Enahma - Głupiec.doc

(371 KB) Pobierz
Głupiec (jeśli myślisz że to skończone)

Głupiec (jeśli myślisz że to skończone)



Głupiec, jeśli myślisz, że to skończone
Ponieważ powiedziałeś: żegnaj
Głupiec, jeśli myślisz, że to skończone — powiem Ci dlaczego
Nowo narodzone oczy zawsze łzawią z bólu
Na pierwszy widok porannego słońca
Jesteś głupcem, jeśli myślisz, że to skończone
To dopiero się zaczęło
Chris Rea — Fool (1)

Rozdział 1



Harry uniósł do ust filiżankę z herbatą, stojąc przy oknie i wpatrując się w nocne Sydney. Herbata była gorzka, noc ciemna i chłodna, a on był zupełnie wykończony. Pracował w zoo dla gadów i od kilku dni sprzątali terraria, co było dość wyczerpującą pracą. Na ogół koledzy transportowanie gadów z jednego miejsca na drugie pozostawiali jemu. Były tam również wielkie węże, które były zbyt leniwe, by się poruszyć, więc Harry musiał je przenosić.
Ale nie denerwował się na swoich współpracowników: wyczerpanie było wyśmienitym sposobem, aby szybko zasnąć, nie myśląc o Ronie, Lunie, Lupinie i Hermionie, którzy…
Nie. To było skończone. Z cichym stuknięciem odstawił filiżankę i wycofał się od okna. Czas do łóżka. Wszedł do małej kuchni, kilkoma szybkimi ruchami umył naczynie i odstawił je na tacę. Kochał porządek wokół siebie, często po prostu czuł, że bez tego zewnętrznego ładu — pozostałości jego wewnętrznej dyscypliny — bardzo szybko by oszalał. I pomimo, że wcale nie chciał aż tak bardzo żyć, bycie szaleńcem nie było zbyt kuszącą perspektywą. Za dobrze pamiętał rodziców Neville’a. Ale on nie miał nikogo, kto by go odwiedzał…
Po krótkim prysznicu założył szlafrok i usiadł w swoim ulubionym fotelu, by chwilę poczytać: przekartkował lokalną gazetę (typowe majowe nudy, nic więcej) i sięgnął po książkę, kiedy ktoś zapukał.
Ręka Harry’ego zatrzymała się w połowie ruchu. Było wpół do jedenastej, nietypowa godzina na wizyty towarzyskie. A co do innych odwiedzin... — po krótkim namyśle Harry odrzucił ten pomysł. Tutaj nie miał żadnych znajomych, z wyjątkiem swoich kolegów z pracy i kilku sąsiadów. Prawdopodobnie właśnie któryś z sąsiadów ma jakiś naglący problem, o którym chce porozmawiać. Ale on nie chciał rozmawiać, więc się nie poruszył. Pukanie jednak nie ustało i Harry usłyszał jak ktoś przeklina cicho pod drzwiami. Uśmiechnął się. Co za niecierpliwy człowiek! Z cichym jękiem wstał i już miał podejść do drzwi, by je otworzyć, kiedy usłyszał cichy szept Alohomora! i drzwi otwarły się.
W następnej chwili leżał na brzuchu za sofą, przeklinając siarczyście samego siebie za porzucenie własnej różdżki, kiedy wreszcie postanowił zostawić za sobą czarodziejski świat i żyć normalnym, mugolskim życiem, jak wszyscy inni, jak Dursley’owie: normalne życie bez szalonych mrocznych lordów i jeszcze bardziej szalonego przywódcy Światła, takiego jak Dumbledore. Zupełnie przeciętne życie z pracą i snem, a może później z małżeństwem i dziećmi — a Dumbledore mógł sobie robić z Voldemortem cokolwiek chciał. Już go to nie obchodziło. To już nie była jego wojna. Nie było już ludzi, dla których chciałby walczyć. Po tych wszystkich zgonach Harry poczuł, że miłość zniknęła z jego serca, a wiedział dokładnie, iż była ona jedyną rzeczą, która czyniła go silniejszym od tamtego mrocznego potwora.
Ale nie był już w stanie kochać, więc uciekł, a teraz leżał za meblem z myślami wirującymi w głowie.
— Potter — w ciszy jego pokoju zabrzmiał zirytowany głos i Harry omal nie zemdlał.
Intruzem był nie kto inny, jak jego dobry, stary nauczyciel Eliksirów, jedyny nauczyciel, którego Harry nienawidził wręcz niewyobrażalnie.
Nie wspominając o tym, że poprzednim razem, kiedy byli bliżej niż cztery stopy od siebie, Harry odpłacił za część okrucieństwa ograniczonemu Ślizgonowi: stało się to w dniu ukończenia szkoły. Harry bez dodatkowych ceregieli podszedł do mężczyzny (który już nie był od niego wyższy) i z radością rąbnął go w nos. Nos złamał się z przyprawiającym o mdłości chrzęstem, ale Harry miał to gdzieś. To było za wszystkich, których Harry kochał, a którymi dupek pogardzał: za Rona, który nie mógł zostać Aurorem z powodu braku owutemów z eliksirów (może gdyby nim został, nie... stop, stop, musiał przestać gdybać, przeszłość była przeszłością, i nie dało się jej zmienić) i za Hermionę, która była bardzo dobra na tych zajęciach, ale zawsze słyszała tylko pogardliwe słowa i zjadliwe uwagi zamiast potrzebnego wsparcia i uznania, którego zawsze pragnęła — a Snape mówił o niej złośliwie nawet po tym, jak ona... nie. To był kolejny zakazany temat.
Od tamtego czasu Dumbledore dbał, aby rozmawiać z nimi osobno, a podczas zebrań Zakonu Feniksa siadali jak najdalej od siebie. Nie wspominając o tym, że ostatni raz Harry widział swojego byłego dyrektora i członków Zakonu ponad jedenaście miesięcy temu.
— Potter, wyłaź! Wiem, że tu jesteś! — burknął Snape i Harry się poddał. Kiedy wstał, zobaczył, że jego były nauczyciel stoi na środku pokoju z różdżką w dłoni; ze swą starą fryzurą i typowym wyrazem twarzy — tylko jedna rzecz była zdecydowanie inna: ubranie. Snape miał na sobie mugolską odzież: dżinsy, podkoszulkę i sweter — jak przeciętny mugol.
— Nie wiedziałem, że w kręgu rodzin czystej krwi wolno wchodzić do czyjegoś domu bez przyzwolenia — zadrwił Harry i poprawił szlafrok. — A zważywszy na fakt, że ja zdecydowanie nie chcę, abyś przebywał w moim domu, możesz odejść. Natychmiast, jeśli będziesz tak miły... — machnął ręką w stronę drzwi.
Snape uśmiechnął się, podniósł różdżkę i wskazał nią na Harry’ego z sadystyczną radością w oczach.
— O nie, Potter...
Harry nawet nie drgnął, tylko skrzyżował ramiona na piersiach i patrzył na mężczyznę z pogardą.
— Jeśli nie chcesz, abym wezwał policję, Snape, lepiej odejdź.
Snape uniósł brew.
— Policję, Potter? A co z twoją różdżką? — podszedł bliżej.
— Nie mam swojej różdżki, jak zapewne wiesz. Zostawiłem ją u Dumbledore’a. Teraz odejdź.
— Nie — Snape uniósł różdżkę i puknął się nią w policzek. — To piękna okazja abym trochę ci... odpłacił, Potter.
— Odpłacił! — Harry wypluł to słowo i odwrócił się. — To nadal ja mam za co ci odpłacać, nie ty, dupku.
W następnej chwili upadł, przewracając po drodze lampę, kiedy Snape powiedział Impedimenta.
— Nie uciekniesz tym razem, Potter. Tutaj nie ma Dumbledore’a, by ciebie ochronić...
Harry przekręcił się na plecy, nadal leżąc.
— Zabij mnie, Snape. Wierz mi, to będzie pierwszy wspaniałomyślny czyn w twoim przeklętym życiu.
— Popisujesz się, Potter? — Snape spojrzał groźnie, chociaż Harry był przekonany, że jego były nauczyciel zamierzał się uśmiechnąć. — Takie wielkie słowa: „wspaniałomyślny czyn”, naprawdę... Nie, nie zabiję cię, z jakiegoś powodu Dumbledore chce, abyś żył, ale trochę zabawy...
Nie podał szczegółów, co miał na myśli mówiąc „zabawa”, ale Harry nie był tego zbytnio ciekawy. Tylko wzruszył ramionami, nie próbując nawet wstać.
— Zrób to więc. Kiedy już skończysz, możesz sobie pójść i pozdrowić Dumbledore’a w moim imieniu. Powiedzieć mu, żeby toczył swoją wojnę beze mnie, bo ja nie jestem tym zainteresowany.
Najwyraźniej „zabawa” z biernym przeciwnikiem nie była wystarczająco interesująca dla Snape’a, ponieważ opuścił różdżkę.
— Sprowadzę cię z powrotem do Anglii, cokolwiek powiesz, Potter. Rozkaz dyrektora był jasny. Chce, abyś wrócił.
— Ale ja nie chcę wrócić. No dalej, Snape, rzuć w końcu na mnie te klątwy i opuść mój dom. Możesz nawet mnie zabić, jeśli chcesz. Przynajmniej Dumbledore będzie miał pretekst, żeby znaleźć kolejnego wybawiciela do poświęcenia.
— Jak śmiesz tak o nim mówić? — Snape pochylił się i wysyczał gniewnie.
— No dalej, Smarkerusie. Zabij mnie, nie wahaj się. Możesz nareszcie zemścić się za to, co mój ojciec zrobił ci ponad dwadzieścia pięć lat temu... — Silny policzek uciszył Harry’ego.
— Nie waż się nazywać mnie tym przezwiskiem!
Harry zlizał krew z warg i uśmiechnął się.
— No dalej, Smarkerusie. Możesz więcej niż to. Nie powiem Dumbledore’owi, zapewniam. — Kolejne uderzenie. — Mam nadzieję, że umyłeś wcześniej tę swoją brudną rękę, Smarkerusie. Nie chcę się ubrudzić...
W tym momencie Snape chwycił go za szlafrok i praktycznie rzucił Harry’ego na krzesło.
— Finite Incantatem — powstrzymał działanie Impedimenty. — Idź, włóż jakieś ubranie. Wracamy. Natychmiast.
Harry przeciągnął się powoli, leniwie.
— Nie, Snape. Już ci powiedziałem. Nie wrócę. Żegnam. Drzwi są tam — wskazał w kierunku wyjścia. — Mam nadzieję, że teraz jesteś zadowolony. Dobranoc.
W następnym momencie ręka Snape’a dusiła go, a twarz starszego mężczyzny pochylała się niewiarygodnie blisko twarzy Harry’ego.
— Och nie, panie Potter. Pójdziesz ze mną — wysyczał groźnie.
— Powiedziałem ci, że możesz mnie zabić, Snape — Harry z trudem przeciskał słowa przez ściśnięte gardło. — Ale nigdy nie wrócę. Jeśli Voldemort chce czegoś ode mnie, może przyjść tutaj. Jestem tu, czekam na niego, a jeśli zdecyduje się nie przychodzić, będę żył swoim życiem. — Gniewnym ruchem uwolnił szyję z uchwytu mężczyzny i rozmasował ją. — Nie obchodzi mnie jak wiele niby-przepowiedni ułożono o mnie, moim życiu, moich krewnych, psach, kotach, kwiatkach, czymkolwiek... Zostanę tutaj gdzie jestem i będę się cieszył życiem, jakie sam sobie wybrałem. Ja sam — a nie sławni przywódcy i mało inteligentne nietoperze...
— Czarny Pan zabił...! — krzyknął zirytowany Snape, ale nie mógł skończyć.
— WIEM TO! — wrzasnął Harry, a potem dodał lodowato: — Jestem zupełnie świadomy tego, dziękuję bardzo. Ale moja śmierć nie sprawi, że wrócą.
— Ale... — Snape otwarł usta, aby odpowiedzieć, ale Harry mu na to nie pozwolił.
— Widziałeś, co się stało, gdy byłem w szóstej klasie, kiedy chciałem zemścić się za śmierć Syriusza! Prawie przeszedłem na mroczną stronę! Pod koniec tamtego roku nie potrzebowałem Dumbledore’a, aby wiedzieć, że zemsta nie może być moją siłą napędową, jeśli nie chcę zostać kimś takim jak Tom Riddle! — krzyknął Harry i zerwał się na nogi. — Albo kimś takim jak ty, Snape! A teraz odejdź albo ponownie złamię ten twój zakrzywiony nochal!
Ciemnowłosy mężczyzna najpierw był zaskoczony wybuchem Harry’ego, ale szybko odzyskał nad sobą panowanie i na jego twarzy nie było widać żadnych emocji, tylko oczy błyszczały mu nienawiścią.
— Bawisz się w primadonnę, Potter?
Ale Harry nie był już tym skorym do gniewu nastolatkiem, jakim był przed laty. Był dwudziestodwuletnim mężczyzną, weteranem wojny ze sporym doświadczeniem. Nie wpadł w gniew, nawet się nie zdenerwował, tylko lekko uśmiechnął się z rozbawieniem.
— Nie wiem, której części mojej wypowiedzi nie zrozumiałeś, Snape. Wypaliłem się. Nie jestem już w stanie czuć miłości. A nie chcę zostać mordercą. Chcę żyć swoim życiem, to wszystko. Możesz iść.
Po raz pierwszy tego wieczora Snape nie wiedział, co począć.
— Wiesz, Potter, że ta przepowiednia jasno mówi, że to ty masz go zabić — wysyczał poprzez zaciśnięte zęby. Harry zaśmiał się krótko i gorzko.
— Złoty Chłopiec, chciałeś powiedzieć? — zapytał z kpiną.
— Nie zmieniaj moich słów, Potter!
— Idź do diabła, Snape!
— Twoja decyzja zabije czarodziejski świat!
— Więc wyślę pieniądze na stypę. Czemu ma mnie to obchodzić? Nic nie otrzymałem od twojego świata! Uratuj go, jeśli chcesz, ale ja mam dość! Rezygnuję, moja decyzja jest ostateczna. Nigdy nie wrócę. A nawet jeśli zabierzesz mnie siłą, to niczego nie rozwiąże. Nie będę walczył. Nie umrę za was. Znajdźcie innego głupca do ukrzyżowania! Jestem tylko człowiekiem! — powiedziawszy to, odwrócił się i wymaszerował do sypialni. Z łóżka wykrzyknął jeszcze raz: — Nie zapomnij zamknąć za sobą drzwi!
Snape najwidoczniej nie był w wyrozumiałym nastroju, ponieważ w następnej chwili całe posłanie Harry’ego wyparowało, a on wylądował na podłodze bez koca, prześcieradła i poduszki. Po chwili namysłu westchnął i ułożył się na podłodze. Z pewnością Snape nie mógł sprawić, aby również podłoga zniknęła!
Nie, nie mógł, ale temperatura wydawała się być poniżej zera i Harry, jeśli nie chciał nabawić się zapalenia płuc, musiał wstać.
— No dobra, wygrałeś — wymamrotał gniewnie. — Możesz spędzić tutaj noc, i możesz torturować mnie znowu rano, tylko oddawaj mi łóżko. Nawet dam ci czysty komplet pościeli i możesz spać na sofie, możesz korzystać z mojej łazienki i pić moją herbatę, tylko daj mi teraz trochę odpocząć.
— Nie jestem śpiący, Potter.
— Nie obchodzi mnie to, Snape. To moja ostateczna oferta. Och, albo możesz teraz wyjść, to druga opcja!
Harry podszedł do szafy, wyciągnął pościel, ręcznik i rzucił to Snape’owi.
— Trzymaj. Możesz wybrać sobie jakąś książkę z mojej półki, jeśli ci się nudzi.
Znienacka wyrwał różdżkę Snape’owi, który nadal trzymał pościel z lekkim oszołomieniem, i wypchnął mężczyznę ze swojego pokoju. W następnej chwili rzucił na drzwi zaklęcie zamykające, potem wyciszające, w końcu przywołał swoje łóżko z niebytu i poszedł spać.
Jutro. Jutro zajmie się sprawą Snape’a. Ale teraz jedyną rzeczą, jakiej pragnął, był sen.

Po tym jak Potter wyrzucił go z sypialni, Snape stał przez chwilę w miejscu.
Cała sytuacja zmieszała go. Coś było po prostu... dziwne. Potter nie zachowywał się jak Potter, ale jakoś inaczej. Nie, nie lepiej, ale zdecydowanie inaczej. Nawet nie próbował go zaatakować, uderzyć czy przekląć po tym, jak ukradł jego różdżkę — po prostu zamknął drzwi i poszedł spać.
A bez różdżki Snape nie miał pojęcia, co zrobić dalej. Więc westchnął i poddał się. Spędzi noc w obrzydliwym mugolskim mieszkaniu Pottera, a rano sprowadzi gówniarza do Hogwartu. Lepiej, aby Potter pokonał Czarnego Pana. Snape nie mógł poruszać się swobodnie po swoim własnym kraju od ostatniego dnia lipca, kiedy to Czarny Pan nagle i niespodziewanie zaczął kwestionować jego lojalność. Ledwo przeżył tamtego dnia, musiał pod koniec skorzystać z zapasowego świstoklika otrzymanego od Dumbledore’a, co potwierdziło podejrzenia jego byłego pana. Od tamtego czasu jego byli koledzy siedzieli mu na karku, próbując go złapać i zanieść jego głowę na srebrnej tacy swemu rozdrażnionemu panu.
To było głównym powodem tego, że Dumbledore wpadł na ten idiotyczny pomysł, by właśnie on odnalazł zaginionego Pottera. Wiedzieli, że bachor wyruszył do Ameryki po tym jak podjął decyzję odejścia, ale tam Snape stracił jego ślad i zajęło mu prawie dziesięć miesięcy stwierdzenie, że Pottera tam nie ma.
A tutaj, w Australii, znalazł go w miesiąc. Był z siebie dumny.
Owszem, znalazł Pottera, ale stał jak głupiec, bez różdżki, w bawialni przygotowując sobie posłanie na sofie.
Zabije gówniarza, to było pewne. Ta cała przemowa o nie byciu zdolnym do miłości, to było takie typowe dla Pottera!
Z drugiej strony... czegoś brakowało. Potter nie zachowywał się typowo.
Walić to! Czemu miał się przejmować? Jutro dostarczy Pottera do Dumbledore’a, to tyle. Wtedy dyrektor wyleczy problemy psychologiczne swojego ulubionego pionka, tak jak chciał.
Uspokojony Snape postanowił przyjąć ofertę Pottera i wybrać książkę z regału. Były tylko mugolskie książki, ale Snape wiedział o nich sporo: to była starannie dobrana kolekcja, która zaskoczyła go bardziej niż dziwne zachowanie bachora. Kto by pomyślał, że Potter miał jednak jakiś gust?
Och, był nawet tomik Yeatsa! Minęły lata od chwili, kiedy ostatni raz czytał jego wiersze — ten irlandzki poeta był również ulubionym poetą Heather — rozmarzył się i uśmiechnął. Wyciągnął książkę z półki, wziął ją i rozsiadł się wygodnie. Książka otwarła się prawie automatycznie i Snape zobaczył pierwsze słowa: „Kiedy już siwa twa głowa, osnuta snem, zamyśleniem,” (2) — znał ten wiersz. Był głęboki, wymowny i piękny. Jak Heather. Coś, czym Potter nigdy nie był. A z drugiej strony książka pokazywała, że jej właściciel kocha ten wiersz i ciągle do niego wraca, aż ta strona zaczęła wyglądać na pomarszczoną i zmęczoną jak stara twarz. Snape nagle przyjrzał się dokładnie papierowi. Wyglądał, jakby poplamiono go wodą, albo więcej, jakby jakiś płyn go poplamił.
Och.
Czując się jakby szpiegował prywatność innej osoby, otworzył książkę w innym miejscu. Spomiędzy stron na podłogę wypadła kartka papieru. Snape odłożył książkę i pochylił się. Kiedy ją podniósł, nagle poczuł duszności. To był akt zgonu z ministerstwa magii. Co ten dokument robił w bibliotece Pottera, w tej szczególnej książce? Walcząc z nagłą ochotą wyważenia drzwi do sypialni bachora, domagając się wyjaśnień, rozłożył kartkę drżącymi dłońmi.
Wciągnął nagle powietrze i poczuł jak nieznajome uczucie uciska jego oczy i nos. Nie, to nie mogła być prawda!
To, co zobaczył, potwierdziło jego najgorsze obawy.
Miał uczucie, jakby świat zaczął rozpadać się wokół niego.
———————————
(1) przekład własny
(2) przekład — Zygmunt Kubiak

 

 

Rozdział 2



— Snape! SNAPE! Obudź się!
Tłumiąc ziewnięcie, Snape otworzył oczy i spojrzał na mężczyznę, który potrząsał nim jak wariat. Był nim Potter, nic zaskakującego — oczywiście, byli w mieszkaniu tego gnojka gdzieś w Australii, kilka godzin wcześniej Potter rozbroił go mugolską sztuczką i...
— Potter — uśmiechnął się drwiąco, zupełnie przebudzony. — Oddaj mi moją różdżkę!
Ku jego zdziwieniu w następnej chwili różdżka z powrotem znajdowała się w jego dłoni, a Potter zakładał pośpiesznie jakieś ubranie.
— Musimy znikać. Natychmiast. Cieszę się, że śpisz w tym swoim przebraniu.
Snape już miał otworzyć usta i zwymyślać bezczelnego faceta, kiedy zauważył, że Harry faktycznie ma rację. Leżąc na niewygodnej sofie, rzeczywiście miał na sobie mugolskie ubranie, brakowało mu tylko butów. Książka nadal wciąż leżała na jego piersi. Wtedy dojrzał zegar stojący naprzeciwko niego i krzyknął wściekle:
— Jest druga w nocy! Co ty wyprawiasz?
Potter spojrzał na niego ze złością.
— Próbuj nie wrzeszczeć, Snape. Powinniśmy znikać najszybciej jak to możliwe. Oni tu będą lada chwila.
— Oni?
— Śmierciożercy — odparł zirytowany Potter. — Użyłem magii. Potrafią to wykryć. Pojawią się tutaj, gdy tylko dostaną zgodę na aportację do kraju. To znaczy, że mogą być tutaj w każdej chwili.
Australia była otoczona polem antyaportacyjnym, ponieważ czarodzieje z całego świata zawsze mieli tendencję, by uciekać do tego kraju w nagłych wypadkach i po jakimś czasie lokalne Ministerstwo zdecydowało się kontrolować lekkomyślne imigracje i stworzyło pole, które czerpało moc z całej czarodziejskiej społeczności w kraju. To była jedyna przyczyna tego, że jeszcze żyli. Poczucie winy Pottera albo jakiś inny zmysł obudziło się w nim na czas, aby uciekać.
— Rozumiem — powiedział Snape i odłożył książkę na stolik. Potter z niesamowitą prędkością złapał ją i cofnął się kilka kroków. Jego twarz wyrażała tyle bólu i smutku, że Snape prawie zaczął się nad nim litować. Więc te ślady łez należały do dzieciaka. Ale szybko otrząsnął się z uczucia litości. Skoncentrował się na butach.
— To... — zaczął Snape, kiedy założył buty, ale nie zdołał dokończyć zdania.
— Expelliarmus! — wrzasnął ktoś i różdżka natychmiast wyleciała z dłoni Snape’a. W następnej chwili w pokoju zrobiło się zupełnie ciemno, gdyż Potter cisnął lampą w kierunku, z którego odezwał się głos. Poczuł, że Potter chwyta go za nadgarstek i ciągnie w stronę sypialni. Podążał w ciemności za gówniarzem, decydując się zaufać jego instynktowi — w końcu to był jego dom.
Ktoś zaklął w mroku. Snape wiedział, że mieli małą przewagę. Uśmiechnął się. Dumbledore chciał powrotu Pottera nie bez powodu. Nawet bez różdżki nie był bezsilny — co udowodnił podczas ostatniego wieczoru.
Huk!
Łomot!
Odgłos dwóch zderzających się ciał zabrzmiał gdzieś z przodu i Snape wstrzymał oddech. Napastnicy atakowali parami albo i w większych zespołach, ich było tylko dwóch przeciw im wszystkim, a Potter nie miał różdżki... Pech. Usłyszał głośne przekleństwo od strony Pottera i zrobiło się jasno — pierwszy napastnik wreszcie przypomniał sobie o zaklęciu Lumos. Snape poszukał schronienia za fotelem, w tym czasie Potter schwytał mężczyznę, z którym się zderzył i obrócił go tak, że następne zaklęcie trafiło w niego. Ruch był niezaprzeczalnie profesjonalny, ponieważ ocalił życie Pottera przed szybkim Zabijającym Zaklęciem, ale w pokoju znowu było ciemno, ponieważ nikt nie potrafił równocześnie rzucać dwóch rodzajów zaklęć. Snape usłyszał jak Potter upuszcza martwą tarczę na podłogę i poczuł, jak bez słowa łapie go za ramię. Gówniarz nawet nie próbował poszukać różdżki trupa: następne zaklęcia leciały w powietrzu ponad nimi, a różdżka po prostu nie była warta ryzykowania życia. Więc Snape, przewrócił oczami z przyzwyczajenia, ale nie zaprotestował. W następnej chwili stali już w małym pokoju. Drzwi za nimi zostały zaryglowane, a Potter otwierał okno i popędzał Snape’a niecierpliwymi ruchami.
— Powinniśmy zdobyć różdżkę — wymamrotał Snape i spojrzał wściekle na chłopaka. W pokoju było na to zbyt ciemno, więc spojrzenie nie wywołało żadnego wrażenia. Potter prychnął nonszalancko.
— Wracaj, jeśli chcesz — wycedził poprzez zaciśnięte zęby. — Wolę żyć niż mieć różdżkę.
Snape popatrzył na Pottera poirytowanym wzrokiem w półmroku (znowu bez rezultatu), ale młody mężczyzna tylko wzruszył ramionami i wyszedł przez okno bez słowa. Westchnąwszy cicho, Snape podążył za nim. Kiedy ostrożnie przełaził z jednego parapetu na drugi, przeklinał Dumbledore’a, cały Zakon i wszystkich, który poparli tego starego wariata, który twierdził, że to właśnie Severus powinien znaleźć Pottera.
Otwierające się drzwi zaskrzypiały w ciemności. Potter zatrzymał się przy oknie i popchnął je. Na szczęście nie było zamknięte, więc po chwili stali w innym małym pokoju, w innym mieszkaniu. Zamknęli za sobą okno. Ale Potter nadal nie otwarł ust, tylko otworzył drzwi i poprowadził Snape’a przez kolejne, bardzo podobne mieszkanie. Byli tak ostrożni, że mieszkańcy nie obudzili się, kiedy nocni goście wychodzili. Jedynym śladem ich obecności były nie zamknięte na klucz drzwi wejściowe.
Zanim dotarli do ulicy, Potter szedł tak szybko, że Snape musiał za nim biec truchtem. Przez chwilę myślał, aby sprzeciwić się, ale przeklinając po cichu dyrektora za jego głupi pomysł, dalej podążał za młodzieńcem. „Czuję się jak piesek”, pomyślał sardonicznie. „W dodatku piesek Harry’ego Pottera.”
Rozległ się głośny huk, a w powietrzu nad mieszkaniem Pottera, które właśnie opuścili, pojawiła się obrzydliwa pamiątka krzywd i tak wielu grzechów: Mroczny Znak. Krew odpłynęła z twarzy młodego człowieka, kiedy patrzył na czaszkę i węża przez długą chwilę, potem odwrócił się i powrócił do ucieczki od poprzedniego życia.
— Musimy udać się do Perth — powiedział wreszcie Potter, kiedy byli już dość daleko od mieszkania i szli ciemną, wąską uliczką, już normalnym tempem. Kolory wróciły na jego twarz. — Tam mieszka mój jedyny magiczny znajomy w tym kraju.
Snape poczuł się, jakby uderzono go czymś ciężkim w głowę.
— Perth? Oszalałeś, Potter? To po drugiej stronie tego przeklętego kraju!
Potter ze zmęczeniem potarł oczy i westchnął.
— To jedyny sposób, żebyś mógł zdobyć różdżkę i wrócić do Brytanii poprzez sieć Fiuu albo aportację. Możesz oczywiście lecieć samolotem, ale nie sądzę, aby zbyt rozsądnie było wybierać się w tak długą podróż bez różdżki, szczególnie to tym spotkaniu w moim mieszkaniu....
Przez chwilę Snape nie był w stanie powiedzieć słowa.
— A co z tobą? — burknął gniewnie.
— To nie twój interes, Snape. Możesz iść do domu i zgłosić Dumbledore’owi, że wypełniłeś jego rozkaz: wciągnąłeś mnie w tę bezcelową wojnę.
— JA? To ty ukradłeś mi różdżkę!
— To ty dusiłeś mnie i nie chciałeś zostawić mnie w spokoju!
Popatrzyli na siebie z nienawiścią w oczach, ale w końcu Harry machnął ręką.
— No dobra, zwal winę na mnie, jeśli to cię uszczęśliwi. Ale teraz musimy dostać się na lotnisko najszybciej jak będziemy w stanie, to najszybszy sposób tutaj...
— Nie sądzę, abyś znalazł jakiś lot o tej porze. Jest pół do trzeciej — wtrącił Snape i Harry przytaknął.
— Masz rację. Musimy znaleźć jakieś miejsce, by spędzić czas do rana.
— Co powiesz na pub? — zapytał Snape zaskoczonego Harry’ego.
— Pub? O tej porze nocy?
Snape uśmiechnął się.
— Możemy znaleźć otwarte puby o każdej porze, tylko musimy poszukać we właściwym miejscu.
Potter potarł oczy i skinął głową.
— No dobra. Prowadź więc, bo ja jestem pewny, że nie znam żadnych pubów w tej okolicy.

Harry był dość zaskoczony, kiedy Snape rzeczywiście znalazł otwarty pub, ale ulżyło mu, że nie musieli spędzać tylu godzin, włócząc się po ulicach. Czuł się niewiarygodnie zmęczony: jego życie, jego całe życie znowu zostało mu odebrane i nagle był wdzięczny swojemu instynktowi, który kazał mu zabrać antologię Yeatsa i teraz, kierowany nieznanym uczuciem, wyjął go i pogłaskał okładkę w zamyśleniu.
Przez chwilę uczucia były tak intensywne, że prawie duszące. Powinien zostawić to za sobą, razem ze wszystkim innym, co zostawił godzinę temu. Może tak byłoby lepiej. Zostawić za sobą stare życie i rozpocząć nowe, bez bolesnych wspomnień, ale teraz, z Yeatsem w dłoni, nie mógł nie chwycić go tak mocno, że aż zbielały mu palce.
Nie obchodziło go, co pomyśli o nim Snape, gdy siedział tak i ściskał starą książkę. W rzeczywistości w ogóle nie obchodził go Snape. To nie była zupełnie wina tego dupka, że ich znaleźli: sam również powinien być bardziej ostrożny. Ulżyło mu nieco, że starszy mężczyzna nie dokuczał mu z tego powodu, siedzieli w prawie towarzyskiej ciszy, jak dwóch przyjaciół: Snape pijący piwo, podczas gdy Harry wybrał herbatę. To Snape przyniósł dla nich napoje i po kilku minutach milczenia powiedział cicho:
— Nie sądzę, abyśmy mogli lecieć samolotem, Potter. W radiu właśnie powiedzieli, że policja znalazła martwego śmierciożercę w twoim mieszkaniu i teraz jesteś poszukiwany.
Łagodne słowa Snape’a wywołały kolejną falę bólu. Jego życie tak nagle odwróciło się do góry nogami.
— Och, nie — jęknął i przejechał palcem po okładce. — Więc teraz siedzę w gównie po uszy. Zupełnie jakbym był znowu w Brytanii. Czy to nie interesujące? — zapytał nagle i spojrzał na Snape’a. — Za każdym razem, kiedy cię spotykam, znajduję się w centrum wydarzeń. Może to nie ja przyciągam kłopoty, ale ty.
— Potter...! — warknął Snape, ale Harry się nie przestraszył.
— Jakieś pomysły, Snape? — zapytał bezczelnie.
— Co do czego, Potter?
— Co możemy teraz zrobić? Musimy w każdym razie dotrzeć do Perth. Nie mam szansy przeciwko nim bez różdżki, a ty musisz wrócić do domu.
— Powinniśmy znaleźć kogoś tutaj.
— Więc spróbuj — Harry wzruszył ramionami. — Ale ostrzegam, Sydney jest dość duże. Szansa, że wpadniesz na tutejszą magiczną osobę jest mniejsza, niż szansa spotkania twoich dobrych, starych znajomych...
— Potter! — Snape podniósł głowę i popatrzył na niego wilkiem, pokazując zęby w grymasie.
Harry uśmiechnął się złośliwie i wzruszył ramionami.
— Co? Zaprzeczasz prawdzie, Snape?
W następnym momencie Snape przechylał się przez stół i trzymał mocno Harry’ego za koszulę, plując nienawistnie mu w twarz:
— Ty cholerny gówniarzu, lepiej zamknij tę swoją niewyparzoną gębę! Twoja głupota omal nie zabiła kolejnego człowieka: mnie, mówiąc dokładniej, a ja zdecydowałem się nie wspominać o tym, ale twoje zachowanie — potrząsnął Harrym — sprawia, że myślę, że zawsze miałeś gdzieś ludzi umierających wokół ciebie tak długo, jak ty byłeś bezpieczny...
Chwilę później pięść Harry’ego odnalazła drogę do nosa Snape’a i starszy mężczyzna zachwiał się, łapiąc za krwawiący nos. Harry, naśladując wcześniejszy gest Snape’a, przyciągnął go bliżej za ubranie.
— Przyganiał kocioł garnkowi, nie uważasz, Snape? To ty byłeś śmierciożercą, nie ja. To ty torturowałeś i zabijałeś ludzi. Jak śmiesz oskarżać mnie o beztroskę?! Uważasz, że przez to jestem faktycznym mordercą moich przyjaciół? — pchnięciem uwolnił Snape’a, który opadł na krzesło.
Snape uniósł głowę, jego oczy płonęły z nienawiści.
— Ja nigdy nikogo nie zabiłem, Potter. Nigdy — wysyczał, przyciskając chustkę do twarzy. Harry w odpowiedzi zaśmiał się krótko i ostro.
— Nie? — zapytał z drwiną. — Żart stulecia!
Oczy Snape’a zapłonęły jeszcze mocniej.
— Nie. I nikt, powtarzam, nikt nie zginął przeze mnie. Wręcz przeciwnie, ty biadolący, koszmarny tępaku. Uratowałem więcej ludzi w swoim życiu niż możesz sobie wyobrazić!
— Och, co za wzruszająca bajeczka, Smarkerusie. Ale mam nadzieję, że nie myślisz, iż uwierzę w twoje historyjki. Wiem dość sporo o tobie. Wiem o sposobach, jakich używa Voldemort przy inicjacji... Są dość krwawe...
Snape, ku zdziwieniu Harry’ego, przestał się kłócić, tylko wzruszył ramionami.
— Nie potrzebuję, żebyś mi uwierzył. Ty, który zabiłeś swojego najlepszego przyjaciela...
To był cios niżej pasa. Harry zbladł jak ściana.
— Snape, nic nie wiesz o tym... tym...
— Zdumiewające zdolności językowe, Potter — uśmiechnął się Snape, ale wyglądał dość przerażająco z krwią lejącą mu się z nosa.
Harry starał się odzyskać nad sobą panowanie. Zbyt daleko posunął się tego ranka, wiedział o tym. Nie straciłby samokontroli tylko z powodu drwin Snape’a — albo przynajmniej większości z nich, nie zacząłby kłótni. Ale nie mógł nic na to poradzić, faworyzowanie dupka przez Dumbledore’a nadal go oburzało, niesprawiedliwość tego wszystkiego...
Wstał raptownie. Nie chciał pozostać ze Snape’em pod jednym dachem. Musiał się stąd wydostać, najszybciej jak to możliwe oddalić od najbardziej znienawidzonej osoby w jego życiu. Więc pozostawił starszego mężczyznę za sobą bez słowa, prawie wybiegając z pubu. Kiedy już był na ulicy, omal nie upadł, ale nie pozwolił opanować się słabości. Szedł dalej, z sercem walącym w piersi jak młot — słowa Snape’a paliły, zjadały go od środka. „...zawsze miałeś gdzieś ludzi umierających wokół ciebie tak długo, jak ty byłeś bezpieczny...” Całkowita niesprawiedliwość tego, jego całego życia, a ten człowiek nie wahał się jej użyć przeciwko niemu. Jego przyjaciele... Och, jak to bolało.
— Hermiona — zapłakał cicho i poczuł gorące łzy płynące mu po policzkach. — Hermiona, Ron... kochanie... Kochanie... — Te błyszczące oczy, patrzące na niego, te uśmiechnięte usta, te dodające otuchy ramiona wokół niego... Ich wspólne marzenia o cichym, spokojnym domu na wsi, z dziećmi i psami — a nagle wszystko zostało mu odebrane; oczy jego ukochanej były puste, jak wszystkich innych trafionych Zabijającym Zaklęciem — jego marzenia i jego życie odeszło tamtego dnia, i już nie powróciło.
Żadnych dzieci, żadnych psów, żadnego domu na wsi, żadnego spokoju, a przede wszystkim — żadnej miłości.
A Snape po prostu przyszedł i rzucił mu te okropne słowa w twarz. Harry zrobił, naprawdę zrobił wszystko, aby ich ochronić. To nie była jego wina, że zginęli.
Nie obchodziło go już otoczenie, i nie obchodziło go nawet, że to go nie obchodzi: właściwie nawet chciał, aby zjawił się Voldemort i zakończył to całe bagno zwane życiem szybko wypowiedzianym Zabijającym Zaklęciem, i mógłby dołączyć do ich kolejnej przygody — jeśli Dumbledore miał rację, co do tego. Nie wiedział, czy mógł ufać staremu, szalonemu człowiekowi w tak poważnym temacie, skoro ten zdradził go więcej razy niż Harry był w stanie zliczyć.
Silne potrząśnięcie wyrwało go z zamyślenia. Silna dłoń trzymała go za ramię i zmusiła go do odwrócenia się. Harry usłyszał ciche wciągnięcie powietrza zanim spojrzał na napastnika (chociaż znał jego tożsamość całkiem dobrze).
— Potter, wracaj do pubu — to był rozkaz, ale Harry nie był już uczniem tego dupka — nie żeby słuchał jego rozkazów jeszcze w szkole.
— Zostaw mnie w spokoju, Snape. Zrobiłeś, co musiałeś. Voldemort jest tutaj albo będzie lada chwila. Spotkam się z nim, nie muszę w tym celu wracać do Anglii. Idź sobie.
— Nie baw się w primadonnę, Potter. To ci nie pasuje.
— Puść moje ramię, draniu — Harry odsunął się.
— Nie, Potter.
— Czemu nie? Nie możesz mnie do niczego zmusić, no nie?
Harry zobaczył na jego twarzy, że to była prawda. Snape uwolnił jego ramię. Harry skinął głową i odwrócił się.
— Żegnaj więc. Było mi absolutnie niemiło ciebie spotkać.
Snape zrobił niepewny krok w jego stronę.
— Potter, poczekaj.
— Nie.
— Potter!
— NIE! — Harry przyśpieszył, ale nadal słyszał kroki Snape’a za sobą. Jęknął z frustracji. Czy facet nie mógł go zostawić w spokoju?
— Zostawiłeś swoją książkę w pubie.
Cholera. Harry zacisnął zęby i nie odwrócił się.
Nie potrzebuję jej. Już nie. Należy do przeszłości. To mi jej nie przywróci.
Prawie biegł. Kroki Snape’a były wciąż zbyt blisko.
Czemu ten dupek nie zostawi mnie w spokoju?
— Potter, stój, proszę — słowa były wykrztuszone zachrypłym głosem. Snape, Harry to dobrze słyszał, mógł ledwo oddychać z powodu rozbitego nosa. Zalała go nagle fala poczucia winy, tak silna, że prawie się przewrócił. Potrząsnął głową i odwrócił się.
Twarz mężczyzny wyglądała okropnie. Zakrzepła krew pokrywała całą jej dolną część łącznie z ustami — wyglądał jak wampir po uczcie. Ale Harry nie potrafił cieszyć się tym widokiem.
Gdzieś głęboko wewnątrz czuł, że mężczyzna miał rację. Jego lekceważenie prawie zabiło Snape’a, a ten o tym nie wspominał do momentu, kiedy Harry zaczął kpić z jego przeszłości. Rozkładając dłonie w geście poddania spojrzał mężczyźnie prosto w oczy.
— Potter, słuchaj... — Snape nie dokończył, ponieważ Harry mu przerwał.
— Snape, przepraszam. To było grubiańskie — wskazał ręką na jego nos. Snape mimowolnie cofnął się.
— Nie powinienem zapewne mówić tego o Weasleyu — odezwał się niepewnie.
Stali tak przez kilka długich minut. Wreszcie Harry przytaknął i skinął ręką na Snape’a, aby za nim poszedł. Wkrótce stanęli przed jakimś sklepem. Harry wszedł, pokazując Snape’owi, aby został na zewnątrz, ale szybko wrócił.
— Chodźmy w mniej publiczne miejsce — wymamrotał młody mężczyzna. Kiedy już byli w ciemnej ulicy Harry wyciągnął butelkę wody i paczkę chusteczek. — Zmyję ci krew z twarzy. Nie wyglądasz zbyt dobrze w obecnym stanie.
Snape burknął coś w odpowiedzi, ale pozwolił Harry’emu wytrzeć krew.
— Nie powinienem cię uderzyć — powiedział Harry, kiedy skończył.
Snape nie odpowiedział, tylko podał mu książkę.
— To twoje... — powiedział łagodnie. Harry dotknął książki tak delikatnie, jakby była kruchym dziełem sztuki.
...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin