Zwykły Niezwykły.doc

(67 KB) Pobierz

ZWYKŁY NIEZWYKŁY
sidus



    Miała to być zwykła, najzwyklejsza sobota, jak prawie każda w roku. Obudziłem się mniej więcej o 9:00. Po chwili rozciągania się włączyłem telefon, sprawdziłem pocztę i gadu-gadu. Nic nie było. Wstałem. Pierwszą czynnością, jak już jestem na chodzie, jest oczywiście, jak zawsze, włączenie komputera. Tak i tym razem. Zapuściłem jakąś nutkę i poszedłem wziąć prysznic, ale już w łazience zmieniłem zdanie. Wezmę gorącą, relaksującą kąpiel. Było mi tak błogo... Nim się zorientowałem, minęło dobre pół godziny, a trzeba było jeszcze pójść po świeże bułeczki i jakieś Danio. Starzy oboje pracują, w soboty od 7:00 do 22:00. Biznes to biznes!
    W drodze do sklepu zastanawiałem się, co będę robił cały dzień. No co, jasne co. Niedługo koniec roku szkolnego, więc trzeba by się wreszcie wziąć za naukę. Taa... Zawsze tak mówię i na tym się kończy. Nie wierzę, że dziś będzie inaczej. Tym bardziej, że głowę miałem zaprzątniętą czym innym. I wcale nie tym, że na 12:00 miałem umówioną wizytę u dentysty, a później koniecznie fryzjer i fotograf.
    W markecie udało mi się szybkim krokiem wyminąć zdążających do kasy i już dumnie kroczyłem z powrotem do domu. Teraz śniadanko: wstawiłem sobie wodę na herbatkę, przyszykowałem bułeczki. W międzyczasie kumpel napisał na gg, więc wypadało odpowiedzieć i, jak grzeczny chłopczyk, zasiadłem do stołu. Zjadłem śniadanko, umyłem ząbki, poszperałem po necie i ani się nie obejrzałem, jak trzeba było zbierać się do dentysty. Nienawidzę takich wizyt, ale mus... Co za przyjemność, jak ci ktoś dłubie w gębie, a do tego jak jeszcze się natknie na nerw!
    Uff... Przebolałem. Tak więc po południu jeszcze fryzjer i zrobienie kilku fotek do dokumentów. A wieczorem... Wieczorem mam spotkać się z moim Menem. Menem przez duże M! Spotykamy się od jakiegoś czasu i z każdym spotkaniem czujemy, że coraz więcej nas łączy. Jest młodszy ode mnie, chodzimy do tej samej budy i pewnie nigdy bym na niego nie zwrócił uwagi, gdyby nie pewna szkolna uroczystość, którą oni przygotowywali. Gdy wyszedł przed widownię, wygłaszając słowo wstępne, ubrany w białą koszulę z krótkim rękawem, w czarnych spodniach i czarnej kamizelce – jakby mi się w głowie zakręciło... Potem zacząłem go na przerwach szukać wzrokiem, a jak się okazało, że raz w tygodniu pokrywają się nam lekcje w-f, że jesteśmy razem w tej samej szatni...! I tak od słowa do słowa, aż... Parę spojrzeń, jakiś przelotny dotyk ręki, uśmiech i... wreszcie wziąłem na odwagę:
    – Spotkamy się gdzieś na piwku?
    – Dlaczego nie...?
    Spotkaliśmy się. I od tamtej pory regularnie się spotykamy. Wariuję na jego punkcie. On chyba też na moim... Ale czy on jest gejem...?
    Fryzjer odwalony, fotograf zaliczony. Luzik... Teraz oby do wieczora!
    Więc miał to być zwykły dzień, jak co dzień, lecz tak nie było. Ale po kolei... Z moim menem spotkałem się w dolinie nad rzeczką, gdzie było buzi-buzi. Potem poszliśmy kupić jakieś piwko. Później przez dobry kwadrans szukaliśmy jakiejś miejscówki, żeby w spokoju wypić ten złoty napój bogów. Znaleźliśmy. Po chwili zauważyliśmy, że jakieś osobniki idą w naszą stronę i w tym momencie poczuliśmy się ździebko zagrożeni. Jak czytałem w jakimś mądrym piśmie, strefa intymna każdego żyjącego człowieka wynosi blisko metr – i nie mówię tutaj o osobach odmiennej orientacji, gdzie wynosi ona z dziesięć razy więcej, więc po krótkiej naradzie zmieniliśmy miejsce tymczasowego „zamieszkiwania” i poszliśmy w drugi „kąt”, gdzie nikt nas nie zobaczy. Lecz i tam wkrótce okazało się, że są zwolennicy tegoż napoju... mrgreen... Kolejna „wyprowadzka”. Po długich poszukiwaniach znaleźliśmy wreszcie długo oczekiwany spokój i mogliśmy przejść do sedna rzeczy. Zdjęliśmy kurtki, rozłożyliśmy je na trawie i wygodnie usadowiliśmy się. Zostaliśmy tylko w samych bluzach. Po wychyleniu kilku łyków piwa postanowiłem zrobić pierwszy krok. Rzuciłem Krzyśka na plecy i zacząłem całować go po policzkach, po oczach i po nosie, a on się śmiał i parskał. Potem położyliśmy się na ziemi i przytuleni do siebie patrzyliśmy w niebo. Ale jak tu można spokojnie leżeć obok takiego mena! Po krótkiej chwili położyłem się na nim i zacząłem znów go całować po szyi i po karku. Zaczął mi się wyrywać i wykrzykiwał we wszystkie strony świata, że go łaskoczę! Powoli zacząłem schodzić niżej i niżej, aż dotarłem do tak zwanej ścieżki miłości. Wsunąłem swoją chłodną rękę pod jego koszulkę, odsłaniając mięśnie brzucha i klatki piersiowej. To było niesamowite. Ten sześciopak! W ogóle jego klata była nieziemska! Krzyś od dwóch lat regularnie chodził na siłownię, więc wiadomo...
    Ale wracając do rzeczy:
    Po paru sekundach jeden sutek znalazł się w moich ustach. Zacząłem go ssać, a on po chwili zrobił się mega twardy. Kierując się w górę, całowałem, co tylko napotkałem po drodze: szyję, barki, ramiona... Krzyś już nie wierzgał, że go łaskoczę... Znów zaczęliśmy się namiętnie całować, głęboko, z języczkiem, a podniecenie w nas rosło, co można było zauważyć po naszych namiotach, które wyrosły nam w spodniach w ułamku sekundy. Spotykamy się już tyle czasu, ale nigdy jeszcze... To wreszcie może dzisiaj? I bez chwili namysłu wsadziłem swoją chłodną rękę w jego spodnie, a ten zaczął się wić, jakby go mrówki oblazły. Usłyszałem tylko: „Zimny jesteś!”, ale co tam, zaraz się rozgrzeję. Po chwili już wszystko było okej i mogłem przejść do właściwej roboty. Widziałem, że mój Krzyś też jest chętny, żeby pójść o krok dalej, a nie tylko buziaczek i piwko. Sam pierwszy nigdy nic nie zrobił, zawsze czekał na mój ruch. Powoli rozpinałem mu rozporek, pogładziłem mu maluszka przez spodnie, później przez gatki, aż w końcu gatki poszły w dół – i zobaczyłem go... Krzyś niespokojnie patrzył mi w oczy, pewnie czekał, co powiem, czy nie za mały, czy jaki... Nie był duży. Ale czy to ważne, jaki? Ważne, że Krzysia! Nic nie powiedziałem, tylko od razu, bez wahania wziąłem go do ust, czym zupełnie mojego mena zaskoczyłem. Mmm... To jest to, na co czekałem tyle czasu! – pomyślałem radośnie. Krzyś tylko zamknął oczy i głaskał mnie rękami po włosach, lekko posapując. Pomyślałem, że będę go tak długo ssał, aż nakarmi mnie swoją spermą.
    Okolica, chociaż nam wydawała się bezpieczna, wkrótce stała się bardzo niespokojna. Co chwilę ktoś mignął na rowerze lub przebiegł jakiś nawiedzony pseudo-sportowiec. Widzieliśmy ich, chociaż oni nas nie widzieli. Robiąc loda Krzysiowi, nie myślałem o niczym innym, jak tylko o tym, że to jest cudowne, a jeszcze cudowniej by było... poczuć ciepło tego maluszka w sobie. Na to też byłem gotowy! Już sobie wyobrażałem, jak we mnie wchodzi, jak się powoli we mnie rozpycha... Czysty dreszcz rozkoszy!
    W pewnej chwili młody zauważył jakąś spacerującą parę, która zatrzymała się, odkrywając naszą obecność.
    – Uważaj – powiedział. – Gapią się na nas.
   Zanim się odwróciłem, usłyszałem rozmowę:
    – Yyy... patrz – mówiła dziewczyna zaskoczona. – Co oni robią?
    – O ku... Co jest? Pedały! – odrzekł chłopak.
    Bo co innego mógł powiedzieć, widząc, jak jeden klęczy z twarzą w jego rozporku, a drugi się miota z podniecenia, bo tak mu dobrze...
    – Chodźmy stąd – powiedziała dziewczyna z obrzydzeniem.
    Caaałe szczęście! – pomyślałem. A chłopak dodał:
    – Ku... Nie rozumiem, jak to można...
    A jak ci dziewczyna ciągnie, to można? – pomyślałem, nie przerywając zabawy z moim ukochanym menem.
    Nadal robiłem mu loda. Chciałem koniecznie doprowadzić mojego miśka do ekstazy, chciałem, żeby wystrzelił mi prosto w usta, chciałem poznać smak jego spermy. A chyba już  było blisko! I nie myliłem się. Nim zrobiłem kolejny ruch językiem i wargami, poczułem mocny zryw jego penisa, który uderzył mnie w podniebienie, a zaraz potem zniewalające ciepło oraz ten cudowny smak, jak słodycz z domieszką migdału. No, jeszcze! – myślałem, wysysając z niego co tylko było możliwe. Ten nektar mógłbym spijać bez końca! Ale – nic takiego nie nastąpiło. Jedna mocna seria – i już... To nie tak, jak u mnie, pomyślałem. U mnie nigdy na jednym strzale się nie kończy.
    Krzyś dyszał, ale jego oczy, chociaż jeszcze zamknięte, wydawały mi się uśmiechnięte i szczęśliwe.
    Pierwszy raz widziałem jego penisa i pierwszy raz robiłem komuś loda. I też byłem z tego powodu szczęśliwy. Jeszcze go trzymałem w palcach, jeszcze się nim trochę pobawiłem, jeszcze mu pocałowałem jajeczka... Krzyś, wszystko bym dla ciebie zrobił! Wszystko! – wołało coś we mnie, z samego środka duszy!
    I wtedy spod kurtki zawibrowała mu komórka. Krzyś poderwał się szybko.
    – Ojciec – powiedział niespokojnie, patrząc na ekranik. Wcisnął klawisz, odebrał... Chwila ciszy, i:  – No już wracam! No już jestem w drodze! Będę najdalej za dziesięć minut! Tak...! – i zatrzasnął komórkę. – ...by to trafił! – zaklął głośno i siedząc w kucki wciągnął spodenki, potem spodnie. Teraz wstał, poprawił się, pozapinał. – Muszę – powiedział. – Nie chcę w domu podpaść.
    Rozumiałem go. A było mi tak ciężko! To mogłoby jeszcze trwać, było takie pięknie! Nie lubię rozstań ani pożegnań...
    – Wiem, że też chciałeś – powiedział całując mnie w policzek, ale złapałem go w ramiona z całych sił i pocałowałem w usta, a on udem ocierał się o mojego twardego penisa. – Jutro ja... – dodał z uśmiechem.
    Potem na gg gadaliśmy prawie do północy, ale nic o spotkaniu. Bo po co. Jutro... No właśnie, żeby już było jutro!  
    Rano wstałem uśmiechnięty. Żebyście wiedzieli, jakie miałem sny! Królował w nich wyłącznie Krzyś! Mój „mały” chyba mi stał całą noc! I dalej mi stoi! Drażniłem się z nim. Ani mi się nie chciało wyleźć z łóżka! Ale trzeba było... Jak zwykle włączyłem telefon, sprawdziłem pocztę i gadu-gadu. Dziś też nic nie było, oprócz kilku reklam. Włączyłem komputerek, zapuściłem swoją ulubioną nutkę i poszedłem do łazienki. Leżałem w wannie jak królewicz! A w dłoni – moje własne berło... A potem tyle spermy! Ledwie oddychałem.
    Jak tu zabić ten czas do spotkania z nim? Nauka? Nie chce mi się! Poleciałbym gdzieś na rower, ale sam? Została mi gra komputerowa i telewizor.
    Z domu wyszedłem godzinę wcześniej. Szedłem powoli, oglądając po drodze co bardziej przystojnych chłopaków, z dziewczynami czy bez, żeby w końcu dojść do wniosku, że żaden z nich nie dorównuje mojemu Krzysiowi. Przeszedłem praz park, dotarłem nad rzekę, odnalazłem nasze wczorajsze miejsce. Stanąłem pośrodku tej wyższej alejki i stwierdziłem, że jednak byliśmy – to znaczy ja byłem! – bardzo nieostrożny. Z góry na pewno było nas widać! Zbiegłem w dół, nad samą rzekę, do dolnej alejki. No, z tej perspektywy patrząc mogło się nam wydawać, że jesteśmy bezpieczni. Szedłem dalej, wzdłuż rzeki, nawet gdy dolna alejka uskoczyła w górę, łącząc się z tamtą. Tu już była zwykła polna ścieżka. Dokąd ona by mnie zaprowadziła? Domyślałem się, że pewnie do tego rozlewiska, do zakola, które szerokim łukiem zalewało piaszczystą łachę i brzeg zieleni, a na środku – trzy małe, kamieniste wysepki, jak archipelag. Każda pięć kroków w jedną, dwa kroki w druga stronę. Środkowa może trochę dłuższa. Usiadłem na brzegu. Wyobraziłem sobie, że to prawdziwy archipelag, że sobie leżę na plaży gdzieś na Wyspach Dziewiczych. A jedna z tych wysp, jakby się potem okazało, jest zamieszkiwana tylko przez gejów i ja właśnie na niej się znajdowałem. Wyobraziłem sobie, że leżę nagi na plaży, a trzech zajebistych chłopaczków wachluje mnie ogromnymi liśćmi palmy kokosowej. Trzech następnych stoi obok i tylko czeka na moje skinienie, żeby mi służyć i robić to, na co tylko miałbym ochotę. Ech, to by było piękne życie!
    Otworzyłem oczy. Pora by wrócić i w umówionym miejscu poczekać na Krzysia. I – może przyjść z nim właśnie tu? Tutaj nikogo nie widziałem. Nikt się tu chyba nie kręci.
    A tam w parku – tłok, prawie ścisk. Nic dziwnego: niedziela, śliczna pogoda... Jest Krzyś! Już z daleka go zobaczyłem. Jak mi serce mocno uderzyło!
    Przywitaliśmy się. Buzi-buzi nie było, bo jak. Co chwilę spotykaliśmy jakąś parkę, chłopaków ze swoimi dziewczynami. Oni się mogą trzymać za ręce, przytulać, całować, a my nie! Gdzie tu jest jakaś elementarna sprawiedliwość?
    Postanowiliśmy zmienić naszą lokalizację. Piwko jak zwykle. Wypiliśmy jak wczoraj, w nosie mieliśmy jakiś tam  zakaz, że „w miejscu publicznym” i tak dalej. Puszki w kosz i kierunek – „archipelag”. Krzyś patrzył ciekawie, gdzie go prowadzę. Ale szybko się domyślił.
    – Myślisz, że tam... nikt? – zapytał cicho.
    – Myślę, że nikt... – odpowiedziałem, lekko przesuwając rękę po jego rozporku, a on uśmiechnął się, patrząc mi prosto w oczy.
    – Dziś ja... – powiedział.
    – Wiem. Już się nie mogę doczekać! – i stuknąłem go w ramię, po czym dałem nura między krzaki, na dolną alejkę i – biegiem! Ale Krzyś ani na krok mi nie ustępował. Prawie czułem na plecach jego oddech.
    Koniec dolnej alejki, dalej ścieżka. A ja – jeszcze dalej! Krzyś wciąż za mną! Zatrzymałem się przed zakolem, ręką pokazałem mu „archipelag”.
    – Szkoda, że łysy – odezwał się Krzyś. – Żadnego drzewka, ani jednego krzaczka...  
    Nie pozwoliłem mu dokończyć zdania. Zbliżyłem się do jego ust. Zaczęliśmy się całować, porywczo, namiętnie, do utraty tchu. Poczułem, jak Krzyś udem dotyka mojego krocza, jak ociera nim o mojego, i jak nieziemsko jestem podniecony! Zsunąłem rękę na jego rozporek. Znam już tego maluszka, widziałem go, dotykałem, całowałem, pieściłem... Stoi mu jak żołnierz!
    – Ale to ja zaczynam... – powiedział dysząc i włożył mi dłoń pod koszulkę, unosząc mi ją aż pod samą brodę, a ja ją po prostu z siebie zdjąłem. To nic, że już wieczór, ale ciepły, nie bałem się o swoje zdrowie, bardziej bym się troszczył o zdrowie mojego kochanego mena, ono było dla mnie najcenniejsze!
    Krzyś zaczął się bawić moimi sutkami i wnet odpłynąłem. Gdy zaczął je całować, ssać, szczypać zębami, poczułem się jak w tamtych marzeniach sprzed godziny, jak na plaży na Wyspach Dziewiczych. Postanowiłem, że położę się jednak, pod plecy podłożyłem koszulkę, a Krzyś natychmiast cały mój tors pokrył pocałunkami. Jakie ma gorące usta, jak delikatnie to robi... Czułem dreszcze, gdy przesuwał swoje wargi od szyi aż bo pępek, w który lekko wwiercał się językiem. Coś wspaniałego... A dłoń trzymał na moim rozporku, ugniatając mi penisa przez spodnie. No, kiedy go wyjmie? Już się nie mogę doczekać! I doczekałem się... Pierwszy guzik lekko ustąpił pod jego palcami, suwak też lekko zjechał w dół, a ja przygryzłem wargi w napiętym oczekiwaniu. Jak to będzie, jak mnie dotknie? Co wtedy będę czuł?... Krzyś chwilę patrzył mi w oczy, trzymając rękę na moim wielkim namiocie zamiast slipów i uśmiechał się. Nie zdejmując z niego ręki, przesunął się ku mojej twarzy, pocałował mnie i śmiejąc mi się prosto w nos powiedział:
    – Ze znanych mi informacji wynika, że mój mały ma średnią europejską, która wynosi szesnaście centymetrów. To ty chyba nie jesteś Europejczykiem, przyznaj się – i znów mnie pocałował i mocno zgniótł mi penisa.. Gdyby nie ten jego pocałunek, pewnie sam bym się w głos roześmiał. No cóż, mój ma trochę ponad osiemnaście... I dopiero teraz wsunął dłoń pod moje slipy. Dotknął go, lekko, samymi palcami, a ja myślałem, że ze skóry wyskoczę! Gdy go wyjął, zamknąłem oczy. Zacisnąłem je! Pierwszy moment: ten chłód od wody i ciepło jego dłoni zmieszane razem. Dopiero po chwili rozpoznałem dotyk jego ust. Odpłynąłem... A on go ssał, dotykał, pieścił, masował... Gdyby nie to, że rano wystrzelałem cały zapas spermy, teraz bym pewnie nie wytrzymał.
    Otworzyłem oczy – i wtedy...
    Zobaczyłem ich jak na horyzoncie. Otrząsnąłem się, Krzyś nie wiedział, o co chodzi, ja zerwałem się na równe nogi, ale było już chyba za późno. Tylko jedno mi przyszło na myśl: „Kurw... mać!!” Natychmiast krzyknąłem:
    – Wiejemy!
    W biegu wciągnąłem spodnie na dupę, suwak do góry, koszulkę w garść...
    Teraz Krzysiek też ich zobaczył. Dwóch dresów... Łysi, spodnie z wielkim logiem Nike, na oko 19 – 20 lat, lekko przypakowani.
    – A to pedałki jebane... – usłyszałem całkiem blisko.
    Biegliśmy z całych sił, lecz to nic nie dało. – Doganiają nas – pomyślałem, ale nie dałem rady powiedzieć tego głośno. Tak czy siak, wiadomo, że dostaniemy taki wpierdol, że się nie pozbieramy...! – i runąłem na ziemię jak długi. Ktoś podciął mi nogi... Na mnie runął Krzysiek. Leżałem. Bałem się otworzyć oczy.
    – No, pedały, do pionu! – usłyszałem rozkazujące warknięcie.
    Wydawało mi się, że już po nas. Raz kozie śmierć... Pozbierałem się. Wyprostowałem kolana. Klęknąłem. I od dołu zobaczyłem, jak im w dresach widać jaja i faję. Zwłaszcza temu, który stał na wprost mnie. Krzyś też się dźwignął. Spod oka spojrzeliśmy na siebie, mrugnąłem, jakbym mu dawał znak, że musi być jakiejś wyjście z tej sytuacji, że po prostu musimy jakoś stąd nawiać!
    – Do pionu, mówiłem! – mój oprawca chwycił mnie za włosy. Stwierdziłem, że gorzej już być nie może. A raczej, że to się dopiero zaczyna! I... chyba wpadłem na genialny pomysł...
    – Tak, master... – odpowiedziałem.
    – Ty, kurwa, słyszysz? – dres parsknął śmiechem, zwracając się do drugiego.
    – Master? – drugi tak samo złapał Krzyśka za włosy, ale kolanem przydusił go za krtań, żeby nie wstał.
    – Chciałem na końcu odlać się na niego i napluć mu w pysk – mówił dalej ten pierwszy, śmiejąc się głośno – ale to rzeczywiście będzie na końcu... – i sięgnął do kolorowego wiązania u spodni, ale zanim to zrobił, ja... odważnie dotknąłem go prosto w jaja.  
    – Ty, patrz, jaki domyślny... – dres wypiął biodra, a ja mocniej złapałem mu faję przez gacie. Spod oka popatrzyłem na Krzyśka, dając mu jasny znak, żeby temu drugiemu zrobił tak samo! Nie wiem, czy Krzyś wiedział, o co mi chodzi, ale zachował się dokładnie jak chciałem! Dotknął tego drugiego, a ten lekko się wzdrygnął.
    – Co ty, kurwa, robisz, jebany pedale? – syknął i strzelił go z kolana w twarz, ale „mój” dresiarz złapał go za rękę.
    – To na końcu... Najpierw niech nas obsłużą. Nie spiesz się, to może być ciekawe – powiedział. – No, do roboty! Obsłużyć panów!
    – Tak, mas...
    Już miałem pomysł, jak doprowadzić do tego, żebyśmy mieli otwartą drogę ucieczki. Chciałem tylko, żeby Krzysiek połapał się w moich zamiarach.
    Klęcząc przed „moim” blondasem, jedną ręką gniotłem mu faję, a drugą włożyłem mu pod bluzę, na gołe ciało i dosięgnąłem palcami do sutek. Zacząłem je lekko gnieść i szczypać, Czułem, jak jego faja coraz bardziej mu w spodniach pęcznieje. Widać było, że młodzian jest spragniony seksu i ma ochotę na chwilę rozkoszy. Zębami chwyciłem jego kolorowy sznurek i rozwiązałem spodnie. Tak samo zębami chwyciłem za gumkę i ściągałem je w dół. Bokserki, a w nich twarda pała. Rzuciłem okiem w bok. Dobrze! – pomyślałem, bo Krzyś robił tak samo! Znowu moje zęby – i bokserki poleciały w dół, a naszym oczom ukazały się ich sterczące na maxa pały. U mojego – gruba jak...! U tamtego – mniej więcej jak u Krzyśka. Trafił „swój” do „swego”? – pomyślałem.
    Zaczęliśmy im obciągać. Gdyby nie moja świadomość, że robimy to pod przymusem, może znalazłbym w tym jakąś przyjemność. Ale w głowie miałem inny plan: trzeba stąd uciec! Bo jak się nam zleją w paszczę, to zaraz potem wdeptają nas w glebę! Co robić? Co robić?!
    Blondasowi uniosłem stopę w adikach i przeciągnąłem mu przez nią najpierw jedną nogawkę spodni, potem drugą. Spodnie poleciały w trawę. Tak samo poszło mi z bokserkami. A wszystko przy nieustającym obciąganiu, co bardzo odpowiadało blondasowi, bo już zaczynał mnie po prostu rżnąć w gębę! Jaja mu się mocno kołysały, waląc mnie w brodę, ręce trzymał na swoich biodrach, ale widziałem, że sam zaczyna powoli odlatywać. Spojrzałem w bok. Krzyś! Brawo!... „Jego” dresiarz miał większe opory, ale jak zobaczył, że kompan już jest goły, też pozwolił się rozebrać, a Krzyś jeszcze dalej odrzucił jego ciuchy. „Mój” mruczał zadowolony, rzucając pod nosem jakieś ciche przekleństwa w rodzaju „pedał pierdolony”, ale chyba tylko dla fasonu. Drugi stał teraz z wysoko zadartą głową, jakby chciał sprawdzić, ile gwiazd już jest na niebie. Udałem, że muszę złapać głęboki oddech, oderwałem się od jego pały i... złapałem Krzyśka za rękę! Jazda w długą...!
    Biegliśmy, ile sił w nogach. Łyse karki, gołe, z ciuchami daleko w trawie, już nam nie byli groźni. Zanim się ubiorą... Rzeka, park, parasole, bufet. Zatrzymaliśmy się. Tu jesteśmy bezpieczni.
    – A jak nas znajdą, poznają? – wysapał Krzyś, gdy postawiłem na stoliku dwa piwa.
    – Nie wierzę – odpowiedziałem. – Nawet się nam dobrze nie zdążyli przyjrzeć. Za to na pewno my byśmy ich z daleka poznali, gdyby... – dodałem, a Krzyś mi przytaknął. Dyskretnie pod stolikiem złapałem go za rękę i ścisnąłem mocno.

                                                                                                          ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin