Żar Uczuć.doc

(44 KB) Pobierz

ŻAR UCZUĆ
wojtex7



  Wszystko zaczęło się od tego, że myślałem o tym, aby na zawsze zostać singlem... Wtedy mój przyjaciel (homo) powiedział mi o portalu gay.pl. Na samym początku byłem niechętny, lecz jakoś ciekawość zwyciężyła i uległem. Zarejestrowałem się. Siedziałem na portalu i siedziałem, i nic! Jakoś nikt mnie nie zauważał, nie szukał ze mną kontaktu, nie chciał zawrzeć ze mną znajomości. Dobijało mnie to jeszcze bardziej... Zwątpiwszy, pożaliłem się przyjacielowi, a on spokojnie odpowiedział;
  – Poczekaj, coś się zacznie, zobaczysz.
  Pokazałem mu swój profil.
  – A fotek nie masz? Daj jakieś – podpowiedział.
  Pomyślałem: może to dobry pomysł?
  I tak pierwsze foty zostały dodane...
  I rzeczywiście od razu się zaczęło. Napisał do mnie jakiś „bi”, że chętnie mi zrobi loda.  Oburzyłem się. Ja nie szukałem nikogo na „loda” i nie do seksu. Ja szukałem chłopaka, przyjaciela, partnera, kogoś do miłości, a nie od razu do łóżka.
  Trzy dni później napisał do mnie Adrian. Bardzo miły list, ciepły, serdeczny, a w nim, że szuka kogoś na stałe, że na razie nie ma nikogo. Czy bym się z nim spotkał?
  Stwierdziłem, że to jest ta okazja, na którą czekam. Może to będzie właśnie on?
  I bez chwili namysłu odpisałem: „Jasne! Możemy się spotkać, będzie mi bardzo miło i przyjemnie! Odezwij się na mój numer gg 170...”
  Napisał. I zaczął ze mną flirtować. Czytałem jego czułe słówka, że jestem przystojny i słodki jak nikt inny na tym portalu. Było mi strasznie miło. Po którymś takim liście zrozumiałem, że to to, że to jest ten chłopak! Że to na pewno jest ten, na którego czekałem. Moje serce nagle przyśpieszyło, zrobiło mi się gorąco, poczułem motylki w brzuchu. Tak! To na pewno jest On! – powtarzałem sobie w duchu.
  W szkole już nie umiałem się skupić. Moje myśli wciąż krążyły wokół Adriana. Czułem, że nie wytrzymam, że zaraz zerwę się z krzesła i pobiegnę do domu, włączę gg i niecierpliwie będę czekał... Potem się opanowałem: uciec z lekcji? Ja? Przewodniczący klasy, który innym musi dawać przykład? Wytrzymam. Muszę! I z trudem, jak na szpilkach, wysiedziałem do godziny 14:30. Do domu biegłem co sił w nogach. Zziajany, zdyszany, tylko rzuciłem plecak – i do komputera, szybkie podłączenie do Internetu... I czekam na mojego Adrianka... Nie ma... Nie ma... Nie ma...! Już mi się chciało płakać! Naraz sms: „Zaraz będę” – i jakby mi słońce zaświeciło, jakby cały świat zatańczył ze mną! Byłem cały happy i w skowronkach!
  Napisał, że chce się ze mną spotkać, że chce mnie poznać osobiście. Nie wierzyłem, czy dobrze czytam, czy dobrze składam litery. Ale wyraźnie ten ich sznureczek układał się w to zdanie: „Chcę Cię spotkać, chcę Cię poznać osobiście”!
  Drżącą ręką odpisałem: „Ja też chcę! Czekam na to!”
  Zadzwonił do mnie. Drżącym głosem omawialiśmy szczegóły spotkania. Gdzie? W moim mieście. On ma samochód. Może przyjechać. Kiedy?
  – Może w sobotę?
  – Chętnie!
  – Gdzie konkretnie? Godzina...?
  – Może koło „Forum”, o 20:00? Wiesz, gdzie to jest? To centrum handlowe.
  – Będę na pewno!
  Ucieszyłem się. Prawie bym tańczył i śpiewał z radości! Tylko jak ja wytrzymam do tej soboty?
  Wytrzymałem. Byłem oczywiście daleko wcześniej. Łaziłem po parkingu tam i z powrotem, i patrzyłem na każdy wjeżdżający samochód. Tymczasem to on był wcześniej! Już czekał w aucie. Wypatrzył mnie! Kiedy podszedłem, otworzył drzwi, podał mi rękę.
  – To ty...?
  – Tak, to ja... – i brakło mi oddechu, żeby coś więcej powiedzieć. Nagle zacząłem się strasznie bać...!
  – Cieszę się... Jesteś jeszcze bardziej... niż na fotkach, MISIEK...
  Przez to jedno słowo: „Misiek”, zakręciło mi się w głowie. Nie wiedziałem, co powiedzieć, jak się odezwać. W pamięci miałem tylko jego imię i to pieszczotliwe „Misiek”...
  Zaczęliśmy rozmawiać. Nawet nie pamiętam, o czym. Czas tak szybko poleciał, że gdy moja komórka przypomniała mi o moim powrocie, byłem zdziwiony.
  – Muszę już wracać...
  – Wiem, domyśliłem się. To... do kiedy teraz?
  – Jeszcze nie wiem. Napiszę ci na gg.
  Pożegnał mnie mocnym uściskiem dłoni. Jaki byłem szczęśliwy!
  Potem do późna w noc rozmawialiśmy jeszcze na gg, o tym spotkaniu, że było bardzo miłe, że już będzie czekał na następne. Z radością zapewniłem go, że ja też, że bardzo chcę się z nim spotykać, nie tylko raz...
  Jednak terminy wciąż nam nie pasowały. Raz on pracował do 18:00 i nie mógłby dojechać, bo z Bytomia, gdzie pracuje, najpierw by musiał do Sosnowca, gdzie mieszka, a stąd dopiero do mnie, do Gliwic. Byłby nie wcześniej, jak dopiero o 19.30. Ale o tej porze moi rodzice ani nie chcieli słyszeć, żebym gdzieś wychodził! Na tamto pierwsze spotkanie powiedziałem, że idę z kolegami z klasy do kina. Ale teraz nie mogę znów powiedzieć, że do kina. No to gdzie idę? Byłem wściekły! Tak mi zależało! A oni – nie!
  W następnym tygodniu nadarzyła się super okazja. Oboje rodzice jechali na delegację do Niemiec. Nikomu nie muszę się z niczego tłumaczyć!  
  Zadzwoniłem do Adriana i powiedziałem mu o tym fakcie. Bez wahania umówiliśmy się! To samo miejsce, ta sama godzina.
  Znowu siedziałem jak na szpilkach i poganiałem czas. A potem, jak na skrzydłach: jeszcze cztery godziny, jeszcze dwie, jeszcze godzina! No to lecę się przebrać! Tymczasem...
  – Misiek – usłyszałem w komórce. – Chyba nic z tego nie będzie! Ten cholerny grat nie chce odpalić! Jak na złość! A tak... tak bardzo chciałem cię dziś przytulić, pocałować...
  Mówił to takim głosem, że myślałem, że zaraz się popłacze... Ja naprawdę się popłakałem. Cisnąłem rzeczami w kąt, padłem na kanapę. Nie chciało mi się żyć!
  Potem gg...
  Podał kolejny termin, czy będzie mi pasował? Czy będę mógł?
  Musiał pasować! Musiałem być! Już miałem przygotowany pretekst dla rodziców i o określonej godzinie, z zeszytem pod pachą oznajmiłem im, że idę do kumpla, bo mamy razem coś do zrobienia na lekcje. Wrócę później, jak skończymy.
  Adrian... Jest! Przyjechał, już na mnie czekał, a ja, jak zwykle, zamiast wyjść jeszcze wcześniej, spóźniłem się. Przywitaliśmy się, radość w oczach. W pewnej chwili spytał, czy pojedziemy gdzieś w ustronne miejsce, z dala od ludzi... Zgodziłem się.
  Już dawno byłem do niego przytulony, a jego palce krążyły wokół mojego rozporka... Wtedy mnie pocałował. Poczułem się jak dziecko, które pierwszy raz wsiadło na karuzelę. Jak dziecko, które przedtem tego nigdy nie robiło. Było pięknie! Jego język czynił cuda w moich ustach. Zrozumiałem, co to znaczy naprawdę się całować, co to znaczy... kochać kogoś. Adrian był czuły i kochany, a ja, jak zaczarowany. Wtedy rozpiął mój rozporek Zrobiło mi się gorąco. A gdy dotknął mojego penisa... nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Gdy zaczął mnie delikatnie onanizować, myślałem, że padnę z wrażenia. Wyjął też swojego. Położył na nim moją rękę. Patrzyłem pełen zachwytu. Było mi tak dobrze! Zauważyłem, że jego penis jest większy od mojego, wydawał mi się nawet ogromny, gdy stanął mu mocno wyprężony, twardy jak stal. Postanowiłem, że się nim zabawię. Wziąłem go w rękę i zacząłem nim poruszać tak, jak on moim. I znowu zaczęliśmy się całować.
  Adrian spytał, czy bym mu nie zrobił loda. Zgodziłem się, sam chciałem go dotknąć ustami, zobaczyć, jak smakuje. Chciałem, ze względu na to, że go bardzo kochałem...
  Jego członek znalazł się w moich ustach. Było mi wspaniale. Jemu też. Swoim językiem wbijałem się w tę małą dziurkę na szczycie, przez którą wypływał jego gęsty śluz. Mówił, że mój język to robaczek rozkoszy. A ja obciągałem mu coraz mocniej. Był taki przepyszny... Nagle Adrian poprosił, żebym przestał, bo już nie wytrzyma, a nie chce, bym zakleił się jego spermą. Przestałem. Szkoda, że on też przestał bawić się moim. Miałem, tak blisko do wytrysku...
  Na koniec pocałowałem go jeszcze namiętniej niż przedtem. Był zachwycony. Mówił, że nie może uwierzyć, że jestem takim diabełkiem w skórze aniołka, z taką piękną twarzą. Ja tylko uśmiechnąłem się grzesznie...
  Odwiózł mnie na  miejsce. Pocałowaliśmy się na dobranoc i poszedłem do domu. Czułem się tak, jak nigdy...
  Po tym spotkaniu nagle zaczął się chaos. Adrian unikał rozmów na gg, nie odpisywał na sms'y, nie odbierał telefonów. Myślałem, że widocznie ma nadgodziny, pracuje, czy coś...
  Tego sobotniego wieczoru napisał, że to była tylko taka sobie przygoda, żebym sobie nie robił nadziei, że z nami koniec. Gdy to przeczytałem, zacząłem płakać...
  Pomyślałem, że mój świat musi ze mną skończyć. Chciałem zniszczyć sam siebie.
  Napisałem o tym na gay.pl. Okazało się, ze tu mam przyjaciół, na których mogę liczyć.  Odpisali mi, że on nie jest mnie wart, że jestem wspaniały, może tylko byłem naiwny, a on mnie wykorzystał. Fakt: wykorzystał mnie, żebym zrobił mu loda, żebym mu się dał pobawić moim penisem, a moje uczucia miał w głębokim poważaniu.
  Jeszcze miałem nadzieję, że Adrian napisze, że odwoła tamte słowa. Starałem się, aby do mnie wrócił, ale to na nic się nie zdało.
  Teraz z każdym dniem staram się zapominać o nim i o tym, że naprawdę byłem naiwny, a on mnie wykorzystał w taki sposób: nieludzki i perfidny.
  Teraz mam inne, lepsze zajęcia, niż rozmyślanie o nim, jakim okazał się podłym człowiekiem, bez serca. Bo dla osób, które na tym portalu dały mi dużo dowodów przyjaźni i sympatii, jestem w stanie żyć. To są prawdziwi przyjaciele, prawie jak rodzina. Ale prawie... Dziękuję Wam jednak za to, ze jesteście.
  I to już koniec tej historii o Adrianie i o moim pierwszym, nieudanym związku. Chyba dużo czasu upłynie, zanim znowu komuś zaufam. Na szczęście mam po co żyć.
                                                                                                                  wojtex7 vel Dancer

Zgłoś jeśli naruszono regulamin