Henryk Siemkiewicz - Quo vadis.txt

(1073 KB) Pobierz
 

Henryk Sienkiewicz

Quo Vadis

 Copyright 2001, by the Instytut Filologii UG and Marek Adamiec
Copyright 2001, for the electronic edition by eBook.pl


 ROZDZIA� I


Petroniusz obudzi� si� zaledwie ko�o po�udnia i jak zwykle, zm�czony bardzo. Poprzedniego dnia by� na uczcie u Nerona, kt�ra przeci�gn�a si� do p�na w noc. Od pewnego czasu zdrowie jego zacz�o si� psu�. Sam m�wi�, �e rankami budzi si� jakby zdr�twia�y i bez mo�no�ci zebrania my�li. Ale poranna k�piel i staranne wygniatanie cia�a przez wprawionych do tego niewolnik�w przy�piesza�o stopniowo obieg jego 1eniwej krwi, rozbudza�o go, cuci�o, wraca�o mu si�y, tak �e z elaeothesium, to jest z ostatniego k�pielowego przedzia�u, wychodzi� jeszcze jakby wskrzeszony, z oczyma b�yszcz�cymi dowcipem i weso�o�ci�, odm�odzon, pe�en �ycia, wykwintny, tak niedo�cigniony, �e sam Otho nie m�g� si� z nim por�wna�, i prawdziwy, jak go nazywano: arbiter elegantiarum.

 W �a�niach publicznych bywa� rzadko: chyba �e zdarzy� si� jaki� budz�cy podziw retor, o kt�rym m�wiono w mie�cie; lub gdy w efebiach odbywa�y si� wyj�tkowo zajmuj�ce zapasy. Zreszt� mia� w swej insuli w�asne k�piele, kt�re s�ynny wsp�lnik Sewerusa, Celer, rozszerzy� mu, przebudowa� i urz�dzi� z tak nadzwyczajnym smakiem, i� sam Nero przyznawa� im wy�szo�� nad cezaria�skimi, chocia� cezaria�skie by�y obszerniejsze i urz�dzone z nier�wnie wi�kszym przepychem.

 Po owej wi�c uczcie, na kt�rej znudziwszy si� b�aznowaniem Watyniusza bra� wraz z Neronem, Lukanem i Senecjonem udzia� w diatrybie: czy kobieta ma dusz� - wstawszy p�no, za�ywa�, jak zwykle, k�pieli. Dwaj ogromni balneatorzy z�o�yli go w�a�nie na cyprysowej mensie, pokrytej �nie�nym egipskim byssem - i d�o�mi, maczanymi w wonnej oliwie, pocz�li naciera� jego kszta�tne cia�o - on za� z zamkni�tymi oczyma czeka�, a� ciep�o laconicum i ciep�o ich r�k przejdzie w niego i usunie ze� znu�enie.

 Lecz po pewnym czasie przem�wi� - i otworzywszy oczy j�� rozpytywa� o pogod�, a nast�pnie o gemmy, kt�re jubiler Idomen obieca� mu przys�a� na dzie� dzisiejszy do obejrzenia... Pokaza�o si�, �e pogoda jest pi�kna, po��czona z lekkim powiewem od G�r Alba�skich, i �e gemmy nie przysz�y. Petroniusz zn�w przymkn�� oczy i wyda� rozkaz, by przeniesiono go do tepidarium, gdy wtem spoza kotary wychyli� si� nomenclator oznajmiaj�c, �e m�ody Markus Winicjusz, przyby�y �wie�o z Azji Mniejszej, przyszed� go odwiedzi�.

 Petroniusz kaza� wpu�ci� go�cia do tepidarium, dok�d i sam si� przeni�s�. Winicjusz by� synem jego starszej siostry, kt�ra przed laty wysz�a za Marka Winicjusza, m�a konsularnego z czas�w Tyberiuszowych. M�ody s�u�y� obecnie pod Korbulonem przeciw Partom i po uko�czonej wojnie wraca� do miasta. Petroniusz mia� dla niego pewn� s�abo��, granicz�c� z przywi�zaniem, albowiem Markus by� pi�knym i atletycznym m�odzie�cem, a zarazem umia� zachowywa� pewn� estetyczn� miar� w zepsuciu, co Petroniusz ceni� nad wszystko.

 Pozdrowienie Petroniuszowi! - rzek� m�ody cz�owiek wchodz�c spr�ystym krokiem do tepidarium - niech wszyscy bogowie darz� ci� pomy�lno�ci�, a zw�aszcza Asklepios i Kipryda, albowiem pod ich podw�jn� opiek� nic z�ego spotka� ci� nie mo�e.

 - Witaj w Rzymie i niech ci odpoczynek b�dzie s�odki po wojnie - odrzek� Petroniusz wyci�gaj�c r�k� spomi�dzy fa�d mi�kkiej karbassowej tkaniny, w kt�r� by� obwini�ty. - Co s�ycha� w Armenii i czy bawi�c w Azji nie zawadzi�e� o Bityni�?

 Petroniusz by� niegdy� rz�dc� Bitynii i co wi�ksza, rz�dzi� ni� spr�y�cie i sprawiedliwie. Stanowi�o to dziwn� sprzeczno�� z charakterem cz�owieka s�ynnego ze swej zniewie�cia�o�ci i zami�owania do rozkoszy - dlatego lubi� wspomina� te czasy, albowiem stanowi�y one dow�d, czym by by� m�g� i umia�, gdyby mu si� podoba�o.

 - Zdarzy�o mi si� by� w Heraklei - odrzek� Winicjusz. - Wys�a� mnie tam Korbulo z rozkazem �ci�gni�cia posi�k�w.

 - Ach, Heraklea! Zna�em tam jedn� dziewczyn� z Kolchidy, za kt�r� odda�bym wszystkie tutejsze rozw�dki, nie wy��czaj�c Poppei. Ale to dawne dzieje. M�w raczej, co s�ycha� od �ciany partyjskiej. Nudz� mnie wprawdzie te wszystkie Wologezy, Tyrydaty, Tygranesy i ca�a ta barbaria, kt�ra, jak twierdzi m�ody Arulanus, chodzi u siebie w domu jeszcze na czworakach, a tylko wobec nas udaje ludzi. Ale teraz du�o si� o nich m�wi w Rzymie, cho�by dlatego, �e niebezpiecznie m�wi� o czym innym.

 - Ta wojna �le idzie i gdyby nie Korbulo, mog�aby si� zmieni� w kl�sk�.

 - Korbulo! Na Bakcha! Prawdziwy to bo�ek wojny, istny Mars: wielki w�dz; a zarazem zapalczywy, prawy i g�upi. Lubi� go, cho�by dlatego, �e Nero go si� boi.

 - Korbulo nie jest cz�owiekiem g�upim.

 - Mo�e masz s�uszno��; a zreszt� wszystko to jedno. G�upota, jak powiada Pyrron, w niczym nie jest gorsza od m�dro�ci i w niczym si� od niej nie r�ni.

 Winicjusz pocz�� opowiada� o wojnie, lecz gdy Petroniusz przymkn�� powieki, m�ody cz�owiek, widz�c jego znu�on� i nieco wychud�� twarz, zmieni� przedmiot rozmowy i j�� wypytywa� go z pewn� troskliwo�ci� o zdrowie.

 Petroniusz otworzy� zn�w oczy.

 Zdrowie!... Nie. On nie czu� si� zdr�w. Nie doszed� jeszcze wprawdzie do tego, do czego doszed� m�ody Sisenna, kt�ry straci� do tego stopnia czucie, �e gdy go przynoszono rano do �a�ni, pyta�: "Czy ja siedz�?" Ale nie by� zdr�w. Winicjusz odda� go oto pod opiek� Asklepiosa i Kiprydy. Ale on, Petroniusz, nie wierzy w Asklepiosa. Nie wiadomo nawet, czyim by� synem ten Asklepios, czy Arsinoe, czy Koronidy, a gdy matka niepewna, c� dopiero m�wi� o ojcu. Kto teraz mo�e r�czy� nawet za swego w�asnego ojca!

 Tu Petroniusz pocz�� si� �mia�, po czym m�wi� dalej - Pos�a�em wprawdzie dwa lata temu do Epidauru trzy tuziny �ywych paszkot�w i kubek z�ota, ale wiesz dlaczego? Oto powiedzia�em sobie: pomo�e - nie pomo�e, ale nie zaszkodzi. Je�li ludzie sk�adaj� jeszcze na �wiecie ofiary bogom, to jednak my�l�, �e wszyscy rozumuj� tak jak ja. Wszyscy! Z wyj�tkiem mo�e mulnik�w, kt�rzy najmuj� si� podr�nym przy Porta Capena. Pr�cz Asklepiosa mia�em tak�e do czynienia i z asklepiadami, gdym zesz�ego roku chorowa� troch� na p�cherz. Odprawiali za mnie inkubacj�. Wiedzia�em, �e to oszu�ci, ale r�wnie� m�wi�em sobie: co mi to szkodzi! �wiat stoi na oszustwie, a �ycie jest z�udzeniem. Dusza jest tak�e z�udzeniem. Trzeba mie� jednak tyle rozumu, by umie� rozr�ni� z�udzenia rozkoszne od przykrych. W moim hypocaustum ka�� pali� cedrowym drzewem posypywanym ambr�, bo wol� w �yciu zapachy od zaduch�w. Co do Kiprydy, kt�rej mnie tak�e poleci�e�, dozna�em jej opieki o tyle, �e mam strzykanie w prawej nodze. Ale zreszt� to dobra bogini! Przypuszczam, �e i ty tak�e poniesiesz teraz pr�dzej czy p�niej bia�e go��bie na jej o�tarz.

 - Tak jest - rzek� Winicjusz. - Nie dosi�gn�y mnie strza�y Part�w, ale trafi� mnie grot Amora... najniespodzianiej, o kilka stadi�w od bramy miasta.

 - Na bia�e kolana Charytek! Opowiesz mi to wolnym czasem - rzek� Petroniusz.

 - W�a�nie przyszed�em zasi�gn�� twej rady - odpowiedzia� Markus.

 Lecz w tej chwili weszli epilatorowie, kt�rzy zaj�li si� Petroniuszem, Markus za� zrzuciwszy tunik� wst�pi� do wanny z letni� wod�, albowiem Petroniusz zaprosi� go do k�pieli.

 - Ach, nie pytam nawet, czy masz wzajemno�� -odrzek� Petroniusz spogl�daj�c na m�ode, jakby wykute z marmuru cia�o Winicjusza. - Gdyby Lizypp by� ci� widzia�, zdobi�by� teraz bram� wiod�c� do Palatynu, jako pos�g Herkulesa w m�odzie�czym wieku.

 M�ody cz�owiek u�miechn�� si� z zadowoleniem i pocz�� zanurza� si� w wannie, wychlustywaj�c przy tym obficie ciep�� wod� na mozaik� przedstawiaj�c� Her� w chwili, gdy prosi Sen o u�pienie Zeusa. Petroniusz patrzy� na niego zadowolonym okiem artysty.

 Lecz gdy sko�czy� i odda� si� z kolei epilatorom, wszed� lector z puszk� br�zow� na brzuchu i zwojami papieru w puszce.

 - Czy chcesz pos�ucha�? - spyta� Petroniusz.

 - Je�li to tw�j utw�r, ch�tnie! - odpowiedzia� Winicjusz - ale je�li nie, wol� rozmawia�. Poeci �api� dzi� ludzi na wszystkich rogach ulic.

 - A jak�e. Nie przejdziesz ko�o �adnej bazyliki, ko�o term�w, ko�o biblioteki lub ksi�garni, �eby� nie ujrza� poety gestykuluj�cego jak ma�pa. Agryppa, gdy tu przyjecha� ze Wschodu, wzi�� ich za op�tanych. Ale to teraz takie czasy. Cezar pisuje wiersze, wi�c wszyscy id� w jego �lady. Nie wolno tylko pisywa� wierszy lepszych od cezara i z tego powodu boj� si� troch� o Lukana... Ale ja pisuj� proz�, kt�r� jednak nie cz�stuj� ani samego siebie, ani innych. To, co lector mia� czyta�, to s� codicilli tego biednego Fabrycjusza Wejenta.

 - Dlaczego "biednego"?

 - Bo mu powiedziano, �eby zabawi� si� w Odysa i nie wraca� do domowych pieleszy a� do nowego rozporz�dzenia. Ta odyseja o tyle mu b�dzie l�ejsza ni� Odyseuszowi, �e �ona jego nie jest Penelop�. Nie potrzebuj� ci zreszt� m�wi�, �e post�piono g�upio. Ale tu nikt inaczej rzeczy nie bierze, jak po wierzchu. To do�� licha i nudna ksi��ka, kt�r� zacz�to nami�tnie czyta� dopiero w�wczas, gdy autor zosta� wygnany. Teraz s�ycha� na wszystkie strony: "Scandala! Scandala!", i by� mo�e, �e niekt�re rzeczy Wejento wymy�la�, ale ja, kt�ry znam miasto, znam naszych patres i nasze kobiety, upewniam ci�, i� to wszystko bledsze ni� rzeczywisto��. Swoj� drog� ka�dy szuka tam obecnie - siebie z obaw�, a znajomych z przyjemno�ci�. W ksi�garni Awirunusa stu skryb�w przepisuje ksi��k� za dyktandem - i powodzenie jej zapewnione.

 - Twoich sprawek tam nie ma?

 - S�, ale autor chybi�, albowiem jestem zarazem i gorszy, i mniej p�aski, ni� mnie przedstawi�. Widzisz, my tu dawno zatracili�my poczucie tego, co jest godziwe lub niegodziwe, i mnie samemu wydaje si�, �e tak naprawd� to tej r�nicy nie ma, chocia� Seneka, Muzomusz i Trazea udaj�, �e j� widz�. Mnie to wszystko jedno! Na Herkulesa, m�wi�, jak my�l�! Ale zachowa�em t� wy�szo��, �e wiem, co jest szpetne, a co pi�kne, a tego na przyk�ad nasz miedzianobrody poeta, furman, �piewak, tancerz i histrio - nie rozumie.

 �al mi jednak Fabrycjusza! To dobry towarzysz.

 Zgubi�a go mi�o�...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin