- Naszym czytelnikom należą się odpowiedzi na pytania. Wielu z nich
to ofiary Hadleya Fitzgeralda! - zaatakowała jakaś reporterka i wiedziona
2
190002579.019.png
dziennikarskim instynktem przecisnęła się do Isabel, wyczuwając w niej
łatwiejszą ofiarę. - Pani Fitzgerald, o ile wiem, jest pani malarką. Jaki był
pani udział w finansowych oszustwach brata?
- Nie miałam o nich pojęcia - wyszeptała z rozpaczą. - Jestem pewna,
że to wszystko da się jakoś wyjaśnić. Hadley nigdy by czegoś takiego nie
zrobił.
- A pani, panno Garland? - Kolejna postać z mikrofonem zastąpiła
drogę Jamie. - Czy to prawda, że była pani osobistą sekretarką Fitzgeralda? I
jego kochanką? Czy to prawda, że znała pani wszystkie jego sekrety i
pomogła mu w dokonaniu tego oszustwa?
- Powiedziałem, zostawcie ją w spokoju - wycedził Santerre, stanął
przy Jamie i chwycił ją za ramię.
Wzdrygnęła się lekko, kiedy mocną ręką przyciągnął ją do siebie.
Powróciło do niej wspomnienie tych chwil, kiedy dotykał jej w zupełnie
inny sposób. Zdarzyło się to przedostatniej nocy. Wtedy dotyk jego
mocnych dłoni wywoływał w niej zachwyt i niósł z sobą rozkosz. Kiedy
przypomniała sobie, jak łatwo udało mu się nad nią zapanować, aż
poczerwieniała z gniewu. Nie opierała mu się. Jaka była głupia, dając mu
wszystko, co miała do ofiarowania - namiętność i czułe obietnice.
Najwyraźniej nie znaczyło to dla niego wiele.
Cade drugą ręką chwycił roztrzęsioną Isabel i ruszył ścieżką
prowadzącą do drzwi pięknej rezydencji Fitzgeraldów. Widząc jego pewny
krok i stanowczą minę, reporterzy i fotografowie niechętnie zeszli mu z
drogi.
- Nie musisz świadczyć nam żadnych uprzejmości - syknęła Jamie,
przeciskając się do wejścia. - Trochę na to za późno.
3
190002579.020.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin