Hipnoza - Klucz do magazynu rzeczy zapomnianych - A. Włodarski i A. Rychwalska.doc

(180 KB) Pobierz
HIPNOZA

HIPNOZA

KLUCZ DO MAGAZYNU RZECZY ZAPOMNIANYCH

Tekst opublikowano w "Magazynie do Gazety Wyborczej"  nr 27 (331) Czwartek 8 VII 1999.Autorami tekstu są Artur Włodarski i Agnieszka Rychwalska. E-mail do redaktora Artura Włodarskiego: a.wlodarski@gazeta.pl  artur.wlodarski@gazeta.pl   bonet@gazeta.pl

Wstęp:

To miał być kolejny naukowy tekst, tyle że o hipnozie. Wydawało się, że nie będzie bardziej kłopotliwy, ani bardziej pracochłonny niż artykuły o mózgu, genach czy makakach. Szybko przekonaliśmy się jednak, że z hipnozą sprawa nie jest prosta. W Polsce para się nią garstka naukowców i przynajmniej 10 razy więcej osób z nauką nie związanych. I jedni, i drudzy potrafią hipnotyzować. Jedni i drudzy wykorzystują hipnozę do zupełnie innych celów: naukowcy - psycholodzy i lekarze - prowadzą hipnoterapię; pozostali - rozwijają jasnowidzenie i telepatię, odnajdują zagubione przedmioty i ludzi, itp. Ci pierwsi prawie nie ogłaszają się w prasie, ci drudzy - często. Ci pierwsi sądzą, że ci drudzy w ogóle nie powinni się brać za hipnozę, a już pod żadnym pozorem nie hipnoterapię. Ci drudzy nie przyjmują tego do wiadomości - wielu z nich hipnozą zarabia na życie. Wybierając rozmówców, mogliśmy poprzestać na naukowcach. Ale nie chcieliśmy stworzyć wrażenia, że odsądzamy pozostałych od czci i wiary. A poza tym hipnoza nie kończy się za progiem gabinetów i laboratoriów; wynajęte sale szkolne, prywatne mieszkania pełne bibelotów - tam też jest praktykowana. Głównie tam. Dlatego rozmówców jest aż czworo: dwoje naukowców i dwoje nienaukowców?. W dodatku z różnych miast. Ale nawet gdyby mieszkali na jednej ulicy i tak nie doszłoby do wymiany zdań przy jednym stole. Powód? Jeden z naukowców nie chciał się znaleźć w towarzystwie nienaukowców. Protestował. Wtedy też stał się "pewnym naukowcem". Z każdym z rozmówców rozmawialiśmy więc osobno. Każdemu zadaliśmy te same pytania. Żaden nie słyszał odpowiedzi pozostałych. Powstało coś, co można nazwać wywiadem równoległym. Nie widzieliśmy innego sposobu, by uzyskać możliwie pełny (a jak się później okazało nie całkiem spójny) obraz hipnozy.

Zasadniczy tekst artykułu, który jest wywiadem z kilkoma osobami:

Pani Lidia zapaliła świece i kadzidełko. Włączyła magnetofon. Z głośników popłynęła nastrojowa muzyka. Spoglądałem wyczekująco na leżankę. Jednak pani Lidia, o dziwo, kazała mi stać.- Zamknij oczy - powiedziała miękko. Odpręż się. Rozluźnij wszystkie mięśnie. Zacznijmy od czubka głowy. Po kolei wymieniała różne partie ciała. Rozkurczałem więc mięśnie twarzy, szyi, ramion, przedramion, nadgarstków, dłoni, itd. Kiedy doszliśmy do kolan, lekko pchnęła mnie do tyłu. Opadłem na krzesło. - Jesteś w przytulnym, luksusowym hotelu. wchodzisz do windy, a ta bezszelestnie zwozi cię na parter. idziesz przez szykowny, przestronny hall. Widzisz przed sobą dwoje drzwi: lewe prowadzą na łąkę, prawe na plażę. Skiń głową, jeśli chcesz wyjść na łąkę ... Nie drgnąłem. Myślami byłem już na plaży. - Wybierasz drugie drzwi? - Po chwili moje stopy brodziły w rozgrzanym słońcem pasku. Zdjąłem koszulę. Czułem, jak promienie słońca piszczą moje plecy. Szedłem dalej. Minąłem kępę trawy i nachylone nad nią drzewo. Spostrzegłem, że piasek staje się coraz chłodniejszy. jeszcze krok i usłyszałem chlupot wody. Rzuciłem się w przejrzystą toń. Ogarnął mnie niebiański spokój. Piasek, woda i ja - wszystko inne przestało się liczyć. Byłem sam i było mi niewiarygodnie dobrze. Położyłem się w cieniu drzewa. Moje ciało powoli zastygało w bezruchu. Wraz z nim nieruchomiały moje myśli. jeszcze chwila i zatrzymał się czas. Był tylko spokój, który trwał, trwał i trwał. Z oddali usłyszałem głos kobiety. - Unieś ręce - poleciła. Musiała upłynąć dłuższa chwila, nim dotarło do mnie, o co jej chodzi. - Po co? - pomyślałem leniwie. Czyżby źle im było tam, gdzie są - I jakby czytając w moich myślach, powiedziała: - Są tak ciężkie, że choćbyś nie wiem, co robił, to i tak nie zdołasz ich podnieść. Mimo to - spróbuj. Spróbowałem. Zdołałem unieść dłonie może na centymetr. Zaraz potem opadły bezwładnie. Nie sądziłem, że aż tyle ważą. Kobieta ma rację. Nic nie zdoła mnie stąd ruszyć. Znowu pogrążyłem się w bezczynności. Mój znieruchomiały mózg wypełniło wielkie, rozkoszne NIC. - Tak, oto chwila, dla której się urodziłem - pomyślałem. Zapragnąłem, by była to ostatnia ogarniająca mnie myśl. I rzeczywiście - pozostała czysta błogość. - Teraz proszę liczyć do dziesięciu - powiedziała kobieta zupełnie niepotrzebnie. - Na "dziesięć"obudzi się pan i będzie panu bardzo dobrze. - ... - Proszę liczyć do dziesięciu i otworzyć oczy. - Mnie już jest dobrze, po co mam liczyć, nie chcę liczyć, nie chcę nic zmieniać. - Proszę liczyć. Zacząłem, ale czułem, że źle robię. wymieniałem po cichu kolejne liczby, a ich nazwy parzyły mnie w język. Coraz wolniej i wbrew sobie zbliżałem się do końca. "Dziesięć"- ni to pomyślałem, ni to wyszeptałem i mechanicznie uniosłem powieki. Wszystko było po staremu: świeca, obrazy, sofa. I wszystko było brzydkie, niepotrzebne i nieprzyjazne. W uszach ciągle słyszałem szum fal, czułem gorący piach pod stopami i gorejące słońce na głową. Dlaczego nie mogłem tam zostań? ...

ARTRUR WŁODARSKI, "GAZETA": Czy ja naprawdę byłem zahipnotyzowany?

PANI LIDIA: - Tak. To był najprostszy z przykładów hipnozy. Żadnych akrobacji, żadnego grzebania w podświadomości. Czysty relaks.

"GAZETA": A myślałem, że nie uda się mnie zahipnotyzować.

PANI LIDIA: Ha! Już po minucie wiedziałam, że z panem nie będzie żadnych problemów. Poszło jak z płatka. A proszę pamiętać, że z osobą, która nigdy wcześnie nie była hipnotyzowana, zawsze jest najtrudniej.

ANGIESZKA RYCHWALSKA, "GAZETA": Właśnie. Czy widać tak na oko, że ktoś jest szczególnie podatny lub oporny na hipnozę?

LECH EMFAZY STEFAŃSKI: Określenie "podatność" źle się kojarzy. podatni jesteśmy na wpływy, na nałogi, na sugestie ... Ale nie na hipnozę. W odróżnieniu do niej poprawniejsze jest sformułowanie "zdolność". I tę zdolność mają wszyscy. Z tym, że niektórzy zapadają w głęboki trans hipnotyczny za pierwszym razem, inni dopiero za setnym. Proszę nie wierzyć zapewnieniom, że ktoś jest "całkiem odporny" na hipnozę. Takich nie ma.

MGR DOROTA STOLARSKA: To nieprawda, że najłatwiej hipnotyzuje się ludzi słabych, uległych, niedojrzałych. Jest dokładnie na odwrót. osoby mocno stąpające po ziemi, zebrane w sobie, racjonalne i trzeźwo myślące - one najłatwiej wchodzą w hipnozę. Bo są najbardziej otwarte na doświadczenia, bo nie boją się kontaktu ze sobą i z drugim człowiekiem.

PANI LIDIA: Do szczególnie podatnych należą biznesmeni, przedsiębiorcy, dziennikarze, aktorzy i pisarze. Dlaczego akurat oni? Bo pracują wyobraźnią. A hipnoza, jak sam się pan przekonał, jest właśnie grą wyobraźni.

PEWIEN NAUKOWIEC: Czasem mówię studentom, że z podatnością na hipnozę jest tak, jak z ilością pigmentu w skórze. Są osoby o ciemniej karnacji, są albinosi i są ci pośredni. Po latach praktyki skłaniam się do stwierdzenia, że podatność na hipnozę jest cechą wrodzoną. I nie można jej w żaden sposób rozwinąć czy wytrenować. Ludzi bardzo podatnych jest nie więcej ni 7-8 procent, średnio podatnych jest połowa, a absolutnie nie podatnych około 5-8 procent.

"GAZETA": Jak można opisać idealny "obiekt" hipnozy?

P.N.: To człowiek inteligentny, otwarty, obdarzony bogatą wyobraźnią i pozbawiony lęków. Krótko mówiąc, im lepsze zdrowie psychiczne, tym większa podatność na hipnozę. Bez trudu osoby takie znajdujemy wśród studentów. Z innymi bywa gorzej.

"GAZETA": Jaka jest definicja hipnozy?

P.N.: Z tym jest problem. Część naukowców uważa, że hipnoza obejmuje kilka różnych stanów psychicznych i w związku z tym jednolita jej definicja jest niemożliwa.

"GAZETA": A na czym właściwie polega hipnotyzowanie? I jaki jest mechanizm hipnozy?

L.E.S.: Rola hipnotyzera sprowadza się do tego, że odwołuje się on do wyobraźni osoby hipnotyzowanej. Musi jej jednak jakoś pomóc, jakoś ją pobudzić. Robi to za pomocą kilku środków. Jakich? Ponad sto lat temu opisał je dr Julian Ochorowicz. jednym z ważniejszych jest oddziaływanie monotonnych bodźców powodujących znużenie któregoś ze zmysłów osoby hipnotyzowanej, zwłaszcza słuchu i wzroku. wymieniał też ideoplastię, czyli realizację tego, czego się oczekuje. Na przykład oczekiwanie na zapadnięcie w trans hipnotyczny sprzyja ... zapadnięciu w trans hipnotyczny. Podobnie jak oczekiwanie na ziewnięcie, z pewnością spowoduje ziewnięcie. To jest właśnie ideoplastia.

P.L.: Ze wszystkich sposobów zmieniania świadomości hipnoza jest najbardziej znana i najmniej zrozumiała. Tak naprawdę nikt nie wie, jak i dlaczego hipnoza działa, mimo że stosuje się ją tak długo i z takim powodzeniem.

"GAZETA": Kiedy "wynaleziono" hipnozę?

L.S.E.: Dawno. Zachowały się dokumenty z czasów starożytnego Egiptu świadczące bezspornie, że stosowali ją już kapłani egipscy. Tak więc to, co pisze Bolesław Prus w "Faraonie", należy traktować poważnie. A opisał w nim, jak kapłani hipnotyzowali Greka Likona, wywołując u niego stany jasnowidcze. Prus, jako blisko przyjaciel Juliusza Ochorowicza, mógł często uczestniczyć w seansach hipnotycznych.

"GAZETA": Hipnozę często porównuje się ze snem, czy słusznie?

L.S.E.: Badania elektroencefalograficzne ujawniły, że hipnoza, choć niekiedy bardzo przypomina sen - snem nie jest: inną częstotliwość mają fale mózgowe człowieka śpiącego, a inną zahipnotyzowanego.

D.S. : Obserwując pracę "zahipnotyzowanego" mózgu, trudno stwierdzić coś szczególnego, wskazać na jakąś charakterystyczną jego cechę. Więc albo takich cech jeszcze nie odkryto, albo ich po prostu nie ma.

"GAZETA": Do czego zatem można ją porównać?

D.S. : To stan silnej koncentracji i rozbudzonej wyobraźni. Podobny do tego, w jakim znajduje się człowiek zaczytany w pasjonującej książce lub zapatrzony w porywający film. Nic innego nie widzi i nie słyszy - nie wie, co się dzieje wokół.

"GAZETA": Co jest najbardziej irytującego w powszechnych wyobrażeniach o hipnozie?

L.E.S.: Jeden z najgłębiej zakorzenionych zabobonów głosi, że osoba zahipnotyzowana jest bezwolna w rękach hipnotyzera. Absurd. przecież nikt nigdy nikogo nie hipnotyzuje na siłę. wszelkie tego typu seanse odbywają się na zasadzie współpracy.

D.S.: Namolnie podkreślam, że z hipnozą jest jak z lekarstwem: nie leczy wszystkiego. I nie może być celem samym w sobie - musi czemuś służyć. Ale pacjenci często tego nie rozumieją. Zgłaszają się do nas i mówią: "Ja chcę hipnozy". Bez sensu! przecież hipnoza to tylko jedna z technik stosowanych w terapii, a nie terapia sama w sobie.

P.N.: Irytujące bywają skrajności: sceptycyzm tych, którzy programowo w hipnozę nie wierzą i naiwność tych, którzy oczekują od niej zbyt wiele. Do jednych i drugich z trudem docierają rzeczowe argumenty. Częściej mam do czynienia z drugimi. Dzwonią do mnie na przykład rodzicie rozbrykanego nastolatka i proszą: niech go pan zahipnotyzuje, żeby był z niego dobry, kochany chłopak, żeby się pilnie uczył i szanował rodziców. A ów chłopak jest po prostu zaniedbany wychowawczo. Oni zaś sądzą, że dzięki hipnozie w pięć minut uda się nadrobić stracone lata.

"GAZETA": A co jest w niej intrygującego?

L.E.S.: To, że ujawnia nieprawdopodobną potęgę ludzkiej wyobraźni. Dzięki niej realizują się nawet najdziwniejsze sugestie hipnotyzera.

"GAZETA": Jak choćby ...

L.E.S.: ... halucynacje pozytywne, tzn. takie, że się dziwi, słyszy bądź czuje nieistniejące przedmioty lub nieobecne osoby. "O jaki miły rudy koteczek. I jak ładnie mruczy! Weź go do rąk, pogłaszcz, zobacz, jakie ma miękkie futerko"- to mówiąc, podaję hipnotyzowanemu powietrze. On bierze je i ... zaczyna przytulać i głaskać. jest przy tym święcie przekonany, że trzyma w rękach najprawdziwszego kota. Ale może być coś jeszcze dziwniejszego, świadczącego o najgłębszej hipnozie. Halucynacje negatywne. Mówię do hipnotyzowanego: "pożegnajmy Jolę". I czekamy chwilę, aż Jola wyjdzie. A Jola siada na krześle obok wyjścia. Hipnotyzowany jest jednak przekonany, że naprawdę sobie poszła. Każę mu wtedy usiąść na krześle przy drzwiach. On zaś podnosi się, idzie i ... siada na kolanach Joli, sądząc, że ma pod sobą puste krzesło. Ech! To po prostu trzeba zobaczyć! halucynacje negatywne są bardzo efektowne.

"GAZETA": Czyli można sprawić, że z otoczenia hipnotyzowanej osoby "ubędzie" ktoś lub coś?

L.E.S.: Tak. ze wszystkimi tego konsekwencjami. Choć oczywiście ów ubytek dokona się tylko w świadomości zahipnotyzowanego.

"GAZETA": Najbardziej chyba oklepaną i spektakularną zarazem ilustracją możliwości hipnozy jest taka scenka: wyprostowany jak deska człowieka zawieszony pomiędzy dwoma krzesłami podpierającymi tylko jego szyję i łydki. Czasami ktoś jeszcze siada na nim, jak na ławce ...

P.N.: Nazywamy to mostem hipnotycznym. Stara sztuczka, nie ma w niej żadnego cudu. W zasadzie każdy, kto przechodził profesjonalne szkolenie, robił ją kiedyś. Teraz już nie.

"GAZETA": Dlaczego?

P.N.: Nie lubimy jej. Taka próba naraża mięśnie i ścięgna na ogromne przeciążenia, zmusza je do olbrzymiego wysiłku. Owszem, osoba szczupła, wysportowana i bez hipnozy może zrobić most hipnotyczny, ale tylko przez kilka sekund. Natomiast jeśli powisi pięć minut albo ktoś ciężki usiądzie jej na brzuchu - kontuzja jest niemal pewna. Myślę, że na podobnej zasadzie dochodzi do nadużyć hipnozy w sporcie: człowiek zostaje zmuszony do wysiłku, którego normalnie by się nie podjął. organizm wykształcił różne zabezpieczenia i systemy ostrzegawcze, jak choćby ból, które podpowiadają nam, czego unikać, by sobie nie zaszkodzić. W hipnozie zaś te zabezpieczenia można wyłączyć.

"GAZETA": Nadużyć hipnozy w sporcie ... To znaczy, że hipnotyzuje się sportowców?

P.N.: Mam na myśli sportowców byłej NRD, tych zwłaszcza, którzy startowali w dyscyplinach wymagających krótkotrwałego, acz intensywnego wysiłku. Z nie do końca potwierdzonych doniesień wynika, że hipnotycznie ograniczano u nich poczucie bólu i zmęczenia. Pamiętam taką sytuację: tuż przed startem w sztafecie 4 x 400 metrów zawodnicy byli na zapleczu przygotowywani przez lekarza reprezentacji. Nagle ogłoszono, że bieg sztafetowy przełożono na później. I wtedy ekipa NRD podniosła niesamowity rwetes. Było to tym dziwniejsze, że przecież przesunięcie startów na dużych zawodach nie jest niczym nadzwyczajnym. wszyscy inni zawodnicy przyjęli to ze zrozumieniem. Ci nie.

"GAZETA": Co się tak naprawdę stało?

P.N.: Ich z pozoru irracjonalny sprzeciw wynikał - jak sądzę - z obawy, że utracą krótkotrwałą gotowość do nadzwyczajnego wysiłku. Gotowość, którą zawdzięczali hipnotyzerowi.

"GAZETA": To chyba niedopuszczalne!?

P.N.: Nie fair. Ci zawodnicy byli na dopingu, tyle że nie farmakologicznym, ale psychologicznym. Co innego stosowanie głębokiej relaksacji hipnotycznej podczas przerw w meczu. Takie rzeczy robi się w siatkówce, koszykówce i innych grach zespołowych. I jest to całkiem dobry pomysł.

"GAZETA": Czy można zahipnotyzować kogoś tak, by nie było tego po nim widać?

L.E.S.: Ba, wielokrotnie miałem do czynienia z zahipnotyzowanymi, którzy otwierali oczy, wstawali i poruszali się tak, jakby byli w zwykłym stanie czuwania. To bardzo głęboka faza hipnozy. Nazywamy ją sztucznym somnambulizmem. Człowiek pozornie wygląda na przebudzonego, a jednak jest zahipnotyzowany, i to głęboko.

"GAZETA": A czy zahipnotyzowany może stawiać opór? Na przykład wtedy, gdy uzna, że hipnotyzer posuwa się za daleko?

L.E.S.: Odpowiem przykładem. W latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia wybitny francuski uczony Jean-Martin Charcot hipnotyzował dziewczynę w obecności studentów. Wezwano go do nagłego wypadku. przed wyjściem polecił dokończyć seans młodemu asystentowi. Rozkazał dziewczynie, by się rozebrała. Daremnie. Dziewczyna przez chwilę milczała, potem rozpłakała się, wypadła z transu i na koniec dała mu w twarz. O czym to świadczy? Opowieści, że hipnotyzowany jest całkowicie bezwolny w rękach hipnotyzującego, są fantazjami literackimi. Podobnie też filmy pokazujące, jak to w hipnozie wyjmuje się dusze dwóch ludzi i zamienia miejscami. W tym przypadku nawet dokładnie wiadomo, kto był autorem takich fantazji: Théophile Gautier, czołowy prozaik romantyzmu francuskiego.

"GAZETA": Gdzie leżą granice hipnozy? Co można zrobić z człowiekiem będącym w tym stanie?

P.L.: Prawie wszystko, ale nie wszystko. Nie można na przykład skłonić go do zrobienia czegoś - w jego mniemaniu - bardzo złego lub mogącego mu zaszkodzić. gdyby tak polecić, by wyskoczył przez okno - oczywiście nie zrobi tego. Ale można inaczej: można mu wmówić, że jest potworny upał, a za oknem znajduje się basen pełen krystalicznie czystej wody. Wówczas może się skusić. Podobnie z morderstwem. jeśli ktoś nie jest do niego zdolny, nie popełni go także pod hipnozą. Co nie oznacza, że w pewnych przypadkach nie jest to możliwe. przynajmniej teoretycznie.

"GAZETA": A więc możliwe jest dokonanie zbrodni zdalnie, cudzymi rękami, i wbrew woli i świadomości jej bezpośredniego wykonawcy?

P.L.: Wbrew woli - nie, poza świadomością - tak. Można zadbać o to, by owa zdalnie sterowana osoba natychmiast zapomniała o całym zdarzeniu. Nazywa się to inhibicją.

"GAZETA": Czy to możliwe, by ktoś z hipnozy robił taki właśnie użytek?

D.S.: Chyba tylko w "Archiwum X". Ale mówiąc poważnie, to nigdy nie słyszałem o takim przypadku. Stosunkowo niewiele osób opanowało do tego stopnia sztukę hipnozy, a ci, którzy potrafią się nią posługiwać - wolą raczej pomagać niż szkodzić.

"GAZETA":A co dobrego można zdziałać hipnozą?

P.L.: O, bardzo wiele. Można wyleczyć człowieka z lęków, poprawić jego samoocenę, obrzydzić mu papierosy, alkohol, skłonić do otwarcia się na innych, nauczyć go relaksacji i regeneracji sił, panowania nad emocjami. Hipnozę stosuje się w leczeniu bulimii, anoreksji czy bólów fantomowych. jej działanie polega zazwyczaj na pogłębieniu wrodzonych umiejętności zapanowania nad bólem czy stresem, na przykład przy poparzeniach, gdzie zabiegi pielęgnacyjne są często bardziej bolesne niż sam moment urazu. Bywa również stosowana podczas borowania i ekstrakcji zębów, a nawet przy przyjmowaniu porodów. Lekarz hipnotyzer może sprawić, by rodząca nie dostrzegała instrumentów chirurgicznych, nie odczuwała bólu i nie widziała krwi. Może nawet na czas porodu "wysłać" ją na krótkie wakacje na Karaiby.

P.N.: Hipnoza pozwala zaznać prawdziwie głębokiego wypoczynku, nieporównanie bardziej efektywnego niż położenie się na kanapie. Ale można też zastosować ją w nauczaniu. Mój kolega pracujący na AWF-ie stosował ją w szkółce narciarskiej. Twierdził, że ci, których uczył pod hipnozą, uzyskiwali najlepsze wyniki. oczywiście, ktoś może powiedzieć, że przecież poświęcił im więcej czasu. Ja jednak sądzę, że była to zasługa metody. Po prostu poprze hipnozę łatwiej człowieka zmobilizować, wydobyć różne jego cechy. Zarówno dobre, jak i złe - niestety ...

"GAZETA": A wracając do tych narciarzy: czy oni jeździli na nartach w stanie hipnozy?

P.N.: W dwóch przypadkach tak. Osoby o dużej podatności bez problemu można w hipnozie skłonić do bardzo intensywnej aktywności ruchowej.

L.E.S.: Hipnoza może być też pomocna w rozwijaniu zdolności artystycznych.

"GAZETA": A konkretnie?

L.E.S.: Cofnijmy się o sto lat. Niespełna trzydziestoletni wówczas kompozytor i pianista Sergiusz Rachmaninow zaczął przeżywać kryzys twórczy. Zwątpił w swój talent i możliwości. Z pomocą pospieszył mu lekarz zajmujący się hipnozą. Starał się przekonać frustrata, że jego obawy są bezzasadne, że jest w przededniu stworzenia życiowego dzieła i że lada chwila do głowy zaczną mu przychodzić genialne pomysły. Niedługo potem - w roku 1901 uzdrowiony już Rachmaninow napisał wspaniały II koncert fortepianowy c-moll, do dziś wykonywany we wszystkich filharmoniach świata.

P.N.: Mój kolega z Włoch pracował z plastykami działającymi w reklamie. Okazało się, że prace, które powstawały w hipnozie, były dużo ciekawsze od tych, które tworzyli na co dzień.

"GAZETA": Ale chyba musi być talent, no bo z próżnego i Salomon nie naleje ...

L.E.S.: To oczywiste. Ale musi być też osoba, która potrafi tak umotywować wątpiącego w siebie, by uwierzył w swój talent i objawił go innym.

"GAZETA": I najlepiej, jak tą osobą jest hipnotyzer?

L.E.S.: Niekoniecznie, ale akurat jemu jest najłatwiej. Pomiędzy hipnotyzerem a hipnotyzowanym wytwarza się specyficzna, nieporównywalna z niczym więź. W trakcie seansu dochodzi do tzw. raportu hipnotycznego. Polega to na tym, że zahipnotyzowany słucha tylko hipnotyzera - pozostaje głuchy na wszelkie inne głosy. Słyszy, widzi, czuje jedynie to, co zasugeruje mu hipnotyzer. Odkrywają się przed nim nowe światy - hipnotyzer pomaga mu je kreować. Ich wzajemne relacje można porównać do doświadczonego opiekuna i nierozgarniętego dziecka. Dziecko się skarży, że już zbudowało zamek i znudziło się klockami. Opiekun zaś mu odpowiada: Popatrz! przecież możesz z nich ułożyć także to, to i jeszcze to.

"GAZETA": Nową umiejętność trzeba jakoś utrwalić ...

L.E.S.: To, co uzyskujemy w hipnozie, możemy przenieść poza stan hipnotyczny. Zawsze. Do tego służy tzw. sugestia posthipnotyczna.

"GAZETA": A jeśli chodzi o odwrotny efekt, - na przykład wpojenie niechęci do papierosów, słodyczy?

P.N.: Do tego stosuje się hipnozę awersyjną, polegającą na wyrobieniu odruchu obrzydzenia do papierosów, alkoholu, itp. Ów odruch można wykształcić bardzo szybko. Potem trzeba go jednak "pielęgnować"- podtrzymywać cotygodniowymi seansami. Ale już po miesiącu utrwalają się wzorce i nawyki pozwalające wytrwać w abstynencji.

"GAZETA": Jak długo?

L.E.S.: Żadna sugestia nie trwa wiecznie. Jej działanie wygasa. U różnych ludzi z różną szybkością.

P.N.: To kwestia nie tyle hipnozy, ile motywacji. Musimy zadać sobie pytanie: czy naprawdę chcę rzucić palenie, czy nie? Jeśli tak, hipnoza nam to ułatwi. Jeśli nie, to cokolwiek byśmy robili - niebawem i tak wrócimy do nałogu.

"GAZETA": A jak skuteczna jest w praktyce hipnoza awersyjna? Warto to chyba wiedzieć, czytając ogłoszenie typu "z alkoholizmu hipnozą wyleczę".

P.N.: Takie ogłoszenia dotyczą głównie najbardziej prymitywnych form terapii hipnozą. Ich celem jest wyrobienie u alkoholików odruchu wymiotnego na widok lub zapach alkoholu. A więc człowiek, który nie mógł odtąd obejść się bez wódki, ma teraz czuć do niej wstręt. Niestety, to starcza na jakieś pół roku. Mniej więcej wtedy odraza przechodzi i następuje powrót do nałogu. I trzeba seanse powtarzać od nowa.

"GAZETA": A czy hipnoza może być stanem ciągłym?

P.N.: Okazuje się, że tak. Koledzy z byłej Czechosłowacji robili taki eksperyment: utrzymywali kobietę w hipnozie non stop przez dwa tygodnie. Tylko do końca nie byli pewni, czy u badanej podczas snu hipnoza samoczynnie przechodziła w stan fizjologiczny, a po przebudzeniu ulegała wznowieniu, czy też trwała dzień i noc. Po 14 dniach eksperyment przerwano, uznając, że owa kobieta równie dobrze mogłaby funkcjonować tak latami. Ale i mnie zdarzyła się podobna historia. Pamiętam studenta z dużą nadwagą, któremu pod hipnozą zapowiedziałem, że od jutra ma wstawać o kwadrans wcześniej, by intensywnie ćwiczyć. I rzeczywiście - robił tak całymi miesiącami. Aż pewnego dnia przyszedł i poprosił, bym go jednak "odprogramował". Tłumaczył, że choć nadwerężył sobie kolano, wciąż odczuwał tak nieprzepartą potrzebę ćwiczeń, iż nie potrafi z nich zrezygnować i pomimo przejmującego bólu nadal robi przysiady.

"GAZETA": Czy teoretycznie można zahipnotyzować kogoś w okamgnieniu, na przykład na ulicy?

P.N.: Na to pytanie odpowiadam panu z dużą niechęcią: tak, jest to możliwe.

D.S.: Robi się to metodą dyrektywnej indukcji, czyli wydawaniu hipnotyzowanemu komend typu: jak policzę do trzech, będzie pan w hipnozie. I już.

L.E.S.: Dlaczego teoretycznie? Ja to robiłem wielokrotnie! Służy temu technika tzw. hipnozy estradowej.

P.L.: Niedawno we Włoszech złapano dwóch Hindusów podejrzanych o serię niezwykle zuchwałych kradzieży. Wszystkie przebiegały według tego samego schematu. Złodzieje wchodzili do sklepu, podchodzili do sprzedawcy i ... zaczynali cicho coś podśpiewywać. Sprzedawca wpadał w stan otępienia: obojętnie przyglądał się, jak mężczyźni grzebią mu w kasie, napychają sobie kieszenie banknotami i wychodzą. Ich rysopisy sporządzono na podstawie nagrania zarejestrowanego przez wiszącą w rogu kamerę. W końcu policja przyłapała złodziei na gorącym uczynku. Przyznała, że z tego typu procederem nie miała dotąd do czynienia.

"GAZETA": Skoro w hipnozie tkwią takie możliwości, byłoby dziwne, gdyby nie interesowały się nią służby specjalne i policja.

P.N.: Oficjalnie wykorzystywanie hipnozy przez policję jest zabronione - jej stosowanie stanowiłoby pogwałcenie prawa do odmowy zeznań. Natomiast, czy policja nie stosuje jej dla celów operacyjnych, albo czy nie robią tego służby specjalne - tego nie wiem. Wiem, że w tzw. minionym okresie służby specjalne bardzo interesowały się hipnozą: penetrowały nasze środowisko, składały rozmaite propozycje.

"GAZETA": Z jakim skutkiem?

P.N.: Z tego, co mi wiadomo, wszyscy, lub prawie wszyscy, propozycje te odrzucili.

"GAZETA": Pod koniec lat 70. amerykańska Temida pomagała sobie hipnozą przy ustaleniu sprawców gwałtów, znęcania się i molestowania nieletnich. Czy jednak takie wspomnienia, wyciąganie z czeluści podświadomości, są wiarygodne?

P.N.: Najwięcej doświadczeń z tym związanych ma amerykańskie Federalne Biuro Śledcze - FBI. Czytałem ich raport, z którego wynikało, że zeznania uzyskane pod hipnozą są zwykłym szumem informacyjnym. Czasem rzeczywiście świadek przypomina sobie coś istotnego. Z reguły jednak miesza fakty i zdarzenia, które zaszły w różnym miejscu i czasie. Często nie sposób jakkolwiek zweryfikować takich informacji. Dlatego na wszelki wypadek nie włącza się ich do materiału dowodowego. Hipnozę wykorzystuje się za to do bardziej praktycznych celów, jak odnajdywanie cennych przedmiotów czy dokumentów.

"GAZETA": I odnajdują się?

L.E.S.: Tak, i to często. trzy lata temu zgłosił się do mnie mężczyzna, który na co dzień rozwoził towary do sklepów drogeryjnych w Warszawie. Któregoś dnia, wracając z pracy, wstąpił do kawiarni. Tam też zostawił teczkę ze wszystkimi pokwitowaniami. Był zrozpaczony. W grę wchodziły duże pieniądze. Teczka się nie odnalazła. Na szczęście miał ponadprzeciętne zdolności do zapadania w trans. Postanowiłem to wykorzystać. W hipnozie starałem się odświeżyć mu pamięć - Wsiadasz do samochodu, ruszasz i ... - I ... skręcam, Skręcam w ... prawo. Potem jadę prosto jakieś pół kilometra i skręcam w lewo. Zatrzymuję się przy sklepie. Sklep jest sto metrów za rogiem. - Pamiętasz ulicę?- Niemcewicza?- Nnie, chyba nie. - Daleka?- Tak, to Daleka! Daleka ... siedem. - No dobrze, zostawiasz tam towary, załatwiasz formalności, i co dalej - Mężczyzna mówił, a jak wodziłem palcem po planie Warszawy. Krok po kroku udało się nam odtworzyć trasę jego marszruty. Po niespełna godzinie mieliśmy już kompletną listę sklepów odwiedzonych tamtego feralnego dnia. I po kilku dniach ów nieszczęśnik odzyskał pieniądze.

"GAZETA": Jak to możliwe, że pamiętał takie szczegóły? I dlaczego przypomniał sobie o nich pod hipnozą?

L.E.S.: Nasza psychika składa się z tego, co świadome - świadomości - i tego, co nieświadome, a co potocznie nazywamy podświadomością. Jaki procent z tego, czego uczyli w szkole, pan pamięta?   Procent? A może promil? "Świadomie" nie pamiętamy ogromnej większości rzeczy. Natomiast "podświadomie "pamiętamy prawie wszystko. W podświadomości mamy magazyn rzeczy zapomnianych. A hipnoza jest kluczem do tego magazynu. Pozwala sięgnąć do treści zawartych w podświadomości. Dzięki niej możemy odtworzyć sobie coś, co wydarzyło się dawno temu i czego od lat nie pamiętamy.

"GAZETA": Czy to prawda, że dzięki hipnozie można łatwiej poznać samego siebie?

L.E.S.: Tak. Hipnoza to jakby tylna furtka, którą można przecisnąć się do psychiki człowieka.

D.S.: Nie u wszystkich. Są osoby o wyjątkowo silnych "mechanizmach obronnych". Wykorzystują je także w hipnozie, przez co dotarcie do ich podświadomości jest sprawą niezwykle trudną.

P.N.: Jest wiele dróg do samopoznania, a hipnoza może być jedną z nich. Jak skuteczną? Kiedyś w grupie osób hipnotyzowanych miałem dwie studentki medycyny. Były to takie papużki nierozłączki, demonstracyjnie wręcz obnoszące się ze swoją przyjaźnią. Ja jednak odnosiłem wrażenie, że ich przyjaźń jest jakaś dziwna, fałszywa. Zrobiłem eksperyment: w hipnozie poddałem je regresji wieku, czyli - krótko mówiąc - cofnąłem w czasie. Po kwadransie, już jako pięcioletnie dziewczynki, bawiły się w wyimaginowanej piaskownicy na podłodze mojego gabinetu. Ale po następnych pięciu minutach niewinna zabawa przerodziła się w bójkę. Dziewczynki zaczęły się szarpać, płakać i rzucać w siebie foremkami. Nie było wątpliwości: ta ich "przyjaźń" opierała się na rywalizacji - niezwykle silnej, ale głęboko skrywanej. Tak głęboko, że dopiero pod hipnozą ujawniła się w całej pełni.

"GAZETA": Co one na to?

P.N.: Przyznały mi rację. odtąd ich wzajemne relacje były bardziej naturalne. Całą tę historię można potraktować jako banalny przykład spojrzenia w głąb siebie, próby poznania tego, co tak naprawdę w nas siedzi, co nami kieruje.

L.E.S.: To poznanie może mieć również cel terapeutyczny. Na przykład cofa się osobę zahipnotyzowaną do jej pamięci przedurodzeniowej. Chodzi tu o hipnozę reinkarnacji. Czy rzeczywiście rodzimy się wielokrotnie?

"GAZETA": Pozostawmy to lepiej metafizykom.

L.E.S.: W każdym razie nie zostało to potwierdzone przez naukę. A i medycyna się tym nie interesuje.

"GAZETA": Nic dziwnego.

L.E.S.: Ale nie rezygnuje z szansy wykorzystywania "reinkarnacji". Z tym że w odniesieniu do hipnozy nazywa się ją regresją przez punkt zerowy. Tak więc "cofamy" pacjenta w okres przedurodzeniowy, on mówi, co rzekomo działo się z nim wtedy, a przy okazji ujawnia przyczyny swoich zachowań nerwicowych, fobii i lęków.

"GAZETA": To w teorii. A w praktyce?

L.E.S.: Przytoczę historię opisaną w Niemczech. Do hipnoterapeuty zgłosiła się tam kobieta, która panicznie bała się lasu. I nikt, z nią włącznie, nie wiedział dlaczego. Gdy pod hipnozą odblokowano jej "pamięć przedurodzeniową", zaczęła krzyczeć, szlochać i opowiadać przerażające rzeczy. Okazało się, że w XVII wieku, będąc 13-letnią dziewczynką poszła do lasu, a tam została w najbrutalniejszy sposób zgwałcona i zamordowana. Hipnoterapeuta polecił kobiecie, by wszystko dokładnie zapamiętała. Wybudził ją i ...

"GAZETA": I odtąd była zdrowa? To by było zbyt proste.

L.E.S.: I owszem. Bo to, co tkwi w podświadomości, ma władzę na nami. A to, co jest w świadomości, władzy takiej nie ma. Przyczyn lęków, które - przypomnijmy - tym różnią się od fobii, że nie wiadomo, co je powoduje, należy szukać właśnie w podświadomości. Gdy już się je określi i uświadomi - lęk mija.

P.N.: Absolutnie nie wierzę w regresję przez punkt zerowy. Co innego regresja o kilka czy kilkanaście lat - ta rzeczywiście się udaje. Choć wymaga spełnienia wielu warunków. Dość powiedzieć, że wychodzi u zaledwie 2-3 procent ludzi. Te ograniczenia zniechęciły zresztą Zygmunta Freuda; pomimo ogromnej fascynacji regresją, uznał, że jest ona zbyt trudna, by stać się metodą rutynową. Ale już kiedy się jej dokona - dzieją się rzeczy niesamowite. Okazuje się, że ludzie mają w pamięci bardzo wiele wydarzeń - wydawałoby się - dawno z niej wymazanych. Problem w tym, że człowiek w regresji wieku płynnie przechodzi od faktów do fantazji. Dlaczego? Bo nie chce hipnotyzera zawieść i kiedy nie może sobie czegoś przypomnieć - zmyśla. W rezultacie otrzymuje się taki melanż faktów i konfabulacji.

"GAZETA": Czyż nie o tym właśnie mówią raport FBI?

P.N:: Tak. To drugi mankament regresji wieku - daje niewiarygodne informacje. Sto lat przed FBI przekonał się o tym Freud. To, że osoby "w regresji" fantazjują, uczony spostrzegł, kiedy zaczął analizować ich historie z dzi...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin