Duch V AUTOR : Robert Sheckley wklepa� : ARGAIL Teraz czyta nasz szyld, powiedzia� Gregor, stoj�c twarz� przyci�ni�t� do judasza w drzwiach biura, "Daj mi popatrze�", poprosi� Atnold. Gregor odepchn�� go. "Zaraz zapuka. Nie, rozmy�li� si�. Odchodzi". Arnold wr�ci� do biurka i roz�o�y� karty do pasjansa. Gregor nadal obserwowa� przez judasza. Judasza w drzwiach zamontowali po prostu z nud�w trzy miesi�ce po za�o�eniu sp�ki i wynaj�ciu biura. Przez ca�y ten czas interesy AAA Agencji Doskona�ej Adaptacji Pianet nie sz�y dobrze - mimo �e by�a na pierwszym miejscu w ksi��ce telefonicznej. Adaptacja planet by�a specjalno�ci� istniej�c� od dawna i ca�kowicie zmonopolizowan� przez dwa du�e przedsi�biorstwa. Dla ma�ej, nowej firmy prowadzonej przez dw�ch m�odych ludzi o wspania�ych pomys�ach i z wieloma nie zap�aconymi rachunkami za aparatur� by�o to zniech�caj�ce. "Wraca", krzykn�� Gregor. "Szybko - udawaj zapracowanego i wa�nego!" Arnold zgarn�� karty do szuflady i ledwie sko�czy� zapina� fartuch, kiedy rozleg�o si� pukanie. Ich go�� by� niskim, �ysym m�czyzn� o zm�czonej twarzy. Spojrza� na nich niepewnie. "Panowie adaptuj� planety?" - Tak, prosz� pana - powiedzia� Gregor i odsun�wszy stos papier�w �cisn�� wilgotn� d�o� m�czyzny - jestem Richard Gregor. A to m�j wsp�lnik, doktor Frank Arnold . Arnold wygl�daj�cy efektownie w bia�ym fartuchu i okularach w czarnej rogowej oprawce, kiwn�� g�ow� w zamy�leniu, nie przerywaj�c bacznego przygl�dania si� starym prob�wkom. - Prosz� , niech pan usi�dzie, panie... - Ferngraum - - Panie Ferngraum. S�dz�, �e mo�emy prowadzi� ka�d� spraw� , jak� pan nam zleci - powiedzia� Gregor zach�caj�co. - Kontrol� flory i fauny , oczyszczanie atmosfery i zasob�w wody, sterylizacj� gleby, pr�by stabilno�ci, kontrole wulkan�w i trz�sie� ziemi - s�owem, wszystko co jest konieczne, by umo�liwi� zasiedlenie planety. Ferngraum nadal mia� niewyra�n� min�. - Bed� z panami szczery. Mam problemy z moj� planet� . Gregor kiwn�� g�ow� z pewn� siebie min�. "Nasza praca polega na rozwi�zywaniu problem�w". - Jestem po�rednikiem w handlu nieruchomo�ciami, m�wi� dalej Ferngraum. -Wie pan jak to jest - okupuj� planety, sprzedaj� - jako� trzeba zarabia� na �ycie. Zwykle zajmuj� si� dzikimi planetami i adaptacj� pozostawiam nabywcom. Ale kilka miesi�cy temu trafi�a mi si� niewyobra�alna gratka . Czysta planeta , bez drapie�nik�w , mikrob�w , klimat ustabilizowany , same pla�e , ��ki i lasy . Nazywa si� "Duch V" - Nie przypominam sobie, �ebym co� o tym s�ysza�- powiedzia� Grogor. Ferngraum poruszy� si� niespokojnie. - Powinienem by� pos�ucha� mojej �ony. Ale nie - chcia�em zosta� wielkim przedsi�biorc�. Zap�aci�em za Ducha V dziesi�� razy wi�cej ni� zwykle p�ace i nabra�em si�. - Ale w czym tkwi problem? - zapyta� Gregor. - Wygl�da na to, �e tam straszy", odpowiedzia� z rozpacz� w g�osie Ferngraum. Ferngraum zbada� swoj� planet� radarami, potem wydzier�awi� j� sp�ce farmer�w z Dijon VI. O�mioosobowa grupa rozpoznawcza wyl�dowa�a na miejscu i nie min�� dzie�, kiedy zacz�y nadchodzi� zniekszta�cone raporty o demonach, duchach, wampirach, dinozaurach i innych potworach. Kiedy przyby� po nich statek ratunkowy, wszyscy byli martwi. Raport po autopsji stwierdzi�, �e ci�cia i rany na ich cia�ach mog�y by� zadane przez wszystko, nawet demony, duchy, wampiry czy dinozaury, je�li takie istniej� - Ferngraum musia� zap�aci� kar� za niew�a�ciwe przygotowanie planu . Farmerzy zrezygnowali z dzier�awy. Ale uda�o mu si� wydzier�awi� j� grupie czcicieli s�o�ca z Opalu II. Czcicie�e s�o�ca byli ostro�ni. Wys�ali sw�j ekwipunek i tylko trzech ludzi na rekonesans. Ludzie ci za�o�yli ob�z, rozpakowali rzeczy i og�osili, �e planeta jest rajem. W�a�nie przekazywali wiadomo��, by grupa przyby�a na miejsce, kiedy rozleg� si� przera�liwy krzyk i cisza. Statek patrolowy polecia� na Ducha V, pogrzebano cia�a i opuszczono planet� w ci�gu dok�adnie pi�ciu minut. - I tak to si� sko�czy�o- powiedzia� Ferngraum. - Teraz nikt jej nie chce za �adn� cen�. Za�ogi statk�w nie chc� na niej l�dowa�: A ja nadal nie wiem co si� sta�o Westchn�� g��boko i spojrza� na Gregora. - Je�li chcecie, mo�ecie si� tym zaj�� Gregor i Arnold przeprosili go na chwile i wyszli do przedpokoju. Arnold wyda� okrzyk rado�ci: "Mamy robot�!" ' "Taak" powiedzia� Gregor, "ale jak� robot�" "Chcieli�my co� trudnego", zwr�ci� mu uwag� Arnold. ,Je�li nam si� uda, zdob�dziemy rozg�os - nie m�wi�c ju� o zyskach". "Zdaje sie, �e zapominasz", powiedzia� Gregor, "�e to ja mam polecie� na te planet�. Ty tylko b�dziesz tu siedzia� i wyci�ga� wnioski z przys�anych przeze mnie danych". "Tak przecie� ustalili�my", przypomnia� Arnold. "Ja jestem dzia� naukowy, a ty przeprowadzasz ekspertyz�. Pami�tasz?" Gregor pami�ta�. Od najm�odszych lat ci�gle pakowa� si� w k�opoty, podczas, gdy Arnold siedzia� spokojnie i t�umaczy� mu dlaczego to robi�. "Nie podoba mi si� ta sprawa", powiedzia�. "Chyba nie wierzysz w duchy?" "Nie, oczywi�cie, �e nie". "C�, z ka�d� inn� zmor� poradzimy sobie. Tylko odwa�ni mog� liczy� na dobry zarobek". Gregor wzruszy� ramionami. Wr�cili do Ferngrauma. W ci�gu p� godziny uzgodnili warunki - wysoki procent z przysz�ych zysk�w je�li robota si� uda, pokrycie poniesionych koszt�w je�li si� nie uda Gregor odprowadzi� Ferngrauma do drzwi. "Swoj� drog�", zapyta�, "jak pan do nas trafi�?" "Nikt inny nie chcia� wzi�� tej sprawy", powiedzia� Ferngreum, wyra�nie z siebie zadowolony. "�ycz� powodzenia". Trzy dni p�niej Gregor by� ju� w drodze na Ducha V na pok�adzie frachtowca kosmicznego. Czas podr�y wykorzysta� na dok�adne przestudiowanie raport�w z dw�ch pr�b kolonizacji i czytanie szeregu prac dotycz�cych zjawisk nadprzyrodzonych. Ale to niczego nie wyja�nia�o. Na Duchu V nie znaleziono �adnych �lad�w istnienia zwierz�t i nigdzie w Galaktyce nie odkryto dowod�w istnienia stwor�w nadprzyrodzonych. Gregor zastanawia� si� nad tym. Sprawdzi� swoj� bro�, gdy� frachtowiec zbli�a� si� do Ducha V. Wi�z� arsena� wystarczaj�cy do prowadzenia i wygrania niewielkiej wojny. 0 ile znajdzie si� co� do czego b�dzie mo�na strzela�... Kapitan frachtowca zni�y� statek na odleg�o�� kilku tysiecy st�p od pogodnej, zielonej powierzchni planety. Gregor zrzuci� swoje rzeczy na spadochronie na miejsce dw�ch poprzednich obozowisk, u�cisn�� reke kapitana i sam r�wnie� skoczy� na spadochronie. Wyl�dowa� bezpiecznie i spojrza� w g�r�. Frachtowiec gna� w g�r� jakby goni�y go rozw�cieczone furie. By� sam na Duchu V. Po sprawdzeniu czy aparatura nie uleg�a uszkodzeniu, nada� Arnoldowi wiadomo��, �e wyl�dowa� bezpiecznie. Potem z miotaczem w r�ku, przeprowadzi� inspekcje obozu czcicieli s�o�ca. Wybrali sobie miejsce u podn�a g�r, nad ma�ym jeziorem o krystalicznie czystej wodzie. Baraki by�y w idealnym stanie. Nie zniszczy�y ich wiatry ani burze, bo Duch V obdarzony by� wspania�ym klimatem. Sta�y smutne i opuszczone. Gregor dok�adnie zbada� wn�trze jednego z nich. Ubrania starannie u�o�one w pokoikach, obrazy na �cianach, a na jednym oknie wisia�a nawet zas�ona. W rogu pokoju sta�o otwarte pud�o z zabawkami, przygotowane na przyjazd dzieci. Pistolet, na wod�, b�k i kulki do gry le�a�y rozrzucone na pod�odze. Nadchodzi� wiecz�r, wiec Gregor wni�s� swoje rzeczy do jednego z barak�w i przygotowa� si� do przetrwania nocy. Pod��czy� system alarmowy i nastawi� go tak, �e zareagowa�by nawet na karalucha. W��czy� radar kontroluj�cy najbli�sze otoczenie. Rozpakowa� sw�j arsena�, uk�adaj�c karabiny ci�kiego kalibru w zasi�gu r�ki. Miotacz r�czny wetkn�� sobie za pas. Po czym, usatysfakcjonowany, zjad� lekk� kolacje. Za oknami wiecz�r zmieni� si� w noc. Ciep��, rozmarzon� krain� ogarn�a ciemno��. Lekki wietrzyk zmarszczy� wody jeziora i szele�ci� cicho w wysokiej trawie. By�o spokojnie. Doszed� do wniosku, �e koloni�ci musieli by� histerykami. Prawdopodobnie ogarn�a ich panika i pozabijali si� nawzajem. , Po sprawdzeniu jeszcze raz systemu alarmowego, Gregor rzuci� swoje ubranie na krzes�o i wszed� do ��ka. Pok�j roz�wietla�o �wiat�o gwiazd, silniejsze ni� �wiat�o ksi�yca na Ziemi. Miotacz by� pod poduszk�. Wszystko by�o w porz�dku. W�a�nie zasypia�, kiedy poczu� �e nie jest sam w pokoju. To nie by�o mo�liwe. System alarmowy nie reagowa�. Radar nadal szemra� spokojnie. A jednak ka�dy nerw w jego ciele wy� na alarm. Wyci�gn�� miotacz i rozejrza� si�. W rogu pokoju sta� m�czyzna. Nie by�o czasu na zastanawianie si� jak tu si� dosta�. Gregor wycelowa� miotacz i powiedzia�: "Dobra, teraz r�ce do g�ry". Posta� nie poruszy�a sie. Palec Gregora zacisn�� si� na cynglu, a potem nagle rozlu�ni� si�. Pozna� tego m�czyzn�. To by�o jego w�asne ubranie, u�o�one na krze�le, kt�remu �wiat�o gwiazd i jego wyobra�nia nada�y kszta�t cz�owieka. U�miechn�� si� i opu�ci� miotacz. Sterta ubra� poruszy�a si�. Gregor poczu� wiew powietrza od strony okna i nadal si� u�miecha�. Potem sterta ubra� wsta�a, wyprostowa�a si� i zacz�a i�� wyra�nie w jego kierunku . Znieruchomia�y w ��ku; patrzy� jak bezcielesne ubranie, przybrawszy ludzk� posta�, zbli�a si� do niego. Kiedy by�o w po�owie pokoju i puste r�kawy wyci�gn�y si� ku niemu, zacz�� strzela�. I strzela� d�ugo, gdy� strz�py i resztki ubrania lecia�y do niego jakby nagle o�y�y. P�on�ce kawa�ki materia�u napiera�y na jego twarz, a pas pr�bowa� okr�ci� s1� wok� jego n�g. Musia� spali� wszystko na popi�, zanim atak usta�. Kiedy ju� by�o po wszystkim, Gregor zapali� wszystkie �wiat�a. Zaparzy� kaw� i wla� do niej prawie ca�� butelk� brandy. Z trudem powstrzyma� si� przed rozwaleniem urz�dze� alarmowych na kawa�ki. Po��czy� si� ze wsp�lnikiem. "To bardzo interesuj�ce", powiedzia� Arnold, kiedy Grego...
cegwaldek1978.78