1988-05 - Uwaga nadchodzi.pdf

(379 KB) Pobierz
621197358 UNPDF
Tadeusz Krząstek
UWAGA, NADCHODZI!
Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej
Warszawa 1988
Okładkę projektował: Grzegorz Niewczas
Redaktor: Elżbieta Skrzyńska
Redaktor techniczny: Anna Lasocka
621197358.001.png
Zanim „sowy” uderzyły na Warszawę
Historia wojen zna wiele przypadków, kiedy to jedna ze stron jeszcze przed rozpoczęciem działań
zdołała poznać plany swego przeciwnika. Także wywiad wojskowy III Rzeszy przed agresją na Polskę
prowadził intensywne rozpoznanie przygotowań strony polskiej do obrony, ale mimo dużego wysiłku
agentów i wykorzystania piątej kolumny nie udało się Niemcom w pełni zrealizować zamierzeń w tej
dziedzinie. Drobiazgowo przygotowane uderzenia obu flot powietrznych Luftwaffe trafiły 1 września 1939 r.
w próżnię: polskie samoloty znajdowały się już bowiem na lotniskach polowych, operacyjnych, w pełnej
gotowości bojowej. W pierwszym dniu wojny hitlerowscy lotnicy ponieśli też duże straty podczas ataku na
Warszawę. Pojawienie się polskich myśliwców z Brygady Pościgowej i rozbicie wypraw bombowych było
dużym zaskoczeniem dla dowództwa 1 Luftflotte.
Tymczasem Warszawa broniła się przed atakami z powietrza zgodnie z dokładnie przemyślanym
planem obrony przeciwlotniczej, wielokrotnie sprawdzanym przed wojną podczas ćwiczeń i gier wojennych,
organizowanych przez inspektora Obrony Powietrznej Państwa generała Józefa Zająca oraz dowództwo
Obrony Przeciwlotniczej Warszawy. W ćwiczeniach i grach wojennych, prowadzonych w warunkach
maksymalnie zbliżonych do warunków pola walki, sprawdzany był oddzielnie i kompleksowo cały system
Obrony Przeciwlotniczej, składający się z lotnictwa pościgowego, dywizjonów artylerii przeciwlotniczej,
rozwiniętej sieci obserwacyjno-meldunkowej, środków łączności przewodowej i radiostacji Polskiego Radia,
jednostek balonów zaporowych i reflektorów oraz służb OPL biernej.
Na rozwój badań i przygotowań do wojny korzystnie wpłynęło mianowanie na stanowisko Inspektora
Obrony Powietrznej Państwa generała Józefa Zająca (lipiec 1936 r.), który wkrótce, powołując do
współpracy nie tylko ekspertów wojskowych, ale także profesorów z Politechniki Warszawskiej i
Uniwersytetu Warszawskiego, polecił podjęcie drobiazgowych studiów w powierzonej mu dziedzinie.
Niemiecki plan wojny błyskawicznej z Polską („Fall Weiss”) opracowany został wiosną 1939 r. przez
zespół sztabowców kierowany przez feldmarszałka Walthera von Brauchitscha. Zgodnie z założeniami tego
planu Niemcy mieli wykonać silne, koncentryczne uderzenia jednocześnie ze Śląska, Prus Wschodnich i
Pomorza na Warszawę w celu rozbicia armii polskich rozwiniętych na zachód od Wisły i na północ od
Narwi. Planowano, że główne uderzenie wojsk lądowych Wehrmachtu ze Śląska i Moraw, gdzie
ześrodkowano Grupę Armii „Południe” w składzie: 10, 14 i 8 armie, przełamie front polski i pozwoli
prowadzić nieprzerwane natarcie, tak aby w możliwie krótkim czasie zdobyć Warszawę oraz uchwycić
rubież Wisły na południe od stolicy państwa polskiego. Siłę napędową Grupy Armii „Południe” stanowiła 10
armia feldmarszałka Walthera von Reichenau (pierwszy rzut operacyjny: dwie dywizje pancerne i sześć
dywizji piechoty; drugi: dwie dywizje zmotoryzowane i dwie lekkie). Do działań na skrzydle północnym
Oberkommando der Wehrmacht utworzyło Grupę Armii „Północ” w składzie: 3 armia w Prusach
Wschodnich i 4 armia na Pomorzu Zachodnim. Zadaniem obu armii było jak najszybsze połączenie Prus
Wschodnich z Pomorzem Zachodnim, a następnie uderzenie na Warszawę. Armie generała Fedora von
Bocka miały rozbić i zniszczyć siły polskie na Pomorzu i Mazowszu.
Z założeń operacyjnych „Fall Weiss” wynikało, że sztabowcy niemieccy dostrzegli strategiczną rolę
Warszawy i warszawskiego obszaru operacyjnego. Konieczność szybkiego zajęcia miasta podyktowana była
także względami politycznymi, Hitler liczył na to, że wkroczenie jego wojsk do stolicy Polski już w
pierwszych dniach wojny postawi Francję i Wielką Brytanię niejako przed faktami dokonanymi —
upadkiem Warszawy, a tym samym państwa polskiego, ich sojusznika. Należy podkreślić, że podczas
opracowywania planu „Weiss” mocno akcentowano znaczenie czynnika psychologicznego. Jego autorzy
zakładali, że do momentu pojawienia się pod Warszawą czołgów szczególnie aktywnie powinna działać
Luftwaffe, tak by sparaliżować centralny ośrodek polityczno-wojskowy Polski. To właśnie samoloty z
czarnymi krzyżami miały wpoić mieszkańcom stolicy przekonanie, że obrona jest daremna, a wszelki opór
będzie bezwzględnie złamany.
W myśl założeń Hitlera i niemieckich teoretyków wojny błyskawicznej, zafascynowanych poglądami
włoskiego teoretyka G. Douheta na temat wojny powietrznej, właśnie Luftwaffe miała stanowić główny
czynnik wojny psychologicznej. Jej generalicja była przekonana, że już od pierwszej chwili wojny należy
skierować silne formacje bombowców na ośrodki położone w głębi Polski. Uderzenia sił powietrznych na
centra polityczno-wojskowe i przemysłowe powinny utrudnić atakowanym planowe kontynuowanie działań
obronnych, zaś zmasowane uderzenia na ośrodki miejskie doprowadzić do szybkiego poddania się Wojska
Polskiego, sparaliżowanego silnymi ciosami lotnictwa. W myśl tych założeń stolica Polski stanowiła
odpowiedni cel terrorystycznego uderzenia z powietrza już w pierwszej fazie wojny, zapoczątkowanej
niespodziewanym atakiem.
W ramach przygotowań do agresji na Polskę sztab Luftwaffe przygotował dwa warianty działań.
Jednym z nich był tajny plan pod kryptonimem „Wasserkante”. Założenia tego planu naczelny dowódca
Luftwaffe marszałek Hermann Göring przedstawił w dniu 25 sierpnia podczas odprawy w swej kwaterze
głównej. Uczestniczyli w niej dowódcy i szefowie sztabów 1 i 4 Flot Powietrznych, które o świcie w
pierwszym dniu wojny miały uderzyć na Warszawę.
Spodziewano się, że Polacy zostaną zaskoczeni nagłym atakiem z powietrza i ich samoloty będą
niszczone już na ziemi. Bombardowanie stolicy Polski powinno trwać bez przerwy od świtu do nocy. Do
pierwszego ataku na miasto obok eskadr bombowców i bombowców nurkujących planowano użyć także
ciężkich myśliwców, przy czym połowę zrzuconych bomb miały stanowić bomby zapalające.
Sztab Luftwaffe ustalił też, w jakiej kolejności należy zbombardować poszczególne obiekty w
Warszawie. Oto ich lista: gmach Sztabu Głównego przy ul. Rakowieckiej, Zamek Królewski — siedziba
prezydenta, gmach Ministerstwa Spraw Wojskowych i Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Jako następne
wymieniono wodociągi, gazownie i elektrownie, dworce i mosty oraz rejony najgęściej zaludnione. Aby
wszystko przebiegało zgodnie z założeniami, każdy dowódca eskadry i klucza miał otrzymać konkretne
zadanie, i to na tyle wcześnie, by szczegółowo poznać obiekt ataku. By ułatwić bombowcom działanie, szef
5 oddziału major Josef Schmid przygotował dla obu Flot katalogi celów. Zawierały one zrobione z pokładów
samolotów Lufthansy zdjęcia całej Warszawy oraz powiększone fotografie poszczególnych obiektów i
rejonów.
Podczas owej odprawy Göring podkreślił, że powodzenie planu „Wasserkante” wymagać będzie
ścisłego przestrzegania reżimów czasowych, gdyż nad Warszawą znajdzie się pierwszego dnia wojny 2000
samolotów. Wszystkie załogi wystartują do lotu bojowego dwa, a niektóre nawet trzy razy.
Jako pierwsza do wykonania planu „Wasserkante” miała przystąpić 1 Flota Powietrzna generała
Kesselringa. Wystarczało 20—25 minut, by jej dywizjony bombowe pokonały odległość od granicy Prus
Wschodnich do Warszawy, dzięki czemu, zdaniem sztabowców Luftwaffe, istniała możliwość pełnego
wykorzystania atutu zaskoczenia polskiej obrony.
Drugi wariant użycia Luftwaffe, wynikający z wytycznych planu ogólnego „Weiss”, tak precyzował
zadania wojsk lotniczych:
„... c/ Luftwaffe:
Pozostawiając niezbędne siły na zachodzie, powinna Luftwaffe uderzyć znienacka na Polskę. Obok
zniszczenia w jak najkrótszym czasie lotnictwa polskiego przed Luftwaffe stoją w Polsce następujące
zasadnicze zadania:
1) zakłócenie mobilizacji i uniemożliwienie planowego rozwinięcia wojsk polskich,
2) bezpośrednie wsparcie wojsk lądowych, przede wszystkim ich czołowych oddziałów, już od
momentu przekroczenia granicy.
Ewentualne przesunięcie związków lotniczych do Prus Wschodnich przed rozpoczęciem operacji nie
może łączyć się z utratą momentu zaskoczenia”.
W skład obu flot wyznaczonych do ataku na Polskę wchodziło 800—900 samolotów bombowych i
około 340 nurkowców. Stanowiło to 70 procent i 100 procent tego rodzaju lotnictwa, jakim dysponowała III
Rzesza w dniu 1 września 1939 r. Ugrupowania bombowców ubezpieczało 240 myśliwców.
Siły, które rzuciła Luftwaffe przeciwko Polsce, dawały jej teoretycznie zdecydowaną przewagę w
powietrzu. Przy jednoczesnym użyciu takiej liczby samolotów do ataku na pogrążoną w śnie nocnym
Warszawę Luftwaffe mogłaby sparaliżować stolicę Polski i zamienić ją w zwały gruzów już w pierwszym
dniu wojny.
Zbrodniczy plan „Wasserkante” pozostawał w sprzeczności z obowiązującymi konwencjami
międzynarodowego prawa konfliktów zbrojnych. W całym kierownictwie politycznym i wojskowym
jedynym przeciwnikiem jego wykonania był szef wywiadu wojskowego admirał Wilhelm Canaris. Ten
zbrodniarz hitlerowski miał jeszcze wtedy „poczucie moralnej odpowiedzialności” za atak Luftwaffe na
Warszawę, będącą zgodnie z konwencją haską z 1932 r. miastem otwartym. Tak właśnie motywował swoje
stanowisko, gdy ważyły się losy terrorystycznego planu „Wasserkante”.
Warszawa w polskim planie obronnym „Zachód”
Studia nad planem wojny z III Rzeszą rozpoczęto na polecenie Głównego Inspektoratu Sił Zbrojnych w
1935 r. Oddzielne prace pod kryptonimem „Studium Niemcy” — prowadził także Sztab Główny WP. W
części pierwszej studium SG zawarto analizę położenia strategicznego obu stron. Wynikało z niej, iż „siłą
strategicznego położenia Niemiec w stosunku do Polski jest skrzydło północne. Ofensywa z tego kierunku na
centrum Polski (Warszawa — Łódź) może dać najszybsze i najpewniejsze wyniki. Niemieckie skrzydło
północne, czyli Pomorze, w połączeniu z Prusami Wschodnimi stwarzało dogodne warunki do
wyprowadzenia uderzenia na dwa kierunki zbieżne, schodzące się w obszarze Warszawa — Łódź. Było to
równoznaczne z uzyskaniem swobody działania po obydwu brzegach Wisły na południe od Warszawy”.
Warszawa znalazła się w centrum najbardziej zagrożonego regionu. Początkowo w planie wojny z
Niemcami opierano się na założeniu, iż główne uderzenie nieprzyjaciela wyprowadzone zostanie z Pomorza
przez Kutno na stolicę. Założenia te uległy zmianie po zajęciu przez Niemców Sudetów. Czwartego marca
Sztab Główny przystąpił do prac nad planem „Zachód”; ukończono je 22 marca 1939 r. Jako hipotezę
działań niemieckich Sztab Główny Wojska Polskiego przyjął:
— uderzenie z Dolnego Śląska (rejon Wrocław — Opole) na Warszawę przez Łódź, Piotrków;
— uderzenie z Górnego Śląska i Moraw na Kraków;
— drugie zasadnicze uderzenie z Pomorza niemieckiego w kierunku Bydgoszcz — Inowrocław i dalej
lewym brzegiem Wisły na Kutno i Warszawę;
— uderzenie z Prus Wschodnich z wysiłkiem głównym na Modlin i Warszawę.
Z założeń polskiego planu obronnego wynika, że Sztab Główny zdawał sobie sprawę ze strategicznej
roli Warszawy w wojnie z Niemcami. Na najkrótszym odcinku między stolicą a granicą z Niemcami, tj. na
linii Warszawa — Mława — Działdowo, rozśrodkowana została armia „Modlin” z zadaniem osłony
kierunku na Warszawę. Zbyt jednak późno uświadomiono sobie w Sztabie Głównym powagę
niebezpieczeństwa grożącego z Prus Wschodnich, a także prawdopodobieństwo uderzenia w kierunku
wschodnim i głębokiego obejścia Warszawy. Rozwinięcie sił polskich zgodnie z planem „Zachód” wskazuje
na to, iż dwie trzecie sił było w większym lub mniejszym stopniu powiązane ze stolicą, a bezspornie połowa
sił ciążyła ku Warszawie.
Mimo to założenia planu „Zachód” wyznaczały Warszawie skromną rolę w wypadku wojny z
Niemcami; zmieniło się to dopiero w toku działań wojennych. Najtrafniejszym posunięciem było
wytypowanie stolicy jako ośrodka nr 1 w państwie oraz wydzielenie znacznych sił i środków
przeciwlotniczych, przede wszystkim lotnictwa pościgowego.
Zasadnicza koncepcja planu obrony przeciwlotniczej państwa ustalona została w 1937 r. Dalsze
posunięcia stanowiły już tylko jego pochodną. Przygotowania obrony przeciwlotniczej państwa były w 1939
roku znacznie zaawansowane. Jakie miejsce zajmowała w tym planie Warszawa? Generał Zając tak pisał o
typowaniu ośrodków obrony przeciwlotniczej: „... Specjalny nacisk położono od razu na OPL Warszawy.
Przy podziale środków czynnych przyjęto zasadę nierozpraszania wysiłku. W kolejności ośrodków
Warszawa posiadała nr 1. Zgodnie z tym otrzymała największą ilość środków czynnych: artylerii
przeciwlotniczej, balony i reflektory przeciwlotnicze oraz jako jedyny ośrodek lotnictwo myśliwskie. Od
1937 roku utworzono system obserwacyjno-meldunkowy dla Warszawy. OPL bierna posiadała najwięcej w
kraju sprzętu, była najliczniejsza i dobrze wyposażona”.
Dowódcą OPL Warszawy został pułkownik Kazimierz Baran, a szefem sztabu major Antoni
Mordasewicz. Sztabowi podlegali bezpośrednio dowódcy dywizjonów artylerii przeciwlotniczej, dowódca
Brygady Pościgowej, dowódcy pozostałych środków czynnych i komendant OPL biernej (wiceprezydent
Warszawy Julian Kulski). W takim składzie OPL Warszawy przygotowywała się do wojny od połowy lat
trzydziestych.
Studia, gry i ćwiczenia OPL Warszawy przed wojną
Gwałtowne zbrojenia Niemiec hitlerowskich, a zwłaszcza rozbudowa sił pancernych i lotnictwa,
budziły zrozumiałe zainteresowanie i obawy państw sąsiednich. Polska uważnie obserwowała poczynania
swego zachodniego sąsiada w tej dziedzinie. Z niepokojem przyjmowano wzrastającą potęgę hitlerowskiej
Luftwaffe i rodzące się wśród teoretyków lotnictwa niemieckiego koncepcje zastosowania bojowego sił
powietrznych w przyszłej wojnie. Wywiad polski, zorganizowany i kierowany przez Oddział II Sztabu
Głównego Wojska Polskiego, dostarczał coraz to nowych danych świadczących o przygotowaniach Niemiec
hitlerowskich do nowej wojny, w której pierwszoplanową rolę miały odegrać uderzenia z powietrza na
zaplecze przeciwnika.
Jak zorganizować obronę przeciwlotniczą czynną i bierną w skali całego państwa, aby mogła skutecznie
odeprzeć i szybko likwidować skutki uderzeń dużych formacji lotniczych?
Użycie Brygady Pościgowej w systemie OPL Warszawy było następstwem rodzących się przed wojną
na gruncie polskiej myśli lotniczej koncepcji zastosowania lotnictwa pościgowego do obrony obiektów
punktowych. Taktyka działania myśliwców została wypracowana podczas wieloletnich studiów oficerów
lotnictwa, organizowanych przez nich ćwiczeń i gier wojennych.
W drugiej połowie lat trzydziestych w Polsce prowadzono dość intensywne doświadczenia w dziedzinie
współdziałania myśliwców z odpowiednim systemem naziemnym przekazywania informacji o nalotach
lotnictwa nieprzyjaciela. Znaczna część wymienionych ćwiczeń i gier była prowadzona przez IOPP na bazie
OPL Warszawa. Zwolennikiem takiej taktyki zastosowania myśliwców byli piloci z 1 pułku lotniczego:
major pilot dyplomowany Eugeniusz Wyrwicki, pułkownik pilot Stefan Pawlikowski, podpułkownik pilot
Leopold Pamuła. Do grona ekspertów od spraw łączności należeli: pułkownik inżynier Heliodor Cepa,
pułkownik inżynier Stanisław Paciorek i inżynier Naimski.
Praktyczne ćwiczenia polskich myśliwców już pod koniec lat dwudziestych ugruntowały tezę, że przy
odpowiednich środkach oraz ich zorganizowaniu i dowodzeniu naloty bombowców można z powodzeniem
zwalczać lotnictwem myśliwskim.
W 1929 r. w rejonie Dęblina przeprowadzono manewry z udziałem kadry instruktorskiej i sprzętu
Centrum Wyszkolenia Lotnictwa. Wykazały one małą skuteczność przechwytywania celów powietrznych
przez pilotów myśliwskich. Zdaniem fachowców przyczyna tego stanu rzeczy tkwiła w braku sieci
dozorowania i alarmowania oraz zorganizowanego systemu dowodzenia środkami technicznej łączności.
Po analizie przebiegu manewrów wyciągnięto stosowne wnioski odnośnie do współdziałania
myśliwców z odpowiednim systemem naziemnym i przekazywania informacji o nalotach nieprzyjaciela.
Dalszy rozwój badań w tym kierunku wykazał słuszność przyjętych wówczas ustaleń.
Kolejne manewry przeprowadzono w rejonie Łódź—Kutno w 1932 r. W stosunku do poprzednich
odnotowano znaczny postęp. Wszystkie wyprawy bombowców zostały przechwycone, a prawie wszystkie
— przed bronionym obiektem. Na tak dobre wyniki złożyła się praca dowódcy kierującego manewrami,
dowódców dywizjonów myśliwskich, a także sprawna działalność sieci dozorowania, utworzonej przy
wykorzystaniu łączności telefonicznej. Wiadomość, to znaczy meldunek wysyłany przez załogę posterunku
obserwacyjno-meldunkowego, oficer dowodzący myśliwcami otrzymywał w czasie do 3 minut. Dowodzenie
samolotami prowadzono przy pomocy płacht sygnalizacyjnych.
Podobne wyniki, choć z większym trudem, uzyskano podczas ćwiczeń organizowanych przez obronę
przeciwlotniczą Warszawy w 1935 r. Mniej sprawnie działała wówczas łączność — miało to odpowiadać
realnym polskim warunkom — co utrudniało przekazywanie rozkazów.
Podczas późniejszych manewrów (Kowno) dysponowano już bardziej doskonałymi środkami. Było to
radio, zainstalowane na paru samolotach myśliwskich w jednym dywizjonie. Ćwiczenia te potwierdziły w
całej rozciągłości konieczność współdziałania lotnictwa i utworzonej sieci obserwacyjno-meldunkowej.
Ćwiczący z siecią dywizjon nie przeoczył żadnej wyprawy awizowanej przez posterunki obserwacyjno-
-meldunkowe. Dla porównania użyto dywizjonu ćwiczącego bez radia. Uzyskał on znacznie gorsze wyniki.
W 1936 r. przeprowadzono kolejne duże ćwiczenie OPL Warszawy. Sprawdzono wtedy koncepcję
naprowadzania myśliwców przy wykorzystaniu meldunków nadsyłanych przez posterunki obserwacyjno-
-meldunkowe rozmieszczone w terenie. Ćwiczenia te przyniosły pomyślne wyniki.
Przygotowując się do działania w systemie OPL Warszawy, do ciekawych wniosków doszli piloci pod
kierownictwem szefa sztabu 1 pułku lotniczego majora Wyrwickiego. Po opracowaniu taktyki
współdziałania z siecią posterunków obserwacyjno-meldunkowych zainicjował on dalsze prace nad
usprawnieniem dowodzenia myśliwcami. Do swoich kolegów ze sztabu pułku często mawiał: „Musimy
wymyślić coś prostego i niezawodnego, coś, co będzie trudne do rozpoznania dla wroga”. Zespół
podchwycił tę myśl.
W pewnym momencie narodziła się idea układu kodowego, który spełniał założone warunki.
— Stefan, mam to, nad czym się tyle głowimy! — Z tymi słowami wpadł do Łaszkiewicza szef sztabu
brygady. — Chodź do mnie i zobacz!
W pokoju Wyrwickiego siedzieli już podpułkownik pilot Pamuła i kapitan pilot S. Kołodyński. Major
podszedł do mapy rejonu Warszawy i przez chwilę się zastanawiał.
— Patrzcie uważnie i słuchajcie — rozpoczął — a potem ocenicie sami, jak to będzie wyglądało w
praktyce.
— Dobrze, słuchamy — odezwał się zniecierpliwiony już Pamuła.
— To jest plac Napoleona, centrum Warszawy — mówił szef sztabu. — Wyprowadziłem z niego
szesnaście sektorów, oznaczając je liczbami od jednego do szesnastu. Teraz każemy pilotowi przez radio,
żeby leciał do sektora osiem. I on będzie wiedział, co ma robić!
— To ciekawe — odezwał się Łaszkiewicz. — Trzeba jednak dokładnie poznać granice sektorów,
punkty charakterystyczne, aby można było szybko identyfikować je z powietrza. Wymaga to stałego
treningu.
— Masz, Stefan, rację, ale popatrz, jak to usprawni dowodzenie!
Podczas gdy Łaszkiewicz dyskutował z Wyrwickim, Pamuła podszedł z cyrkiem do mapy i zaczął
Zgłoś jeśli naruszono regulamin