KSIĄŻĘ - dyrektor szkoły,
P. MONTEKI – wychowawca klasy siatkarskiej,
P. KAPULET - wychowawca klasy brydżowej,
ROMEO – kapitan drużyny siatkarskiej,
MERKUCJO – siatkarz, przyjaciel Romea ,
BENWOLIO – siatkarz, przyjaciel Romea ,
TYBALT – szef klasy brydżowej,
PETRUCJO - brydżysta
SAMSON – siatkarz,
GRZEGORZ - siatkarz ,
BALTAZAR (STRAŻNIK) – brydżysta,
ABRAHAM - brydżysta
JULIA – brydżystka,
MARTA - przyjaciółka Julii
Klara - brydżystka
Scena pierwsza
Dwie wielkie klasy w szkoły naszej progach,Równie słynące z prestiżu i chwały,Co dzień odwieczną zawiść odnawiały,Z klasą siatkarzy walczyła brydżowa.Lecz gdy zaciętość wychowawców zżera,Niezwykła miłość uczniów ich jednoczy.Rywalizacja zawzięta się toczy,a ta historia nowy kształt przybiera.Miłość, kochanków karą naznaczona,Wściekłość dorosłych i wojna szalonaZerwana późno nad wybrykiem dzieci,Przed waszym okiem na scenie przeleci.Jeśli nas słuchać będziecie łaskawi,Błędy obrazu chęć nasza naprawi.
Wchodzą Samson i Grzegorz z piłką, podają ją sobie raz po raz kozłem, przerzucają do siebie, odbijają
SAMSON
Jeśli się który Walecik pokaże,
I szacuneczku z dala nie okaże,
Niech przemknie cichcem, ślad za sobą zatrze.
GRZEGORZ
Kto chce z nami zadrzeć, będzie musiał zadrżeć.
Niech no który Kieras, albo Król treflowy
Spróbuje mi uchybić, choćby ruchem głowy…
Ale, ale Samciu, wrzuć na luzik, bracie!
Nie poznaję ciebie w takiej złości szacie.
Na myśl o brydżowcach ręka świerzbi, Grzechu.
A cóż oni mogą? Skłonić nas do śmiechu?
Jak mur twardy będę na te ich zaczepki.
Racja brachu. O mnie rozbiją swe klepki,
Co im ich brakuje w tych karcianych głowach.
I to właśnie twoja jest najsłabsza strona.
Mur wcale nie straszny, słabi lgną do muru.
Weź się w garść, bo oto nadchodzą Walety.
Wchodzą Abraham i Baltazar
Jestem gotów: zaczep ich, ja stanę z tyłu.
No jasne, żebyś czym prędzej mógł dać dyla…
Nie bój...
Ja bym się miał bać z twojej przyczyny!
Stój, niech oni zaczną – zostańmy bez winy!
Wymyśliłem minę; ciekawe, co zrobią?
Ja swoją dołożę. Baby jak to ścierpią!
ABRAHAM
Czyżbyś miny stroił, ziomalu z boiska?
Stroję, mina przecież zawsze gębie bliska…
Na nas tak się krzywisz i nadymasz, bracie?
SAMSON (do Grzegorza)
Będzie na nas, jak w gębę ryknę mu otwarcie ?
Hmm.
SAMSON (do Abrahama)
Nie wsadziłem kciuka w zęby przeciw tobie,
Bom go zechciał wsadzić w gębę właśnie sobie.
GRZEGORZ do ABRAHAMA
Zaczepki waść szukasz?
Zaczepki? Z tobą? Nie…
Jeżeli szukasz, jestem na twoje usługi.
Nasza klasa tak dobra jak każda i wasza.
Nie lepsza.
Niech i tak będzie.
W głębi ukazuje się Benvolio.
GRZEGORZ (na stronie do Samsona)
Powiedz: lepsza. Ben idzie, na nami przewaga.
Oczywiste, że lepsza.
A to już zniewaga.
No stawajcie tchórze, jeśli macie serca.
Grzegorzu, pamiętaj o swoim szarpnięciu.
BENWOLIO
Dosyć, głupcy; przestańcie stroszyć się jak kury.
Palnę zaraz jak miną strzeli jakąś który.
TYBALT
Cóż to? Szef - Brydżysta na siatkarzy czyha?Do mnie, Lalusiu lub gdzie pieprz rośnie czmychaj!
Pokój tylko przywracam. Precz z twymi łapamiAlbo ze mną ich rozdziel przed belfrów oczami.
Z wyciągniętą łapą o pokój chcesz krzyczeć?
Spróbuj ze mną szczęścia, spróbuj mnie tak przypiec.
BENVOLIO
Ty krajcny Walecie!
Zaczynają obrzucać się wyzwiskami, coraz bardziej zacietrzewiając się w sporze. Wyzwiska skandują Tybalt i Benwolio, a wtórują pozostałe osoby. Bohaterowie podczas piosenki poruszają się po obwodzie koła, jakby obchodząc się, szykując do skoku
Nadęty balonie, pajacu gumowy
Myślą nieskalany worku treningowy.
Pustogłowia bezmiar taki widzę w tobie,
Że ogarnąć go trudno i sokoła okiem.
Klaunem w cyrku mógłbyś zostać w każdej chwili,
Bez obawy, że ktoś się na widowni zmyli
I za coś innego weźmie, niż wyglądasz...
Prosisz się o strzała, wyraźnie go żądasz!
W zwyczajnej dyskusji z kretesem przepadasz,
Co ci ślina przyniesie bezrozumnie gadasz.
Lepiej przy stoliczku zasiądź i weź karty,
Rzuć damkę, waleta... Tyle jesteś warty,
Ile w partyjce naliczą ci oczek,
Krzykacz zwykły jesteś, karciany wymoczek.
Aleś się inwencją wykazał niezwykłą!
Powiedział, co wiedział, intelektem błysnął!!!
Belfer na zastępstwie! Nie rozum twą siłą,
Lepiej po boisku pobiegaj za piłką!
Większy z tego pożytek będzie dla ludzkości,
Kiedy w ruchu ujrzy twoje suche kości.
Mięśnie już ćwiczyłeś, daj szansę i głowie,
Pracuj nad taktyką, pomyśl, zanim powiesz.
Aleś mi nagadał , śmiech na sali bracie!
Karcianej logice pomysł zawdzięczacie?
Kapuściane głowy w czerni i czerwieni.
Z kim się równać chcecie, na jakiej arenie,
Na żadnym polu z nami szans nie macie,
Starczy dmuchnąć, a wy już zwiewacie.
Wchodzą P. Kapulet i P. Monteki
P. KAPULET
A cóż to za wrzaski i nieludzkie wycie?
Czyż na każdym kroku spierać się musicie?
P. MONTEKI
Niechybnie brydżystów ta kłótnia jest sprawką,
Ciągle jątrzą, a słowa są dla nich zabawką.
A może to jednak siatkarze niezwykli!
Usiedzieć nie mogą, więc węszą zaczepki!
Nie w głowie im swary po meczu zmęczeni.
W tym sporze są jakby na skrzydłach niesieni!
Wchodzi Książę, gestem ucisza wychowawców i zwraca się do uczniów.
KSIĄŻĘ
Zapamiętali i niesforni uczniowie,Co w kłótni gniewów waszych żar gasicie,gdzież mądrość wasza, cóż to macie w głowie,
Że spór za sporem codziennie wznosicie.
Rywalizacja granice mieć musi,
A każdym sporcie „feir play” grać należy.
Kogo więc laur ponad miarę kusi,
niech w powodzenie za bardzo nie wierzy.
Dziś posłuchacie tego, co niniejszymWasz rozjątrzony książę postanawia.
Domowe starcia, łącznie z tym dzisiejszym
Z marnych słów zrodzone, powstałe z bezprawia
Jeśli raz jeszcze powtórzą się znowu,
Zaraz pozbawią was rozrywek wszelkich.
A ci, co jątrzą, przeciwią się prawu,
Do innej klasy będą przeniesieni..Teraz już wszyscy ustąpcie niezwłocznie,A wychowawców proszę na zebranie
Do gabinetu, gdzie właśnie w tym względzieDalsza ma wola oznajmiona będzie.
Książę, P. Kapulet i Tybalt z pozostałymi uczniami schodzą ze sceny
Mów Benvolio, czyje zwady nowej dzieło,Byłeś tu wtedy, gdy się to zaczęło?
Brydżyści, co tutaj po turnieju przyszli,I nasi, gdy nadszedłem w kłótni byli;Zacząłem wrzeszczeć, aby ich rozdzielić:Wtem szalony Tybalt, jął jęzorem mielić,I harde zionął mi w uszy wyzwanie,
Tchórzem by mnie nazwał, gdybym zaraz na nie,
Jak siatkarzom przystało, nie odparował!
Gdy odzywki jeden drugiemu serwował,
Zbiegł się tam tłum ludzi; z obu stron walczono,Aż dyrektor nadszedł i nas rozdzielono.
Niedobrze się stało, taka wielka zwada
Niczego dobrego wam nie zapowiada.
P. MONTEKI wychodzi, ROMEO ukazuje się w głębi
Czołem Romeo!
ROMEO
A czołem! Po treningu wracasz?
Po meczu, trening był rano, nie pamiętasz?
Z brydżowcami granda też cię ominęła,
Dyro wpadł i wszystkich grożąc porozdzielał.
Książę? No, to cudnie, kapitan do bani!
Właśnie, na meczyku też żeśmy przegrali.
ROMEO (do siebie)
Świetnie, mój Romeo, wszystko przez amory…
Zakochany?
Nie….
Nie zakochany?
Nie: zakochany, ale nie kochany.
To źle, że miłość, obraz szczęśliwości,
Szorstka i niewdzięczna jest w rzeczywistości.
Czy się nie śmiejesz?
Nie, płakałbym raczej.
Nad czym, poczciwa duszo?
Nad twoim strapieniem.
Współczucie twoje nad moim cierpieniemNie ulgą, ale nowym jest kamieniemDla mego serca. Miłość, przyjacielu,To dym, co z parą westchnień się unosi;To żar, co w oku szczęśliwego płonie;Morze łez, w którym nieszczęśliwy tonie.Bywaj bracie.. Chce odejść
Stój! Przykrość mi tym sprawiasz,najlepszego kumpla tak z kwitkiem odprawiasz..
Ach! Ja nie jestem tu, nie jestem sobą;Nie jest Romeem, kto rozmawia z tobą.
Kogóż to kochasz? Mów!
Przestań mię dręczyć.Mamże wraz jęczeć i mówić?
Nie jęczeć,Tylko mi klucz dać do tego problemu,Kogóż to kochasz? powiedz?
Każ choremuPisać testament: będzież to wyzwanieDobre dla tego, co jest w tak złym stanie?A więc, kobietę kocham.
Tak myślałem,Zanim o strapieniu twym się dowiedziałem.
Trafiłeś w środek tarczy! – Piękna jak marzenie.
W taką dychę trafić jest jak przeznaczenie.
Pudło! Ma ona Diany obyczaje,
Strzałami Kupidyna trafić się nie daje.
Przysięgła nigdy nie kochać i dziękiTemu skazanym wiecznie cierpieć męki.
Jest na to rada: przestań myśleć o niej.
Doradźże także, jakim bym sposobemMógł przestać myśleć.
Dając oczom wolnośćRozpatrywania się w innych pięknościach.
To byłby tylko sposób przywołaniaJej cudnych wdzięków tym żywiej na pamięć.Bądź zdrów, niewczesną podajesz mi radę.
Najpraktyczniejszą - życie w zastaw kładę.
Scena druga
Bal – dyskoteka, na której siatkarze prezentują swój układ ...
Boniec