Kobieta.rtf

(8 KB) Pobierz

„Nikt nie rodzi się kobietą, tylko się nią staje” napisała w 1949 roku w swoim dziele „Druga płeć” Simone de Beauvoir. Judith Butler na tym zdaniu oparła (prawie) całą książkę „Gender Trouble” (1990), a książka ta stała się podstawą teorii (no może nie całej), mam tu na myśli teorię queer. Streszczając ją w kilku słowach, można powiedzieć, że nasze kulturowe (dla niektórych nawet stanowiące status quo polskości) homofobia i seksizm wynikają z irracjonalnego przekonania, że istnieje jakiś ideał kobiety, ideał mężczyzny i ideał związku (to związek między idealną kobietą i idealnym mężczyzną). I do tych ideałów musimy odnosić wszystkie osoby i wszystkie związki. Im bliżej ideału, tym lepiej. Problem w tym, że ideał nie istnieje realnie, nikt dokładnie nie wie, jaki jest, a do tego się zmienia. Nas jednak cechuje przekonanie, że ideał jest stały, konieczny, dany od Boga lub Natury i jego niedopełnienie jest największym przestępstwem. Ten ideał staje się fetyszem, który celebrujemy, naiwnie wierząc, że wystarczy spełnić jakieś warunki, uzyskać jakieś cechy, by osiągnąć pełnię szczęścia. (Przykładem niech będzie metamorfoza wokalistki ONA, na naszych oczach stawała się ona coraz bardziej „kobieca”).

 

Nigdy jednak nie doganiamy ideału, więc nie możemy udowodnić, że to wierutna bzdura. Budujemy wysoki mur pomiędzy kobietą/tym, co kobiece i mężczyzną/tym, co męskie oraz homoseksualnością i heteroseksualnością. Ostro je hierarchizując. Procesowi poddawania własnych ciał upłciawianiu i useksualnianiu jesteśmy podporządkowane od momentu urodzenia, a nawet zanim on nastąpi, bo nasi rodzice i społeczeństwo już wiedzą, jakie będzie/musi być to dziecko, które się urodzi. Role społeczne są już napisane i tylko czekają na aktorów, którzy je zagrają. Największą iluzją jest jednak przekonanie, że Natura tak chciała, że mamy różne mózgi i różne sposoby pojmowania świata, że kobiety są z Marsa, a mężczyźni z Wenus (albo odwrotnie), że mężczyzna ma władzę a kobieta tajemnicę i że nic z tym nie można zrobić. W tym wszystkim jedno jest prawdą: jesteśmy różni, ale nie po osi homo/hetero czy kobiety/mężczyźni. Po prostu ludzie różnią się między sobą i wpływa na to tysiące czynników: od wychowania, edukacji, statusu majątkowego i klasowego, rasy, wyznawanej bądź nie religii, po indywidualne cechy umysłu i ciała. Wszyscy jesteśmy tacy sami, bo wszyscy jesteśmy zupełnie inni. Tak jak nasze linie papilarne czy siatkówka oka są niepowtarzalne, tak i nasze osobowości różnią się między sobą. Nie ma tych bardziej normalnych i mniej normalnych. Są tylko ci/te, którzy/które bardziej poddają się normie i ci/te, którzy/które mniej.

 

Wracając więc do początku, nikt nie rodzi się kobietą, mnóstwo z nas jednak czuje się kobietami. Kiedy się nimi stałyśmy? Co powoduje, że można o nas mówić „kobiety”? Czy istnieją prawdziwe kobiety czy tylko kobiety wykreowane? Co jest czynnikiem definiującym kobietę? Czasami słyszy się o kobiecych cechach: delikatności, łagodności, opiekuńczości. Ile jednak z tych cech to oczekiwania społeczne wobec nas, które staramy się spełniać i jak często czujemy się winne, gdy ich nie spełniamy? Zamiast informatyczkami zostajemy pielęgniarkami, bo to bardziej kobiece zajęcie i bardziej kobieca płaca – niższa. A dlaczego niższa? Bo to mężczyzna ma utrzymywać dom. Definiujemy więc kobietę przez jej związek z mężczyzną a najlepiej przez macierzyństwo. Co jednak zrobić z kobietami bezdzietnymi, samotnymi, zakonnicami, lesbijkami? No i co tymi, które są gruboskórne, złośliwe i bezwzględne? Wygląda na to, że jest kobiecość i kobiecość. Jedna bardziej kobieca od drugiej. Zdarzają się opinie, że kobiety to te istoty, które źle jeżdżą samochodami (tzw. baby za kierownicą) i nie mają nieumiejętności logicznego myślenia. Ale gdyby tak było, to nie zatrudniano by kobiet jako kierowców, ba nawet instruktorów jazdy! Ostatnim, który miał prawo twierdzić, że kobiety nie maja zdolności do nauk ścisłych, był niejaki Otto Weiningen, niestety, swoją książkę „Płeć i charakter” wydał w 1903, w tym samym roku, w którym Maria Skłodowska-Curie otrzymała nagrodę nobla w dziedzinie fizyki. Niektórzy twierdzą, że kobiety definiują szminki, sukienki, różowe falbanki, obcasy, makijaże i sposób poruszania biodrami. My wiemy jednak, że to nie prawda, bo ciało ubrane w bojówki czy garnitur, z ogoloną na łyso głową może jest mniej kobiece, ale nie przestaje być ciałem kobiety. No właśnie ciało. Czy mężczyzna ubrany w sukienkę i umalowany staje się kobietą? Czy jeśli czuje się kobietą/w pewnym stopniu kobietą/trochę kobietą to nią jest? Czy mężczyzna ubrany w sukienkę i udający kobietę na scenie, a nie uważający się za kobietę, jest kobietą? Czy jest nią Tootsie lub Mrs. Doubtfire? A bohaterowie „Klatki dla ptaków” czy „Priscilli królowej pustyni”? Wielu będzie się upierać, że wszystko zależy od genitaliów – mężczyźni mają penisy a kobiety waginy. Ale niektórzy ludzie robią sobie operacje narządów płciowych. Czy to znaczy, że płeć można wybrać? Że można nie zgadzać się z nią tak bardzo, by poddać się bolesnej i niebezpiecznej operacji? A co z osobami które zmieniają płeć, ale nie poddają się operacji jak Agrado z filmu „Wszystko o mojej matce” albo Brandon z filmu „Nie czas na łzy”? Nasza polska Rafalala w swoim dokumentalnym filmie nazywa siebie „kobietą z penisem”… No cóż, sprawa komplikuje się coraz bardziej. Niektórzy mówią o płci mózgu. A już niekwestionowana wydaje się płeć genetyczna (chromosomalna), związana z kodem genetycznym, szczególnie z sekwencją aminokwasów w chromosomach płci (X lub Y). Kiedy się jednak wgłębimy w biologię, okaże się, że rzadko który osobnik gatunku homo sapiens ma cechy absolutnego samca czy absolutnej samicy, a do tego są takie jednostki, które mają cechy obu płci. Tu polecam film „XXY”.

 

Do wyboru mamy jednak tylko dwie płcie (w każdym razie obecnie), musimy wybrać toaletę z kółeczkiem lub z trójkącikiem, w ankiecie wpisać K lub M, używać jakichś końcówek gramatycznych w czasie przeszłym (przynajmniej mówiąc po polsku) – choć nie urodziłyśmy się jako kobiety (bo kobiecość jest faktem społecznym, a nie biologicznym) część z nas się nimi staje i wtedy musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, co oznacza dla człowieka, że jest istotą rodzaju żeńskiego. Dla każdej z nas będzie znaczyło to co innego, ponieważ słowo „kobieta” ma prawie tak szeroki zakres semantyczny jak słowo „człowiek”. Należymy jednak do dużej grupy, która z racji swej płci jest dyskryminowana, mamy przeciwko sobie patriarchat i system emerytalny. I dlatego potrzebujemy siebie nawzajem, potrzebujemy kobiecych przestrzeni, ruchu kobiecego i praw kobiet. I jeśli nawet pewne sprawy nie dotyczą nas bezpośrednio, to skoro są sprawami kobiet, są też naszymi sprawami, ponieważ czujemy się kobietami lub jesteśmy odbierane jako kobiety. Być może przyjmowanie tożsamości jest błędem, to jak to zauważyła Butler, jest to „błąd konieczny”.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin