Sen O... Czyli W Klubie Przyjaciół.doc

(63 KB) Pobierz

SEN O... czyli W KLUBIE PRZYJACIÓŁ



  Obudziłem się raniutko, nie wiedząc za bardzo, co się dzieje. Właściwie przez dłuższą chwilę nie wiedziałem, gdzie jestem. I co gorsze, z kim. Skąd, dlaczego i jak znalazłem się w towarzystwie Konrada, Jacka, Pawła i Bartka… Skąd się tu wzięli? Dlaczego wszyscy jesteśmy w jednym łóżku, dlaczego jestem bez majtek...
  Chciałem dojść trochę do przytomności, szukam, macam jajeczka, małego, tors i klatę, wszystko jest na swoim miejscu... Okazuje się, że jestem dokładnie nago, bez niczego, kompletnie na Adama! I nie sam! Co jest…?
  Dobrze, że Mati pojawił się w porę, bo nagle jakbym przetrzeźwiał, i widząc (chyba) moją niewyraźną minę, zapytał:
  - Co ci...? Wyglądasz, jakbyś diabła zobaczył… Nie! Te twoje oczy! Takie zadowolone, pełne szczęścia. Nigdy cię tak nie widziałem…
  - Mati, już wstałeś? – jeszcze raz przetarłem oczy. – Dobrze że jesteś. Wiesz, przez chwilę nie wiedziałem, co się dzieje. Wiesz, śniło mi się… wiesz, miałem wspaniały, cudowny sen.
  - Ty zawsze masz wspaniałe sny, jak mi ptaszka wypuścisz do swojej klatki. Szkoda, że tak rzadko… No i przykryj malutka, bo ci zmarznie. Brzuszek też ci się świeci. Pamiętasz, ile razy go skropiłeś? – rzekł uśmiechnięty i pochylił się nade mną do pocałunku. Miał na sobie tylko białe slipeczki, które przygotował sobie wczoraj, gdyśmy wrócili z… Właśnie! To tam muszę umieścić początek mojego snu!
   - Dlaczego rzadko – rzekłem, ale nie dotykałem jego ptaszka, który spał w slipkach, zmęczony nocą, ten sam, którego wczoraj świadomie wpuściłem do swojej „klatki”.
  - Sam wiesz… No to jak to było z tym snem?
  - Wiesz, śniłem, że jestem wśród tych kolesi…
  - Co wczoraj?
  - No…
  - Nigdy jeszcze nie spotkałem takich zgrywusów. Rozumieli się półsłowem! No i co dalej?
  Popatrzyłem na swój brzuch ze śladami zastygłej spermy. Mati ma rację. Sam nie wiem, ile razy chlapałem. Ale te ostatnie ślady, to przecież te z rana…
  - Gdybyś to przeżył, co ja, to też byś tak wyglądał.
  - Ty przeżywałeś tak, a ja inaczej. Dałem ci wybór – rzekł i znów mnie pocałował.
  - No, ba… No to chcesz posłuchać dalej?
  - Już zamieniam się w słuch.  
  - Było to tak. Leżę sobie na łące pełnej pięknych kwiatów. Wkoło mnie falują trawy poruszane lekkim wiatrem. Jest słonecznie i nawet gorąco. A że nie było nikogo, rozebrałem się całkiem, żeby promienie słońca mogły bezkarnie hasać po moim małym i po jajeczkach. Lubię nagość...
  - Wiem, tak cię poznałem. Usnąłeś, a ja rozebrałem się i położyłem się obok ciebie. Jaki byłeś przerażony, gdy mnie zobaczyłeś!
  - A ty byś nie był?
  - Nie. Ja bym się ucieszył! Dobrze, że nie uciekłeś.
  - Bo się nie mogłem ruszyć, jak tak na mnie patrzyłeś… Ale teraz, we śnie było inaczej. Byłem za wzniesieniem, to nie miałem obaw, ze ktoś niespodziewanie odkryje moją nagość, a najbardziej mojego maluszka.
  - Znowu się go czepiasz. Małe jest piękne, ile razy ci to mówiłem.
  - Dobrze, że dla ciebie jest… No to leżę sobie spokojnie, oddycham pełną piersią i karmię oczy wspaniałą przyrodą, wdycham nieziemskie zapachy łąk. Jak mi było fajnie! Spoglądałem na maluszka, żeby go słońce zbytnio nie przegrzało i żebym nie musiał go potem moczyć w kwaśnym mleku…
  - A moczyłeś już? – Mati w głos się roześmiał.
  - Małego nie. Ale plecy tak. To sprawdzony sposób mojej baki. Pomaga… Ale maluszek sobie spokojnie spał…
  - …okryty tą swoją skórką...
  - Dokładnie – teraz ja się roześmiałem, gdy Mati lekko palcem rozprostował mój spory zapas wolnego napletka.
  - I co dalej?
  - Niby nic, a jednak coś się z nim dzieje. Zaczyna się budzić, podryguje, co jest – myślę sobie. Przecież miał odpoczywać cichutko, a tu się prostuje, jakby sam chciał zobaczyć ten świat i już wysuwał główkę.
  - A że jest mały, jak zawsze mówisz – przerwał mi Mati – i skórka zawsze skrywa mu główkę, bo jest dla niego za długa, to sam się nie mógł rozglądać i pewnie się zaczął podnosić.
  - Skąd wiesz? Nie byłeś w tym śnie.
  - Bo on ci się zawsze tak samo podnosi.
  - No dobra… Więc niby usnąłem i niby się obudziłem, rozglądam się wkoło i co widzę? Przy mnie obok leżą ci kolesie, też całkiem rozebrani. Kiedy przyszli? Skąd się wzięli? Czy też lubią wygrzewać się nago w słońcu? Leżą z zamkniętymi oczami, bo słońce oślepia, ale nie śpią. A ja patrzę, patrzę i nie mogę się napatrzyć. Ich maluszki to nie maluszki. I ciała jakie świetne!
  - No, ciekawe…
  - Wtedy usłyszałem Jacka, jakby kontynuowali swoją wcześniejszą rozmowę, który z  uznaniem powiedział:
  - Konrad, twój ptaszek mi się wyjątkowo podoba. Taki okazały a delikatny zarazem. Pociąga mnie ta cudowna skórka, w której się chowa. Do tego te krągłe, śliczne jajeczka…
  O kurde! Patrzę trochę skrępowany na ptaszka Konrada. Jest w półwzwodzie. Główka wciąż otulona płaszczem napletka, mocno uwypukla koronę żołędzi, już gruba, okazała. Niesamowite wrażenie, bardzo apetycznie wyglądał. Aż się prosi, myślę sobie, żeby…
 - Co ty wygadujesz – przerwał mi Mateusz. – Przecież Konrad, Bartek, Jacek i Paweł to Klub Przyjaciół. Oni się znają i pewnie wiedzą o sobie. Skąd wiesz, jaki mogą mieć sprzęt, jakie wymagania, co lubią? Bo ty, że to od razu musi być jakiś kutas-olbrzym. Jakbyś ty miał ogiera, to bym z tobą nie był.
  - No…
  - No i skąd wiesz, czy oni by byli zainteresowani twoim? A ja właśnie takie lubię. Wiesz, jak lubię tę twoją skórkę, tak fajnie się ją ssie… – i znów rozprostował mój napletek.
  - Mati, to był tylko sen. Wiesz, że sobie cenię wierność i że robię to z przyjemnością, i tylko z tobą. Bo ciebie darzę uczuciem. A we śnie to chyba nie zdrada, co?
  - No dobra, to gadaj dalej, jak już tak bardzo chcesz, ale popatrz na mój namiocik, jak będziesz tak walił ze szczególikami, to nie wiem, czym się to skończy.
  - Na pewno dobrze się skończy… Zdejmij ten namiocik, chodź do mnie, a ja będę Ci dalej opowiadał… Sorki, Mati, ale taki sen, sam wiesz.
  Mati nie dał się dwa razy prosić. Po chwili miałem w dłoni jego czupurnie wyprężonego penisa, wcale nie dużego, a przecież dużo większego niż mój. To pierwszy „ptaszek”, który gościł w mojej „klatce”, jak to powiedział Mati. Naprawdę sam nie wiem, jak między nami do tego doszło. Myślałem, że nigdy nikomu takiego maluszka nie pokażę, a już żeby iść z kimś do łóżka? A z Matim poszedłem!
  - No… Teraz możesz mi opowiadać do samego południa – Mati rozciągnął się leniwie, dając mi dostęp do swoich kulistych jajeczek, z czego od razu skorzystałem.
  - Więc jak się przebudziłem, żałowałem, że ten sen się skończył. Skąd wiedzieli, co ja lubię? Może nas podpatrywali we śnie? – roześmiałem się głośno. – Więc Jacek lizał  i wargami muskał, ssał i całował moje sutki. Jak delikatnie, jaki miał obrotny języczek! Super uczucie! Jak mi się zaczęły prężyć, twardnieć, wydłużać... No wiesz, coś takiego to może chyba tylko Jacek, myślałem przez sen. On chyba ma jakieś specjalne przeszkolenie w tym zakresie. Jest w ogóle taki delikatny, uczuciowy, pieścił mój tors tak, jakby chciał, żebym czuł się jak… Jakby wiedział, że właśnie to lubię. Wiesz Mati, to wspaniały chłopak, z charakterem, i daje tyle przyjemności.
  - Jacek ma w sobie coś. Nawet z samego obcowania z nim, przy nim, czujesz się fajnie, miło i bezpiecznie.
  - I tak cudownie… Mmm… Mateuszu, robisz to właśnie tak, najcudowniej… Dobrze, że jesteś.
  - Ja ci jeszcze nic nie robię. Ty wciąż jakbyś czuł Jacka, co?
  - No, sorry…
  - I co dalej? Bo właściwie to o kim śniłeś?
  - O nich. Wydawało się, że zaginęli, że odeszli, że już nie wrócą, a jednak są, bawią się z nami i pozostaną… Teraz powiem ci, co mnie spotkało ze strony Bartka, tego miłego, ślicznego chłopaka. On, powoli, jakby tylko muśnięciem, zaczął dotykać moich ust. Kiedy dotknąłem jego warg, rozchylił je lekko. Zaczął się bawić moimi wargami. Powiedział tylko: pragnę poczuć w swoich ustach twój język, którym jeszcze niedawno tak ciepło wypowiadałeś moje imię i patrząc mi prosto w oczy dawałeś do zrozumienia, że mnie pragniesz takim, jakim jestem, niedoskonałym, ale oddanym ci całym sercem i całym ciałem. Nie mogę się doczekać twych pieszczot, powodujących drżenie ciała i przyspieszających napływ krwi do mojego, podnieconego twoimi pocałunkami kutaska. I wreszcie zaczął mnie całować, delikatnie, tak niewinnie, jakby to robił pierwszy raz. Nasze wargi leciutko to zbliżały się do siebie, to oddalały. Czekałem na coś głębszego, ale nie. Całował moją szyję, przygryzał uszy, a opuszkami palców zsuwał się po plecach coraz niżej i niżej. Pieścił i masował moje łopatki, plecy i jeszcze niżej, aż poczułem jego delikatną dłoń na moich pośladkach. Język Bartka nie mógł się oderwać od mojego, nastąpiło poplątanie i dokumentne pomieszanie. Ach, co za frajda! Mój maluszek już nie mógł się doczekać odlotu. Bartek zbliżył swoje palce do rowka, do mojej, przecież wiesz, prawie dziewiczej pupy. Zaczęło mnie ogarniać ciepełko, takie słodkie ciepełko…
  - Uważaj, bo mnie też zaczyna ogarniać – odezwał się Mati słodkim pomrukiem, a ja mocniejszym ruchem drażniłem mu jądra. – Mów dalej…
  - Zacząłem się zbliżać do jego potężnego penisa, wspaniale unoszącego dumną głowę, który pulsował żądaniem dodatkowej podniety moich ust, spragnionych jego aromatycznego śluzu wypływającego kropla po kropli i znamionującego jego pełną gotowość do oddania się całkowicie w moje ręce.
  - Mój już oddał się w twoje ręce. Ty też umiesz pieścić.
  - Ty mnie nauczyłeś… Ręce Bartka błądzą dalej, natrafiając na rowek, lekko owłosiony, otoczony dwoma jędrnymi półkulami broniącymi jego dorodnemu penisowi dostępu do mojej groty rozkoszy. Głaszcze nadal moje pośladki z niemą prośbą o pozwolenie. Ma dostęp językiem do wejścia w krainę ciepła i rozkoszy…
  - …Rób mi tak dalej, dobrze, kocham cię za to – przerywa mi podniecony szept Mateusza; nawet nie zdawałem sobie sprawy, że opowiadając – to samo przenosiłem na jego ciało!
  - Bartek posuwa się teraz nim, spragnionym, centymetr po centymetrze, zagłębiając się w gościnne progi mojej jaskini, otwierającej przede nim swoje pełne tajemnic niezgłębione jeszcze wnętrze. Zapragnąłem przytulić się do niego, chciałem bardzo poczuć jego ciepło, chciałem poczuć na sobie jego odsłoniętą, połyskującą główkę, wcisnąć się w jego wygolone podbrzusze, to dodatkowo mnie podnieca, wtulić się w niego z całych sił. A tu Konrad zaczął delikatnie masować moje uda, tak od wewnętrznej strony, jakby mimo woli, tak jakby od niechcenia, chwilami dotykał moich jajeczek. Ale robił to tak czule, tak podniecająco, że ciarki przechodziły po moim ciele. Gdy przypadkiem dotknął mojego maluszka, ten się zaczął tak prężyć i ślinić, jak nigdy. Konrad delikatnie musnął językiem jego główkę, potem palcami poruszył skórkę, a po kilku takich ruchach wziął go do ust, ssał i przygryzał, a ja prężyłem się razem z nim, jakbym to ja cały był swoim maluszkiem…
  - No to weź już mojego, weź… – przerwał mi Mateusz gorącym szeptem.
  Wziąłem. Z radością. I tak samo go wyprężyło, jak mnie z Konradem we śnie. Nieraz już Matiemu brałem, ale nigdy tak nie reagował. Ssałem mu go, przerywając kolejnym, fragmentem opowieści.
  - Jego gorące dłonie wolno ale systematycznie przesuwały się z wielką delikatnością do góry. Jejku, co za rozkosz, co on ma w tych dłoniach, że aż tak mnie to bierze, że czuję aż taką przeogromną frajdę! Gdy jego język dotarł do pępka i zaczął kręcić w nim piruety, to mówię Ci, Mati, jakbym w przepaść leciał. Co tam jest, że też daje rozkosz?
  - Nie wiem, ale daje… Ty mi dajesz…
  Bo ja teraz robiłem Matiemu dokładnie tak samo…
  - Nie potrafiłem powstrzymać się od pomruku zadowolenia – mówiłem. – Aż zrozumiałem, że jeszcze odrobina tych jego pieszczot, a polecę jak nic!
  - Ja też mogę polecieć, uważaj – Mati aż wyprężał uda, a jego penis wciąż rytmicznie podrywał się w moich rękach i ustach.
  - Nie spiesz się, to nie koniec… Bo teraz naprawdę się zaczęło. Wszyscy oni mieli ładne duże kutaski, a każdy z nich wyglądał inaczej. Jeden masywny i duży, kształtny, z całkowicie zakrytą główką, drugi odsłonięty, z napletkiem zupełnie zsuniętym, pofałdowanym. Może dlatego wydawał się mięsisty, sprężysty i grubszy. Ale za to jak drgał, jakie krople szkliły jego marmurową żołądź, aż trudno było mi się powstrzymać, żeby jej nie wziąć do ust... Nie mogłem się napatrzyć na ich męskości. Sam wiesz, że w porównaniu z moim to olbrzymy. Ale jakie śliczne i smakowite…
  - Twój jest najśliczniejszy i najsmakowitszy – skwitował Mateusz, wyginając się pod moją pieszczotą jak kot.
  - Powoli lizał moje jądra, ssał je, wkładał do ust jedno jajeczko, potem drugie, potem z kolei cały woreczek, przy tym cały czas masował mi uda, a teraz też maluszka. Co za odlot, gdy wziął go do buzi! Jak cudownie wwiercał się w główkę, pokonując skórkę… No tak, nie wytrzymałem i napełniłem jego usta….
  - Ja zaraz napełnię twoje…
  - Jeszcze nie, Mati, poczekaj… Teraz dołączył się Paweł, ten szczupły przystojniak. Jego śliczna wysportowana sylwetka od początku zwróciła moją uwagę. Jego sprężyste ciało… Wiesz, to jest ciało modela. Mało można spotkać chłopaków z takim super wyrzeźbionym ciałem. Jeden kolczyk w widocznym miejscu, jego męskość taka w sam raz ze śliczną zadartą, kształtną główką i ta kropelka na samym czubku... I jego sposób bycia, wydawałoby się, że nonszalancki, ale to tylko pozory, bo w rzeczywistości jest uczynny, pełen uroku i serdeczności. Był gwarantem dobrej zabawy. On też zaczął mi torować drogę w krainę rozkoszy. Poddawałem się jej, chociaż chmielna woń „Warki Strong” płynąca z jego ust, myślałem, może temu przeszkodzić. Nie, nie przeszkodziła. Bez straty czasu zaczęliśmy się wtulać w nasze gorące ciała, mocniej i mocniej. To niezapomniane chwile…
  - Tak, niezapomniane – potwierdził Mati, ale czy dokładnie rozumiał sens moich słów, nie wiem.
  - Chciałem szczerze powiedzieć: trwaj chwilo, i trwaj, bo jesteś piękna, bo tak mi dobrze w tym doborowym towarzystwie…
  - Tak może się zdarzyć tylko we śnie.
  - Mówisz, że tylko we śnie? A my to co, śnimy?
  - Nie wiem… Chociaż właśnie wiem…
  - Przyjaźń, bezinteresowna przyjaźń, to coś wspaniałego. Dla niej warto wszystko, bo to nie tylko ciepło bijące od ich ciał, nie pragnienie seksu, ale coś, że trudno to wypowiedzieć. Bo jak wypowiedzieć tyle radości z obcowania z drugim człowiekiem?
  - Wyrażasz moje myśli… I co dalej?
  - Dalej?... Co za zapach unosił się w powietrzu. Jest coś niesamowitego w zapachu ciał podnieconych, napalonych, nagich chłopaków. Chyba te kropelki śluzu, które zbierają się na ich zadartych odkrytych penisach lub w napletku, dają ten zapach, tak podniecający, że wszystkie kutaski same się dźwigają i zaczynają swój taniec. To się daje czuć całym sobą. Wiesz, ile jest finezji, ile uroku w nagim ciele? Ta męskość, ta zbierająca się podnieta wywołuje tyle energii, że razem to działa jak narkotyk. To jest najpiękniejsze.
  - Tak… Najpiękniejsze – powtórzył Mati, jak echo.
  Zaczęliśmy się wtapiać ciało w ciało, nasze kutaski dotykały się i drażniły nawzajem ze sobą. Jakie to uczucie… Chociaż mój jest mały i powalony przez prężniejszego i potężniejszego kutaska Matiego, nie zamieniłbym go za nic… Jak mi było pysznie. Mati… Mój Mati… Nigdy nie wierzyłem, że można mieć kilka wytrysków, niemal jeden po drugim. Ale tak było. Bo wiem, że minionej nocy Mati dał ich kilka…
  - Ja się to… skończyło? – Mati uwolnił się z mojego pocałunku.
  - Tak, że nawet nie wiem kto ile razy i na kogo poleciał…
  - We śnie?
  - We śnie. Dlatego obudziłem się mokry i nie wszystko kontaktowałem, gdy wszedłeś. Mati, drżysz?
  - Uważaj… ja…
  Nie musiał mówić. Oburącz pochwyciłem jego kochanego penisa, wyprostowałem go, wyprężyłem, kilkoma ruchami podnieciłem do granic, jeszcze podrażniłem jądra językiem – i patrzyłem, jak tuż przy mojej twarzy poleciała jego gorąca srebrzysta kometa z długim warkoczem…
  Cisza przerywana tylko naszymi oddechami.
  - Wiesz, co do ciebie czuję…
  - A ja… chyba bardziej niż myślisz.
  - Na początku strasznie się ciebie wstydziłem, krępowałem się…
  - A ja myślałem, że to może zwykłe, normalne zauroczenie, może takie jeszcze dziecinne. Odkryłem w trawie golasa, który się opalał, usnął, a słońce bawiło się jego małym kutaskiem, wiatr pieścił mu te dwie kuleczki. W swej niewinności byłeś taki uroczy… Słońce i wiatr mogą cię pieścić i dotykać, a ja nie? Ale wtedy cię nie dotknąłem. Rozebrałem sę i położyłem przy tobie. Czekałem, kiedy się zbudzisz….
  - Zacząłeś ze mną rozmawiać… jakbyś nie był zainteresowany moim ciałem.
  - Byłem, oczywiście, że byłem. Ale z biegiem słońca bardziej zainteresowała mnie rozmowa, twoje wnętrze. Potem twoja troska o mnie, gdy po prostu z nadmiaru słońca bolała mnie głowa. Twoje oddanie, chęć pomocy mi we wszystkim. Jak długo jesteśmy ze sobą?
  Uśmiechnąłem się. Długo…
  - A ile razy spaliśmy ze sobą?
  Znów się uśmiechnąłem. Tylko trzy… Tej nocy był ten trzeci raz.
  - Więc co naprawdę nas łączy?
  - Przyjaźń?  
  Bałem się użyć innego słowa.
  - Patrzę na ciebie i myślę, że dzięki Tobie ta przyjaźń przeradza się w… chyba w miłość.
  Serce mi podskoczyło aż do gardła. Miłość…? Właśnie tego słowa się bałem.
  Mijał poranek. Poranek pierwszego dnia, w którym inaczej spojrzałem na świat, na siebie, na ludzi. Poznałem kogoś, coś przeżyłem, coś zrozumiałem. Już sobie wyobrażam, co będzie tej nocy, jak z Matim spędzimy czas w oczekiwaniu na… Na spotkanie naszych ciał, spragnionych ciepła i uczucia, jak będziemy je sobie nawzajem przekazywać aż do rozkoszy zespolenia i pożądania. Wiem, że mój maluszek stanie na wysokości zadania i pierwszy raz zgłębi tajniki drugiego ciała. Matiego.
  Zrozumiałem, że tęsknię za nim, gdy go nie widzę, ale to nie zazdrość, to po prostu taka ludzka tęsknota za kimś bliskim, za kimś kochanym, którego chciałoby się mieć zawsze w zasięgu ręki, w zasięgu wzroku, żeby poczuć jego ciepło, zapach, gładkość jego ciała.
  Uśmiechamy się. Są. Idą nasi wczorajsi znajomi. Oni nawet nie wiedzą, jak dobrze ich znam. Nie wiedzą, jaki mieli udział w rozkwicie naszej miłości, mojej i Matiego.
  Patrzę na Konrada, Bartka, Jacka i Pawła. Klub Przyjaciół. Jak można się tak zespolić, tak siebie czuć, tak rozumieć, tak być za sobą, tak dawać z siebie i brać. W życiu. Bo zapewne nie tylko w seksie. Mój sen na jawie nie rozminął się z prawdą. Tak jest. Tak musiało być!
  - Hej! – Konrad pierwszy podszedł, witając się z nami.
  - Cześć – nieco skrępowany wyciągnąłem swą dłoń, którą zaraz po Konradzie uścisnęli tamci.
  - Co tam nowego w Klubie Przyjaciół? – spytał Mati.
  - Co nowego? Zdaje się, że zyskał nowych członków – odrzekł Bartek.
  Zyskał…? Tak. Zyskał.
  A ja, a my, odzyskaliśmy tych, których uważaliśmy za straconych.
 Aż mi się chciało zakrzyknąć: Niech żyje…  Zaraz: przyjaźń czy miłość? Wiem! Jedno i drugie!
  - Pójdziemy gdzieś potem? – Jacek cwaniacko przymrużył oko. – Znacie tu jakiś zaciszny kąt, odludzie? Żeby się tak rozwalić na trawie i po prostu pogapić w słońce!
  - Nago… na golasa…? – z trudem wyrzekłem te słowa.
  - Zgadłeś – potwierdził wesoło Paweł.
  - Żebyś wiedział, co mu się dzisiaj śniło – Konrad roześmiał się w głos, a Bartek prychnął w kułak.
  Spojrzałem na Matiego, Mati na mnie. Nie powstrzymałem się, widząc jego minę. Śmiałem się najgłośniej!
  - Znam takie miejsce – powiedziałem po chwili.
  - No to idziemy?
  - Idziemy!
                                                                                            GOLEC

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin