Pellegrino Nicky - Przepis na życie (PERN).doc

(1415 KB) Pobierz
NICKY PELLEGRINO

NICKY PELLEGRINO

Przepis
na życie

Recipe for life

Przełożyła Agnieszka Lipska-Nakoniecznik

Prószyński i S-ka

Dla Hatty,
która jest od samego początku

PROLOG

Z ogrodu przy Villa Rosa dolatywało szczekanie starego psa, który gnał za jakimś ptaszkiem pomiędzy kępami wybujałych karczochów, zupełnie jakby nie wyrósł jeszcze ze szczenięcych lat. Przebiegł w poprzek tarasu, gdzie niepodzielnie królowała bugenwilla, przedarł się przez lasek splątanych drzewek cytrynowych i ruszył na ukos przez wypłowiały na słońcu trawnik. Kiedy wreszcie ujadanie ucichło, wszechobecną ciszę mąciły jedynie szum lekkiego wietrzyka między gałęziami granatów oraz miarowe uderzenia morskich fal, które rozbijały się o leżące w dole głazy.

Dom stał pusty, zamknięty na głucho w obawie przed nieproszonymi gośćmi; wysokie skrzydła bramy także były zasunięte. Tylko mały pies i jaszczurka o zielonym grzbiecie potrafiły przecisnąć się przez dziurę w murze, którą prawie zupełnie zarosło zielsko.

Cała posiadłość sprawiała wrażenie opuszczonej i zaniedbanej. Grządki kwiatowe już dawno przestały się opierać chwastom, wisteria rosła dziko. Jednak niewątpliwie ktoś tutaj zaglądał. Przy końcu lata czyjaś ręka pozdejmowała z drzew owoce, a potem zamiotła ścieżki, na których spoczywały opadające jesienią liście.

Pogoda zawsze surowo obchodziła się z tym domem. Słonawe wiatry i ostre słońce sprawiły, że lakierowane drewno okiennic pokryło się bąblami, i wyssały kolor z pomalowanych różową farbą ścian. Gdyby dach nie został przyciśnięty kamieniami, gwałtowne wichry mogłyby pozrywać dachówki i zimowe deszcze przedostałyby się do wnętrza. Warstwa kurzu w środku leżała nienaruszona, odwrócone do góry dnem filiżanki do kawy stały na ociekaczu, gdzie ktoś je zostawił, a łóżko pozostało nieposłane. Ze ścian zdjęto obrazy i tylko cienie wskazywały miejsca, gdzie niegdyś wisiały. Sufit pokrywała sieć pajęczyn.

Od czasu, gdy ktoś tutaj ostatnio mieszkał, mogło upłynąć kilka miesięcy. Albo też parę lat.

CZĘŚĆ PIERWSZA

Twój czas jest ograniczony, więc nie trać go,
żyjąc cudzym życiem.

Steve Jacobs, CEO, Apple Inc.

Alice

Najpierw poczułam na sobie jego ciężar, nieznany i wrogi, który przygniótł mi całe ciało. Natychmiast otworzyłam oczy, lecz w ciemności zdołałam dostrzec jedynie zarys czyichś długich, kręconych włosów. Przypuszczam, że wtedy podniosłam wrzask, a on syknął, żebym się zamknęła, ale akurat tego dokładnie nie pamiętam. W pamięci zachował mi się jedynie dotyk czegoś ostrego, co przyciskał do mojej twarzy. To musiał być kuchenny nóż albo nożyczki, a przez moją głowę przelatywały myśli... Nie, wcale nie to, że lada chwila on mnie zabije, ale że zostanie mi blizna. Że mój policzek będzie oszpecony szramą. Wydaje się, że to głupie martwić się takimi rzeczami w momencie, kiedy ktoś cię gwałci.

Niezdarny, niechlujny akt nie trwał długo. Już po wszystkim leżałam na łóżku, nasłuchując, jak on zbiega po czterech kondygnacjach schodów. Dopiero gdy byłam pewna, że już sobie poszedł, wyskoczyłam z łóżka i popędziłam na dół, do pokoju Charliego.

- Zostałam zgwałcona!

Żeby wykrzyczeć te słowa, otworzyłam usta tak szeroko, że aż rozbolała mnie szczęka.

Nie jestem pewna, czy z początku ktokolwiek poza Charliem wierzył w to, co mówiłam - aż do chwili, gdy na dróżce prowadzącej do drzwi znaleziono pieniądze, które gwałciciel zgubił, uciekając. Policja zasugerowała nawet, że cała sprawa mi się przyśniła. Ale to zdarzyło się jeszcze w czasach, zanim przeszli specjalne szkolenie. Jestem pewna, że teraz zachowaliby się inaczej.

Słyszałam, jak rozmawiają przez walkie-talkie, określając mnie mianem ofiary. Nienawidziłam tego słowa. I nienawidziłam stać na kawałku brązowego papieru i rozbierać się w obecności lekarza, który następnie włożył moje rzeczy do plastikowej torby i gdzieś zabrał. Nienawidziłam tego, jak mnie szturchał i dźgał, a potem zostawił w jaskrawo oświetlonym pokoju, gdzie przez parę godzin siedziałam nad filiżanką cieniutkiej herbaty. Nienawidziłam patrzeć na nagłówki - Gwałt na studentce - na pierwszej stronie gazety, która ukazała się następnego dnia, i wiedzieć, że to chodzi o moją osobę. W dodatku wszyscy moi przyjaciele - każdy, kto kiedykolwiek pojawił się w moim malutkim pokoiku - musieli się zgodzić na pobranie odcisków palców, więc nie było szans, żebym mogła utrzymać wszystko w tajemnicy, by nie wskazywano mnie palcami, ilekroć pojawiłam się na terenie kampusu.

- Spójrzcie, to ta dziewczyna, która została zgwałcona.

Po tym wydarzeniu wszystko się zmieniło. Gdy byłam w klubie, zawsze po głowie krążyła mi myśl, że on może się tutaj znajdować. Inni prowadzili beztroskie pogawędki, słuchali kapeli albo rzucali strzałkami do tarczy, ja zaś rozglądałam się w poszukiwaniu mężczyzny z długimi, kręconymi włosami.

Podczas wieczorów spędzanych samotnie w domu nasłuchiwałam odgłosu jego zbliżających się kroków na schodach. Pójście spać nie wchodziło w rachubę. Nawet nie starałam się próbować.

Charlie został ze mną o wiele dłużej, niż się spodziewałam. Sądzę, że czuł się winny. Gdyby wciąż był moim chłopakiem, spałby w łóżku obok mnie, kiedy tamten obcy wślizgnął się do pokoju.

Nasz dom był taki przyjemny i przytulny: wysokie sufity, grube dywany, centralne ogrzewanie... Nic dziwnego, że kiedy ze sobą zerwaliśmy, żadne z nas nie miało ochoty się wyprowadzić. Tak więc z uporem mieszkaliśmy przez ścianę - Charlie w jednym pokoju, a ja w drugim - trwając w przekonaniu, że właśnie to drugie powinno się stąd wynieść, i nie dostrzegając, jak śmieszne jest nasze zachowanie.

W końcu bielizna pościelowa pomogła mi podjąć decyzję. Policjanci zabrali ją, by przeprowadzić testy w laboratorium, ale wkrótce odesłali z powrotem, ponieważ powiedziałam, że życzę sobie ją odzyskać, gdyż jestem spłukana i nie stać mnie na kupienie nowego kompletu. Tamci sprawiali wrażenie nieco zdziwionych, ale tak czy owak przynieśli pościel z powrotem. Jednak gdy rozpostarłam prześcieradło na łóżku, okazało się, że wciąż pokryte jest plamami. Niektóre z nich zakreślone były niebieską kredą, a oprócz tego parę kawałków tkaniny zostało wyciętych, zapewne do analizy. Bez namysłu zwinęłam całość w kłębek i wrzuciłam do kosza na śmieci.

Właśnie wtedy pomyślałam, że nie powinnam zostawać tutaj, czepiając się poszarpanych brzegów własnego życia. To wcale nie jest dobrze dla mnie, uznałam. Muszę dokądś się przenieść. Dokądkolwiek.

Zapakowałam w parę toreb te trochę rzeczy, które miały dla mnie jakieś znaczenie, i złapałam ekspres jadący na południe, nie mówiąc nikomu - z wyjątkiem Charliego - że wyjeżdżam. Kołysana rytmem pociągu robiłam plany na nowy początek. Zaczęłam myśleć, że to szczególny czas... moje życie po osiemnastym listopada tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego piątego roku, w którym to dniu nieznajomy mężczyzna przyłożył mi nóż do twarzy. Gapiłam się przez okno na umykający w dal angielski krajobraz, a w mojej duszy rodziło się postanowienie, że odtąd każdy dzień będę traktować jak nadzwyczajny dar od losu. Że dobrze wykorzystam ten czas. Wycisnę z życia wszystko, aż do ostatniej kropli.

Babetta

Babetta spojrzała w kierunku morza, starając się odkryć, co takiego ujrzał jej mąż, że od dłuższego czasu gapi się tam jak urzeczony. Siedział na starym, wiklinowym fotelu, który wyciągnął na taras, i chociaż naprawdę było dość chłodno, nie wykazywał najmniejszych oznak, że zamierza ruszyć się z miejsca. Zupełnie jakby na kogoś czekał. Ale dziś nie spodziewali się żadnego gościa. Rzadko się zdarzało, że ktoś tu zaglądał.

Tego dnia czekało ich trochę pracy. Babetta chciała przenieść do ziemi sadzonki cebuli - kruchej, czerwonej cebuli, która tak doskonale pasowała do letnich sałatek. Zwykle o tej porze Nunzio był już w ogrodzie; lekko przygarbiony, lecz wciąż mocny w rękach dzierżył swój wykrzywiony, stary szpadel i przygotowywał grządki. Jednak dzisiejszego ranka wiklinowy fotel zawładnął nim całkowicie; interesowało go jedynie obserwowanie horyzontu.

Gapił się w dal, prawie nie mrugając powiekami, i nawet nie zadał sobie trudu, by na nią popatrzeć, chociaż specjalnie szurała miotłą po płytkach terakoty, żeby zwrócić na siebie jego uwagę. Naciągnął głęboko na oczy swój stary, brudny kapelusz i zacisnął palce na podłokietnikach fotela, jakby się bał, że żona spróbuje wyciągnąć go stamtąd siłą.

Przerwała zamiatanie.

- Buongiorno, Nunzio - odezwała się głośno, bo stopniowo zaczynał mieć problemy ze słuchem.

Wreszcie odwrócił się w jej stronę. Jego spojrzenie było zimne jak lód, a twarz pozbawiona wszelkiego wyrazu.

- Buongiorno umarło, Babetta - odparł cicho. - ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin