Igor Cyprjak Smok - Smok? - spyta�em. Margrabia Holm u�miechn�� si� odrywaj�c wzrok od swoich wypiel�gnowanych paznokci. - Ano, Smok, panie Gotier. - Smok�w nie ma! - �achn��em si�. Margrabia wzruszy� ramionami. - Niby nie ma, ale ten to Smok. Tak m�wi�. Unios�em r�k� i pokr�ci�em g�ow�. - Gadanie! I tak si� nie zgadzam, nie jestem najemnym zbirem! - Mo�ci panie Gotier - westchn�� Holm. - Prosz� was, by�cie przys�u�yli si� miastu. Chyba si� nie boicie? - Margrabio! Nie idzie o strach! Nic mi do tego, czy to Smok, czy nie. Nie zajmuj� si� podrzynaniem garde� i tyle! Holm zafrasowa� si�. - Szkoda. Wiecie, �e nasz medyk, cz�ek uczony, stwierdzi�, �e�cie tego nieszcz�snego pijanic�, Panie, �wie� nad jego grzeszn� dusz�, d�gn�li w plecy? A to wszak nie po chrze�cija�sku. - Jak to!? - Nie przerywajcie! Wiele si� u nas zmieni�o. Teraz przestrzega si� prawa, nie to, co kiedy�! Jakby to by�o, gdyby szumowiny w��czy�y si� po naszych miastach? Szumowiny?! - Lubi� was, mo�ci panie Gotier. G�o�no by�o o waszej dzielno�ci, prawie�cie bohater. Ale prawo jest prawem. Cisn�o mi si� na usta kilka szczerych s��w na temat owego prawa. Wola�em milcze�. - Teraz wieszamy za morderstwo - wyzna� z u�miechem margrabia. To by�y logiczne i mocne argumenty. - Nie mam wyboru? - Niby macie. Jak ju� was wypuszcz�, mo�ecie pojecha�, gdzie oczy ponios�. Ale ja was znam, panie Gotier. Nie po to wracali�cie z wojny, �eby w��czy� si� po kraju. Znowu sam, bez domu, bez towarzyszy. Poza tym ob�o�y si� was kl�tw�, banicj� i rozg�osi, �e�cie zab�jca i szubrawiec. Po co wam to? Za starzy jeste�cie na takie uciechy, nie mam racji? Mia� racj�. - No, dobrze. A co w zamian? - zapyta�em, chocia� by�o mi wszystko jedno. Zm�czy� mnie ten margrabia. - S�awa, szacunek i podziw ludu. Dorzuci si� wam co� brz�cz�cego. Na pewno nie stracicie, je�li wam si� uda. - A jak dam g�ow�? - Jeste�cie rycerzem. Musicie si� z tym liczy�. Mog� wam obieca�, �e m�j bard u�o�y o was pi�kn� pie��. Wspaniale. Nie ma to, jak pi�kna pie�� o nieboszczyku. Mia�em nadziej�, �e ten bard zna si� na swojej robocie. Nie chcia�bym, �eby �yciem i �mierci� rycerza Gotiera zajmowa� si� trzeciorz�dny wierszokleta. - Powiedzcie szczerze, margrabio - poprosi�em. - Czemu�cie mnie wybrali? Nie brak wam chyba �mia�ych m�odzik�w? - Paru g�upich, kt�rzy chcieliby i�� przez Wielki B�r do Smoczego Gniazda, pewnie by si� znalaz�o. Ale mi�dzy nami, to ten pijanica, co�cie go zat�ukli, dopiero po gorza�ce robi� si� ostry. Sam widzia�em, jak w zamroczeniu posieka� sze�ciu ch�opa. Musicie by� rzeczywi�cie dobrzy, mo�ci panie Gotier. Albo tamten nie by� dostatecznie pijany. Nie pozostawa�o mi nic innego, jak wsta� i wyj��. Audiencja by�a sko�czona. K�ad�c r�k� na klamce, odwr�ci�em si�. - Wiecie co, margrabio? - No? - �winia z was. Jeszcze na korytarzu s�ysza�em jego chichot. Niebo wygl�da�o szaro i ponuro. Jesienne �wity nigdy nie napawa�y mnie rado�ci�, ale ten by� wyj�tkowo paskudny. Chocia� po nocy sp�dzonej w lochu, gdzie trudno odr�ni� szczura od cz�owieka, powinienem czu� si� cudownie. Jednak si� nie czu�em. Nie mia�em si�y przeklina� swojego losu. Najpierw kusz� cz�owieka opowie�ciami o bogactwie i z�otych miastach. Nie zapomn� doda� kilku s��w o honorze, o wierze i obowi�zku prawego rycerza. G�upieje si� od tego. Wyci�ga si� miecz, czy�ci zbroj�, kupuje konia. Potem, co najwy�ej, Cesarz na ciebie popatrzy, a i tak twojej twarzy nie dojrzy. Stoisz po�r�d setki podobnie g�odnych i zm�czonych. Opas�y klecha b�ogos�awi ci�, daj�c glejt dla �wi�tego Piotra i dalej, na wroga! A gi�, a umieraj! Kto� twoje imi� wspomni? Widzisz oczy tych, co biegn� z naprzeciwka i my�lisz, �e ka�dy m�g�by by� tob�. Oni tak�e krzycz�, wyj�, j�cz�, maj� r�wnie� glejt dla �wi�tego Piotra. A p�niej, je�li nie umrzesz od miecza, cholery, tyfusu, g�odu czy zimna, mo�esz wraca� do domu. Wi�c wr�ci�em. Kolorowe stragany, b�otniste ulice, pe�ne kurzu powietrze, dziewki sprzedajne, czekaj�ce w bramach na z�aknionych rozkoszy mieszczan i pan�w, nawet �ebracy - wszystko to pami�ta�em. Ale w oczach ludzi by�o co� nowego. Sam nie wiem. Mo�e to ja inaczej patrzy�em? Ledwom min�� bram� miejsk�, a stra�e na mnie jak na wilka. Kto jestem? Sk�d mnie niesie? Czego szukam? Kiedy� tak nie by�o. Zaszed�em do gospody "Pod Dwoma Kogutami", gdzie w dobrych czasach mo�na by�o z kompani� noc przesiedzie�, upi� si� weso�o, za�piewa�, w �eb da� komu�. Jak to mi�dzy przyjaci�mi. A jakie pi�kne dziewki! Mi�d i mleko, a ka�da ch�tna i �yczliwa. "Pod Dwoma Kogutami" poczu�em si� lepiej. Wrzawa, �cisk, piwo si� leje, pachnie gor�c� kapust�. Jakbym si� st�d nie rusza�. Siedem lat wcze�niej, kiedy na wypraw� jecha�em, �egna�a mnie tu Katerina. Pami�ta�em o niej, obieca�em, �e wr�c�. Jakem przekroczy� pr�g karczmy, pozna�em Katerin� od razu. Sta�a za szynkwasem, oczy wytrzeszcza�a, jakby zobaczy�a ducha. Nic si� nie zmieni�a, wci�� pi�kna. No, mo�e zgryzoty troch� jej srebra we w�osy wplot�y. Podszed�em, przytuli�em. Dr�a�a. - �yjesz, Gotier - ni to stwierdzi�a, ni zapyta�a. - No, �yj� - powiedzia�em i pochyli�em si� nad ni�. Ech, na Boga przysi�gam, �e tylko dla tych ust wr�ci�em. Najpierw ani ja, ani ona m�wi� nie mogli�my. Nie by�o potrzeby. Ale p�niej zacz�a mnie zasypywa� s�owami. Pyta�a, opowiada�a, �mia�a si�, czasem �z� otar�a. Nikt, kogo zna�em, a kto poszed� na wojn�, nie wr�ci�. Tylko ja. Katerina wysz�a za starego Mitza, w�a�ciciela gospody, a gdy ten zszed� z tego pado�u, sama wzi�a si� za prowadzenie interesu. Tak od czterech lat. Siedzieli�my, wspominali�my. Dziewki krz�ta�y si� wok� sto��w. Nagle jaki� dryblas zerwa� si� i rzuci� misk� o �cian�. - Co to jest?! - wrzasn��. - To� to g�wno, nie s�onina! Wida� z�y dzie� mia�, bo s�onina dobra. Sam pr�bowa�em. Przyjrza�em si� dryblasowi. Twarz czerwona, spuchni�ta, oczy przekrwione, �apy niczym bochny. Pieni� si� i m��ci� r�koma na prawo i lewo. Panowie usuwaj� si� na boki, nawet dwa m�ode byczki, co ich Katerina naj�a do wynoszenia ur�ni�tych go�ci, palcem nie kiwn�, w sufit si� gapi�. W�ciek�em si�. By� z dziesi�� lat m�odszy ode mnie i silniejszy. Ja przeszed�em przez wi�cej burd ni� m�g� sobie wyobrazi�. Si�y by�y wyr�wnane. Dryblas, jak mnie zobaczy�, wyci�gn�� spod sto�u miecz. Kto by my�la�? Szybki by�. Jeszcze chwila, a nie zd��y�bym si�gn�� po swoje �elastwo. Mo�e ten medyk margrabiego Holma by� i uczony, ale na ranach si� nie zna�. Ca�a gospoda widzia�a, �e dryblas pad� od ci�cia przez pier�. Jednak z lud�mi r�nie bywa. Przed Trybuna�em ka�dy przysi�gnie, �e patrzy� w kufel albo spa� pod sto�em. Wiele si� zmieni�o. Przekl�ty margrabia Holm! "Pod Dwoma Kogutami" by�o jeszcze cicho. Katerina pewnie ca�� noc chodzi�a z k�ta w k�t, to kln�c, to p�acz�c. Zna�em j� dobrze. - No i co ty teraz zrobisz, Gotier? - spyta�a. W sypialni Kateriny sta�o wielkie �o�e. Mi�kkie, ciep�e, pachn�ce. Kr�lewskie. W �yciu nie spa�em w takim �o�u. Prawd� m�wi�c, od dw�ch lat nie spa�em w �adnym. Katerina zaj�a si� mn� jak dzieckiem. Rozebra�a, wyk�pa�a, nakarmi�a. P�niej po�o�y�a si� obok i opar�szy na ramieniu, patrzy�a mi w oczy. - Nie mam du�ego wyboru. Pojad� i zabij� tego Smoka. Spojrza�a gro�nie i odsun�a si�. - Ani si� wa� o tym my�le�! - zawo�a�a. - Je�li wyjedziesz, przekln� ci�! Ty chyba nie wiesz, co si� dzieje w Wielkim Borze?! Wzruszy�em ramionami. - Gadanie! Zawsze by�o tam pe�no zbir�w. Nie raz si� je�dzi�o, �eby przetrzepa� im sk�r�. Rozsierdzi�a si� nie na �arty. - Tak, ale z ca�� band�. Jecha�o was dwudziestu jak nie wi�cej! A i tak po�owa nie wraca�a! By�e� m�odszy, Gotier! Tak. Pi�kne czasy. A mo�e nie mo�na by�o bez przerwy pi�, �piewa� i gra� w ko�ci, wyprawiali�my si� wi�c do Wielkiego Boru. Bywa�o, �e z nud�w. Cz�ciej, gdy mieszki �wieci�y pustkami. Przez Wielki B�r ci�gn�li kupcy, bandyci ich �upili, a my �upili�my bandyt�w. Zdarza�o si�, �e mylili�my jednych z drugimi. Szczeg�lnie noc�. I po pijanemu. - My�lisz, �e margrabia nie pr�bowa� tam robi� porz�dku? I to nie z garstk� schlanych �az�g�w, ale prawie z armi�! Siedzia�a przede mn�, grozi�a mi palcem, bi�a pi�ci� o d�o�. Jak ja wytrzyma�em a� siedem lat bez jej cia�a? - Co si� tak u�miechasz, Gotier?! Nie czas na to! No, daj�e mi spok�j, daj powiedzie�! A o czym tu m�wi�? Katerina chcia�a si� wyrwa�, podrapa�a mnie, nawet ugryz�a. P�niej szepta�a mi do ucha zbere�no�ci, jakie tylko jej przychodzi�y do g�owy. Przed wieczorem poprosi�em, by opowiedzia�a o Smoku. W Wielkim Borze pojawi� si� przed pi�ciu laty. Postawi� sobie zamek w g�uszy i z dnia na dzie� sta� si� panem okolicy. Nikt go nie widzia�, nikt o nim wcze�niej nie s�ysza�. Ludzie gadali, �e Smocze Gniazdo budowa�y diab�y, a Lucyfer jest przyjacielem Smoka. Gadali te�, jakoby sam Smok by� Lucyferem. Kto� widzia� wied�my lataj�ce nad drzewami, kto� inny przysi�ga�, �e spotka� na le�nej drodze procesj�, kt�rej przewodzi� cz�owiek o g�owie koz�a. Je�li dawniej grasuj�ce w Wielkim Borze bandy napada�y na kupc�w i podr�nych, to teraz strach by�o mieszka� nawet i kilka mil od lasu. Smocza dru�yna, ze trzydziestu ch�opa, naje�d�a�a wsie, pal�c, grabi�c, morduj�c i uprowadzaj�c kobiety. Smok �akn�� dziewiczej krwi. Owa dru�yna tak�e by�a z piek�a rodem. �ywe trupy, tak m�wiono, bo pono� niejeden, chocia� przebity wid�ami, wstawa� i walczy� dalej. O pr�bach margrabiego Holma ukr�cenia tej samowoli r�wnie� opowiadano niestworzone historie. Ka�dy rzezimieszek, kt�ry kiedy� �upi� dla siebie, teraz s�u�y� Smokowi i s�ucha� jego rozkaz�w. A Smok wiedzia� o wszystkim. Ile razy wojska margrabiego zapuszcza�y si� do Wielkiego Boru, zewsz�d opada�y je chmary zbrojnych, po czym znika�y jak duchy. Cho�by Holm przygotowywa� wszystko w najwi�kszej tajemnicy,...
banduras1