12kwkj_waclaw4.pdf

(3094 KB) Pobierz
r'er 'Warszawski.
ha prowincję, Walicki był bibljotekarzem w Nieświeżu, Krzemiński prze­
niósł się do Bluszczu i Kłosów, Kazimierz Filipowski do Wieku, tylko Prus
z Bogusławskim pozostali do końca Szymanowskiego redaktorstwa. Przy­
szedł cały szereg współpracowników nowych, dla których było za ciasno ,
w dawnych pokoikach redakcji Kurjera, tu obok przedstawionych, dla pa­
mięci, na rycinie. I z tymi nowymi Szymanowski był w jaknajlepszych
stosunkach, kochał ich i po koleżeńsku traktował, przesiadując w redakcji
najczęściej z Prusem przy szachach, a do teatru chodził z Bogusławskim, bo
ci dwaj najdawniejsi z pozostałych towarzysze pierwszej kampanji Kurjera
byli świadkami. Od r. 1884 choroba, która go zabrać miała, już rozpoczęła
swoje dzieło zniszczenia. Wyniósł się wtedy Szymanowski ze swego mie­
szkania, które od r. 1885 zajmowała redakcja Kurjera, do lokalu przy ulicy
Berga i wkrótce potem przy placu Resursy Kupieckiej, i już tylko przez tele­
fon zrzadka jego zastępcy odwoływali się do redaktora w sprawach wy­
jątkowej ważności. Pobyt kilkomiesięczny za granicą nie przyniósł pomo­
cy na nieuleczalne cierpienia, i Wacław Szymanowski zmarł w nocy z dnia
20 na 21 grudnia 1886 r., dobrze zasłużony literaturze krajowej, a Kurjera
Warszawskiego istotny odnowiciel.
IV.
Aleksander Michaux, znany jako poeta pod pseudonimem Mirona, uro­
dził się w Warszawie około r. 1840, a szczegółów z jego dzieciństwa i pier­
wszej młodości od niego dowiedzieć się nie było można;
już na kilkanaście lat przed śmiercią, gdyż w roku
1874 z redakcji Kurjera się usunął.
Pierwszy tomik poezji wydał w r. 1866,
a w Kurjerze Warszawskim ostatnie jego artykuły
z cyfrą X znajdują się w r. 1874. Życic nerwo­
we zwęgliło przez 8 lat tę płomienistą duszę. Wielki
bezsprzecznie talent poetycki szukał niezdrowej
podniety w mętnem źródle, które, zamiast krynicy
natchnienia, stało się dla niego martwem morzem.
A jednak ileż pięknych rzeczy stworzył ten człowiek
A. Miehaux. w ciągu względnie tak krótkiego czasu! W samym
Kurjerze znaleźć można kilkadziesiąt strof Mirona,
które siłą i uczuciem za całe poematy starczą. Mistrzami jego byli: Byron,
Musset, Heine, tak, jak Wacława Szymanowskiego: l)ełavigne, Ponsard, a pó­
źniej Wiktor Hugo.
IGO
757873795.059.png 757873795.070.png 757873795.081.png 757873795.092.png 757873795.001.png 757873795.010.png 757873795.011.png 757873795.012.png 757873795.013.png 757873795.014.png 757873795.015.png 757873795.016.png 757873795.017.png 757873795.018.png 757873795.019.png 757873795.020.png 757873795.021.png 757873795.022.png 757873795.023.png
KSIĄŻKA
JUBILEUSZOWA.
Pesymizm Mirona był z początku zupełnie oryginalnym, nie zapoży­
czał się u swoich mistrzów, później dopiero naśladownictwem nasiąknął zu­
pełnie. Poezje Mirona, równie jak jego dramat: „Bez Boga", drukowany
w Przeglądzie Tygodniowym w r. 1867, należą do historji literatury.
W historji Kurjera Aleksander Michaux odegrał ważną rolę. On-to
był twórcą pierwszej spółki wydawniczej, on najenergiczniejszym współ­
pracownikiem w pierwszych latach odrodzonego pisma. Jasny blondyn,
wzrostu prawie wysokiego, miał Michaux twarz dziwnie energiczną, można-
by powiedzieć, namiętną. Liryk, grający na strunach uczucia, miał rysy
ostre, nozdrza rozdęte, i oczy, w których naprzemian błyszczał ogień albo
chłodny połysk stali. Prawdziwy syn wieku pod względem newrozy, nie
odznaczał się Miron towarzyskiemu przymiotami. Gwałtowny był, impetyk
i w koleżeńskich stosunkach niezbyt uprzejmy. Stałego zajęcia nie znosił
nigdy, więc też i oznaczonych godzin w redakcji nie miał. Wpadał i wy­
biegał z oficyny Kurjera po kilkanaście razy dziennie, zawsze podniecony,
czy to wiadomością, jaką przynosił, czy sporem rozpoczętym ze znajomym
na ulicy. W redakcji pisał gorączkowo, przekomarzając się z dyspozytorem
drukarni, Czerniejewskim, który istotnie krzyż Pański z nim cierpiał. Szy­
manowski, najzgodniejszy i najłagodniejszy z ludzi, z Michaux'em nigdy
nie mógł sobie dać rady. Docinał każdemu, a w rozdrażnieniu nerwowem
bywał nawet bardzo zjadliwym, nie oszczędzając nikogo.
Z postępem czasu rosło jego rozgoryczenie na świat i ludzi. Kiedy
uwikłał się w smutną intrygę teatralną, która pociągnęła za sobą najprzy-
krzejsze przejścia nietylko dla niego samego, podniecał się potem, odurzał,
aż i skończył na zupełnej prostracji. Trzeba mu jednak oddać sprawiedli­
wość, że w pierwszych czasach Kurjera był siłą bardzo poważną w redakcji.
Artysta, miał poczucie piękna, wyrobiony zmysł estetyczny, a jako dzienni­
karz, umiał się doskonale zastosować do wymagań pisma. Jego recenzje
teatralne, sprawozdania z wystawy i krytyki belletrystyczne, zawarte nieraz
w kilkudziesięciu wierszach, odznaczały się zawsze trafnością sądu, jasnem
i jędrnem sformułowaniem zdania. Zaletą wielką jego krytyk było to, że po­
dawał w nich zawsze treść utworu do pewnego stopnia objektywnie. Później
już oceniał rzecz według własnych wrażeń, nie wdając się w szersze wywo­
dy, nie motywując swoich sądów Dopóki organizm był zdrów— i wrażenia
odbierał normalne; gdy się w nim rozpanowała nerwowość — i krytyki Mi­
chaiła nabrały charakteru chorobliwego podniecenia. Najwięcej obiecu­
jący talent z poetów młodszego pokolenia, zmarnował się pod wpływem
Mussetfa, którym się tak przejął, że chciał zostać „dzieckiem wieku", Rollą
czy Don Paesem w życiu. Usposobienie, powierzchowność miał po temu,
a czas, w którym pisać zaczął, odpowiadał zupełnie owej predestynacji ca-
11
• 161
Książka jubileuszowa.
757873795.024.png 757873795.025.png 757873795.026.png 757873795.027.png 757873795.028.png 757873795.029.png 757873795.030.png 757873795.031.png 757873795.032.png 757873795.033.png 757873795.034.png 757873795.035.png 757873795.036.png 757873795.037.png 757873795.038.png 757873795.039.png 757873795.040.png 757873795.041.png 757873795.042.png 757873795.043.png 757873795.044.png 757873795.045.png 757873795.046.png
%ur/er 'Warszawski,
łych pokoleń młodzieży, o której mówi Musset we wstępie do „Dziecka
wieku".
Dzieła zniszczenia dokonały okoliczności i wypadki natury czysto pry­
watnej, o których dotychczas publicznie mówić nie należy. W każdym ra­
zie talent poetycki Michaux'a zasługuje na to, ażeby kiedyś obszerniej roze­
brano przyczyny upadku artysty i człowieka. Zostawił on po sobie niewielki
na ilość zbiór poezyj, ale przemówią one zawsze do duszy i serca przyszłych
pokoleń, bo w nich Miron ból prawdziwy swojego serca wypowiedział.
Aleksander Walicki, z pseudonimem „Żeleźniak", zmarły w roku 1893
w Warszawie, urodził się w Wilnie w 1826 r. Wychowaniec szkół w Słucku,
a następnie uniwersytetu charkowskie­
go, kształcił się przytem w muzyce,
którą uprawiał z wielkiem zamiłowa­
niem, szczególniej grę na skrzypcach
i fortepianie. Koleżeństwo i przyjaźń
z Moniuszką wprowadziły go w stosu­
nek z Gebethnerem, który Walickiego
zamianował na początku administra­
torem Kurjera. Wkrótce jednak admi­
nistrator objął i obowiązki krytyka
muzycznego w redakcji, a przytem
prowadził ostatnią korektę, to jest tak
zwaną rewizję numeru.
Walicki przebył wszystkiego trzy
lata w redakcji; w r. 1872 przeniósł
się do Krakowa, gdzie administrował
drukarnią Anczyca, a potem i księgar­
nią Gebethnera w Warszawie. Od r.
1890 był bibljotekarzcin w Nieświeżu
u księcia Radziwiłła, zkąd przyjechał do Warszawy w roku 1893, aby tu
życie zakończyć.
Był trochę szorstki w obejściu z ludźmi i szczególniej z Michaux'em
nigdy pogodzić się nic mógł, ale człowiek przytem najzacniejszy, wielkiej
pracy i wielkiego poświęcenia, w zasadach i przekonaniach swoich nie­
ugięty. W redakcji widywano go rzadko, bo zawsze przesiadywał w kan­
torze na dole, a i tam nie lubił, żeby mu przeszkadzano w pracy. Gdy mu
ktoś przerwał robotę, wpadał w pasję, z której się nie łatwo uspokajał, a że
głos miał donośny, więc echa częstych jego wybuchów rozlegały się po całej
oficynie.
Michaux cieszył się wtedy, że Jowisz grzmi.
I grzmiał istotnie
162
757873795.047.png 757873795.048.png 757873795.049.png 757873795.050.png 757873795.051.png 757873795.052.png 757873795.053.png 757873795.054.png 757873795.055.png 757873795.056.png 757873795.057.png 757873795.058.png 757873795.060.png 757873795.061.png 757873795.062.png 757873795.063.png 757873795.064.png 757873795.065.png 757873795.066.png 757873795.067.png 757873795.068.png
KSIĄŻKA
JUBILEUSZOWA.
poczciwy Wąjdelota, rzucał pioruny, którcmi jednak bałby się skrzywdzić
nawet muchy. Postać to była istotnie wspaniała, w sam raz na model do
króla Lear'a, bo, pomimo że liczył zaledwie 42 lata, siwą miał zupełnie głowę
i brodę.
Uważano go w redakcji za starszego niż był w istocie, więc „mło­
kosy" redakcyjne trzymały się od niego zdaleka. Przytem Walicki, wielki
purysta językowy, oburzał się na wprowadzanie jakichkolwiek cudzoziem­
skich wyrazów lub zwrotów. Barbaryzm językowy był jedynym powodem
który go z kantoru na pierwsze piętro ściągał. Wpadał wtedy jak burza
i zwracał się wprost do autora przestępstwa: „Gdzie-to pan uczył się po
polsku pisać? Od jakiegoż-to czasu używa się wyrazu „rajtszula", kiedy
mamy swój własny, taki śliczny, „ujeżdżalnia"?" I nie czekając odpowie­
dzi, żachnąwszy się jeszcze parę razy, zbiegał Walicki z piętra na dół z impe­
tem w powrotnej drodze po wschodach, łając i wyrzekając. Takie zajścia
powtarzały się ; często, a choć zwykle bawiły tylko, jednak nie każdy
przyjmował napomnienia Walickiego z jednakiem pobłażaniem i ztąd wy­
tworzyły się nieporozumienia głównie między nim a Michaux'em. Później
rosło to rozdrażnienie wzajemne, aż doprowadziło do wyjścia Walickiego
z Kurjera, w T którym jednak pozostawił ślady uczciwej i umiejętnej pracy.
Krytyki jego muzyczne były poważne i z rzeteluem znawstwem sztuki
pisane.
Feliks Szober (zm. 1 f>/VTII 1879) pierwszy prowadził w Kurjerze dział wia-
domostek teatralnych, po zreformowaniu tegoż przez Czapelskiego. Był to
młody człowiek, natura zapalna, trawiąca się szybko, ustrój zdenerwowany,
talencik niewielki, ale oparty na dokładnej znajomości
„ludku" warszawskiego i zdobywający sobie łatwym, bru­
kowym humorem pewną popularność w mieście. Przez
lat parę, niestety, ostatnich młodego, przedwcześnie za­
mkniętego żywota, należał Szober do najpopularniejszy cli
ludzi na bruku warszawskim, jako autor krotochwili „Po­
dróż po Warszawie" i dwóch następnych, które zapełniły
kilkaset wieczorów w teatrzykach ogródkowych i nazwisko
Szobera położyły na wszystkich ustach. Szerszego odde-
Feliks Szober,
chu ta pierś nie miała, w swoim zakresie jednak był
Szober robotnikiem winnicy dziennikarsko-huinorystycznej
sprytnym i zdolnym. Lubiono go powszechnie. Z udziałem w Kurjerze
i w prasie poświęconej śmiechowi dzielił Szober zajęcia w teatrze warszaw­
skim, w którym pełnił pewną funkcję inspekcyjną za kulisami i grywał małe
rólki.
Oprócz kilku krotochwil mieszczańskich i wiązanki konceptów, prozą
163
11*
757873795.069.png 757873795.071.png 757873795.072.png 757873795.073.png 757873795.074.png 757873795.075.png 757873795.076.png 757873795.077.png 757873795.078.png 757873795.079.png 757873795.080.png 757873795.082.png 757873795.083.png 757873795.084.png 757873795.085.png 757873795.086.png 757873795.087.png 757873795.088.png 757873795.089.png 757873795.090.png 757873795.091.png 757873795.093.png 757873795.094.png 757873795.095.png 757873795.096.png 757873795.097.png
Kjirjer "W arszawski.
i rymem rozsypanych w prasie miejscowej, nie pozostało nic po Szoberze
trwalszego — ale też zgasł zbyt rychło!
Kazimierz Zalewski wszedł do grona współpracowników Kurjera
w pierwszych zaraz początkach redakcji Szymanowskiego. Młodziutki pod­
ówczas student Szkoły Głównej, kształcący się urzędownie na adwokata, ale
wtedy już lgnący całą duszą do literatury i sztuki, a zwła­
szcza do teatru, który miał stać się sztandarem jego zawo­
du pisarskiego, próbował na łamach Kurjera, otwieranych
tak chętnie przez Szymanowskiego młodym, rwącym się do
pierwszego wzlotu zdolnościom, pióra już wtedy ciętego,
dowcipnego i wyrazistego. Drobne artykuliki, zwłaszcza
z dziedziny malarstwa, które się rychło wśród szpalt co­
dziennego pisma zgubiły, stanowią jakby przegrywkę, kie-
Kaz. Zalewski. dyś dawno wykonaną, do poważnej działalności krytycz­
nej, jaką rozwija od lat kilku Zalewski w Kurjerze, obją­
wszy w r. 1889 dział sprawozdań teatralnych.
Urodził się w r. 1848 w Płocku, z ojca Stanisława, dzisiejszego nestora
palestry warszawskiej, i Balbiny z Wołowskich. Po przeniesieniu się rodzi­
ców do Warszawy, odbywał tu studja prawne w Szkole Głównej i poświęcił
się zawodowi obrończemu. Zawód ten opuścił wszakże po reformie sądo­
wej w r. 1876, wpierw już objąwszy po F. H. Lewestamie redakcję Wieku
i zarysowawszy już swą indywidualność literacką przekładami Mol jera,
a przedtem jeszcze napisaniem kilku komedyjek jednoaktowych, z których
„Wycieczka za granicę" do dzisiaj chętnie bywa graną w teatrach amator­
skich. Sukces teatralny w r. 1869 jednego z tych drobiazgów rzucił go na
niwę komedjopisarską. Pierwszym utworem większych rozmiarów Zalew­
skiego była pięcioaktowa komedja wierszem „Z postępem", odegrana wtea-
rze Rozmaitości z powodzeniem, zachęcającem autora do dalszych studjów
życia i przyoblekania ich w barwny kostjum obrazu scenicznego. Komedja
„Przed ślubem", wystawiona w r. 1874, naprzód we Lwowie a potem
w Warszawie, zdecydowała o przyszłości i naturze talentu, wzorowanego na
współczesnej szkole francuskiej, na maestrji technicznej Wiktora Sardou,
a wyposażonego w dar oryginalnej, przenikliwej obserwacji zboczeń i grze­
chów towarzysko-obyczajowych własnego społeczeństwa. W ślad za tą
głośną w swoim czasie komedja, która postawiła młodego autora odrazu
w pierwszym rzędzie naszej szczupłej drużyny komedjopisarskiej, poszły
„Złe ziarno" (1875), „Marco Foscarini'' (1876), „Dama treflowa" (1877),
„Artykuł 246" (1878) i t. d., aż do najnowszych „tezowych" sztuk, owia­
nych już wpływem Ibsena: „Jak myślicie" i „Prawa serca". Nie do historji
164
757873795.098.png 757873795.099.png 757873795.100.png 757873795.101.png 757873795.102.png 757873795.002.png 757873795.003.png 757873795.004.png 757873795.005.png 757873795.006.png 757873795.007.png 757873795.008.png 757873795.009.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin