46.Szoa-Getto-ostatnie lata Żydów w Sarnakach.pdf

(74 KB) Pobierz
Getto - ostatnie lata Żydów w Sarnakach
Getto - ostatnie lata Żydów w Sarnakach
Przedwojenne Sarnaki. Gęsta, przeważnie drewniana zabudowa, w miejscu dzisiejszego
skweru dwa rzędy domów, z których niemal każdy mieścił sklepik lub warsztat. Co środę
od świtu zaczynali rozstawiać kramy handlarze i rzemieślnicy. Chłopi z okolicy przywozili
furami worki zboża, cielęta, jajka. Jedni i drudzy handlowali, targowali się pomiędzy
sobą. W piątkowe popołudnie szames obchodził całe miasteczko stukając drewnianym
młotkiem w okiennice i jednostajnym głosem nawoływał do zamykania sklepów. Dla
sarnackich Żydów nadchodziła pora szabatu .
Mieszkało ich wówczas w Sarnakach 1400 (około 80% wszystkich mieszkańców). Modlili
się w drewnianej synagodze na miejscu dzisiejszego placu szkolnego. Mali chłopcy z
mozołem ślęczeli nad Talmudem i pobierali lekcje rachunków w chederze na przeciw.
Żydzi prowadzili kilkadziesiąt sklepików, warsztaty szewskie i krawieckie, cukiernie i
gospody. Młynarz Azryel Rosenbaum zainstalował prądnicę, dzięki czemu w Sarnakach
po raz pierwszy popłynął prąd i stało się możliwe elektryczne oświetlenie kościoła. Co
roku we wrześniu, w pierwszy dzień Rosz Haszana, nowego roku, Żydzi wędrowali nad
Sarenkę by odprawiać taszlich - pozbyć się grzechów wytrząsając je z zakamarków
ubrań do wody. Dwa tygodnie później przed świętem Sukot, ustawiali specjalne szałasy,
w których mężczyźni jedli posiłki i się modlili. Polacy z zaciekawieniem obserwowali
dziwne obrzędy. Tak działo się w Sarnakach aż do wybuchu II wojny światowej.
Docierające do Sarnak informacje o zachowaniu się Niemców spowodowały, że duża
cześć miejscowych Żydów postanowiła zawczasu salwować się ucieczką na wschód.
Podczas wrześniowej korekty przebiegu granicy sowiecko-niemieckiej, ówcześni
sojusznicy ustalili jej przebieg na linii Bugu. Dla ludności żydowskiej stwarzało to sporą
szansę. Pokonanie kilkunastu kilometrów i przeprawa przez rzekę wystarczyły by
znaleźć się w innym, bardziej przychylnym państwie. Sarnaki zaczęły opuszczać
pojedyncze osoby i całe rodziny. Spora część spośród nich korzystała z pomocy
krewnych w pobliskich Siemiatyczach. Nie do końca zdecydowani pozbyli się wątpliwości
podczas pierwszego spotkania z armią Hitlera. Niemcy, którzy pojawili się w Sarnakach,
zapędzili Żydów do stajni browarnych zmuszając ich do wyrzucania gnoju gołymi
rękoma. Właścicielce browaru, Marii Szumerowej, udało się wybłagać zwolnienie od tego
hańbiącego zajęcia niemłodego rabina Abrahama Kaca.
Jak wiele osób znalazło azyl za Bugiem, dokładnie nie wiadomo. Nie wszyscy mieli
bliskich, u których mogli się schronić, część pozostała w trosce o życiowy dorobek. Nikt
chyba nie wyobrażał sobie tego co zdarzyć się miało w ciągu kilku następnych lat.
Pewnym jest jednak, że ucieczka na sowiecką stronę nie dla wszystkich oznaczała
ocalenie. Trafiali znacznie dalej niż do Siemiatycz wywożeni na Syberię i Daleki Wschód.
W Sarnakach pozostała mniej niż połowa przedwojennej społeczności. Ucieczki przez
Bug trwały mimo ustanowienia granicy, w ten sposób na druga stronę starali przedostać
się nie tylko miejscowi. Na pogranicznych wówczas stacjach kolejowych przed Bugiem
1
wysiadali Żydzi jadący z różnych miast Generalnego Gubernatorstwa. Zorganizowanym
przerzutem ludzi na sowiecką stronę trudnili się nadbużańscy rybacy.
Opustoszałe Sarnaki niebawem znów napełniły się ludźmi. Niemcy oczyszczali z Żydów
tereny II Rzeczpospolitej przyłączone administracyjnie do III Rzeszy. Już w końcu zimy
1940 do Sarnak przesiedlono około 800 żydowskich mieszkańców miasteczka Błaszki
koło Kalisza. Schronienia wypędzonym musieli udzielić Żydzi pozostali w Sarnakach.
Rok później, zimą 1941 roku, na Polaków spadł podobny ciężar - musieli przyjąć
wysiedleńców z Pomorza.
Dla opanowania coraz trudniejszej sytuacji lokalowej i żywnościowej utworzono Judenrat
(Radę Żydowską) i Komitet Pomocy. W szczególnie trudnej sytuacji znajdowali się
uchodźcy. W początkach 1941 roku prezes Komitetu Zajf tak pisał o ich sytuacji: Ludzie
ci obdarci i głodni są pozbawieni wszelkich środków do życia. Społeczeństwo nasze robi
ze swojej strony wszystko dla tych nieszczęśliwych co jest w ich mocy, nie są oni jednak
w stanie ulżyć tym ludziom w ich niedoli, gdyż w lwiej część sami są pozbawieni
egzystencji a ilość wysieleńców znacznie przewyższa liczbę stałych mieszkańców . List
ów skierowany do Żydowskiej Samopomocy Społecznej w Krakowie kończy powtórzone
trzykrotnie S.O.S.
Mniej więcej w tym samym czasie dokonał się los sarnackiej synagogi. Drewno
powalonej przez Niemców konstrukcji powoli nikło w piecach zziębniętych Pomorzan.
Zniszczenie istniejącej od dwustu lat bóżnicy miało dla Żydów niewątpliwie charakter
symboliczny. Znacznie bardziej dotkliwy cios spotkał ich w pierwszym dniu inwazji na
ZSRR. Nalot odwetowy 22 czerwca wzniecił potężny pożar. W pożodze spłonęła
zabudowa rynku i kwartału położonego na południe. W przeludnionym miasteczku zrobiło
się jeszcze ciaśniej.
Komitet Pomocy podjął niezbędne działania by ulżyć niedoli stłoczonych w nieludzkich
warunkach ludzi. Dzięki wsparciu finansowemu charytatywnej organizacji American
Jewish Joint Distribution Committee i ofiarności miejscowych najbiedniejsi w getcie
dostawali chleb. Pomoc ta nie pokrywała w pełni potrzeb, kilkaset kilogramów pieczywa
na miesiąc (650 kg w marcu '41) dla poszczególnych osób oznaczało zaledwie
pojedyncze kromki dziennie. W maju doszło do uruchomienia kuchni, która jeszcze w
tym samym miesiącu miała wydać ok. 5,5 tys. obiadów. Dużą część rozdawano
bezpłatnie, głównie pośród Żydów z Błaszek i osób wykorzystywanych do prac na rzecz
okupanta.
Codziennie grupa mężczyzn wyruszała na roboty organizowane przez Niemców.
Jeszcze przed inwazją na ZSRR Żydów wykorzystywano do budowy strategicznych dróg
w kierunku Mierzwic i Hołowczyc. Mieszkańcy Sarnak obserwowali pośpiech z jakim
okupanci starają się ukończyć budowę. Ofiarą tej gorączki padło ogrodzenie kirkutu.
Sami Żydzi zostali zmuszeni by kamień po kamieniu rozebrać mur okalający miejsce
wiecznego spoczynku ich przodków. Każdego dnia kilkanaście osób wędrowało do pracy
2
na stację kolejową Platerów. Jeszcze zimą żydowskimi rękoma Niemcy budowali linię
telefoniczną z Sarnak do Zabuża. Wspomina pan Wincety Cybulski: niektórzy Żydzi mieli
pozwolenie, wychodzili, niektórzy pracowali. Ganiali ich do roboty. Na przykład 40-ty rok,
zimą, budowali telefony do Zabuża. To ja jeszcze woziłem tych Żydów. Mróz, a oni
wielkimi takimi szczypcami piach wybierali z dołów pod słupy . Za wybrańców mogli się
uważać ci Żydzi, których skierowano do prac w gospodarstwach. Kobieta, która
pomagała w 12-hektarowym gospodarstwie Cybulskich tylko dzięki temu mogła dożywiać
rodzinę.
Nie był to koniec, jesienią tego roku utworzono getto. W październiku władze okupacyjne
wydały rozporządzenie, na mocy którego do Sarnak przeniesiono Żydów z sąsiednich
gmin Górki, Łysów i Kornica. Około 1200 osób zamkniętych zostało w ciasnym kwartale
pomiędzy dzisiejszymi ulicami 3-go Maja, Szkolną, Berka Joselewicza i Kolejową.
Wzdłuż ulic ustawione zostały drewniane słupy z naciągniętymi nań drutami kolczastymi.
Tablice głosiły: Za wyjście z getta grozi kara śmierci .
Mimo uwłaczających warunków, życie musiało toczyć się dalej. Na szczęście getta nie
strzegła liczna załoga. Posterunek żandarmerii mieścił się dopiero w odległym o 5
kilometrów Platerowie. Zarówno Żydom udawało się wymykać poza ogrodzenie jak i
Polakom wchodzić do getta. Nocami odbywał się handel żywnością. Dla Jakowa
Chaszkiesa, który po ucieczce z getta resztę wojny przeżył w ukryciu, tamte okoliczności
wydawały się nawet całkiem znośne: wiele to kosztowało ludność żydowską, ale w ogóle
nie najgorzej obchodzili się z Żydami, można było by tak żyć do końca wojny .
Z pewnością dla tych, którzy wycofania się Niemców oczekiwali ukrywając się w leśnych
ziemiankach, stogach, strychach czy jamach wydrążonych w gnoju, czasy getta nie
wydawały się ostatecznością. Trafiali na różnych ludzi. Niektórzy, jak mieszkający na
skraju mierzwickiego lasu Sarnowscy, podkarmiali i dawali schronienie ukrywającym się.
Byli też tacy, którzy na ukrywających się w ziemiance wylewali wiadra wrzątku...
Historia sarnackiego getta dobiegła końca w maju 1942. Mieszkańcy Sarnak i najbliższej
okolicy dostali nakaz dostarczenia podwód. Więzioną w ciasnym kwartale za drutami
ciżbę przetransportowano furmankami do gett w Łosicach i Mordach. Wieźli ze sobą co
mieli. Jeden z ówczesnych furmanów wspomina właścicielkę sklepu łokciowego Gitlę
Grajcar, która zabrała ze sobą bele materiału. Prawdopodobnie nie spodziewała się
tragicznego końca, być może też jedyną walutą, która jej pozostała i za którą mogła
kupować żywność był towar z nieistniejącego sklepu.
W zamkniętych dzielnicach Łosic i Mordów sarnaccy Żydzi przebywali jeszcze kilka
miesięcy. Z końcem lata ostatecznie "rozwiązano" kwestię żydowską w okręgu
siedleckim. Hitlerowskie Vermchtungskommando na kilka dni przerwało wysiedlanie
getta w Warszawie i tą samą działalnością zajęło się w prowincjonalnych miasteczkach
dystryktu warszawskiego. żołnierze mieli już doświadczenie zdobyte w stolicy. Między 19
a 22 sierpnia mieszkańców gett w Łosicach i Mordach przepędzili pieszo do Siedlec.
3
Dotarli tam w sobotę, 22 sierpnia. W ciągu dwóch następnych dni pociągi wywiozły
niemal wszystkich do obozu zagłady w Treblince.
Rafał Zubkowicz, Sarnaki
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin