Edmund Niziurski Pi�� melon�w na r�k� Rozdzia� I Czemu �ciga� mnie gang braci Ryps? "Dzisiaj nie b�dzie obiadu". Moje wyst�py w Szulerni. Daremne k�amstwa, Mariusz i Dariusz wiedz� wszystko. Cz�owiek sukcesu? To na pewno nie tato. Am witamina. Boj� si� szerszeni pod mostem. By�o to w czasach, gdy jajko kosztowa�o tysi�c, a kilogram szynki sto tysi�cy, portfele p�cznia�y od banknot�w i wszyscy byli milionerami... no, prawie wszyscy, ja w ka�dym razie nie by�em. Tego dnia troch� wcze�niej ni� zwykle (bo w szkole nie by�o matmy) sta�em przed wystaw� sklepu sportowego Bucholca i po��dliwie wlepia�em oczy w czarne �y�worolki, dr�cz�cy mnie od miesi�cy, niedo�cig�y przedmiot moich marze�. I tym razem nie mog�em si� oprze� pokusie. Wlaz�em do �rodka i kaza�em sobie poda� numer czterdzie�ci dwa do przymiarki, cho� wiedzia�em, �e nie b�dzie mnie sta� na kupno, ani jutro, ani za miesi�c, ani w daj�cej si� przewidzie� przysz�o�ci, zw�aszcza po tym, co nas ostatnio spotka�o. Ekspedientka niech�tnie poda�a mi pude�ko. Musia�a zapami�ta�, �e kiepski ze mnie klient. Ogl�da�em w�a�nie moj� lew� nog� uzbrojon� w rolki, gdy us�ysza�em znajome g�osy, zachryp�e i kogucie, a jeden jakby barani. Zerkn��em niespokojnie w stron� okna. Tak, nie omyli�em si�, to byli oni! Darek i Mariusz bracia Ryps oraz ich paczka: ten atleta Ryszard Gr��el (g�os barani), obok niego niezwykle skuteczny adept walk dalekowschodnich, szczup�y Picio Koz�owski zwany Igie�k� i jeszcze s�oniowaty Eryk Kn�ber, czyli Elefant (g�osy kogucie), a tak�e gruby Kluch, kt�rego brali z sob� chyba tylko po to, by bawi� si� jego kosztem (jak si� naprawd� nazywa�, nie wiedzia�em). Od paru dni mia�em na karku t� niebezpieczn� szajk�. Wk�adali nadspodziewanie du�o wysi�ku, �eby mnie dopa�� i ...rozliczy�. Musieli pewnie wytropi�, �e wracam t�dy z budy, no i postanowili zaczai� si� tutaj. Ale ja z pewnych zasadniczych powod�w nie mia�em najmniejszej ochoty z nimi si� spotka�, rzuci�em wi�c buty z rolkami i na wszelki wypadek schowa�em si� za rz�dem pstrokatych kurtek w stoisku z odzie�� sportow�. �ywi�em nadziej�, �e nie wejd� do sklepu, ale oni po kr�tkiej dyskusji weszli. No, to b�dzie cyrk i jaja - pomy�la�em i nie pomyli�em si�. Zaraz zacz�li na oczach bezradnych ekspedientek przewraca� sklep do g�ry nogami, rzuca� pi�kami, pojedynkowa� si� kijami golfowymi, zak�ada� r�kawice bokserskie i boksowa�, przymierza� kaski motocyklowe i wali� si� po �bach rakietami. A �eby by�o �mieszniej, ma�emu Kluchowi zamiast kasku wsadzili na g�ow� p�katy kocio�ek biwakowy. Biedak nie m�g� go potem zdj�� i skar�y� si� p�aczliwie: - No i co�cie zrobili! �ci�gnijcie mi to teraz, �wiry! Zawsze musicie mi co� zrobi�! - Zaraz, ma�y! Zabawimy si� w ciuciubabk�! - �miej�c si� wciskali mu naczynie jeszcze g��biej na oczy. - Rany, co wy... Nic nie widz�! - og�upia�y Kluch z wyci�gni�tymi r�kami jak �lepiec obija� si� o manekiny popychany to w jedn� to w drug� stron� przez rozochoconych �obuz�w, kt�rzy zarykiwali si� z ubawu. Dopiero zaalarmowany kierownik Bucholc z dwoma uzbrojonymi ochroniarzami po�o�y� kres tym wulgarnym wybrykom. Kaza� bandzie wynosi� si� ze sklepu, ale przedtem odstawi� towar na p�ki, co w przypadku kocio�ka biwakowego okaza�o si� niewykonalne, poniewa� nie chcia� Kluchowi zej�� z g�owy. - To dlatego, �e on ma odstaj�ce uszy - orzek� Mariusz. - I �le uformowan� czaszk� - doda� Dariusz. - Biegnij po mas�o - krzykn�� do Igie�ki. - Trzeba szczylowi nasmarowa� ma��owiny. - Lepiej olejem sojowym - radzi� flegmatycznie Elefant. - Najlepiej �elem FA! Tylko �elem FA! - przekonywa� Gr��el. - �el FA jest najbardziej �liski! - E, szkoda �elu - powiedzia� Mariusz. - Wystarczy namydli� ma�ego myd�em. Przy okazji umyjemy mu brudne uszy. - Pr�dzej, bydlaki - niecierpliwi� si� Kluch - duszno mi, �eb mi p�ka, r�bcie co�! - bulgota�. - Tak mnie urz�dzi�, �mierdziele!... �eby was pokr�ci�o, zawsze musicie mi co� zrobi�. - Wszystko dlatego, �e masz nietypow� czaszk� - t�umaczy� Dariusz. - Kto widzia� mie� �eb w kszta�cie gruszki! - Najdusy, gnojone chmyzy! - pieni� si� Kluch. - Przesta� bluzga� - straszy� go Mariusz. - Jak b�dziesz za du�o m�wi�, to spuchniesz, a wtedy ju� w og�le nie da si� tego �ci�gn�� i trzeba b�dzie uci�� ci g�ow�. Kluch umilk� przera�ony tak� perspektyw�. - A ty tu czego si� czaisz? - us�ysza�em za sob� m�ski g�os. Kto� z�apa� mnie za ko�nierz. �ypn��em przez rami�. Zobaczy�em gniewne, nabieg�e krwi� oczy. To kierownik sklepu, Bucholc! Sp�oszony wyrwa�em si� gwa�townie i skoczy�em do wyj�cia. Rozp�dzony jak byk na korridzie pchn��em po drodze ci�kiego Elefanta. Zwali� si� na Igie�k�, Igie�ka na Gr��ela, Gr��el na braci Ryps! Co za fuks! Sam by�em zaskoczony, �e mi si� tak uda�o! A �eby galimatias by� wi�kszy, rzuci�em im jeszcze pod nogi manekin w d�okejce. Ju� w drzwiach zerkn��em za siebie i z satysfakcj� stwierdzi�em, �e ca�a hultajska pi�tka le�y. Niemniej moja sytuacja by�a nie do pozazdroszczenia, bo wszyscy b�yskawicznie poderwali si� rozjuszeni i dysz�c zemst� pognali za mn� z dzikim wrzaskiem: - Mucha, st�j! Zatrzymaj si�, ty gnojku! �apa� Much�! Nieszcz�sny Kluch, wci�� z kocio�kiem na g�owie, te� jakim� cudem wydosta� si� na ulic� i zataczaj�c si� be�kota� p�aczliwie: - Gdzie jeste�cie, parszywcy! Nie zostawiajcie mnie, dranie... Ale bracia Ryps nawet si� nie obejrzeli i na czele swojej bandy sadzili za mn� wielkimi susami zmniejszaj�c za ka�dym krokiem dystans... Czu�em, �e nie wytrzymam d�ugo. By�em s�aby, od paru dni nie zjad�em porz�dnego posi�ku, dzi� wsun��em tylko �liwki w occie (nic innego nie znalaz�em ju� w spi�arce) i zagryz�em resztk� przedwczorajszej bu�ki. Ten bieg u�wiadomi� mi, jak bardzo straci�em kondycj�. Tydzie� temu mama powiedzia�a: - Przykro mi, Witku, dzisiaj nie b�dzie obiadu! Nie zrozumia�em w pierwszej chwili. - Nie szkodzi - odpar�em - mo�emy zje�� co� u "Kr�la". "Kr�l" to by�a nowa, elegancka restauracja na s�siedniej ulicy. - Obawiam si�, �e nie sta� nas na to - o�wiadczy�a zak�opotana mama. - Jak to nie sta�, mamo?! - Tata nie wr�ci�, zn�w nie wiadomo, gdzie si� podziewa, a mnie sko�czy�y si� pieni�dze. - Po�ycz! - Po�yczam ju� od miesi�cy... obawiam si�, �e nikt nam ju� wi�cej nie po�yczy, a nie chc� sprzedawa� rzeczy, to ju� by�oby dno. - A wuj Karol? - Wyjecha� do Frankfurtu. - A ciotka Trafek_Tro�ska? - Od ciotki Trafek nikt jeszcze nie wydusi� ani grosza. - Mamo, to co zrobimy! - wykrzykn��em. - Nie wiem, spr�buj� znale�� jak�� prac�. Przygryz�em wargi. Nie wierzy�em, �eby jej si� uda�o. Nie mia�a ani referencji, ani wykszta�cenia, ani �adnej praktyki... I zdj�� mnie strach. Nigdy dot�d przez g�ow� mi nie przesz�o, i� mo�e nadej�� taki dzie�, �e b�d� g�odny i nie dostan� obiadu. Tego dnia uprzytomni�em sobie ze zgroz�, �e nie mog� ju� liczy� na moich starych i �e to ja, ja sam, musz� teraz zatroszczy� si� o mam� i o siebie. I kiedy g��wkowa�em, jak zdoby� troch� pieni�dzy przypomnia�em sobie, co mi dawno powiedzia� Wojtu� Pycek. Grali�my na �awce w parku w pokera i kiedy ogra�em go po raz trzeci z rz�du, �obuz zamrucza� z podziwem: - Ty, Mucha, m�g�by� �mia�o zmierzy� si� z bra�mi Ryps w Szulerni. Po godzinie wyszed�by� z melonem w kieszonce. Szulerni� nazywali�my zaciszne miejsce w nadbrze�nych zaro�lach pod pierwszym i jedynym ocala�ym prz�s�em starego mostu na Pilicy. Mia�o ono fataln� opini�, porz�dni ludzie omijali z daleka ten zak�tek. Panowa�o og�lne przekonanie, �e to melina najgorszych m�t�w i szumowin naszego niezbyt bogobojnego miasteczka, siedlisko wszelkiego zepsucia, co by�o po cz�ci prawd�, lecz odk�d teren ten opanowa� gang braci Ryps, zasz�y tam widoczne zmiany, pytanie tylko, czy na lepsze. Pomys�owi bracia urz�dzili pod mostem, jak to �adnie okre�lili, o�rodek relaksu. W rzeczywisto�ci r�n�li tam w karty, g��wnie w pokera, obrabiaj�c m�odszych koleg�w z budy. Nazywa�o si� to strzy�eniem baran�w. Zarobili wtedy na nowe przezwisko. Nazywano ich klasykami, bo m�odocianych amator�w hazardu za�atwiali klasycznym sposobem. Najpierw pozwalali im wygrywa� i zarazi� si� gor�czk� hazardzist�w, a potem, rozochoconych, "strzygli" do ostatniego grosza, wyci�gaj�c od nich nie tylko kieszonkowe i wszystkie oszcz�dno�ci, ale tak�e co cenniejsze fanty: zegarki, kasety, medaliki, �a�cuszki... Ale kto nie traci� g�owy, nie dawa� si� ponie�� emocjom i umia� w por� wycofa� si� z gry, ten m�g� podobno zarobi� tu sporo forsy. - Dobra, stary - powiedzia�em do Pycka - ale wiesz, �e nie �mierdz� groszem. Sk�d wezm� fors� na pocz�tek? - Zablefuj - odpar� bez wahania. - Oni wiedz�, �e Karol Mantyka, ten handlowiec z mercedesem, to tw�j wuj. Mo�esz �mia�o uda�, �e pomagasz mu w interesach i jeste� dobrze nadziany. Wystarczy, jak w�o�ysz co� do puli na pocz�tek i zablefujesz, a potem ju� b�dziesz operowa� tym, co wygrasz. Zastawi�em wi�c w lombardzie u Szyjki medalik, pami�tk� po pierwszej komunii i z bij�cym mocno sercem uda�em si� do Szulerni. Karta sz�a mi nadzwyczajnie. "Karety" i "fulle" pcha�y mi si� w �apy, podczas gdy moi partnerzy dostawali do r�ki lub dokupywali same �mieci. Tego popo�udnia zarobi�em trzysta patyk�w z hakiem, a nazajutrz jeszcze wi�cej i ...rozbyczy�em si� na ca�ego. Zacz��em zagrywa� coraz bardziej bezczelnie i ryzykownie podbija�em stawki. Chyba uwierzy�em, �e szcz�cie w kartach kupi�em sobie na sta�e. A potem ta decyduj�ca rozgrywka, kt�r� b�d� pami�ta� do �mierci... W "banku"...
gumisz