Postęp duszy czyli wzrost we świętości - O. Fryderyk William Faber.pdf

(2052 KB) Pobierz
O. Fryderyk William Faber
POSTĘP DUSZY CZYLI WZROST W ŚWIĘTOŚCI
Spis treści
Przedmowa
Dedykacja
List Autora
Rozdział I. Prawdziwe oznaki postępu w życiu duchownym
Rozdział II. Zarozumiałość i zniechęcenie
Rozdział III. Jak korzystać z uświadomienia sobie z naszych postępów
Rozdział IV. Duch służby Bożej
Rozdział V. Przeszkody postępu
Rozdział VI. Postępowanie zewnętrzne
Rozdział VII. Panująca namiętność
Rozdział VIII. Nasz stan zwyczajny
Rozdział IX. Cierpliwość
Rozdział X. Wzgląd ludzki
Rozdział XI. Umartwienie naszą prawdziwą ostoją
Rozdział XII. Duch ludzki
Rozdział XIII. O przezwyciężaniu ludzkiego ducha
Rozdział XIV. Lenistwo duchowe
Rozdział XV. Modlitwa
Rozdział XVI. Pokusy
Rozdział XVII. Skrupuły
Rozdział XVIII. Zadanie kierownika duchownego
Rozdział XIX. Nieustanny żal za grzechy
Rozdział XX. Właściwy pogląd na nasze upadki
Rozdział XXI. Niezbożni i wybrani
Rozdział XXII. Prawdziwe pojęcie pobożności
Rozdział XXIII. Właściwy użytek darów duchownych
Rozdział XXIV. Roztargnienie i środki zaradcze
Rozdział XXV. Oziębłość
Rozdział XXVI. Gorliwość
801186298.025.png 801186298.026.png 801186298.027.png 801186298.028.png 801186298.001.png 801186298.002.png 801186298.003.png 801186298.004.png 801186298.005.png 801186298.006.png 801186298.007.png 801186298.008.png 801186298.009.png 801186298.010.png 801186298.011.png 801186298.012.png 801186298.013.png 801186298.014.png 801186298.015.png 801186298.016.png 801186298.017.png 801186298.018.png 801186298.019.png 801186298.020.png 801186298.021.png 801186298.022.png 801186298.023.png 801186298.024.png
 
Rozdział XXVII. Roztropność
Przedmowa
Pierwsza to książka w "Bibliotece życia wewnętrznego", stanowiąca jej 39 tom, napisana przez
człowieka, który znacznie większą część życia swego był innowiercą.
Albowiem autor "Postępu duszy", William Faber, urodzony w 1814 roku, wyznawał swój
protestancki anglikanizm przeszło 30 lat, aż do r. 1845. W tym roku dopiero wyrzekł się oficjalnie
błędów swej wiary i przyjął religię katolicką. Śmierć zabrała go w r. 1863, a więc tylko niespełna
18 lat był Faber katolikiem. Mimo to należy do bardziej wybitnych i oryginalnych pisarzy
duchownych na tematy życia duchownego.
Była to natura prawa i szczera, pojmująca chrześcijaństwo nie jako doktrynę abstrakcyjną – jedną
spośród wielu – ale jako jedyną drogę wiodącą do Boga. Drogę obowiązującą. Kiedy był jeszcze
anglikaninem, młodzieńcem dwudziestokilkuletnim, odbywającym studia na uniwersytecie w
Oxfordzie, dał już wyraz temu: " Ekskluzywizm , pisał, jest jednym z rysów Ewangelii Jezusowej... ".
" Mam jedno pragnienie, a mianowicie zużyć całe swoje życie w tym celu, by dla Chrystusa i dla
Jego Kościoła zdziałać tę trochę dobra, do którego Zbawiciel uczynił mię zdolnym ".
Spełniło się jego pragnienie. Uczynił wiele dobra i to w Kościele naprawdę Jezusowym, bo w
katolickim. Ale długą jeszcze miał przebyć drogę, zanim trafił do jedynej owczarni Chrystusowej.
Etapami na tej drodze był ruch traktariański w Oxfordzie, który tylu wybitnych przysporzył
Kościołowi konwertytów. Najwybitniejszą rolę w tym ruchu odegrał późniejszy kardynał Newman,
wtedy jeszcze anglikanin. Faber należał do gorących jego zwolenników i wielbicieli.
Postanowił poświęcić się karierze kościelnej. I chociaż anglikanizm zerwał z celibatem, Faber nie
myśli zawierać małżeństwa: " Mam w tak wysokim poszanowaniu celibat , pisze, że uważam go w
najwyższym stopniu za stosowny dla kapłana. I jeśli Chrystus raczy mię pouczyć, jak żyć w
pojedynkę, wolę po stokroć, choćby za cenę wielkich ofiar, żyć i umierać w dziewictwie, w którym
mię Bóg dotychczas zachował ". Energicznie dąży do moralnej doskonałości: " Postanowiłem sobie
jako zadanie mojej religijności wyzbyć się zbyt miękkich przyzwyczajeń ". Przychodzą na niego
godziny modlitwy pełnej zapału, niemal ekstatycznej...
Duszę tak prawą i rzetelną pociąga Duch Święty coraz bliżej do pełni prawdy, jaka się znajduje w
Kościele katolickim. Nawrócenie Fabera nie było atoli rezultatem jednego nagłego oświecenia czy
silnego poruszenia, ale dziełem wielu lat i wielu czynników. Wśród nich zaważyła silnie podróż po
krajach katolickich, a zwłaszcza podróż do Rzymu w r. 1843.
Pragnienie złączenia wszystkich wyznań w jedną owczarnię Chrystusową od dawna nurtowało
duszę Fabera. Tutaj w Rzymie przybiera na sile. Faber jednak mocno jest przywiązany do kościoła
anglikańskiego, więc pisze: " Aż dotąd czuję, że moja wizyta w Rzymie uczyniła mi wiele dobrego,
nie zachwiała jednak bynajmniej moim posłuszeństwem dla kościoła w Anglii ".
Prawość jego charakteru każe mu jednak poznać z bliska Kościół katolicki. Studiuje wówczas
wiele, czyta Prelekcje dogmatyczne kardynała Perrone i dzieła św. Teresy. Bywa na katolickich
nabożeństwach, otrzymuje prywatną audiencję u Grzegorza XVI, która silne wywarła na nim
wrażenie. Chociaż głęboko się wewnątrz zmienił, nie spieszy się z nawróceniem. Wraca do Anglii,
obejmuje parafię w Elton i tutaj dopiero po wielu wewnętrznych przejściach, a zwłaszcza po
gorących modlitwach, przechodzi publicznie do Kościoła katolickiego w r. 1845.
Podejmuje nową podróż do Rzymu, by się przygotować do święceń kapłańskich. Pod wpływem
głosu wewnętrznego wstępuje do Oratorium św. Filipa. Już w r. 1848 mianowano go mistrzem
nowicjatu, a w następnym roku przełożonym Oratorium w Londynie.
Rozpoczyna się wytężona praca kaznodziejska, duszpasterska, a zwłaszcza pisarska. Oto
chronologiczna lista ośmiu dzieł duchownych, które pozostawił O. Faber po sobie w spuściźnie:
"Wszystko dla Jezusa", – "Postęp duszy", – "Najświętszy Sakrament", – "Stwórca i stworzenie", –
"U stóp Krzyża", – "Konferencje duchowne", – "Najdroższa Krew, – "Betlejem". Niektóre z nich
cieszą się dotąd wielką poczytnością nie tylko w krajach angielskich, ale przetłumaczone na kilka
języków w innych również krajach katolickich.
Za najwybitniejsze uważają trzy dzieła, mianowicie: "Wszystko dla Jezusa", – "Postęp duszy", – i
"Najdroższą Krew".
Co się tyczy "Postępu duszy", to Faber miał pierwotnie zamiar napisać trzy traktaty, by pospieszyć
z pomocą dla trzech kategoryj dusz: dla początkujących, dla postępujących i dla tych, co żyją w
zjednoczeniu Bożym. Traktat poświęcony początkującym miał nosić tytuł: "Pierwsza gorliwość", a
"Bramą niebios" miał się nazywać trzeci tom. Te dwa jednak dzieła pozostały dla braku czasu w
sferze projektu, ukazał się tylko "Postęp duszy".
Jest kilka powodów, dla których opłaciło się na nowo wydać i w tym celu dokonać ponownego a
pracowitego przekładu "Postępu duszy" z oryginału angielskiego. Dwa jednak szczególniej chcemy
podkreślić.
Pierwszy to ten, że dzisiaj szeregi dusz, żyjących stale w łasce poświęcającej, coraz bardziej rosną,
a to dzięki częstej spowiedzi, a jeszcze więcej dzięki częstej Komunii świętej. Szeregi te trzeba
zaliczyć do dusz "postępujących" na drogach Bożych. Potrzebują one odpowiedniej literatury
duchownej, albowiem droga postępu, ta "droga środkowa" często bywa usiana hojnie trudnościami.
Otóż dziełko O. Fabera należy, jeśli nie do najlepszych, to w każdym razie do bardzo wybitnych
traktatów opisujących drogę środkową w życiu wewnętrznym. A ta droga zajmuje zwykle bardzo
długi okres w naszym dążeniu do Boga. Wiele dusz nie przebywa jej normalnie, bo nie rozumie ani
jej trudności, ani jej wymagań, i wskutek tego prawie nigdy nie przechodzą na drogę jednoczącą.
Jest to oczywiście olbrzymia dla nich szkoda. Wczytanie się w książkę O. Fabera uchroni wiele
dusz od mnóstwa złudzeń i popchnie ich do rzetelnego postępu.
Drugi powód godzien podkreślenia to jest tendencja O. Fabera, by uwzględniać w swoich
dziełkach katolika w świecie żyjącego. Wprawdzie doskonałość chrześcijańska w swojej istocie ta
sama jest dla katolika świeckiego, jak i dla katolika zakonnego – że się tak wyrazimy –
jednakowoż cały szereg zastosowań, odczuć, trudności, praktyk itd. bywa odmienny. Liczy się z
tym Autor i czasem wyraźnie to podkreśla.
Niechże więc ten 39 tom "Biblioteki życia wewnętrznego" przyniesie wiele światła, pokierowania i
pomocy duszom pragnącym postępować coraz bliżej za Jezusem.
Kraków, 12 marca 1935 r.
KS. JÓZEF ANDRASZ T. J.
Dedykacja
DOSTOJNEMU
KSIĘCIU
I
OPIEKUNOWI
MEMU
ŚWIĘTEMU
RAFAŁOWI
JEDNEMU
Z
SIEDMIU
DUCHÓW,
STOJĄ-
CYCH
ZAWSZE
PRZED
BOGIEM,
W
BLA-
SKU
CHWAŁY,
DOBROCI
I
PIĘKNA,
JAKO
WYOBRAŻENIE
JEGO
OPATRZNOŚCI,
LEKARZOWI,
PRZEWODNIKOWI
I
RADOŚCI
DUSZ
TOWARZYSZOWI
ZIEMSKIEJ
TUŁACZKI
I
OBROŃCY
W
JEJ
NIEDOLACH,
W
KTÓRYM
SIĘ
JAWI
PIELGRZYMUJĄCYM
DUSZOM
TKLIWOŚĆ
OJCA,
ZBAWIENIE
SYNA
I
WE-
SELE
DUCHA
ŚWIĘTEGO
WRAZ
Z
ANIELSKĄ
POTĘGĄ
I
CIEPŁEM
WSPÓŁCZUJĄCEJ
MI-
ŁOŚCI SERC LUDZKICH.
LONDYŃSKIE
ORATORIUM
RAFAŁA
W
UROCZYSTOŚĆ
ŚW.
MDCCCLIV
List Autora
Drogi mój Ojcze Antoni, – podczas pamiętnej przechadzki nad brzegiem morza, w Lancing,
odkryłem Ci powody, dla których postanowiłem przed upływem pewnego czasu nie wydać żadnej
książki o życiu duchownym. Dziś czas ten upłynął i oto moja książka. Pragnąc dorzucić coś do niej
w postaci przedmowy, ubrałem ją w formę listu do Ciebie. Niech będzie on pomnikiem naszej
zażyłej przyjaźni i źródłem miłych wspomnień. Niechaj wskrzesi pamięć owych dziewięciu lat,
bogatych w wypadki, wspólnie spędzonych, które z woli Boga przez swe rozliczne doświadczenia i
niemal romantyczne koleje zdołałyby zapełnić jedno długie życie.
Dwa są cele, dla których książki winno się pisać i które powinny kształtować styl piszącego.
Pierwszy – to wywrzeć głębokie wrażenie na czytającym podczas samej lektury; drugi – to dać mu
rzeczy godne zapamiętania i w sposób, któryby to zapamiętanie ułatwiał. Niniejsze dzieło zostało
napisane w tym drugim celu, dlatego ujęte jest możliwie zwięźle, o ile na to pozwalała
przejrzystość myśli oraz rozległość zagadnienia, grożąca przy nadmiernym skrócie szczególnie
łatwym nieporozumieniem.
Nie łudzę się, iż dzieło tak obszerne na niejeden natknie się sprzeciw, zwłaszcza że chodzi o
przedmiot, gdzie każde zdanie, każda nawet przydawka zawiera sąd o rzeczach, o których każdy
pobożny katolik posiada mniej lub więcej wyrobione zdanie. Jednak wyrozumiałość, jakiej
doznawałem dotychczas ze strony czytelników, nie pozwala mi wątpić, że i to dzieło znajdzie
przychylne przyjęcie, zwłaszcza iż nie zawiera żadnego rozmyślnego słowa krzywdzącej krytyki
ludzi czy rzeczy. To wszystko, czym mogę się poszczycić. Poza tym starałem się jedynie
zharmonizować starą i nową ascezę Kościoła z pewnym może pietyzmem dla pierwszej, by ją
przedstawić katolikom mego kraju, przetopioną w nasz narodowy sposób myślenia i czucia,
odzianą w szatę ojczystego języka.
Większa część tej książki powstała według Horacjuszowej recepty: Nonum prematur in annum (1) , a
i reszta odbyła swój dziewięcioletni okres dojrzewania. Jednak gdy chodzi o teologię ascetyczną,
niezmiernie łatwo jest popaść w potrzask potępionych zapatrywań. Dlatego niech mi to nie będzie
wzięte za próżną przesadę w rzeczach małej wagi, gdy zawczasu zastrzegę sobie wolność
odwołania każdej myśli i każdego wyrażenia, które by się nie zgadzały już nie tylko z
orzeczeniami Stolicy Świętej, ale nawet z zatwierdzoną nauką naszych Zakonów i Szkół
Teologicznych. Niech Bóg towarzyszy tej książce, sprawiając by była wyrazem ducha Kościoła,
bez przesady, z prostotą.
Twój zawsze oddany
F. W. Faber
Rozdział I. Prawdziwe oznaki postępu w życiu duchownym
Życie duchowne jest tkaniną sprzeczności. Tak określa się nieraz oną doniosłą prawdę o upadku
naszej ludzkiej natury. Jedną zaś z największych sprzeczności i praktycznie, jedną z
najtrudniejszych do przezwyciężenia jest ta, że jak z jednej strony niezmiernie doniosłą jest rzeczą
poznać samego siebie, tak z drugiej niemniej ważnym jest jak najmniej o sobie myśleć – te dwie
rzeczy niełatwo pogodzić. Wspominam o tej trudności zaraz na wstępie, dlatego że w ciągu tej
książki wypadnie nam często zastanawiać się nad sobą, co mogłoby łatwo wyrodzić się w zbytnie
zajmowanie się sobą i tak o większe straty niż korzyści nas przyprawić.
Nie ma na świecie zagadnienia bardziej dla nas doniosłego niż kwestia naszego stosunku do Boga.
Od niej zależy wszystko. Jest to mądrość mądrości, wiedza bardziej nam potrzebna niż owa
wiadomość dobrego i złego, o którą tak nieszczęśliwie pokusił się Adam i Ewa. Jeśli z nami Bóg,
nic nam nie zaszkodzi, choćby szalały przeciw nam burze przeciwności. Lecz jeżeli Bóg przeciwko
nam, nic nam nie pomoże, choćby u naszych stóp leżał cały świat.
Jest rzeczą całkiem naturalną, że pragniemy zdać sobie sprawę z naszego postępu w życiu
duchownym; nic w tym złego, ani zdrożnego, jeśli tylko utrzymamy się w należytych granicach.
Wielka to dla nas pociecha mieć powody sądzenia, że jesteśmy na drodze postępu, a choćbyśmy
nawet znaleźli poszlaki, że nie ze wszystkim jest u nas w porządku, to przecież zawsze lepiej i
bezpieczniej jest jasno sobie zdawać sprawę ze swego stanu, niż brnąć w ciemnościach odnośnie
do tej sprawy, która nas musi tak dalece obchodzić, jak żadna inna.
Miłość ma to do siebie, że pragnie wiedzieć, czy przychylne znajduje przyjęcie i odwzajemnienie,
a gdy chodzi o Boga, to zawsze dołącza się tu obawa, czy nas nie odrzucił, jak na to zasługujemy –
obawa tym bardziej dręcząca, że idzie tu o wieczne zbawienie albo potępienie.
Lecz pomimo najgorętszych pragnień, daleko nam do osiągnięcia dokładnej świadomości naszego
postępu w życiu duchownym; a to dla przyczyn zarówno ze strony Boga, jak i nas samych. Z Jego
strony, ponieważ taki już jest sposób działania w ekonomii Bożej; ze strony naszej, ponieważ
miłość własna prze do wyolbrzymienia tej odrobiny dobrego, które działamy. Nie wiemy nawet,
czy jesteśmy w stanie łaski albo, jak mówi Pismo, czy miłości czy też nienawiści jesteśmy godni .
Każdy z nas bowiem jest jaskinią tajemnych grzechów, a jak ostrzega Natchniony Pisarz, nie
możemy rozstawać się z obawą nawet o grzechy odpuszczone.
Nie brak też fałszywych dróg zdobywania tej znajomości, której z takim utęsknieniem pożąda
niecierpliwe serce. Każde pragnienie staje się z czasem nieuporządkowane, jeśli zabraknie
opanowania i podporządkowania go celom wyższym; a z chwilą, gdy się wyłamie z porządku, nie
zbywa mu na nieszczęsnej pomyślności w wyszukiwaniu błędnych dróg do osiągnięcia
pożądanego celu. Jedną z tych zawodnych dróg jest napieranie na naszego kierownika
duchownego, by wyrzekł swój sąd o nas, przed czym oczywiście zawsze będzie się on bronił, gdyż
nie rości sobie pretensji do takich darów nadprzyrodzonych, jak rozeznanie duchów i ponieważ wie
dobrze, że rzadko kiedy z podobnej wiedzy wynika co dobrego dla nas.
Z chwilą, gdy ta droga nas zawodzi, uciekamy się do naciąganych i sztucznych oznak naszego
stanu, podobnie jak dzieci, które wymierzają patykiem głębokość nadmorskiego piasku, by się
przekonać... kiedy nastąpi przypływ morza. Zresztą, z góry można przewidzieć, że nie ma mowy o
doborze odpowiednich środków tam, gdzie w ogóle nie mamy prawa do tych środków się zwracać.
Skoro zaś wpadniemy w błąd, upieramy się przy nim i jak zwykło się przydarzać między ludźmi,
tym więcej się upieramy, im bardziej błądzimy, a finałem tego bywa zupełne spaczenie poglądów.
Nawet gdy nie uciekamy się do tych zwodniczych środków w poznawaniu samych siebie,
popełniamy często niemniej groźny błąd, niepokojąc się ustawicznie w tym względzie, a przez to
utrącając szereg błogosławieństw i łask każdej niemal godziny dnia.
W rzeczywistości ze wzrostem w łasce rzecz się ma podobnie, jak z godziną śmierci. W żadnym
wypadku nie byłoby dla nas dobrze posiadać tu dokładną i nieomylną pewność. Już i bez tego
niełatwo nam się utrzymać w pokorze, choć nasze przywary występują jeszcze w pełnym świetle, a
ta odrobina dobrego, która mogłaby się w nas znaleźć, niknie w ich cieniu. Cóżby to było dopiero
wtedy, gdybyśmy widzieli nasz rzeczywisty wzrost w łasce i szybkie postępy w miłości Bożej? –
To pewna, że im mniej o nich wiemy, tym łatwiej chronimy naszą pokorę. Poza tym niepewność w
Zgłoś jeśli naruszono regulamin