Dąbrowska Noce i Dnie tom 3.txt

(1165 KB) Pobierz
Maria D�browska

Noce i dnie

Tom III  Mi�o��
Cz�� pierwsza
Cz�� druga
Tom III
Mi�o��
Cz�� pierwsza
1
- Pani prze�o�ona ju� prosi na kolacj� - rzek�a nadchodz�c z do�u 
Tekla, mi�a dziewczyna, powolna w ruchach i w mowie. 
- T�dy, panienko. W te drzwi - obja�nia�a. - Tu jest nasza 
jadalnia. 
Agnisi na widok nieznanych os�b wyda�o si�, �e nie dojdzie do 
sto�u. 
Os�b zreszt� nie by�o w jadalni du�o. Siedziano ju� przy stole, 
tylko pani Wenordenowa biega�a tu i tam swym �wawym kroczkiem. 
Zoczywszy Agnisi� pomkn�a ku niej, obj�a j� za szyj�, 
podprowadzi�a do sto�u i kaza�a si� ze wszystkimi przywita�. Jedn� 
z podanych sobie r�k, ��t� i pomarszczon�, Agnisia bezwiednie 
poca�owa�a; kto� inny, jaki� pan wsta� przy powitaniu i dygn�� jak 
dziewczynka. Potem wskazano jej miejsce i zadawszy kilka pyta� w 
rodzaju: "Czy ju� ci bardzo t�skno do domu?" "Jak d�ugo jedzie si� 
do Serbinowa?" i tym podobnie, zostawiono j� samej sobie. 
Och�on�wszy nieco, poma�u zda�a sobie spraw� ze wszystkiego, na co 
patrzy�a. Do kolacji nakryto serwet� na jednym ko�cu d�ugiego, 
pustego sto�u. Prze�o�ona siedzia�a w szczycie, ko�o niej z jednej 
strony dwoje starszych pa�stwa, z drugiej ten pan, co wsta� i 
dygn�� witaj�c si� z Agnisi�; domy�li�a si� teraz, �e to m�� 
prze�o�onej. Mi�dzy nim i Agnisi� zajmowa�a miejsce m�oda osoba o 
delikatnych, ale wyrazistych rysach i szczup�ej, pod�u�nej twarzy. 
Mia�a piwne, skrz�ce si� oczy i czarne, l�ni�ce w�osy. Policzki 
jej pa�a�y silnym rumie�cem; �mia�a si� cz�sto, a w �miechu 
pokazywa�a du�o z�b�w i zamyka�a oczy. Musia�a to by� panna 
Woelke, gdy� odzywano si� do niej po niemiecku. 
Rozmow� z ni� toczy� g��wnie pan Wenorden, niewysoki, t�gawy 
brunet. Wydawa� si� Agnisi bardzo przystojny, chocia� patrzy� 
spoza binokli w osobliwy spos�b, jak gdyby troch� zezem, co go 
jednak�e nie szpeci�o, a tylko nadawa�o mu wyraz figlarno�ci. 
M�wi� du�o, �mia� si� jeszcze cz�ciej ni� panna Woelke, za� g�os 
mia� i w �miechu, i w rozmowie silny, dzwoni�cy. Nie tylko przy 
tym jad� i rozmawia�, ale pos�ugiwa� r�wnie� przy stole. Wstawa�, 
przynosi� z drugiego sto�u czyste talerze, ostrzy� dwa wielkie 
no�e, nast�pnie kraja� jednym z nich zimn� piecze� i uk�ada� j� 
zr�cznie na p�misku. Przechodz�c z miejsca na miejsce, �piewa�. 
Najcz�ciej zaczyna�: 
Elzo, Elzo z Brabantu... 
I na tym poprzestawa�, gdy� przej�cie od sto�u do sto�u 
wystarcza�o tylko na takie par� s��w. 
Tekla, kt�ra przyprowadzi�a by�a Agnisi� do jadalni, ma�o si� 
teraz przy kolacji pokazywa�a. Na g�rze natomiast rozlega�y si� 
st�pania i przesuwanie ci�kich przedmiot�w, tak �e a� lampa nad 
sto�em nieco si� ko�ysa�a. Gdy nadto co� tam z ha�asem upad�o i 
potoczy�o si�, wszyscy podnie�li na mgnienie oka g�owy, a starszy 
pan po drugiej stronie sto�u rzek� ze s�odycz�: 
- ��eczka? ��eczka ustawiaj�? 
Starszy pan by� bardzo oty�y, ale jego pulchne usta i ��te oczy, 
z kt�rych jedno mia�o siw� rz�s�, odznacza�y si� przyjemnym 
wyrazem, zw�aszcza gdy si� u�miecha�, co czyni� prawie bez 
ustanku. Starsza dama, jeszcze bardziej oty�a, wygl�da�a surowiej, 
mia�a bystre piwne oczy i mi�sist�, energiczn� twarz. Siwe w�osy 
by�y wysoko zaczesane i na czubku g�owy okryte czarn� koronk�. 
Musia�a by� s�aba na nogi, gdy� przy jej krze�le sta�, oparty o 
por�cz, wysoki kostur. Agnisia po chwili rozpozna�a tych pa�stwa. 
Widzia�a ich ju� par� razy w parku i na ulicy i wiedzia�a od 
matki, �e to s� starzy pastorostwo Wenordenowie. M�� prze�o�onej 
by� ich synem, oczywi�cie, by� nawet podobny do matki, tylko 
weselszy i szczuplejszy. 
Przyjrzawszy si� wszystkiemu Agnisia zacz�a po trosze bra� duchem 
udzia� w rozmowie, to u�miechaj�c si� na zas�yszane �arty, to 
usi�uj�c zrozumie� niemieckie zwroty - gdy pani Wenordenowa rzek�a 
nagle: 
- Je�eli ju� sko�czy�a�, Agnisiu, to mo�esz wsta�. Pewno chcesz 
si� rozpakowa� i pouk�ada� rzeczy. Tam na g�rze �wiat�a 
pozapalane. Mam nadziej�, �e si� nie boisz i�� sama. 
- Nie - po�pieszy�a zapewni� Agnisia. Chcia�a doda�, �e rzeczy 
sobie, czekaj�c na kolacj�, pouk�ada�a, ale na to ju� jej odwagi 
nie starczy�o. 
Na g�r� oczywi�cie nie ba�a si� p�j�� sama, wi�cej ba�a si� 
pustych pokoi w domu, gdzie ka�dy k�t mia� jak�� swoj� histori�, 
pobudzaj�c� do wyobra�ania sobie r�nych strach�w. 
Ale znalaz�szy si� w po�owie drogi na drugie pi�tro, us�ysza�a 
trwaj�c� jeszcze w sypialniach krz�tanin�. To zatrzyma�o j� w 
drodze. Stan�a przy oknie klatki schodowej, przez kt�re wida� 
by�o podw�rze i dalej za bram� - �wiat�a miasta. - Jak smutno - 
pomy�la�a, bliska p�aczu. Po pewnym czasie us�ysza�a na dole w 
jadalni odsuwanie krzese�, otwieranie i zamykanie drzwi, zmieszane 
odg�osy rozm�w raptem wybieg�y do sieni i ucich�y, a potem da�o 
si� s�ysze� ko�atanie lask� i ci�kie st�panie w d� po schodach. 
Niebawem zobaczy�a, jak starzy pastorostwo wytoczyli si� na 
podw�rze. Szli potykaj�c si� o kamienie, kostur pastorowej stuka�, 
zgrzyta�, a nawet krzesa� iskry. Agnisi przysz�o nagle do g�owy, 
�e zaraz pewno kto� pod��y na g�r� i spotka j�, stoj�c� tak bez 
powodu na schodach. P�dem przebieg�a ostatnie prz�s�o i po drodze 
natkn�a si� na znajomego ju� sobie str�a, kt�ry w�a�nie schodzi� 
i poci�gaj�c nosem obciera� go sobie r�k�. 
- Panienka mo�e si� ju� k�a�� spa� - rzek�a Tekla przyja�nie, 
ujrzawszy j� wchodz�c� do sypialni. - My tu troch� zaba�amucili, 
bo si� pokoje odnawiali i ��ka panienk�w by�y na strychu. Musieli 
my je ustawi�. 
W tej�e chwili na pierwszym pi�trze rozleg�o si� strojenie 
skrzypiec i pr�bowanie na nich jakiej� melodii. 
- Nasz pan �adnie gra - zauwa�y�a Tekla - ale �eby to zagra� jak 
si� nale�y. Ci�gle tylko przykr�ca i przykr�ca te struny - 
roze�mia�a si�. - No, tera dobranoc panience. 
Spod smyczka wybieg� rzewny tryl. Nape�ni� ca�e domostwo 
przeci�g�ym d�wi�kiem i zaraz urwa� si�. 
Gdy Agnisia le�a�a ju� w ��ku, nadesz�a panna Woelke, zgasi�a 
lamp� w sypialni, na palcach wsun�a si� za zielony w bia�e 
nasturcje parawan i zapaliwszy tam �wiat�o jeszcze si� chwil� 
krz�ta�a. Cienie jej r�k czesz�cych d�ugie sploty snu�y si� po 
zielonym kretonie parawanu, po �cianach, po suficie. Uko�czywszy 
czesanie panna Woelke podesz�a do parawanu. By�a tak wysoka, �e 
gdy si� wspi�a na palce, g�owa jej wysun�a si� ca�kiem ponad 
ram�. Chwil� patrzy�a z uwag�, a zobaczywszy, �e Agnisia nie �pi, 
wykona�a r�k� na dobranoc taki znak, jaki si� daje odje�d�aj�cym. 
Agnisi zrobi�o si� gor�co. Chcia�a powiedzie�: "Gute Nacht" - ale 
na my�l, �e us�yszy te s�owa w swoich ustach, dosta�a bicia serca. 
Nigdy nie my�la�a, �e to tak ci�ko by� mi�dzy obcymi. Gdy na nas 
nie zwracaj� uwagi, ogarnia �a�o��, gdy si� odezw� - strach odbiera 
przytomno��. A przecie�, m�j Bo�e, latem czu�a si� tak pod ka�dym 
wzgl�dem gotowa do rozpocz�cia �ycia w szkole! 
Wkr�tce i lampa panny Woelke za parawanem zgas�a. Naoko�o 
rozpostar�a si� wielka cisza pustego wn�trza, Agnisia patrzy�a na 
niezas�oni�te okna i blad� ciemno�� sypialni. W domu by�y 
okiennice i ca�� noc pali�a si� lampka oliwna. W domu! Na 
wspomnienie samego tego s�owa si�y j� opu�ci�y i zanios�a si� 
prawie od p�aczu. 
Spokojny, rytmiczny oddech �pi�cej ju� Niemki przycich�, za 
parawanem nasta�o baczne, wyczekuj�ce milczenie. 
Po chwili ostro�ny i zatroskany g�os nauczycielki zapyta�: 
- Na, warum weinst du doch so? Agnisia wstrzyma�a p�acz i 
nieomal �e oddech. Kiedy jej si� wyda�o, �e panna Woelke ju� znowu 
�pi, szlocha�a spazmatycznie dalej. Ale frojlajn niebawem 
poruszy�a si�, a nawet jakby siad�a na ��ku. 
- H�r doch auf - rzek�a prosz�co. - Sei doch verniinftig. Po 
czym nagle wyskoczy�a z ��ka, zacz�a co� na siebie naci�ga� i 
przysz�a w szlafroku do Agnisi. Przysiad�a na brzegu jej ��ka i 
za�o�y�a r�ce na piersiach. 
- Na - rzek�a. - So ungl�cklich bist du doch nicht. Warum weinst 
du denn?... 
Nie otrzymawszy odpowiedzi westchn�a �piewnie. 
- Ja - rzek�a po chwili p�g�osem. - Warte mal... 
I nagle zacz�a co� opowiada� rozpl�t�szy r�ce i pomagaj�c sobie 
gestami. Agnisia pami�ta�a troch� niemieckiego z domu, z czas�w 
bony �l�zaczki, ale teraz rozumia�a tylko pi�te przez dziesi�te. 
By�o to, zdaje si�, opowiadanie z prze�y� szkolnych samej panny 
Berty Woelke. W miar� os�uchiwania si�, Agnisia coraz wi�cej 
rozumia�a, w ko�cu zacz�o j� to zajmowa�, nawet bawi�. Przy 
jakim� epizodzie roze�mia�a si�. �zy osch�y. 
- Um Gottes willen - przerwa�a sobie nagle panna Woelke 
us�yszawszy gdzie� daleko na mie�cie bij�cy zegar - s'ist ja 
schon elf! 
U�cisn�a lekko palce le��cej na ko�drze Agnisinej r�ki i weso�a, 
wysoka, odesz�a do siebie za parawan. 
Agnisi zrobi�o si� nijako na my�l, �e jutro ma nadjecha� tyle 
nowych dla niej os�b. Szko�a z sam� tylko pann� Woelke zdawa�a jej 
si� w tej chwili dostatecznie przyjemnym miejscem pobytu. W toku 
tej my�li zasn�a. Zbudzi� j� turkot. Otwar�a oczy i nie mog�a 
pozna�, gdzie jest. Przez chwil� mia�a wra�enie, �e s�yszy w�zek 
mleczarski, kt�ry co dzie� o �wicie tak samo turkota� 
przeje�d�aj�c ko�o serbinowskiego dworu. Zaraz ojciec zacznie 
chodzi� po swoim pokoju. Zaraz b�dzie dawa� mleczarzowi J�zefatowi 
na sprawunki do miasta i pyta�, jaka tam dzi� pogoda. 
Oprzytomniawszy spostrzeg�a obce �ciany i rozpozna�a, �e to wozy 
jad� wida� ulic�. Przenikn�o j� kr�tkie, bol�ce rozczarowanie, 
kt�re wnet przemin�o. Zast�pi�a je niespokojna my�l, jak te� 
wszystko si� dalej potoczy. 
2
Pensjonarki zje�d�a�y si� do szko�y w ci�gu ca�ego dnia. Nim 
zjawi�y si� pierwsze z nich, Agnisia przesz�a do s�siedniej, 
po�o�onej od strony podw�rza sypialni i wygl�da�a przez okno. 
Widok na dziedziniec, bram�, rzek� za bram� i pi�trz�ce si� w dali 
za rzek� miasto radowa� j�, zw�aszcza �e na dworze by�a pogoda. 
�a�owa�a prawie, �e rodzice zostali tak sami w Serbinowie, nie 
mog� sta� z ni� tutaj przy oknie i patrze� na miasto w s�o�cu. 
...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin