Rozdział 1.doc

(40 KB) Pobierz
Rozdział 1

Rozdział 1

Ciekawy poranek

 

Punkt widzenia Belli

 

              Musnęły mnie lekkie promienie słońca. Tak, już rano. Kocham poranki, tym bardziej, że budzę się koło mojego ukochanego. Poczułam jego palce na plecach. Och...

              – Dzień dobry, Bello – przywitał się grzecznie.

              – Cześć, Jacob.

              – Głodna? Zrobiłem śniadanie. W końcu niedługo idziesz do pracy.

              Odwróciłam się gwałtownie. Był już ubrany. Zawsze ja go budziłam i podawałam śniadanie.

              – Coś ty taka zdziwiona? Nie mogę chociaż raz zrobić ci śniadania? – spytał niby niewinnie. – Ale za to ty zrobisz kolację dla gości. Jeszcze bym ich otruł przez przypadek. – Zaśmiał się.

              – Ile osób będzie?

              – A kogo ty zaprosiłaś? Bo ja chciałem tylko najbliższych przyjaciół.

              – Alice i jej brata. – Nie miałam żadnej innej rodziny czy przyjaciół. – A ty?

              – Tylko Emmetta.

              – Dobrze, więc z nami pięć osób.

              Pocałowałam go i pobiegłam do łazienki. Pośpiesznie się umyłam, ubrałam i podeszłam do Jake’a.

              – Już jestem! – zawołałam, siadając.

              Zachichotał.

              – Bella, wyluzuj. Słyszałem. – Wyszczerzył się i usiadł koło mnie. Moja ulubiona cecha w Jacobie? Ten śliczny, łobuzerski uśmiech. – Musisz się pośpieszyć. Za dwadzieścia minut powinnaś być w pracy.

              – Dwadzieścia! – krzyknęłam, po czym od razu zerwałam się z miejsca. Jeżdżenie autobusami jest strasznie długie, bo o tej porze jest najbardziej zakorkowana droga. Austin mnie zabije! Tylko w tym miesiącu spóźniłam się już piętnaście razy, a był przecież dwudziesty trzeci kwietnia!

              Bello, usiądź. – Złapał mnie za rękę. – Gdybym wiedział, że się spóźnisz, obudziłbym cię wcześniej. Pamiętasz, o czym kiedyś rozmawialiśmy?

              Zaśmiałam się. Nasz związek opierał się tylko na rozmowie. Zawsze, gdy mieliśmy trochę wolnego czasu, siadaliśmy i zwierzaliśmy się sobie ze wszystkiego. On nie był tylko moim chłopakiem. Był moim umysłem, moją duszą, moim aniołem stróżem.

              Jacob był wysoki i muskularny. Miał ciemne włosy i głęboko osadzone czarne oczy. Jego ręka była jak trzy moje – ludzie wręcz się go bali. Był mechanikiem samochodowym, a jego ulubionym zestawem ubioru był czarny, obcisły t-shirt i krótkie spodenki. Gdy pierwszy raz go zobaczyłam, omal nie zemdlałam ze strachu. Tak często mi o tym przypomina, że co chwilę wracam do tego pamięcią...

 

              Omal nie spóźniłam się do pracy. Mieszkałam wtedy za miastem i jeździłam starą furgonetką. Było wcześnie rano, gdy wjechałam do miasta. Nie pamiętam dokładnie, czy była trzecia, czy czwarta nad ranem. Było ciemno. Nagle furgonetka zgasła i stanęła, akurat przed barem. Wielu mężczyzn mi się przyglądało, gwizdało, wolało na piwo. Bałam się strasznie! Trójka z nich zaczęła do mnie podchodzić. Zamarłam. Byli pijani, szli po całej ulicy. Jeden z nich wyciągnął nóż. „Muszę uciekać”, pomyślałam, ale potem zdałam sobie sprawę, że nie mam gdzie. Po drugiej stronie okna zauważyłam ogromną postać. Osoba ta weszła do furgonetki i zaczęła manewrować tak, abym ja znalazła się na miejscu pasażera, wtedy on – bo to był mężczyzna – otworzył drzwiczki od strony kierowcy i stanął przed moimi napastnikami.

              Wynocha stąd! – warknął swoim ostrym i bardzo ochrypłym głosem. Wystraszyłam się jeszcze bardziej, gdy usłyszałam jednego z mężczyzn.

              – Czyżbyś nie miał żadnych aut do naprawy?

              Idź do swoich samochodzików, Black – dodał drugi.

              Po moim trupie – znów ten ostry głos. Czy mógł być ostrzejszy? – Jazda stąd!

              Trzeci z mężczyzn westchnął, po czym powiedział:

              I tak ją dorwiemy, Black. Teraz czy później – co za różnica?

              Potem już niczego nie usłyszałam, widziałam tylko ciemność. Wszędzie ciemność. Czułam się, jakby ktoś uderzył mnie czymś ciężkim w głowę. Jedno pytanie chodziło mi po głowie. Kim był ten mężczyzna? Dlaczego to robił? Czego ode mnie chciał? Obudziłam się kilka godzin później w jego mieszkaniu. Starał się mnie nie wystraszyć. Tak czy siak, wpadłam w panikę.

              Kim jesteś?! Co ja tu robię?! Powinnam być w pracy...

              Hej, hej, spokojnie... Zemdlałaś. Budziłem cię, ale to na nic się nie zdało, więc zabrałem cię tutaj. Sądziłem, że się prześpisz, wstaniesz i wszystko wyjaśnimy. Spokojnie... – powtórzył.

              Uspokoiłam się trochę, więc mężczyzna kontynuował.

              Nazywam się Jacob Black. Jestem mechanikiem w „Sovernight”. To moja firma i mojego brata Emmetta. Szedłem wczoraj do sklepu po kilka piw i wtedy zauważyłem ciebie...

 

              Tak, od tamtego czasu dużo rozmawiamy. Jacob zdążył przez te półtora roku zauważyć, że rozmowa mnie umacnia, buduje. Chłopak odchrząknął głośno, wyrywając mnie z zamyślenia.

              Pamiętasz? – powtórzył pytanie.

              Jake... rozmawiamy o tylu rzeczach, że nie wiem, o co dokładnie ci chodzi.

              Rzeczywiście. Uśmiechnął się. – Więc chodzi mi o to, że chciałbym mieć motocykl.

              Jacob, oczywiście, jesteś mechanikiem, więc chcesz, ale zauważ, że nie stać nas na motocykl, a takiego zwykłego, przeciętnego byś nie chciał. – odrzekłam łagodnie.

              Bello, a co, jeśli powiem, że kupiłem go? – spytał powoli, zamykając oczy. Zawsze chciałam mieć motocykl i chciałam, by Jake go miał, ale ta maszyna jest niebezpieczna.

              Jak to kupiłeś? Za co?

              Firma ostatnio przynosi spore dochody, więc postanowiłem część z nich wydać.

              Zrobiłam się blada. Jacob i motocykl. Jacob i szybka jazda. Jacob i wypadek.

              Bello, nic ci nie jest?! – Gwałtownie wstał i podszedł do mnie.

              Nie, nic...

              Wiem, o co ci chodzi – powiedział dumnie. – Mam kask. A nawet dwa. Dla ciebie i dla mnie. – Uśmiechnął się triumfalnie. Cholera, brak argumentów. Trudno, niech się cieszy.

              Wyszczerzyłam się do niego i odpowiedziałam:

              Miło. To kiedy jedziemy do pracy?

              Naprawdę?! Cieszysz się? Nie każesz mi go oddać?!

              Jacob czasami był jak dziecko. Podobało mi się to. Pociągnął mnie za rękę, zmuszając do wstania i wyszliśmy przed blok. Spojrzałam dookoła szukając nowej maszyny. Nigdzie jej nie było.

              Gdzie ona jest? – spytałam zirytowana, ale w rzeczywistości byłam smutna.

              Tam... – wskazał palcem. – Chodź.

              Wsiadłam na motocykl iożyłam swój kask. Jake usiadł za mną, założył kask i odpalił. Zdziwiłam się. Motory są zazwyczaj bardzo głośne, ale najwyraźniej nie ten. Maszyna była piękna. Duży, czarny, lśniący motocykl. Chłopak dodał gazu i pojechaliśmy do mojej restauracji...

 

Punkt widzenia Edwarda

 

              Edward? Edward, wstawaj! Spóźnię się do pracy!

              Spadaj... - wymruczałem do siostry. Alice była wysoką szatynką o jasnych oczach, ale dla mnie była małą, wkurzającą diablicą.

              Edward, miałeś mnie odwieźć do restauracji! Mój samochód jest u Jake’a w warsztacie!

              Weź sobie jakiś inny samochód... mało ich masz? Daj mi spać!

              A właśnie, że nie ma żadnego w garażu! Esme wzięła swój, Carlisle też! Jest tyko twój.

              Zrób mi jakieś śniadanie, ubiorę się i przyjdę... powiedziałem, żeby ją odgonić.

              Poszła. Zwycięstwo. Wiedziałem, że nic nie da zmylenie jej, żeby w końcu sama wyszła, więc wstałem. Moje mięśnie i głowa! Nigdy więcej nie pójdę z Leo na piwo! Podszedłem do szafy i wyjąłem swój garnitur. Wszedłem do łazienki wziąć prysznic i ubrałem garnitur. Gdy zszedłem do kuchni Alice już jadła. Wredna małpa.

              Witaj, braciszku – powiedziała dumnie. Rzadko udawało się komuś zwlec mnie z łóżka.

              Mówiłem ci już kiedyś, że cię nienawidzę? – spytałem retorycznie, jednak odpowiedziała:

              Dużo razy, a teraz siadaj, zjedz i idziemy.

              Jedliśmy w ciszy, jednak przysypiałem i nie byłem głodny. Alice to zauważyła.

              Chodź, Bella pewnie jest już w pracy.

              Bella? Kim jest Bella? Niedawno zawsze było „Muszę iść, Piper jest już w pracy”.

              Kim jest Bella? – spytałem na głos, udając niezainteresowanego.

              Przecież mówiłam ci, że szef mnie przeniósł do innej restauracji. Bella tam pracuje, ale znałam ją już dawno, jeszcze ze szkoły. Pamiętasz Bellę Swan?

              Swan! Śmiać mi się zachciało. Jasne, że pamiętam Swan. Dwie lewe nogi, okulary, aparat, brzydka jak potwór.

              Jeszcze jedno: Jacob organizuje kolację zaręczynową. Jestem zaproszona, razem z tobą.

              Ze mną? Nawet ich nie znam, nie mam zamiaru tam iść. – Przypomniała mi się Bella.

              Dlaczego? Lubisz przecież nowe znajomości. Proszę...

              O nie! Zawsze dawałem się nabrać na ten głosik pobitego dziecka, to spojrzenie smutnego pieska.

              No dobra – westchnąłem. – Kiedy?

              Dziś wieczorem. – Wyszczerzyła zęby jak głupia. – A teraz chodź, nie zamierzam się spóźnić. Idę po torebkę, a ty przyszykuj samochód – powiedziała, po czym wybiegła z gracją baletnicy. Cóż, Alice nigdy nie była do końca normalna.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin