Randki z piekła - 4 Lynsay Sands - Metamorfoza.pdf

(609 KB) Pobierz
Randki z piekła - 4 Lynsay Sands - Metamorfoza - Rozdział 1 z 6
LYNSAY SANDS
METAMORFOZA
1
K róliczek. - Obrzydzenie, jakie John Heathcliffe wyraził w
tym słowie, sprawiło, że Claire Beckett aż przewróciła oczami,
jednocześnie płucząc i napełniając świeżą wodą pojemnik z klatki.
Jednak John nie skończył jeszcze narzekać: - Nie wiem, dlaczego nie
możemy...
- Owszem, wiesz dlaczego, John - napomniał Kyle Lockhart z
cierpliwością, którą Claire uznała za godną świętego. Nie podniósł
nawet głowy znad raportu. - Bo musimy działać zgodnie z procedurą
bezpieczeństwa. Robimy testy na zwierzętach, żeby mieć pewność, że
wszystko jest bezpieczne, zanim dopuścimy to choćby w pobliże
ludzi.
Claire podeszła z powrotem do klatki i zerkając na Johna,
odnotowała poirytowanie na jego twarzy. John najwyraźniej nie
doceniał cierpliwości Kyle'a, ale z drugiej strony podejrzewała, że
było niewiele rzeczy, które John w nim cenił. Wiedziała, że się
wściekał, bo doktor Cohen wybrał Kyle'a na szefa laboratorium. John
uważał, iż to on powinien nim zostać. Obaj kończyli właśnie pracę
nad swoimi doktoratami, więc ich wzajemne stosunki nabrały
pewnych cech rywalizacji, przynajmniej ze strony Johna. Kyle
najwyraźniej nie miał z tym problemów, ale w końcu to on był
szefem.
365
348922867.001.png
- Przeprowadziliśmy już testy na kilkunastu myszach i
szczurach, a teraz jeszcze na trzech królikach - zauważył ze
zniecierpliwieniem John, gdy Claire wkładała buteleczkę z powrotem
do klatki.
- Tak - przyznał Kyle. Tym razem podniósł wzrok znad
raportów i dodał z naciskiem: - I pierwsze dwa skończyły jako
miazga.
John uznał tę uwagę za mało istotną.
- Tylko pierwsze dwa i to jedynie dlatego, że napięcie było za
duże. Już to poprawiliśmy. Znamy dawkę na kilo. Możemy...
- Przeprowadzamy testy na króliku, John - powiedział
stanowczo Kyle. - A potem przeprowadzimy je na wiekszym
zwierzęciu, takim jak...
- Tak, tak - przerwał tamten niecierpliwie. - Przetestujemy to na
kilku królikach, potem na kilku kotach, potem na kilku psach, potem
na małpach, potem, potem, potem... Zestarzeję się, zanim w ogóle
zacz niemy testować na ludziach. O ile w ogóle tego dożyję -
powiedział z obrzydzeniem. - Jaki sens w ogóle testować na
zwierzętach? Nie mogą nam opowiedzieć, co czują. Nie rozumieją, co
im robimy, i nie potrafią zastosować się do poleceń i spróbować się
zmienić. Nie...
- Mogą nam powiedzieć, czy to jest bezpieczne, gdy przeżyją
cały zabieg - wyjaśnił krótko Kyle. – Mogą nam powiedzieć, do
jakich ewentualnych uszkodzeń doprowadził u nich zabieg, gdy
będziemy je badać przez następne kilka lat po testach.
- Lat - wymamrotał John. - Głupia, zachowawcza nauka.
366
348922867.002.png
- Tak - powiedział sucho John, zamykając teczkę i podnosząc
się z siedzenia. - Beznadzieja, co?
Claire zagryzła wargi, żeby stłumić parsknięcie, i uniosła
pytająco brwi, kiedy Kyle skierował na nią spojrzenie swoich
błękitnych oczu.
- Claire, muszę zanieść doktorowi Cohenowi najnowsze wyniki
badań naszych podopiecznych. Mogłabyś w tym czasie wyciągnąć
Tuptusia z klatki i go przypiąć? Zaczniemy zaraz, jak wrócę.
- Dobrze, Kyle. - Claire odwróciła się do klatki, a on podszedł
do drzwi laboratorium. Jej wzrok jednak natychmiast odszukał go w
prostokątnym lustrze na ścianie nad klatką. Zlustrowała go, ubranego
w długi biały fartuch. Wyglądał w nim strasznie seksownie.
Pomyślała, że nie miałaby nic przeciwko, żeby zabawić się z nim w
lekarza i pacjentkę. Ale wtedy jej spojrzenie padło na własne odbicie
i westchnęła na widok znajomej twarzy pod strzechą rudych włosów,
które zebrała w koński ogon. Nie raz i nie dwa mówiono jej, że jest
ładna, i była dość zadowolona ze swojego wyglądu, ale wydawało
się, że nie ma to dla Kyle'a żadnego znaczenia. Traktował ją raczej
jak kumpelkę albo młodszą siostrę niż jak kobietę.
- Dobrze, Kyle - zaczął ją złośliwie przedrzeźniać John. -
Dziękuję, Kyle. Przełóż mnie przez stół i...
- Wiesz co, John, potrafisz być czasem strasznym idiotą -
przerwała mu Claire i otworzyła klatkę z królikiem. Mówiła
znudzonym tonem, choć była poirytowana i zawstydzona. Gdyby
John wiedział, że ją zranił, zacząłby się zachowywać jak pies
ogrodnika. Wiedziała to z doświadczenia. Zrobił się strasznie
nieprzyjemny, od kiedy
367
348922867.003.png
nie przyjęła jego zaproszenia na kolację dwa miesiące temu. Uznał,
że odmówiła dlatego, że „robiła maślane oczy” do Kyle'a. Co było
prawdą, ale Claire nie miała pojęcia, skąd o tym wiedział.
- Chodź, Tuptuś - powiedziała pieszczotliwie i wyjęła białego
królika z klatki. - Nie ma się czego bać.
- Jasne - potwierdził John i podszedł do panelu kontrolnego
destabilizatora. - Napromieniujemy cię tylko destabilizatorem
molekularnym, który zamieni cię w breję.
Claire spojrzała na jego plecy i zamknęła drzwiczki do klatki, a
potem skupiła się na króliku. Gładząc go uspakajająco, powiedziała:
- Nie słuchaj go. Takie rzeczy nie zdarzają się już od dawna,
odkąd ustaliliśmy, że stosujemy za dużą moc. Nic ci nie będzie.
Niosąc królika do komory testowej, Claire nie przestawała
szeptać mu do ucha kojących bzdur. Niewielką komorę zbudowano
na środku szerokiej tylnej ściany laboratorium. Miała wielkość metra
kwadratowego, a jej przód i boki były wykonane ze specjalnego
szkła, przez które można było patrzeć. W środku czekał destabilizator
molekularny. Nie wyglądał dużo ciekawej niż zwykły rentgen, ale nie
wysyłał fotonów z interferencji magnetycznej.
Automatyczne drzwi rozsunęły się z szelestem przed Claire, a
potem zamknęły za nią z tym samym cichym odgłosem, ona zaś
podeszła z królikiem do stolika pod destabilizatorem. Położyła
Tuptusia na blacie i zzczęła go przypinać.
368
348922867.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin