Noc poślubna Edwarda i Belli cz.III.doc

(61 KB) Pobierz

Można je znaleźć po angielsku na fanfiction.net
 

 

                                                                      Część trzecia


Są pewne sprawy, na które ludzie nigdy nie zwracają w romansach szczególnej uwagi. Na przykład czerwone płatki róż, siejące spustoszenie na pościeli.
Jak tylko obudziłam się z bezsennego snu, me oczy otworzyły się powoli i zaczęły się wpatrywać w czerwono czarne smugi na prześcieradle, tuż obok mojej twarzy. Przez ułamek sekundy myślałam, że to krew, przez co musiała się dobrze skupić by przegonić niewyraźną zasłonie snu, by przypomnieć sobie, gdzie się aktualnie znajdowałam. Przesunęłam się, próbując podnieść się do pozycji siedzącej…. Zamarłam.
Oh. Oh, wow...
Wszystko mnie bolało.
Jęcząc, pozwoliłam by moja głowa z powrotem opadła na poduszkę. Wlepiłam wzrok w sufit. Tak leżąc, wszystko do mnie powoli powracało. Każda paląca sekunda. Uśmiechnęłam się zadowolona, ignorując ból. Zabrało mi to tylko chwilę, aby stwierdzić, że nie bolało tak mocno, jeśli się nie ruszałam. To dobrze. Teraz mogłam jedynie leżeć sobie tak cały dzień bez potrzeby wstawania lub pójścia do łazienki.
Wyciągnęłam rękę na drugą stronę łóżka, by odnaleźć Edwarda. Mój uśmiech zmalał gdy napotkałam jedynie zniszczone płatki róż. To nie było nic nadzwyczajnego. Nic czym mogłabym się martwić. Jednak rozczarowałam się trochę. Bardzo powolutku, podniosłam się na łokciach, próbując zignorować ból w mięśniach, który niemal krzyczał na mnie. Rozejrzałam się poprzez uciążliwą zasłonę poplątanych włosów przed oczami, a następnie odgarnęłam je z twarzy.
W pokoju nadal było ciemno. Słyszałam na zewnątrz, uderzające w okno, ciche brzęczenie kropel deszczu. Rozważałam przez chwilę, czy przez tą pogodę, nasz samolot może się opóźnić.
Odwróciłam się, ciekawa, czy jest w pobliżu jakaś woda. I właśnie wtedy zobaczyłam, z drugiej strony pokoju, parę zimnych, błyszczących oczu spoglądających na mnie. Był tam, w całkowitym bezruchu. Zawsze strasznie mnie to irytowało. Nawet go nie zauważyłam. Siedział na skórzanym fotelu, całkowicie ubrany. Nawet buty miał ubrane i starannie zawiązał!
Ręce zaciśnięte na końcu poręczy. Białe kłykcie. Sina twarz. Gdybym go nie znała, łatwo byłoby pomyśleć, że ten pełen nienawiści wzrok był skierowany w moją osobę. Ale nie był. A przynajmniej, modliłam się o to.
-Edward…- powiedziałam zachrypnięta. Naprawdę potrzebowałam szklanki wody.- O co chodzi?
Jego dłonie jeszcze mocniej zacisnęły się na krześle. Zadrżałam, gdy usłyszałam pękanie drewna.
-Co się stało? – naciskałam dalej, podnosząc kołdrę, by się nią przykryć. Już nie czułam się taka pewna siebie.
Minutę zajęło mu sformułowanie odpowiedzi. Kiedy w końcu to zrobił, jego głos miał dziwną barwę. Cichy. Zmęczony.
-Zraniłem cię.
Wyglądał jakby sam nie wierzył w to co mówi. Tak jakby nie mógł tego przyjąć do świadomości. Jego piękna twarz odwróciła się z obrzydzeniem.
Furia
-N-nie. Nie zraniłeś mnie. – Skłamałam. Przyznaję, byłam okaleczona. Ale wiedziałam, że mogło być o wiele gorzej, że jeszcze chwila a mogło dojść do czegoś złego. Cóż, zdaje mi się, że byłam mu bardziej wdzięczna za jego samokontrolę, niż zwykle.
-Nie okłamuj mnie. – warknął. Wzdrygnęłam się, wmawiając sobie kolejny raz, że to nie na mnie jest wściekły. – Widzę stłuczenia, Bella! Czuję sączącą się krew pod twoją skórą!
Zdałam sobie sprawę, że miał rację. Byłam posiniaczona. Mogłam zobaczyć jedno stłuczenie na przedramieniu, a drugie na wewnętrznej stronie uda, kontrastujące się z jasną cerą. Na pewno było ich więcej, ale wolałam nie podnosić kołdry, aby się o tym przekonać. On by również patrzał. Nie wydaje mi się, że potrzebował kolejnej rzeczy która mogła go jeszcze bardziej zdenerwować.
-Cóż. Przynajmniej mnie nie zabiłeś. Wtedy, to byłby chyba trochę większy problem, prawda?- Dodałam, próbując rozładować atmosferę w pokoju.
-Nie waż się nawet na ten temat żartować. Nigdy więcej cię nie dotknę.
Oparłam się pragnieniu aby odwrócić wzrok. Był taki szorstki. Tak prawdziwie załamany… Nie. To byłoby naprawdę okrutne z mojej strony, aby z tego żartować.
-Oh, Edward – westchnęłam. Przetarłam oczy pięściami, próbując się wreszcie rozbudzić. Byłam za bardzo osłabiona na to, aby się kłócić. Delikatnie usiadłam na łóżku, na którym w nocy dzieliłam z nim tak nieziemskie, a jednocześnie tak przerażające, chwile. – Wybacz mi, ale nie potrafię w tej chwili o tym mówić. Słuchaj, ja teraz chcę wziąć prysznic. A ty mógłbyś… mógłbyś się do mnie przyłączyć. Jeśli chcesz. – Ostatnią część powiedziałam bez zastanowienia, a oczy rozszerzyły mi się, jak tylko słowa wyszły z moich ust. Nagle, przed oczami pojawił mi się obraz. My, stojących razem, przysnuci parą wodną.
O rany.
- Bella
Wypowiedział me imię rozkazującym tonem. Nie patrzałam na niego, ale mogłam niemal zobaczyć jego idealne, ostre, niesamowicie białe, nawet w przyciemnionym pokoju, zęby. Chciał abym nie ruszała się z miejsca, tak by mógł mnie widzieć i rozmawiać ze mną. Najprawdopodobniej chciał, bym udowodniła mu to, że naprawdę wszystko było ze mną w porządku i że nie jestem na niego zła. Z pewnością pragnął również, abym go obwiniała. Jednak byłam zbyt zmęczona, aby dogodzić jego potrzebom na jego samobiczowanie umysłowe. Bolało mnie całe ciało jak po pełnym biegu maratońskim, oraz, tak jakbym padła na łóżko i nie zawracała sobie głowy na odpowiednie ułożenie ciała . Naprawdę potrzebowałam prysznica. Gorący, ostry prysznic. I może aspirynę. Jeśli jakąś znajdę.
Naciągając na siebie prześcieradło i hamując jednocześnie jęk bólu, wstałam z łóżka. Miałam trudności z chodzeniem, tak jakbym cierpiała na kaca. Kiedy odwróciłam się w kierunku światła wydostającego się z łazienki, nagle zrobiło się na tyle jasno, że musiałam zasłonić oczy dłońmi. Jakimś cudem, musiałam dostać się do łazienki na oślep. Pozwalając opaść prześcieradłu na ziemię, weszłam pod prysznic i umożliwiłam całemu ciału, łącznie z głową, moknąć pod zimną wodą, która pod koniec zrobiła się niesamowicie gorąca. Łazienka wypełniła się parą i zaczęłam się relaksować. I rozmyślać.
Dziwnie się czuję, kiedy pomyślę, że nie jestem już dziewicą. To tak jakby ktoś ci powiedział że jesteś blondynką, kiedy ty wiesz że tak naprawdę jesteś brunetką i przyglądając się w lustrze stwierdzasz, że mieli rację. I wtedy, nagle przypominasz sobie, że zeszłej nocy przefarbowałaś włosy. O Tak, miałaś swoje „farbowanie włosów” caaaałą długą noc. W skrócie, jest to delikatna, ale ważna zmiana w postrzeganiu własnego ja. Odsłaniając zasłonkę, spojrzałam w lustro, ciekawa, czy starzej wyglądam… Ale zobaczyłam, zamiast swego odbicia… jego. Nie usłyszałam nawet jak wchodził do łazienki.
Stał tak, opierając się o ladę z założonymi rękami na piersi zaciskając pięści. Przyglądał mi się, jak brałam prysznic, w niepokojącej ciszy. Nowy rodzaj napięcia wymieszany z jego gniewem, promieniował z jego ciała, jak jakaś pustynna fata morgana. Albo być może, był to tylko efekt pary wodnej. Zasłona była pół prześwitująca. Oczywiście. Jedynie, wiszący kawałek przezroczystego materiału, który nie był zdolny zasłonić profilu mojego ciała, przed oczami Edwarda – gdyż, rzecz jasna, pracownicy hotelu nie pomyśleli o tym, że ktoś, kto wynajmuje pokój dla nowożeńców, będzie potrzebował chodź odrobinę prywatności.
Szybko spojrzałam przed siebie, modląc się, aby było tam jakieś miejsce w którym mogłabym się ukryć, przed jego spojrzeniem. Wiedziałam, że byłam głupia, wstydząc się go, po tym jak widział on już każdy cal mnie. Ale ten… rumieniec, jak gorączka, rozchodzący się po całym moim ciele. Woda, niespodziewanie, zaczęła mnie okropnie parzyć. Chwyciłam gałkę, aby ją ochłodzić. Dlaczego nadal patrzył się na mnie w taki sposób? Czy oryginalna Naga – Zarumieniona – Bella nie była już zużyta? Mogłam poczuć jego palące spojrzenie na moich plecach.
- Jesteś na mnie zły? – wyszeptałam. Normalny człowiek, nigdy by mnie nie dosłyszał.
- Tak.
Przełknęłam ciężko ślinę. A jednak część jego złości skierowana była na mnie.
- Złamałaś swoją obietnicę, Bella. Nie powiedziałaś ani słowa.
-Niczego nie złamałam. Powiedziałam, że odezwę się gdyby było dla mnie za wiele. Ale nie było. Poza tym, czy byłbyś zdolny przerwać, gdybym to zrobiła?
Westchnął, oburzony.
- To już nie ma znaczenia. Nigdy więcej to się już nie powtórzy.
- Do diabła z tym.
- Co?
Zacisnęłam zęby sfrustrowana. Byłam wycieńczona, obolała i jeszcze bardziej bezbronna. Zrywając zasłonę, odwróciłam się do niego i warknęłam.
-Posłuchaj mnie, Edward. Wyszłam za ciebie. Ja! Przeciwieństwo panny młodej! Wiem na co się pisałam. Widziałam ciebie w walce. Widziałam cię, jak potrafisz być przerażający. Wcześnie już płaciłam cenę własną krwią i nadal będę to robić. Nie jestem jakimś pracoholikiem. Nie jestem masochistką. Nie lubię być posiniaczona lub ranna, ale jeśli to jedyny sposób bym mogła być blisko ciebie, to co to ma do rzeczy? Przez cały czas, ludzie ranią się, robiąc rzeczy które kochają. Motory, jazda na koniach, surfowanie, gimnastyka. Czy przestają to robić? Wątpię w to. Teraz przestań być taki melodramatyczny, zanim zacznę krzyczeć! Boże.
Oszołomiony, wpatrywał się we mnie przez chwilę. Mogłabym przysiąc, że widziałam jak jego kąciki ust zadrżały.
- Jesteś opryskliwa kiedy nic nie zjesz.
- Ty również – odparłam, ponownie zaciągając zasłonkę. Chwyciłam mydło i zaczęłam gwałtownie szorować ramiona… znieruchomiałam, z powodu fali bólu jaki odczułam. Wlepiłam wzrok w ramie. Był tam fioletowy siniak, tak wyraźny, że niemal mogłam zobaczyć kształt palców. Mogło to być wykorzystane jako kolejny, przekonywujący argument. Ale bądźmy szczerzy. Ludzie nie doznają takich ran… nawet po gimnastyce.
Niespodziewanie, poczułam go za moimi plecami. Firanka od prysznica nawet nie drgnęła, gdy wślizgnął się do środka tuż za mną. Nie sądziłam, że mógł wejść tu w ubraniu. Ale nie było mowy abym odwróciła się do niego przodem aby to sprawdzić. Byłam zbyt wściekła. Miałam też ciche podejrzenia, że brał ze mną prysznic tylko po to, aby sprawdzić czy nie ma więcej obrażeń na mym ciele.
Wtedy mnie dotknął.
Jego mokre koniuszki palców znaczyły moją nagą talię i zapominałam już całkowicie o złości. Wziął ode mnie mydło. Stałam nieruchomo, podczas gdy on mył moje ciało, zaczynając od barków, potem przesuwając się w kierunku ramion i brzucha. Dotykał mnie najdelikatniej jak potrafił, każdy drobny ślad na mej skórze.
- Oh, Bella… - wyszeptał, całując stłuczenie na moim ramieniu. – Tak strasznie mocno cię przepraszam. Nie wiem co mam robić. Nie wiem jak mam to naprawić. Nic już nie wiem. Jestem kompletnie bezsilny, kiedy o ciebie chodzi. Ja, ten który myśli, że jest taki silny. Nadal nie mogę się do tego przyzwyczaić.
Nic nie odpowiedziałam, gdy mył mnie dalej. Przygryzłam jednak dolną wargę, kiedy oczyszczał okolice między udami. Bardzo byłam w tym miejscu wrażliwa, bardziej niż gdziekolwiek indziej. Dostrzegłam drobne, czerwone krople łączące się z wodą. Krew. Wyschnięta. Tylko odrobinę. Nic takiego – trudno nawet zauważyć. Ale zastanawiałam się, czy to go zaniepokoi, czując mój zapach.
Zerknęłam na jego twarz. Nie. Wyglądał tylko na rozzłoszczonego.
Odchyli mi włosy na bok i znieruchomiał.
- Czy to… czy to jest ślad po ugryzieniu? – Spytał półszeptem, bardziej siebie niż mnie, niedowierzając. – O Boże. Mam racje, prawda?
Patrząc na jego zdumiony wyraz twarzy, poczułam ukłucie w sercu. Wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać.
- Naprawdę tego nie pamiętasz? – spytał.
Obrócił mnie twarzą do siebie i przesunął bliżej, unosząc mi brodę do góry, tak aby mógł ostrożniej przyjrzeć się śladu na szyi. Zadrżałam w chwili, gdy czubki moich piersi otarły się o jego mokrą klatkę piersiową.
- Nie widzę rany. Tylko mały ślad… żadnej krwi. Nie ugryzłem cie? Odpowiedz mi, Bella.
Odpowiedziałam na jego szalone pytanie ze spokojem.
- Myślę, że oboje byśmy już wiedzieli gdybyś mnie ugryzł. Nie, Edward. Powstrzymałeś się. Jesteś silniejszy, niż ci się wydaje.
- Silny? – zadrwił – jestem potworem.
Jesteś człowiekiem, niemal powiedziałam. Mimo, że nie było to do końca prawdą.
- Pamiętasz, kiedy pierwszy raz mnie spotkałeś? A raczej powinnam powiedzieć, kiedy pierwszy raz poczułeś mój zapach. Na biologii. - Przez moment jego złote oczy pociemniały.
- Pragnienie by zabić kogoś z zimną krwią, w zatłoczone klasie, nie jest czymś o czym łatwo się zapomina.
- Teraz jest dla ciebie łatwiej, prawda? Nauczyłeś się jak kontrolować swój instynkt oraz jak obchodzić się ze mną delikatnie. Możesz zacząć się znowu uczyć. Po jakimś czasie, stanie się to dla ciebie łatwiejsze. - Czułam się, jakbym pocieszała małe dziecko. A właściwie, to nawet tak wyglądał. Zgarbiony, drżące ze strachu ramiona; przemoczone brązowe włosy opadające na czoło.
- Może. A może nie. Łatwo jest być w stosunku do ciebie delikatnym, gdy się nie dotykamy… lub, kiedy nasz kontakt fizyczny jest na niskim poziomie. Ale Bella, trudno jest mi panowanie nad sobą, kiedy przekraczamy pewną granicę.
Przymknęłam oczy, nie chcąc tego dalej słuchać.
- To już i tak nie ma znaczenia. Nie zamierzam przez całe życie być człowiekiem. Nie będziesz mógł mnie wtedy zranić.
Nie spodobało mu się to. Ani trochę. Znów zdawał się być wściekły.
- Bella…
Uniosłam drżące końcówki palców do jego warg. Mój głos przybrał natarczywego tonu, co mnie zawstydziło, gdyż nie mogłam tego kontrolować.
- Ciiii… Proszę, błagam cię, przestań już. Wszystko psujesz, Edwardzie… - Przez ten wstyd jaki odczuwałam… zaczęłam płakać. Nienawidziłam tego robić. Nie byłam jedną z tych dziewczyn, które wykorzystywały łzy do manipulacji. Ale to wszystko po prostu uchodziło z mojej klatki piersiowej, zanim się zorientowałam co się dzieje.
Jego twardy wyraz twarzy zmiękł.
- Nie. Nie, nie… nie płacz, Bella.

Odepchnęłam go, gdy próbował mnie przytulić, nieskłonna zaakceptować jego pocieszenie, nie pozwalając sobie na tą krótką chwilę słabości. Po kilku cichych szlochach, zdołałam powstrzymać płynące, bez pozwolenia, łzy.
- Po prostu skończ już, Edward. – szepnęłam –Proszę. Potrzebuję cię w tej chwili. Chcę abyś znów był normalny. Pragnę Mojego Edwarda, ponieważ nic nie jest tak jak być powinno, a ja nie zniosę tego, jeśli nadal tak będziesz się zachowywał.
- Dobrze – powiedział wzdychając, z dala od mojej twarzy. – Damy sobie na razie z tym spokój. Ale nasza rozmowa się jeszcze nie skończyła. Przepraszam cię, ale za bardzo cię kocham, aby to skończyć.
Dopiero teraz pozwoliłam mu się przytulić, ponieważ nie czułam tym razem, że postępuję nie w porządku wobec niego . Gdy całował kropelki wody z moich ust, wyszeptałam
- Moglibyśmy znowu spróbować. Teraz. Możemy popracować nad swoją samokontrolą.
Wypowiedziałam te słowa, bez większego entuzjazmu. Kłamałabym, mówiąc, że nie sprawiła mi przyjemności ostatnia noc , ale moje ciało potrzebowało trochę więcej czasu na odzyskanie sił, przed powtórką z przedstawienia.
Edward najwyraźniej zgodził się ze mną, jednak z trochę większym zapałem. Nagle, spojrzał podirytowany, tak jak dzisiejszego ranka, gdy się obudziłam.
- Oszalałaś?! – wzdrygnęłam się, słysząc ton jego głosu. Ponownie zacisnął dłonie w pięści, próbując opanować swój gniew. Po krótkiej chwili odezwał się. Ciszej tym razem. – Nie, Bella. Widzę jak cierpisz. Jest to wypisane na całym twoim ciele.
Zakołysałam się na swoich stopach, zdesperowana, by w jakiś sposób utrzymać się w tych intymnych stosunkach, jakie razem doświadczyliśmy, kochając się zeszłej nocy. Nie miałam zamiaru pozwolić mu to porzucić przez głupi strach.
- Chodzi mi o to, że sprawiłeś, że było mi naprawdę dobrze kiedy ty… Mogłabym tobie zrobić to samo…
Nie chciałam nazywać tego po imieniu i zarumienić się od zażenowania.
Oderwałam oczy od jego twarzy schodząc wzrokiem po całej długości ciała . Pierwszy raz, naprawdę pozwoliłam sobie spojrzeć na niego. Mimo wszystko, światła w nocy były przygaszone na moje własne życzenie, za nim został pozbawiony ubrania. Nie byłam, aż do tej chwili, doprowadzona do takiej odwagi, aby spojrzeć na to jak nieskrępowany stał teraz przede mną.
Był idealny w każdym calu. To nie było sprawiedliwe. Niezadowolenie pogłębiło się na mojej twarzy. Mówiłam już coś podobnego ostatniej nocy i nadal tak uważam. Było to trudne do zaakceptowania, kiedy twoja druga połowa była ładniejsza od ciebie.
Nie było mowy, abym oceniała jego rozmiar. Pewnie, widziałam diagramy w szkole, a nawet miałam szybki rzut oka na prawdziwą kasetę porno! Zawsze przedstawione w zimny, naukowy sposób, co raczej miało nas znieczulić, niżeli wywołać jakieś głębsze uczucia. Chociażby budowa. Wiedziałam na tyle, że był nieobrzezany. Edward mógłby rozczarować inną osobę, lub mógłby też być bogiem pośród wszystkich innych mężczyzn. Ale to akurat mnie ani trochę nie martwiło. Od teraz wiedziałam , dzięki nowemu doświadczeniu z ubiegłego wieczora, że nie mogłabym znieść jeśli byłby chociażby centymetr dłuższy. Pasował do mnie idealnie… cóż, tak czy inaczej, przywyknę do niego.
- Mogłabym… - zaczęłam. Wyciągnęłam dłoń, by go dotknąć ale odsunął ją na bok.
- Nie – odpowiedział stanowczo – Boże, Bella. Naprawdę nie rozumiesz?
Mrugnęłam oczami i już go nie było.
Nienawidziłam gdy to robił. Znikał tak nagle, że zajmowało mi to dobre dziesięć sekund, aby zauważyć, że poruszył się szybciej, niż moje oczy mogły za nim nadążyć oraz że nie było to tylko moje wyobrażenie. On, pod prysznicem ze mną.
Tak więc, dokończyłam kąpiel.
Nigdy nie był na mnie taki wściekły. Nawet gdy oddałam pod głosowanie jego rodziny własne życie jako śmiertelniczka, a potem roztrzaskał meble w innym pokoju pod wpływem złości. Tym razem było o wiele ciszej. Lecz to mnie jeszcze bardziej przerażało. Wolałabym już bardziej, gdyby miał zdemolować cały pokój w hotelu. Jedynym wyjściem była dla niego przemoc. Edward nie pozwalał sobie tym razem na ten upust emocji. Szczęśliwe meble. Nieszczęśliwa ja.
Kiedy wyszłam z łazienki, czysta, z jednym ręcznikiem na głowie, a drugim owiniętym dookoła mojego ciała, zdziwiłam się na widok sypialni. Była absolutnie idealna w swej czystości. Łóżko pościelone. Płatki róż sprzątnięte. Nasze torby były zapakowane i ustawione pod drzwiami. Jedna z moich walizek była jednak otwarta. Odruchowo nabrałam powietrza, gdy Edward pojawił się niespodziewanie tuż obok, biorąc ode mnie torebkę na przybory toaletowe i wkładając ją do otwartej walizki.
- Nadal chcesz lecieć? – spytał, odwracając się do mnie. Jego głos był spokojny i bardzo, bardzo cichy.
- Hmmm? – zamrugałam i przypominając sobie – Oh, tak. Wycieczka.
- Samolot odlatuje za parę godzin. Nadal chcesz lecieć? – powtórzył.
- Oczywiście, że chcę. Dlaczego miałabym nie chcieć?
Nie odpowiedział. Tylko spojrzał na mnie. Zacisnął usta w cienką linię. Może to tylko moje wyobrażenie, ale wyglądał bladziej niż zwykle. Skóra jak śnieżnobiała warstwa popiołu, która fruwała i tańczyła dookoła ognia. Jego włosy, w niewytłumaczalny sposób, były suche i sterczące we wszystkie strony. Czy naprawdę aż tyle zwlekałam z tym braniem prysznica?
Westchnęłam, a mój żołądek zaczął skamleć, gdy zauważyłam na łóżku srebrną tacę. Obsługa hotelowa. Sok pomarańczowy, kawa i coś co pachniało smakowicie. Było to ukryte pod przykrywką.
Sięgnęłam do góry ręką, by ściągnąć ręcznik z głowy.
- Spakowałeś moją walizkę, ale nadal potrzebuję coś, w co mogłabym się ubrać.
Wskazał mi oczami drogę na krzesło, na którym zobaczyłam ubrania czekające na mnie, starannie złożone na oparciu siedzenia. To był najbardziej niedopasowany komplet ubrań, jaki kiedykolwiek widziałam. Stanik i majtki były nowe i czyste, ale trudno aby wzbudzały one czyjeś pożądanie. Wybrał dla mnie również ukochane podarte dżinsy, których nigdy nie miałam dość siły aby je wyrzucić. Podkreślały one moją figurę w taki sposób, jak mogła zrobić to starodawna para spodni. Moje brudne tenisówki wraz ze skarpetkami, stały na ziemi obok krzesła. Przywiozłam je ze sobą, ponieważ Edward powiedział, że będę potrzebować jakieś buty do chodzenia. I w końcu, moja podziurawiona, z długimi rękawami, pomarańczowa bluzka. Kolejna moja ulubiona rzecz z garderoby, która niestety, ale nie zaliczała się do najpiękniejszych. Raz mi Edward powiedział, że mu się nie podoba, że jestem za ładna, aby nosić coś tak nieestetycznego i zniszczonego. Ale miałam do tej bluzki zbyt duży sentyment, której byłam właścicielką od szkoły średniej. Tak czy inaczej, przywiązałam się do niej.
Zwróciłam uwagę na to, że być może wybrał te konkretne, niedopasowane ubrania, abym wyglądała dla niego jak najmniej pociągająco. Zamknęłam oczy, nie przejmując się już dłużej tym, czy przez moje podirytowanie ranię jego uczucia czy też nie. Odwróciłam się do niego tyłem, pozwalając upaść ręcznikowi na podłogę i sięgnęłam zła po ubrania.
- Myślałam, że nienawidzisz tej bluzki.
Jego odpowiedź była dziwnie zobojętniała.
- Długie rękawy zasłonią stłuczenia.
Odwróciłam się do niego aby mu się przyjrzeć. Nawet nie próbował ukryć faktu, że przyglądał mi się jak się ubieram, lecz mimo to jego usta nadal były zaciśnięte w cienką linię.
- A tenisówki?
- Po prostu je załóż, Bella. Musimy się pośpieszyć, jeśli chcemy wyruszyć, a ty nadal musisz zjeść śniadanie
- Tak przy okazji, to dokąd lecimy?- Spytałam, zawiązując ciasno sznurowadła. – Niech zgadnę. Antarktyda? Alaska? W jakieś zimne, ciemne miejsce?
Jego oczy rozjaśniały. Troszeczkę.
- Wkrótce się dowiesz.
 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin