11kwkj_waclaw3.pdf

(916 KB) Pobierz
%utfer Warszawski.
<
III.
Kiedy Szymanowski obejmował redakcję Kurjera, miał już lat 46, bo
urodził się właśnie w tym samym roku, w którym Kurjer Warszawski zało­
żonym został, co też a posteriori za przepowiednię przyszłości w rodzinie
i wśród najbliższych redaktora uważano, d. 9 lipca 1821 r., w Warszawie,
z ojca Jakóba i Anny z Zawadzkich.
Ukończywszy gimnazjum w Warszawie, wszedł Szymanowski na apli­
kację do Komisji Skarbu, gdzie wkrótce otrzymał posadę etatow T ą. Ponie­
waż jednak młody poeta na papierze rządowym więcej wierszy, niż refera­
tów pisał, wiec też po pewnym czasie usunął się sam z pierwszego i jedy­
nego oficjalnego stanowiska, jakie w życiu swojem zajmował. Pisanie
jednak wierszy nie dawało chleba, a dramaty i komedje także nie przyczy­
niały wiele dochodu: więc się Szymanowski podejmował z początku różnych
prac dla księgarzy warszawskich, a przytem brał udział w rozmai­
tych wydawnictwach równie poważnych, jak humorystycznych. Należał
nawet do „Wolnych Żartów", a pisał i tłómaczył wszystko, co u niego za­
mówiono: równie bajki dla dzieci, jak „Nowe ramoty i ramotki" dla doro­
słych, z ilustracjami Kostrzewskiego wydane. Gdyby to wszystko zebrać
razem, z samych oryginalnych utworów Szymanowskiego złożyłoby się, nie
pięć, jak w wydaniu dzieł jego, ale pewno z pięćdziesiąt tomów.
Początki miał trudne, jak każdy literat u nas, gdy z pióra żyć potrze­
buje. Za poezje płacono wtedy, i nawet bardzo dobrze, ale tylko Polowi
i Syrokomli. Powieściopisarze wszyscy mieli dochody znaczne, bo beletry­
styka w książkach lepiej się opłacała, niż w dziennikach; ale księgarze i na­
kładcy, płacąc dobrze rozgłośnym już firmom autorskim, odbijali się zato na
młodszej braci literackiej, wyzyskując jej prace w sposób gdzieindziej nie­
znany. Płacili po parę złotych za arkusz druku, i to jeszcze często nie
w gotowiznie, lecz w egzemplarzach drukowanych.
Szymanowskiego dopiero Henryk lir. Rzewuski poparciem swojem
i życzliwą opieką wyprowadził na szersze pole. Autor „Listopada" ocenił
talent młodego człowieka, rwącego się do pióra, poznał w nim i uczucie liry­
ka, i dowcip humorysty w szerszem, szlachetniejszem słowa znaczeniu.
Stosunki między Rzewuskim a Szymanowskim zawiązały się tak serdeczne,
że nawet przyszły redaktor Kurjera mieszkał razem z autorem „Zamku Kra­
kowskiego" za swoich kawalerskich czasów i wszedł też do redakcji Dzien­
nika, kiedy to pismo Rzewuski w r. 1851 zakładał, z udziałem Jul. Bartosze­
wicza, Wilkońskiego i Szymanowskiego, sekretarza redakcji.
Rozgłos Szymanowskiego i szeroka popularność, jaką sobie zdobył, da-
154
757873910.051.png 757873910.062.png 757873910.073.png 757873910.084.png 757873910.001.png 757873910.002.png 757873910.003.png 757873910.004.png 757873910.005.png 757873910.006.png 757873910.007.png 757873910.008.png
I
KSIĄŻKA
JUBILEUSZOWA.
tają od chwili, w której uwieńczono „Dzieje serca" pierwszą nagrodą na
konkursie warszawskim i kiedy prawie współcześnie autor „Sędziwoja"
w nowozałożonym przez Uugra Tygodniku lUustrowanym (1859) objął dział
kroniki tygodniowej. Pojawienie się pierwszego pisma obrazkowego u nas
wywołało w całym kraju ruch niezwykły i wielkie wrażenie. Pierwsze
egzemplarze Tygodnika rozchwytywano, równie w Warszawie, jak na pro­
wincji, z niesłychanym zapałem; radość była powszechna, że się sztuka kra­
jowa na ilustracje własne zdobyć może, że mamy rysowników, drzeworytni­
ków, a przytem pierwszy, szeroko zakrojony, organ literacki. Feljeton był
także nowością, która nęciła do pisma, a traktowany przez Szymanowskiego
z humorem i uczciwą myślą przewodnią, zaćmił nawet popularność dawnej
gwiazdki w Gazecie Warszawskiej. Jego talent feljetonisty zyskał rychło
powszechne uznanie, a jego kroniki najszerszą poczytność w kraju.
To wrodzone usposobienie feljetonisty było najlepszą kwalifikacją Szy­
manowskiego na redaktorstwo Kurjera, a jak się pokazało, odpowiedniej­
szego literata i człowieka na to trudne stanowisko nikt-by w naszym kraju
nie znalazł. Nawet obóz walczący z Kurjerem nigdy nie zaprzeczył Szyma­
nowskiemu ani talentu poety, ani literackiego wykształcenia, ani najzacniej­
szego serca i szlachetnego charakteru.
Ożenił się z Michaliną z Naimskich w młodym wieku, z czystej miło­
ści; w domu był mężem i ojcem wzorowym. Wychowany w zasadach reli­
gijnych, wiernie się ich trzymał aż do grobu, a przytem wierzył we wszyst­
ko, co było pięknem, dobrem i uczciwem. W sztuce był zapalonym ideali­
stą, a jak ją kochał, za najlepszy dowód posłużyć może jego entuzjazm dla
każdego talentu, pojawiającego się na jakiemkołwiek polu. Wszakże on
tym talentom pierwsze kroki ułatwiał, on z niemi zapoznawał szerszą publi­
czność. Przychylna ocena, bodaj wzmianka w Kurjerze, stanowiła nieraz
o losie poczynającego muzyka, malarza, literata lub artysty dramatycznego.
Ale Szymanowski nigdy się na tem nie ograniczał: miał stosunki, wpływy,
znajomości, zużytkowywał je wszystkie dla .młodego artysty, gdy tylko
w nim dopatrzył choćby najmniejszy odbłysk iskry Bożej. Każdy tryumf
w dziedzinie sztuki radował go tak, jakby byłjegowłasnym, jak najszczęśli­
wsze zdarzenie jego życia. Zazdrości, zawiści nie było w tym człowieku ani
siadu. W stosunkach redakcyjnych był najlepszym starszym kolegą dla
swoich młodszych współpracowników, gotów zawsze zrobić dla nich to,
czegoby dla siebie nie zrobił; chodził za ich interesami gorliwiej, niż za swo-
jenn. Skromnie, i bardzo skromnie nawet, wynagradzał ich prace, szczegól­
nie w pierwszych latach: ale tu trzeba sięgnąć pamięcią do stosunków finan­
sowych odrodzonego Kurjera.
155
757873910.009.png 757873910.010.png 757873910.011.png 757873910.012.png 757873910.013.png 757873910.014.png 757873910.015.png 757873910.016.png 757873910.017.png 757873910.018.png 757873910.019.png 757873910.020.png 757873910.021.png 757873910.022.png 757873910.023.png 757873910.024.png
lyurjcr
C
'Warszawslii.
Rzecz zakrawałaby na zabawną anegdotę, gdyby kilku świadków na­
ocznych jeszcze teraz opowiedzieć jej nie mogło. Kiedy Szymanowski
z Michaux'em i Gebethnerem i Wolffem objęli Kurjer Warszawski w dzierża­
wę, złożyli do kasy jako fundusz zakładowy po rs. 100, razem rs. 300 ka­
pitału. Pod koniec pierwszego miesiąca Szymanowski, który miał jedynie
maleńki procent od posagu żony i na utrzymanie licznej rodziny tylko pió­
rem zarabiał, udaje się do Kurjera w gwałtownej potrzebie, z zapytaniem:
czy nie mógłby otrzymać jakiejś kwoty zaliczenia na pensję?
— A ile pan redaktor sobie życzy? — odpowiada, z zachęcającym
uśmiechem, ówczesny jedyny kasjer Kurjera, Netto.
— Ile? jakto ile? — powtarza zdziwiony Szymanowski, bo nie przy­
puszczał, ażeby po opędzeniu bieżących wydatków znalazła się jakaś zna­
czniejsza pozostałość — a ileż pan masz w kasie?
— Ośmset rubli.
„Wyskoczyłem z radości, jakby mnie kto na sto koni wsadził"— opo­
wiadał poczciwy pan Wacław po kilku latach te pierwsze przebłyski for- i
tuny. — „A że pieniędzy bardzo mi było potrzeba, więc wycofałem odrazu
mój wkład i wziąłem od Netta całe 100 rubli. W godzinę po mnie przy­
szedł Michaux, a dowiedziawszy się, żem ja swoje sto rubli zabrał, upomniał
się i on także o swoje. Wieczorem tegoż dnia Gebethner wycofał trzecią
storublówkę, i w ten sposób spólnicy cały kapitał zakładowy odebrali
w ciągu pierwszego miesiąca."
Michaux nie potrzebował bardzo gwałtownie tycli pieniędzy, może
więcej firma handlowa księgarska; ale, że dla Szymanowskiego były one nie­
zbędne, o tem wątpić trudno wobec jego skromnych podówczas zasobów.
Pobierał on, według umowy ze spólnikami, 1,000 rs. rocznej pensji;
ale nie trzeba zapominać, że był przecie właścicielem połowy, z której
musiałby pokrywać ewentualne straty, a wobec przejść tak dotkliwych dla
Kurjera w pierwszych czasach, jak dwukrotne zmiany redaktora i zawiesze­
nie pisma, nigdy też spokojnego jutra pewnym nie był. Dłatego-to tak się
obawiał obciążenia budżetu stałemi wydatkami większemi.
Chodziło mu
o przyszłość, o niczaciąganie zobowiązań,
którychby dopełnić nie był
w możności.
Kiedy pismo stanęło na pewnym gruncie, kiedy Piotrowski, sprowa­
dzony do buchaltcrji, nareszcie rozrachował spólników i dowiódł im czarno
na białem, że wydawnictwo znaczny dochód przynosi, wtedy i wynagrodze­
nie współpracowników poczęło rość z roku na rok, aż doszło do najwyższej
normy, niepraktykowanej dotąd w naszem dziennikarstwie. Zaznaczyć też
należy, że Szymanowski delikatność względem spólników posuwał do tego
stopnia, iż od chwili objęcia redakcji aż do śmierci grosza jednego za swo-
156
757873910.025.png 757873910.026.png 757873910.027.png 757873910.028.png 757873910.029.png 757873910.030.png 757873910.031.png 757873910.032.png 757873910.033.png 757873910.034.png 757873910.035.png 757873910.036.png 757873910.037.png 757873910.038.png 757873910.039.png 757873910.040.png 757873910.041.png 757873910.042.png 757873910.043.png 757873910.044.png 757873910.045.png 757873910.046.png
KSIĄŻKA JUBILEUSZOWA.
jc artykuły, poezje i feljetony wynagrodzenia nie pobrał. A jednak ileżby
mu się tam na rachunek wierszy w ciągu lat ośmnastu uzbierało, gdyby je
sobie płacić kazał?
Jak każdy artysta, praktycznym Szymanowski nie był wcale, a za naj­
lepszy dowód posłużyć może to, że przy znacznych dochodach, jakie wyda­
wnictwo od 1873 r. dawało, Szymanowski, choć grosza nie marnował, bo
żadnych nałogów nie miał i oszczędnym był dla siebie, pomimo to, umiera­
jąc, majątku nie zostawił żadnego wdowie i dzieciom, oprócz dobrze zapra­
cowanej współwłasności Kurjera Warszawskiego, którą nawet niedostatecznie
zabezpieczył od przewagi kapitału. Pomijając kwestje finansowe, Kurjer,
jako pismo wzniesione na dawnych ruinach, wszystko zawdzięcza Szyma­
nowskiemu. Pomysły i temperament dziennikarski Czapelskiego oddały
Kurjerowi poważne usługi, ale to był już dalszy rozpęd, rezultat świetnych
początków Szymanowskiego: on-to założył silne podstawy, na których budo­
wać już było można dziennik popularny w znaczeniu europejskiem, bo było
0 czem i na czem wznosić gmach wysoki.
Szymanowski zmienił system dotychczasowy redaktorów, nie uznając
godła: l'etat cest moi, Kurjer Warszawski— to ja. Wprowadził on pierwszy
kolektywizm, zbiorowość, naradę wspólną redakcji w każdej poważnej
kwestji. Pierwszy też pozostawiał swobodę zdania współpracownikom, bro­
niąc ich opinji najzawzięciej, choćby się z jego przekonaniem wewnętrznem
nie zgadzała. Ileż-to przykrości, sporów, napaści, wyzwań pojedynkowych
przeniósł Szymanowski, szczególniej w pierwszych latach, przyjmując zawsze
na siebie odpowiedzialność za to, co w Kurjerze drukowanem było! Książka,
obraz, sztuka w teatrze były zganione przez recenzenta,—klamka zapadła!
Od tej chwili były to dzieła bez wartości dla Szymanowskiego. Pocichutku,
na cztery oczy, przed najbliższymi mógł się czasem pożalić na surowość
lub złośliwą formę krytyki, ale przed autorem i czytelnikami zawsze solida­
ryzował się ze swoim współpracownikiem, gotów nawet w ostateczności
strzelać się za niego.
Powiadają dzisiaj, że miał szczęście w wyborze współpracowników.
Czy tylko szczęście? Oto przykład Bolesława Prusa. Wydawał podówczas
księgarz Kauffman pismo humorystyczne p. t. Mucha. Zmieniało ono często
redaktorów, bo niezbyt zamożny jego nakładca wobec przeważnej konku­
rencji Kurjera Świątecznego nie mógł się zdobyć na nakład poważniejszy,
a dowcip anemiczny szedł w parze z suchotami finansowemi księgarza. Był
jego redaktorem i Edward Lubowski, i Kazimierz Zalewski, przez parę tygodni,
biorąc redaktorstwo w spadku po Gomulickim. Po nim prowadził pismo Łu-
niewski, aż je w końcu w r. 1875 nabył Fryzę. Ową Muchę mało kto czytał
1 niewiele pism nawet zamieniało z nią egzemplarze.
Otóż w tym humory-
,157
757873910.047.png 757873910.048.png 757873910.049.png 757873910.050.png 757873910.052.png 757873910.053.png 757873910.054.png 757873910.055.png 757873910.056.png 757873910.057.png 757873910.058.png 757873910.059.png 757873910.060.png 757873910.061.png 757873910.063.png 757873910.064.png 757873910.065.png 757873910.066.png 757873910.067.png 757873910.068.png 757873910.069.png 757873910.070.png 757873910.071.png 757873910.072.png
'Kurjer Warszawski.
stycznym świstku ukazał sic w roku 1873 wiersz p. t. „Strofy na śmierć
Azorka". Że to było dowcipne i bardzo zabawne, że uderzało oryginalno­
ścią formy i świeżością humoru, zaprzeczyć trudno; ale tak niewielu ludzi
czytało Muclię, że rzecz przeszłaby bez zwrócenia uwagi, gdyby jej Wacław
Szymanowski nie dopatrzył. Wiedział on, że Zalewski i Łuniewski byli
w stosunkach z Kautfmanem (Gomulicki był wtedy w fazie nieporozumienia
z Kurjerem, która powtarzała się chronicznie): więc zwrócił się do nich, aby
mu koniecznie autora „Testamentu Azorka" wyszukali i sprowadzili. Po­
średnictwa podjął się Łuniewski, i oto jakim sposobem przyszły kronikarz
Kurjera zaciągnięty został do redakcji. Gdyby się był nie zgodził przyjść
z Łuniewskim, Szymanowski byłby go z pewnością szukał tak długo, ażby
go gdzieś spotkał przecie i namówił do współpracownictwa, bo gdy raz sobie
upatrzył siłę dla Kurjera odpowiednią, to ją zdobyć musiał.
Stworzyć redakcję dla pisma — to zadanie nadzwyczaj trudne, nawet
tam, gdzie dziennikarstwo chleb daje, gdzie traktowane jest jako zawód
zarobkowy, lub wstęp do karjery politycznej. Szymanowski miał trudności
stokroć większe z powodu odmiennych warunków, a że je tak szczęśliwie
pokonał, to właśnie jego największa dla Kurjera zasługa. Od r. 1880 Cza-
pelski, nominalny sekretarz Kurjera, był już faktycznym kierownikiem pi­
sma, i tylko w kwestjach najważniejszych zięć i zastępca odwoływał się do
zdania Szymanowskiego. Król niby panował, ale pierwszy minister rządził;
a że prowadził pismo ruchliwie, że podniósłszy znacznie skalę zarobku, roz­
szerzył koło stałych współpracowników, że dochody z pisma i poczytność
jego ciągle wzrastały, więc stary lew drzemał, choć zawsze na zewnątrz
Kurjera reprezentował.
Zresztą Szymanowski, zdając codzienne kłopoty dziennikarskie na
swego zastępcę, chciał powrócić do literatury, pisać jeszcze i tworzyć dzieła
trwalsze od bieżących artykułów dziennika. Tłómaczył wtedy dużo, a z rze­
czy oryginalnych napisał poemat donioślejszego znaczenia społecznego:
„Jedna z wielu", komedję p. t. „Ostatnia próba" i dramat 3-aktowy:
„Posąg". Śmierć zastała go nad nowym dramatem p. t. „Janko", do któ­
rego treści zaczerpnął z dziejów walki słowiańszczyzny z Islamem w cza­
sach pogromów Ibrahima-paszy.
Doświadczony pisarz, dziennikarz wytrawny, odczytywał, pomimo to,
zawsze swoje artykuły przed wydrukowaniem całemu gremium redakcyjne­
mu, a pomysły do dramatu, każda scena nowego utworu, przechodziły przez
tysiączne dyskusje, dopełniane jeszcze osobnemi konferencjami. I uwzględ­
niał wtedy Szymanowski wszystkie uwagi, jakie mu robili jego życzliwi, po­
prawiał, przerabiał scenarjusz, zawsze opowiadając potem z całą skromno­
ścią, do czyjej rady się zastosował.
Nawet wiersz, którym władał tak
158
757873910.074.png 757873910.075.png 757873910.076.png 757873910.077.png 757873910.078.png 757873910.079.png 757873910.080.png 757873910.081.png 757873910.082.png 757873910.083.png 757873910.085.png 757873910.086.png 757873910.087.png 757873910.088.png 757873910.089.png 757873910.090.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin