Bernaś F. J. M.
Zamach
na
Hitlera
1. Tak się zaczęło
Data: 27 stycznia 1932 roku.
Miejsce: Düsseldorf, sala klubu przemysłowców.
Konferencja jest tajna. Salę wypełniają rozparci wygodnie w fotelach wielcy magnaci przemysłu, prezesi potężnych koncernów, wpływowi akcjonariusze wielkich stalowni, kopalni węgla, zakładów budowy maszyn, „królowie armat” – właściciele fabryk zbrojeniowych, finansiści. Jednym słowem – czołówka wielkiej burżuazji niemieckiej. A wśród nich przywódcy partii narodowosocjalistycznej – NSDAP (Nationalsozialistische Deutsche Arbeiter-Partei).
Na mównicy człowiek w brunatnej koszuli – Hitler. Na czoło spada mu kosmyk czarnych włosów. Mówi głośno, zapala się, wygraża pięściami. Rzuca gromy na demokrację, nazywa ją „panowaniem głupców”. Tylko dyktatura wielkiego kapitału w gospodarce i życiu politycznym może dać Niemcom panowanie nad Światem! Klasę robotniczą należy pozbawić wszelkich praw politycznych!
- Podjęliśmy nieodwołalną decyzję wykorzenienia marksizmu w Niemczech! – tym stwierdzeniem zakończył Hitler wynurzenia na temat polityki wewnętrznej swej partii, wywołując na sali istną burzę oklasków.
Z kolei przeszedł do omówienia polityki zagranicznej. I tu program NSDAP był dla jego słuchaczy nie mniej atrakcyjny. Mówca snuł plany ujarzmienia innych narodów i zmuszenia ich do niewolniczej pracy. Deklarował, że podejmie bezwzględną walkę o zdobycie „przestrzeni życiowej” dla narodu niemieckiego, przypominając zebranym stare wilhelmowskie „miejsce pod słońcem”.
Była jednak sprawa, która widocznie psuła zebranym tak umiejętnie rozbudzoną przez przywódcę NSDAP radość: kto i w jaki sposób potrafi tego wszystkiego dokonać? Kto ruszy na podbój Europy? Czy wystarczy te 100 tysięcy żołnierzy Reichswehry – od podpisania traktatu wersalskiego Niemcy nie mogły mieć więcej wojska – czy może zdołają uczynić to szturmówki S.A. (Sturmabteilungen), złożone z ulicznych zabijaków czy wręcz zdeklarowanych opryszków? Siły te są zdolne co najwyżej do zdławienia oporu własnych nie uzbrojonych robotników. A w razie starcia z armią francuską czy radziecką?
Ale Hitler to zręczny demagog. On wie, czego chce. Wie także, co chcą usłyszeć jego słuchacze. Mówi więc, że trzeba odbudować niemiecką machinę wojenną. Wbrew traktatowi wersalskiemu należy powołać 8 milionową armię, rozbudować przemysł ciężki, zwłaszcza zbrojeniowy. A teraz mocny akcent przemówienia Hitlera: największy wróg Niemiec to „międzynarodowy bolszewizm”! Trzeba go zniszczyć za wszelką cenę!
I znów burza oklasków.
W Niemczech po przegranej I wojnie światowej i upadku cesarstwa ogłoszono republikę, a rządy pochwyciły, po zdławieniu rewolucji, partie prawicowe i katolickie centrum. Ale kraj znajdował się w niezwykle trudnej sytuacji: zniszczenia wojenne, wysokie odszkodowania, okupacja aliancka w Zagłębiu Saary, ograniczenia w ciężkim przemyśle nałożone traktatem wersalskim, ogromny ubytek ludzi w wieku pracowniczym – z tym wszystkim Republika Weimarska nie umiała sobie poradzić. Dlatego każdy dzień przynosi z wzrost wpływów lewicy występującej w obronie praw setek tysięcy ludzi pozbawionych pracy i dachu nad głową, pozbawionych środków do życia.
W wielu rejonach Niemiec robotnicy i bezrobotni, komuniści, bezpartyjni i socjaldemokraci organizują komitety jednolitego frontu w obronie praw klasy robotniczej. W takich miastach, jak Berlin, Bernau czy Chemnitz, dochodzi do rozmów pomiędzy tamtejszym kierownictwem partii komunistycznej (KPN) a socjalistycznej (SPD) w celu uzgodnienia wspólnej akcji. Przez całe Niemcy przepływa olbrzymia fala strajków i demonstracji. Nawet okręgi wiejskie w Oldenburgu, Prusach Wschodnich, Brandenburgii i Meklemburgii przyłączają się do akcji.
Ukryta za plecami policji i stutysięcznej Reichswery prawica niemiecka przestawała czuć się bezpieczna. Pośpiesznie rozglądano się za jakąś skuteczniejszą zaporą, która osłoniłaby ich przed gniewem ludu. I wówczas to wzrok zagrożonych przemysłowców padł na wodza NSDAP, Adolfa Hitlera. Program jego – demagogiczny i nierealny – jakże jednak atrakcyjny jest dla zgłodniałych mas! A poza tym jedynie partia hitlerowska opiera się skutecznie naporowi lewicy, przyciągając znaczną część mieszczaństwa, a nawet część zdezorientowanej klasy robotniczej, szczególnie jej zdeklasowanych i zdemoralizowanych kryzysem odłamów.
Ale z czasem nawet NSDAP nie wytrzymuje konfrontacji z programem działania lewicy. Coraz częstsze kontakty z magnatami niemieckiego przemysłu i sfer junkierskich kompromitują socjalistyczny rzekomo program partii hitlerowskiej: wielu dotychczasowych członków i sympatyków opuszcza szeregi NSDAP. Wyrazem tych tendencji jest choćby spadek głosów oddanych do Reichstagu. O ile jeszcze w wyborach przeprowadzonych 31 lipca 1932 r. NSDAP zdobyła 13,8 miliona głosów i 230 mandatów, to już 6 listopad a traci aż 2 miliony głosów i 34 mandaty.
Jednakże lewicy niemieckiej brak wciąż jedności. Przywódcy SPD i związków zawodowych odrzucali wszelkie propozycje KPN dotyczące wspólnej walki, bałamucąc swych członków rzekomą koniecznością ograniczenia działalności do ram konstytucyjnych. W takiej sytuacji przyszła kolej na Hitlera. Jego kilkusettysięczne bojówki S.A. można było rzucić w każdej chwili przeciwko robotnikom. W zamyśle potentatów przemysłowych miał on być kimś w rodzaju najemnego kondotiera. A przecież był to ten sam Hitler, któremu odmówiono władzy w 1923 r., spędzając jego oddziały z ulic Monachium ogniem karabinów maszynowych!
Następnego dnia po zebraniu w Düsseldorfie Hitler i jego najbliżsi współpracownicy zjawili się w zamku wielkiego kapitalisty niemieckiego Fritza Thyssena w Landsbergu. W zacisznym gabinecie odbyła się wielogodzinna narada. Obok Hitlera, Röhma i Göringa wzięli w niej udział właściciele potężnego trustu stalowego: Thyssen, Voegler i Poensgen. Tu nie tracono już czasu. Główny temat rozmów to problem utworzenia nowego rządu niemieckiego.
Nie było to jednak ani proste, ani łatwe do realizacji. W obozie prawicy niemieckiej wciąż ścierały się poglądy co do programu działania na przyszłość. Co prawda wszystkie odłamy burżuazji i junkierstwa były zgodne co do tego, że ster władzy państwowej oddać należy w ręce ludzi z NSDAP. Ale jednocześnie tu i ówdzie rozlegały się głosy, by równy udział w nowym rządzie Rzeszy zapewniono również tradycyjnym partiom niemieckiej prawicy, np. Niemieckiej Partii Narodowej czy paramilitarnej organizacji „Stahlhelm”.
Hitler nie chciał o tym słyszeć. Wyruszył teraz do Krefeldu, gdzie przemawiał do tamtejszych przemysłowców, a następnie do Hamburga, by przedstawić swój program w elitarnym „National Clubie”.
Chociaż więc ostatecznego porozumienia jeszcze tym razem nie osiągnięto, pierwszy krok został zrobiony. A i na dalsze nie trzeba już było długo czekać. W obliczu groźby narodzin jednolitego frontu klasy robotniczej, który mógł przekreślić nieodwołalnie wszelkie knowania niemieckiego imperializmu, kierownicze koła prawicy przestają się wahać. W dniach 4 – 7 stycznia 1933 r. potentaci wielkiego przemysłu spotykają się ponownie z przywódcami NSDAP.
W tajnej naradzie biorą udział tacy znani milionerzy niemieccy jak: Kirdorff, Thyssen, Voegler, koloński bankier Schroeder, przedstawiciel junkierstwa i militarystów, mąż zaufania potentatów ciężkiego przemysłu w Zagłębiu Saary Papen oraz przywódca Niemieckiej Partii Narodowej – Hugenberg. O ile dotychczas występowały znaczne różnice w poglądach na przyszłość, to obecnie obie strony są zgodne: trzeba działać. Odtąd z safesów bankierskich płyną pieniądze do kas NSDAP, a jej przywódcy dwoją się i troją, by upewnić przemysłowców i kapitalistów, iż z chwilą gdy Hitler uzyska władzę, wszelkie swobody demokratyczne zostaną zawieszone, a naród niemiecki będzie miał przed sobą tylko jedną możliwość: poddać się woli Führera.
W dniu 30 stycznia 1933 r. prezydent Rzeszy Paul von Hindenburg powołał przywódcę NSDAP Adolfa Hitlera na urząd kanclerza Rzeszy. Na łamach prasy niemieckiej ukazał się jakżeż wymowna, niemalże „rodzinna”, fotografia członków nowego rządu niemieckiego! Za plecami siedzących w fotelach: Hitlera, Göringa i Papena stoją zgodnie w jednym szeregu starzy wodzireje prawicy niemieckiej: Seldte, Görecke, Schwerin-Krosigk, marszałek Blomberg, piastujący tekę ministra Reichswehry, oraz hitlerowiec Frick.
Tak ziścił się ostatecznie sen Hitlera o władzy. Lecz spełnienie nie było współmierne do marzeń. Utworzony przez Hitlera tzw. rząd narodowy, w którym obok hitlerowców zasiedli i przedstawiciele Niemieckiej Partii Narodowej, nie zaspokoił aspiracji brunatnego kanclerza. Nie miał on bowiem zamiaru dzielić władzy z nikim, a tym bardziej tolerować jakiejś kontroli swych poczynań. Postanowił więc pozbyć się wszelkich konkurentów, nie wyłączając prawicy, a więc i tych, którym zawdzięczał swój wczorajszy sukces.
Strasząc komunizmem, Hitler zaczyna szukać dogodnego pretekstu, który by mu pozwolił wprowadzić już całkiem jawną, niczym nie skrępowaną dyktaturę. Wie doskonale, iż terror pozwoli mu rozprawić się po kolei ze wszystkimi przeciwnikami, tymi z lewicy i tymi z prawicy – jedni zginą, a drudzy podporządkują się ze strachu.
Tak zrodziła się jedna z największych w historii prowokacji politycznych. 27 lutego 1933 r. hitlerowcy podpalili gmach Reichstagu i oskarżyli o to komunistów. Przez całe Niemcy przetoczyła się fala krwawego terroru.
Teraz pośpiesznie, chcąc usankcjonować swe poczynania, rząd Hitlera skłania prezydenta Rzeszy, Hindenburga, do uchwalenia w trybie doraźnym, na mocy 48 artykułu konstytucji weimarskiej, dekretu O ochronie narodu i państwa niemieckiego. Dekret wprowadzał w całym kraju stan wyjątkowy, znosi wolność prasy, wolność swobodnego wyrażania przekonań, tajemnicę korespondencji, nietykalność mieszkań, a co więcej – umożliwiał aresztowanie każdego obywatela bez nakazu sądowego. Za jednym zamachem likwidował więc wszystkie demokratyczne artykuły konstytucji weimarskiej i wszystkie swobody demokratyczne, jakie osiągnął naród niemiecki w toku wieloletniej walki klasowej.
Hitlerowcy zamykają teraz redakcje wszystkich gazet i wydawnictw komunistycznych i socjaldemokratycznych. W północnych i wschodnich dzielnicach robotniczego Berlina rozpoczynają się regularne „polowania” na ludzi. Setki i tysiące brunatnych szturmowców i współdziałających z nimi policjantów otaczało zwartym pierścieniem posterunków bloki mieszkalne. Jedni czuwali z karabinami w rękach w bramach otoczonych domów, inni obserwowali dachy, by przeszkodzić swym ofiarom w ucieczce, jeszcze inni, wymyślając i złorzecząc, wdzierali się do mieszkań i wyciągali przeciwników brunatnego reżimu na ulice, gdzie czekały już na nich ciężarówki. Wszelki opór czy próba ucieczki kończyły się jednakowo. Wśród głuchych wystrzałów tu i ówdzie waliły się z łoskotem na bruk ciała pierwszych ofiar hitleryzmu.
W prasie pojawia się coraz więcej nekrologów. „Umierają” przeważnie ludzie młodzi. A na ulicach, w bramach, pod murami coraz więcej ludzi z rękami podniesionymi do góry, obstawionych przez uzbrojonych SA-manów, w oczekiwaniu na drogę z której najczęściej nie ma już powrotu.
Jednocześnie hitlerowskie szturmówki wraz z policją likwidują lokale partyjne KPN i SPD, siedziby postępowych organizacji, aresztują działaczy komunistycznych i socjaldemokratycznych. Zajęta została wówczas berlińska siedziba KPN – Dom im. Karola Libknechta. Siłą usunięci zostali ze swych stanowisk urzędujący legalnie socjaldemokratyczni burmistrzowie. Pałkami rozpędzono socjaldemokratyczne rady miejskie. W przepełnionych więzieniach zabrakło miejsca. Otwarto podwoje pierwszych obozów koncentracyjnych.
W takiej to scenerii odbyły się 5 marca 1933 r. nowe wybory do Reichstagu, przynosząc spodziewany sukces NSDAP: 288 mandatów. Co prawda komuniści mimo tak brutalnego terroru zdobyli jeszcze 81, a socjaldemokraci nawet 120 mandatów. Ale komuniści nie zajęli już swych miejsc na ławach poselskich. Natychmiast po wyborach zostali aresztowani i osadzeni w obozach koncentracyjnych. Socjaldemokraci natomiast głosowali przeciwko udzieleniu Hitlerowi specjalnych pełnomocnictw. 22 czerwca 1933 r. nastąpiło rozwiązanie SPD, a jej deputowani podzielili los komunistów. Po udzieleniu Hitlerowi nadzwyczajnych pełnomocnictw wybrany 5 marca 1933 r. Reichstag już się nie zbierał, a nowy, czysto już hitlerowski, wybrany został w dniu 12 listopada 1933 r.
- Wybory wyznaczone na 5 marca 1933 – powiedział Göring w imieniu swego führera – będą ostatnimi wyborami w ciągu najbliższych dziesięciu, a przypuszczalnie nawet stu lat!
Ale nie dodał, że i one nie będą już miały nic wspólnego z demokracją.
Na widowni politycznej został pozornie sam brunatny kanclerz. Jednakże Hitler wiedział, że na pełny triumf jeszcze za wcześnie. Istniała bowiem wówczas w Niemczech siła, która mogła – gdyby tylko oczywiście chciała – zmienić kierunek rozwoju wydarzeń. Tą siłą była armia niemiecka, owa stutysięczna Reichswehra i jej sztab generalny.
Początkowo wzajemne stosunki pomiędzy sięgającym po władzę ruchem hitlerowskim a Reichswehrą, stanowiącą w latach republiki weimarskiej przysłowiowe pastwo w państwie, nie układały się idyllicznie. Arystokratyczny rdzeń niemieckiego korpusu oficerskiego odnosił się z widoczną pogardą i lekceważeniem do ruchu parweniuszy. W samej zaś NSDAP także działały siły – na czele których stał szef sztabu bojówek S.A. Ernst Röhm, a przez jakiś czas i Joseph Goebbels – przeciwne kompromisowej ugodzie z arystokratycznym korpusem oficerskim. Hitler jednak zdawał sobie sprawę, iż podobnie jak nie może obejść się bez poparcia wielkiego kapitału, tak też nie obejdzie się bez pomocy armii, a zwłaszcza jej generalicji.
Stąd taż wbrew oficjalnemu programowi NSDAP stara się od początku nawiązać jak najbliższe i jak najprzyjaźniejsze stosunki z Reichswehrą i jej naczelnym dowództwem. Liczył, iż jego program przewidujący anulowanie ograniczeń militarnych nałożonych na Niemcy przez traktat wersalski, jak też program odbudowy potęgi wojskowej Rzeszy jest zbyt bliski sercu niemieckiej generalicji, by prędzej czy później nie opowiedziała się ona za każdym, kto pocznie go realizować.
Hitler zaczął więc pozyskiwać sobie sojuszników w armii, a zwłaszcza w jej sztabie generalnym. Długo ich zresztą szukać nie musiał. Jeszcze bowiem w Monachium w listopadzie 1923 r., kiedy to podjął swą pierwszą, nieudaną próbę zamachu stanu, wystąpili wraz z nim generałowie: Erich Ludendorff – jedna z czołowych postaci militaryzmu pruskiego z I wojny światowej – oraz Otto von Lossow.
Nasuwa się pytanie: skąd takie kontakty? Tajemnicę wyjaśnia późniejszy wódz SA Röhm, a ówczesny kapitan Reichswehry. On to w Monachium pierwszy poparł Hitlera. Röhm rozważył szybko, ile w sojuszu z takim człowiekiem może zdobyć ktoś zdecydowany na wszystko, a przy tym mający w swym ręku argument siły. Siłę taką stworzył w postaci bojówek SA. Jego dziełem były też pierwsze poważne kontakty Hitlera, nowi zwolennicy i dotacje z funduszu specjalnego Reichswehry.
Punktem wyjściowym militarnego programu Hitlera stał się powołany do życia w 1919 r. tzw. Truppenamt, spełniający rolę rozwiązanego na mocy traktatu wersalskiego niemieckiego sztabu generalnego. Według programu NSDAP, wyłożonego tak otwarcie i bez osłonek w Mein Kampf, Truppenamt sta się prawdziwą kuźnią odbudowy militaryzmu niemieckiego.
Pierwszym szefem Truppenamtu został generał Hans von Seeckt. Dzięki niemu urząd ten nie ustępował w niczym rozwiązanemu na żądanie zwycięzców dawnemu sztabowi generalnemu. Co więcej, podejmował coraz to nowe wysiłki – przeważnie skuteczne – zmierzające do obejścia najbardziej dla militaryzmu niemieckiego bolesnych klauzul i postanowień traktatu wersalskiego.
Wychodząc z założenia, że ograniczenie narzucone armii niemieckiej traktatem wersalskim – 100 tysięcy – nie będą obowiązywały wiecznie, Seeckt zrobił wszystko, co było w jego mocy, by ta stutysięczna Reichswehra w każdej chwili mogła się przekształcić w zawodową kadrę podoficerską i oficerską wielomilionowej armii. Jednocześnie szkoleni w ramach tegoż Truppenamtu wyżsi oficerowie sztabowi mogli w każdej chwili stanąć na czele tej armii.
Innym, nie mniej ważnym, polem nie zawsze jawnej działalności generała Seeckta jako szefa Truppenamtu było stopniowe uruchamianie zakazanej Niemcom oficjalnie przez traktat wersalski produkcji zbrojeniowej oraz opracowywanie planów przyszłych wojen z sąsiadami Niemiec, a więc i z Polską.
Początkowo jednak sprawy nie rozwijały się po myśli przywódcy NSDAP. Generałowie spoglądali na niego z góry. Cóż bowiem reprezentował Hitlera w rozumieniu ludzi z Truppenamtu? Przecież nie on, lecz oni sprawowali faktyczną władzę w Republice Weimarskiej. Oto dowody: w 1925 r. prezydentem Rzeszy został sztandarowy przedstawiciel kół junkiersko-wojskowych marszałek Hindenburg. Co więcej, przedstawiciele armii niejednokrotnie obejmowali poważne stanowiska w rządzie, nie wyłączając urzędu kanclerza (Kurt von Schleicher), a już z reguły kierowali Reichswehrą.
Ostatecznie jednak znaleźli się ludzie, których pomoc otworzyć miała Hitlerowi drogę do generałów. Jednym z nich był Werner Eduard Fritz von Blomberg – szef Truppenamtu w latach 1927-1929. Jego kontakt z ruchem hitlerowskim datował się od czasu, gdy jako dowódca okręgu wojskowego Prusy Wschodnie dostał się w Królewcu pod wpływy zagorzałych już wówczas sympatyków Hitlera. Byli to: szef sztabu Walter von Reichenau oraz przełożony wojskowej służby kapelańskiej kościoła luterańskiego Ludwik Müller.
Za ich pośrednictwem Blomberg nawiązał kontakt z Hitlerem i doręczył generałom jego specjalny czteropunktowy memoriał z propozycjami pod adresem armii. Dokument ten, w którym mówiło się o konieczności zniszczenia marksizmu oraz pełnego i jak najszybszego uzbrojenia Niemiec, wywarł wielkie wrażenie na Blombergu. Od tej chwili stał się gorącym zwolennikiem zbliżenia między NSDAP a armią.
Gdy jednak Blomberg zaczął otwarcie głosić, że władzę państwową należy oddać Hitlerowi i jego partii (a było to na długo przed 30 stycznia 1933 r.), kierownicze koła Reichswehry, wykorzystując fakt, że uległ wypadkowi w czasie przejażdżki konnej, postanowiły usunąć go na jakiś czas z dowództwa armii.
Ta wymuszona przez generałów skupionych wokół kanclerza Schleichera i naczelnego dowódcy Reichswehry Kurta von Hammersteina-Equorda dymisja Blomberga, wbrew intencjom jej autorów, oddała delikwentowi przysługę, o jakiej w innym wypadku byłoby mu nawet trudno marzyć. Umożliwiła mu bowiem nominację na szefa niemieckiej delegacji rządowej na konferencję rozbrojeniową w Genewie, co z kolei przyniosło mu osobistą przychylność samego Hindenburga.
W otoczeniu Hindenburga Blomberg znalazł sprzymierzeńców. Na rzecz Hitlera działali bowiem syn i adiutant zwycięzcy spod Tannenberga – Oskar Hindenburg – oraz Papen. Mieli oni przemożny wpływ na starzejącego się prezydenta.
Kiedy w 1932 r. w Niemczech zaczęły się chwiać podwaliny starego ładu, Blomberg okazał się jedynym poważnym kandydatem na ministra Reichswehry w nowym rządzie, kandydatem widzianym w taj roli nie tylko przez Hindenburga, ale i przez Hitlera. Co prawda Schleicher i Hammerstein-Equord zamierzali go nawet aresztować, ale ostatecznie wszystko skończyło się na kilku zakulisowych spotkaniach.
W łonie Reichswehry bowiem zaczęła się coraz wyraźniej rysować rozbieżność poglądów. Już w 1931 r. generał Seeckt, przeprowadziwszy szereg rozmów z Hitlerem, uznał jego plany za jedyny czynnik sprzyjający remilitaryzacji Niemiec, a poglądy te podzielili przywódcy „Stahlhelmu” Seldte i Düsterberg. Jednakże Schleicher sprzeciwił się stanowczo możliwości opanowania armii przez Hitlera. Spowodowało to ponowne ochłodzenie stosunków między Reichswehrą a NSDAP.
I wówczas nadszedł pamiętny dzień 30 stycznia 1933 r., dzień objęcia urzędu kanclerza Rzeszy przez Hitlera. Na kilka godzin przed oficjalnym zaprzysiężeniem nowego gabinetu Hitler poprosił do siebie Blomberga i zaproponował mu stanowisko ministra Reichswehry. Krok ten związał z nim generała silniej niż inne względy. Dlatego też, gdy Hitler raz jeszcze wyłożył mu główne założenia swego programu, Blomberg przyjął je bez zastrzeżeń.
Hitler zresztą nic nie ukrywał. W zamian za przychylny stosunek armii do planów NSDAP obiecał taką politykę, która w szybkim czasie pozwoli Rzeszy złamać narzucone jej przez traktat wersalski ograniczenia wojskowe oraz przystąpić do zakrojonej na wielką skalę produkcji zbrojeniowej i rozbudowy sił zbrojnych. Jednocześnie oficjalnie powtórzono generałom zapewnienie Hitlera, iż nowy kanclerz nie zamierza przekształcać SA w siłę konkurencyjną wobec regularnej armii oraz że będzie w dalszym ciągu dbał o utrzymanie starych tradycji junkierskich generalicji niemieckiej.
W takiej sytuacji generał Hamerstein-Equord – jeszcze tak niedawno przeciwstawiający się zamiarom Hitlera – zaprasza go na wielki bankiet, w którym biorą udział wszyscy dowódcy okręgów wojskowych w Rzeszy. Tam brunatny kanclerz wygłosił ponad dwugodzinne przemówienie. Zaapelował w nim do zebranych na sali generałów i admirałów, by zabrali się jak najenergiczniej do szkolenia armii i wzmacniania jej siły. Gdy nadejdzie właściwy dzień, Reichswehra powinna się przekształcić w wielomilionową armię uzbrojoną w najnowocześniejszy sprzęt bojowy. Apel tan zmienił szybko nastrój na sali. Dotychczasową rezerwę zastąpiło niezwykłe ożywienie. Przecież na te właśnie słowa od dawna czekali niemieccy generałowie, a żaden z poprzednich kanclerzy nie odważył się ich tak otwarcie wypowiedzieć!
Za słowami szybko poszły czyny. Truppenamt dostał rozkaz podniesienia pokojowego stanu Reichswehry do 21 dywizji, a zakłady Kruppa otrzymały nowe zamówienia, których treść ukryto pod skromną nazwą „ciągników dla rolnictwa”. Że te ciągniki okazały się pierwszymi czołgami – to już inna sprawa. Ponadto przystąpiono do organizowania lotnictwa – czym osobiście zajął się Hermann Göring, wyłączając tę dziedzinę z kompetencji ministerstwa Reichswehry. Stworzono specjalny sztab produkcji na potrzeby wojny, na którego czele stanął generał Thomas.
Teraz następuje akt drugi: „oczywiście” armii z ludzi, którzy bądź podzielili stanowisko Schleichera, bądź też nie wykazywali z początku należytego entuzjazmu. Pod presją Blomberga jako ministra Reichswehry następuje szereg zmian personalnych w dowództwie naczelnym. Odchodzą bliscy przyjaciele Schleichera, ustępując miejsca ludziom brunatnych władców Niemiec. Na czele Truppenamtu postawiono Ludwiga Becka, który w 1930 r. wsławił się energiczną obroną kilku młodych oficerów oskarżonych o propagandę hitlerowską w armii.
Dalszym posunięciem w kierunku zbliżenia stanowiska armii i NSDAP był rozkaz Blomberga z 1 czerwca 1933 r. Żądał on, aby oficerowie i żołnierze zerwali z apolitycznością i całkowicie oddali się ruchowi narodowosocjalistycznemu. Następnie Blomberg usunął ze stanowiska dotychczasowego dowódcę armii, Hammersteina-Equorda. Co prawda jego miejsca nie zajął forsowany przez Blomberga generał Reichenau, lecz kandydat kompromisowy Werner von Fritsch, ale z jego strony brunatni przywódcy nie musieli obawiać się żadnego sprzeciwu czy opozycji.
2. Noc długich noży
Rozkaz generała Blomberga do armii z 1 czerwca 1933 r., a następnie nominacja generała Fritscha zamknęły pierwszą fazę walki Hitlera o władzę nad armią. Współpraca Hitlera z ludźmi z Truppenamtu zaczęła budzić niepokój czy wręcz niezadowolenie w szeregach SA, a nawet wśród niektórych przywódców NSDAP, nie ukrywających swego wrogiego stosunku do pruskiego korpusu oficerskiego. Mieli oni własny program militaryzacji Niemiec i własne plany stworzenia wielomilionowej armii. Uważali, iż droga ku temu prowadzi poprzez dalszą rozbudowę SA. Następnym krokiem miało być połączenie Reichswehry i SA, przy czym oficerowie brunatnych bojówek mieli w nowej, hitlerowskiej armii zastąpić starą kadrę junkierską.
Ni trzeba chyba nikogo przekonywać, jak tego rodzaju perspektywy z kolei niepokoiły niemieckich generałów, i to tym bardziej, iż SA dysponowała wówczas siłą znacznie większą (ponad 3 miliony szturmowców) od stutysięcznej Reichswehry. Nic więc dziwnego, że musiało dojść do jakiejś zasadniczej próby sił. Pozornie istniała równowaga lub nawet, jeśli wziąć pod uwagę liczbę, przewaga znajdowała się po stronie SA. Ale było coś, co z góry niwelowało tę przewagę: fakt, iż konfliktowi SA-armia odpowiadał jednocześnie konflikt SA-Hitler.
Hitler często myślał o zbliżającej się chwili ostatecznej rozgrywki z szefem sztabu SA Röhmem. Ten niezwykle ambitny człowiek należał do grona jego najstarszych przyjaciół. Aby upewnić Röhma o swojej życzliwości i załagodzić żywione urazy, nadał mu tytuł ministra. Niewiele to jednak pomogło. W szeregach SA, które wyniosły Hitlera do władzy, panowało rozczarowanie, gdyż przewrót nie zaspokoił ich aspiracji, a przyszłość, jaką mieli przed sobą, nie przedstawiała się zbyt różowo. Wyglądało na to, że starzy zaufani przywódcy z okresu nielegalnego istnienia partii hitlerowskiej albo zostali zdemoralizowani posiadaną władzą i legli przymilnym podszeptom dawnych klas rządzących, albo – jak sam Hitler – byli tak zaaferowani sprawami państwowymi, że od szeregów SA dzieliła ich przepaść nie do przebycia.
Röhm starał się wyjaśnić Hitlerowi przyczyny nastrojów, jakie panowały wśród jego ludzi z oddziałów szturmowych. Kanclerz wiedział doskonale, co się dzieje. Na początku 1934 r. stanął przed dylematem, czy trzymać ze starymi towarzyszami walki, czy też porzucić tych, którzy wynieśli go do władzy, i wejść w porozumienie z ludźmi dysponującymi pieniędzmi i bronią, by w ten sposób umocnić się na zdobytej pozycji. Wybrał to drugie.
W takiej to sytuacji konflikt między Reichswehrą a SA wchodził w rozstrzygające stadium. 21 stycznia 1934 r. Rudolf Hess złożył oficjalne oświadczenie, iż samodzielne działanie SA może przynieść jedynie szkodę. W odpowiedzi na to w lutym tegoż roku szef sztabu SA Ernst Röhm przedłożył rządowi Rzeszy specjalny memoriał, w którym domagał się, by SA przekształcona została w kadrę nowej armii niemieckiej. Organizacja tej nowej armii, w myśl memoriału, powinien zająć się specjalnie w tym celu powołany urząd ministerialny, któremu podlegać miały nie tylko siły zbrojne, ale i wszystkie organizacje o charakterze paramilitarnym. Na czele tego urzędu miał stanąć sam.
Wydaje się, iż Röhm, przekazując niebacznie powyższy memoriał, wydał na siebie wyrok. Generalicja bowiem natychmiast zażądała dla siebie gwarancji, że Hitler w niczym nie naruszy junkierskiego charakteru Reichswehry. Memoriał został odrzucony, sam Röhm zaś zmuszony do formalnego wyrzeczenia się wszelkich planów na ten temat. Generałom to już jednak nie wystarcza. Röhm nie jest sam: 3 miliony uzbrojonych szturmowców SA stanowi zbyt realną siłę, by móc ją lekceważyć.
Hitler tymczasem jeszcze się waha. Zamierza ograniczyć liczbę SA i zmniejszyć jej rolę na korzyść SS. Chciałby też wygrać atut SA w ciągłych przetargach z Reichswehrą i jednocześnie zdaje sobie sprawę, że dawni towarzysze walk stają się w nowej konfiguracji aż nazbyt niewygodni. Stąd też, odrzucając memoriał Röhma, przystępuje do zakulisowych przygotowań, nie szczędząc jednak szefowi sztabu SA zapewnień przyjaźni, sympatii i życzliwości.
Röhm – jak się wydaje – wierzył Hitlerowi, a w każdym razie nie podejrzewa go o najgorsze. Jeszcze 30 stycznia 1934 r. Hitler w liście skierowanym do niego podkreślał wielkie zasługi brunatnych oddziałów:
Gdy powołałem Cię na stanowisko szefa sztabu, SA przeżywała ciężki kryzys. Twoja to przede wszystkim zasługa, że jeż po kilku latach SA stała się organem politycznym tak silnym, iż umożliwią mi podjęcie walki o władzę i zwycięstwo przez ostateczne pokonanie marksizmu. Jest zrządzeniem losu, że pozwolił mi zaliczyć takich ludzi jak Ty do rzędu moich przyjaciół i towarzyszy broni.
Serdecznie przyjazny i wdzięczny
Twój Adolf Hitler.
Jednocześnie zaś Hitler, nie ufając generałom, nie chciał zostać sam na arenie. Chciał mieć swą własną wszechobecną, potężną, bezwzględną i ślepo wierną siłę, posłuszną we wszystkim tylko jemu, która swój chrzest bojowy przejdzie w toku rozprawy z SA. Miała nią być formacja SS i wyrosłe na jej bazie gestapo.
SS, czyli Schutzstaffeln (sztafety obronne), w czasie gdy Hitler piął się dopiero ku władzy, spełniało rolę jego gwardii przybocznej, choć organizacyjnie stanowiło wiąż jeszcze część składową SA. Na czele tej armii stał niemalże od samego początku jeden z największych zbrodniarzy w dziejach ludzkości, człowiek wierny Hitlerowi, choć jednocześnie wytrawny gracz i intrygant polityczny, Heinrich Himmler. On to przejmuje 10 kwietnia 1934 r. utworzoną przez Göringa w Berlinie tajną policję państwową (Gestapo), skupiając w ten sposób w swych rękach wszystkie nici zakulisowych intryg i rozgrywek politycznych oraz wszystkie sprężyny bestialskiego terroru hitlerowskiej satrapii.
Nastrój tajemnicy i grozy, jaki otaczał formacje SS, umiejętnie podsycali jej przywódcy.
- Wiem, że ludziom w Niemczech robi się słabo – powiedział Himmler – kiedy widzą czarne mundury. Rozumiem to uczucie i nie oczekuje wcale, że wszyscy nas będą lubili.
W kwietniu krzyżują się w Berlinie nici rozlicznych intryg i knowań. Göring i Himmler niedwuznacznie prą do generalnego rozwiązania kwestii SA. Göring, prócz innych względów, pała osobistą nienawiścią do Röhma. Pierwszym przywódcą SA był bowiem on sam i nie może znieść stałego wzrostu znaczenia Röhma. Himmler wraz z Heydrichem, szefem SD (Sicherheitsdienst – służba bezpieczeństwa SS), widzą natomiast w Röhmie i jego SA jedyny hamulec wzrostu i nieograniczonej ekspansji SS.
Tymczasem Röhm raz jeszcze żąda bezpośrednio od Hitlera przyznania SA czołowej roli w nowej armii niemieckiej. Führer odmawia. Röhm urażony odchodzi… a Hitler otrzymuje zaskakujące doniesienie: przywódca SA skontaktował się z jego osobistym wrogiem gen. Schleicherem. Już to samo wystarczyłoby, aby rozpętać jedne z owych jego słynnych ataków furii, ale oto nadchodzi o wiele groźniejsza wiadomość. Generałowie dają do zrozumienia, że gdyby miał się ugiąć przed żądaniami Röhma i SA, oni poprą niezmiernie popularnego przywódcę opozycji w SA, Gregora Strassera.
Tego już za wiele! Hitler podejmuje decyzję.
W tym samym czasie, gdy na ulicach Berlina i innych miast Niemiec wciąż jeszcze brzmi złowieszczy śpiew brunatnych szturmowców SA:
Wolne ulice dla brunatnych hufców!
Precz z drogi, gdy szturmowców dudni krok!
Hitler – 21 kwietnia 1934 r. – przybywa do Kilonii, by na pokładzie niemieckiego pancernika „Deutschland” wziąć udział w manewrach marynarki. „Deutschland” bierze kurs na Królewiec. Na pokładzie pancernika Blomberg stawia sprawę jasno: armia poprze Hitlera w jego zamiarach, ale w zamian żąda likwidacji sztabu SA i przekreślenia planów Röhma. I Hitler odpowiada: Tak!
Wykonanie planu powierzono Göringowi i Himmlerowi, z którymi ściśle współpracował Heydrich. Wheeler-Bennet w książce The Nemesis of Power napisał: Generałowie zaprzedali się Hitlerowi, ten zaś sprzedał swoich dawnych współtowarzyszy.
...
Dark__Black_