Plotkara 07 - Nikt nie robi tego lepiej.doc

(818 KB) Pobierz
Nikt nie robi tego lepiej

Cecily von Ziegesar

Nikt nie robi tego lepiej

plotkara 7

Przekład Małgorzata Strzelec

Tytuł oryginału

NOBODY DOES IT BETTER

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Chcąc być łagodnym, okrutnym być muszę.

William Szekspir Hamlet

przekł. J. Paszkowski

*

*

tematy wstecz dalej wyślij pytanie odpowiedź

Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostały zmienione lub skrócone, po to by nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.

 

hej, ludzie!

 

Zostały dwa tygodnie, żeby się zdecydować, do którego pójść college'u - oczywiście dotyczy to tylko tych, którzy mają jakiś wybór. Ćwiczymy się właśnie w trudnej sztuce: jak totalnie nie zawalić ostatniego semestru w szkole, jak najrzadziej bywając na zajęciach i nie odrabiając prac domowych. Jeśli zobaczycie dziewczyny, które zrzucają biało - niebieskie szkolne mundurki i kładą się na Owczej Łące w Central Parku w ślicznych, szpanerskich bikini, to właśnie my A jeśli zobaczycie grupę biegają­cych boso chłopaków bez koszul, w podwiniętych spodniach khaki, z platynowymi zegarkami od Cartiera połyskującymi na opalonych, umięśnionych od gry w lacrosse rękach, to właśnie będziecie podziwiać naszych chłopaków. No dobra, jest dopie­ro jedenasta przed południem w piątek i powinnyśmy być na WF - ie albo francuskim dla zaawansowanych, ale zbliżamy się do końca najtrudniejszego roku w naszym życiu i naprawdę mu­simy wyluzować, więc odpuście nam trochę, w porządku?

Albo lepiej przyłączcie się do nas.

A na wypadek, gdybyście do tej pory chowali się pod jakimś kamieniem i jeszcze nas nie znali - no bo znają nas już chyba wszyscy - to właśnie my jesteśmy tymi najpiękniejszymi na balach; księżniczkami i książętami z Upper East Side w No­wym Jorku. Przez większość czasu mieszkamy w rezydencjach przy Park Avenue albo Piątej Alei lub w ogromnych willach, More zajmują pół kwartału. Resztę czasu spędzamy w naszych „domkach na wsi”, co może oznaczać rezydencję w Connecti­cut lub w Hamptons, średniowieczny zamek w Irlandii albo willę na St. Barts z widokiem na morze. W tygodniu uczymy tlę - nuda - w którejś z tych małych, prywatnych, żeńskich lub męskich szkół na Manhattanie, gdzie obowiązują mundurki. W weekendy ostro balujemy, zwłaszcza teraz, gdy pogoda jest piękna i nasi rodzice są na swoich jachtach, w prywatnych od­rzutowcach albo limuzynach z kierowcą i zostawiają nam, swo­im zwariowanym dzieciakom, zupełną swobodę.

A nas najbardziej teraz rajcuje coś, co nazywa się na literę „s”. Może jeszcze tego nie robicie, ale na pewno o tym mówicie. Wszyscy o tym mówią. A niektórzy też to robią. Zwłaszcza...

 

PARY, KTÓRE RÓWNIE DOBRZE MOGŁYBY JUŻ BYĆ MAŁŻEŃSTWAMI

 

Razem śpią, razem jedzą, pożyczają sobie ubrania. Nie zwra­cają uwagi na oddzielanie jego i jej rzeczy ze stosu ubrań po­rzuconych koło łóżka i po prostu wskakują w pierwszy lepszy ciuch, wiedząc, że i tak za chwilę go zrzucą. Żadne z nich nie może nigdzie pójść samo i nie usłyszeć pytań „A gdzie jest to...?” lub „Gdzie jest tamto...?”, jakby nie potrafili się rozdzie­lić na dłużej niż trzydzieści sekund. Wiem, już słyszę, jak się nabijacie. Przecież to takie nudne mieć jednego chłopaka. Ale spójrzmy prawdzie w oczy, oni na pewno robią coś więcej, niż tylko rozmawiają o tym słowie na „s” - a niewielu z nas może to o sobie powiedzieć.

 

Wasze e - maile

 

P: Droga P!

Mój ojciec jest niezależnym producentem filmowym i właśnie wyjechał na festiwal do Cannes. Wszyscy tam mówią o filmie dokumentalnym na temat „uprzywilejo­wanych nastolatków z Nowego Jorku”, ale nikt nie wie, kto go nakręcił. Po pierwsze, występujesz w tym filmie? Po drugie, to ty go zrobiłaś?

dziewczyna z LA

 

O: Droga dziewczyno z LA!

Nie mogę odpowiedzieć na twoje pierwsze pytanie, bo nie widziałam tego filmu, ale brzmi przerażająco znajo­mo... Kilka tygodni temu pewna dziewczyna z ogoloną głową chodziła za wszystkimi z kamerą... A co do twoje­go drugiego pytania - ledwo daję sobie radę z robie­niem zdjęć moją komórką!

P

 

Na celowniku

 

Po północy S wybiega na paluszkach do skrzynki pocztowej przed swoim mieszkaniem przy Piątej Alei. W rękach trzyma plik wielkich białych kopert z herbami różnych college'ów. Ma na sobie skąpą błękitną koszulkę nocną Cosabella, która led­wo zakrywa jej słynną, prześliczną pupę (ku uciesze wszyst­kich portierów na służbie i taksówkarzy, którzy stoją w korku). Potem jednak wraca na paluszkach do domu, niczego nie wy­sławszy. Pewnie trudno jej podjąć decyzję co do przyszłego roku, skoro dostała się do wszystkich szkół, do których złożyła papiery, i może nawet do paru takich, gdzie w ogóle się nie zgłaszała! C zabiera swoje straszliwe wojskowe buciory do Toda, żeby je trochę odszykować. Będzie pierwszym kadetem w historii z różowymi frędzlami przy butach. D i J walczą o lu­stro w H&M. Wygląda na to, że teraz, kiedy oboje są tacy staw­ni, zaczęta się typowa dla rodzeństwa rywalizacja. V w kafejce internetowej w Williamsburgu gawędzi na czacie z przypad­kowymi nieznajomymi. Ta kobieta niczego się nie boi. K i I objadają się i knują intrygi w Jackson Hole. Boże, co tym ra­zem? Nie widać nigdzie N i B... Jezu, czy oni nigdy się sobą nie znudzą? A co, jeśli w przyszłym roku będą musieli się rozstać?

 

Decyzje, decyzje, decyzje... Gdzie będziemy za rok? Czy zdoła­my przetrwać bez siebie? Spróbujcie nie oszaleć. Wiecie, gdzie mnie szukać, gdybyście potrzebowali pomocy, towarzystwa albo gdybyście chcieli mnie zaprosić na jedną z tych słynnych spontanicznych imprez na dachu, które maturzyści organizują pod koniec roku.

Wiecie, że was kocham.

plotkara

sypialnia N to 100% czystej miłości

- Obudź się! - Blair Waldorf szarpnęła kołdrę w kratę i po­zwoliła jej opaść na podłogę obok antycznego łóżka.

Nate Archibald, całkiem nagi, leżał rozciągnięty swobod­nie na materacu. Blair usiadła obok niego i z całej siły zatrzę­sła parę razy łóżkiem. Nate nie otwierał oczu. chociaż złoto­włosa głowa podskakiwała mu na poduszce. Dlaczego seks sprawiał, że ona była taka nakręcona, a on taki śpiący?

- Nie śpię - wymamrotał.

Otworzył jedno błyszczące zielone oko i natychmiast po­czuł, że jest znacznie bardziej obudzony niż jeszcze sekundę temu. Blair też była naga - cały jej metr i sześćdziesiąt dwa centymetry, od lśniących, pomalowanych na koralowo paznok­ci u stóp po kasztanowe falujące włosy, które już nieco od­rosły po króciutkim ścięciu. Miała tego rodzaju ciało, które nago prezentuje się jeszcze lepiej niż w ubraniu. Zaokrąglone, ale bez zbędnego tłuszczu, delikatniejsze, niż to zdradzały jej grzeczne, porządnie zaprasowane dżinsy i kaszmirowe sweterki albo krótkie, obcisłe czarne sukienki. Była jak wrzód na jego tyłku, bo odkąd skończyli jedenaście lat wiele razy rozstawali się i godzili. A on pragnął jej nagości chyba jesz­cze dłużej. Jakie to typowe, że Blair potrzebowała sześciu lat i pół roku. żeby przestać się kłócić i w końcu pójść z nim do łóżka.

A kiedy już raz to zrobili, nie potrafili przestać.

Nate złapał ją i wciągnął na siebie. Całował namiętnie gdzie popadło, napawając się myślą, że w końcu jest jego, cała jego.

- Ej! - zachichotała Blair.

Granatowe jedwabne rolety były podciągnięte, a okna otwarte, ale Blair miała gdzieś, czy ktoś ich zobaczy. Byli za­kochani, piękni i uprawiali seks. Każdego, kto na nich patrzył, mogła zżerać jedynie zazdrość.

Poza tym uwielbiała zwracać na siebie uwagę, nawet przy­padkowych, zboczonych podglądaczy, którzy akurat obserwo­wali ich z okien otaczających domów przez złocone lorgnon.

Całowali się przez chwilę, ale Nate był zbyt wycieńczony, żeby zrobić coś więcej. Blair sturlała się z niego i zapaliła pa­pierosa. Co jakiś czas posyłała do Nate'a małe obłoczki dymu, jak aktorzy w Do utraty tchu, rewelacyjnym czarno - białym francuskim filmie, który widziała wcześniej tego dnia na zaję­ciach z francuskiego dla zaawansowanych. Główna bohater­ka, blondynka, zawsze wyglądała stylowo, była piękna i nigdy nie pokazywała się bez szminki. Ludzie w tym filmie nie robili nic oprócz tego, że jeździli na skuterze Vespa, kochali się, prze­siadywali w kafejkach i palili. I oczywiście przez cały czas rewelacyjnie wyglądali. Ale Blair musiała utrzymać oceny, je­śli chciała wyskoczyć z listy rezerwowych do Yale, a skoro miała na głowie szkołę, prace domowe i codziennie po lekcjach seks z Nate'em, niewiele czasu zostawało jej na dbanie o urodę, Ciemne, falujące włosy Blair były zmatowione i przepocone, usta spierzchnięte od długich pocałunków, a brwi zarośnięte. Tak naprawdę wcale jej to nie przeszkadzało. Zdecydowanie warto było poświęcić sprawie seksu trochę czasu przeznaczonego do tej pory na zabiegi upiększające. Poza tym przeczytała gdzieś, że godzina seksu pozwala spalić trzysta sześćdziesiąt kalorii, więc nawet jeśli trochę się zaniedbała, to przynajmniej była chuda!

Musnęła dłonią i wyczuła odrastające włoski między ciem­nymi, pięknie wygiętymi w luk brwiami. No dobra, może odro­binkę jej to przeszkadzało, ale zawsze mogła złapać taksówkę i pojechać do salonu Elizabeth Arden na regulację brwi.

Pomijając kwestię brwi, Blair nigdy w życiu nie była tak szczęśliwa. Odkąd prawie dwa tygodnie temu zrobili to z Nate'em po raz pierwszy, czuła się zupełnie inną kobietą. Jedyną ciemną chmurę na jej różowym niebie stanowił irytujący fakt, że znalazła się tylko na liście rezerwowych do Yale. Jak będzie spędzać z Nate'em każde popołudnie, jeśli ona wyląduje w Georgetown - w jedynej szkole, do której ją przyjęli - a on pójdzie do Yale w New Haven, w Connecticut, albo do Brown w Providence, na Rhode Island lub do którejś z pozostałych świetnych szkół, gdzie zupełnie niesprawiedliwie się dostał. Nie przemawiała przez nią gorycz - po prostu Nate miał szczęście. Przychodził na egzaminy ujarany, nie brał żadnych dodatkowych zajęć i jego średnia wynosiła zaledwie cztery, podczas gdy ona chodziła na wszystkie zajęcia dla zaawansowanych, na egzami­nie końcowym zdobyła tysiąc czterysta dziewięćdziesiąt punk­tów i miała średnią prawie pięć z plusem.

No dobra, może rzeczywiście była trochę zgorzkniała.

- Jeśli zgłoszę się do Korpusu Pokoju i przez kilka lat będę budować kanały i robić kanapki dla głodujących dzieci w Rio czy gdzieś indziej, to będą musieli mnie przyjąć do Yale, praw­da? - zapytała.

Nate uśmiechnął się szeroko. Właśnie to uwielbiał w Blair. Była rozpieszczona, ale nie leniwa. Wiedziała, czego chce, a ponieważ niezachwianie wierzyła, że może mieć wszystko, czego zapragnie, jeśli tylko się postara, nigdy nie przestawała próbować.

- Słyszałem, że w Korpusach Pokoju wszyscy chorują. I trzeba mówić miejscowym językiem.

- Wobec tego będę pracować we Francji. - Blair wy­dmuchnęła dym w stronę sufitu. - Albo w którymś z tych afry­kańskich krajów, gdzie mówią po francusku.

Próbowała sobie wyobrazić siebie, jak rozmawia z tubylca­mi w jakieś spalonej słońcem wiosce, trzymając na głowie gli­niany dzban z kozim mlekiem, ubrana w pięknie farbowany, dłu­gi wschodni kaftan, który może wyglądać niezwykle seksownie, jeśli się go przewiąże w odpowiednich miejscach. Miałaby za­bójczą opaleniznę i ciało składające się tylko z mięśni i kości z powodu ciężkiej pracy i straszliwej choroby jelit. Dzieci krę­ciłyby się wokół jej kolan, domagając się czekoladek Godivy, które zamawiałaby dla nich, a ona uśmiechałaby się do nich ła­godnie jak piękna, niepomarszczona matka Teresa. Po powrocie do Stanów zdobyłaby nagrodę dla najlepszej wolontariuszki Korpusu Pokoju, a może nawet Pokojową Nagrodę Nobla. Zja­dłaby kolację z prezydentem, który napisałby jej rekomendację do college'u, a Yale stanęłoby na głowie, żeby ją przyjąć.

Nate był pewien, że Korpus Pokoju pomaga tylko w krajach Trzeciego Świata, a nie w kwitnących pod względem go­spodarczym państwach, takich jak Francja. Był też przekona­ny, że Blair nie wytrzymałaby nawet jednego dnia w jakiejś dalekiej, afrykańskiej wiosce, gdzie nie byłoby perfumerii Sephora ani nawet toalet ze spłuczką. Biedna Blair. To była rażą­ca niesprawiedliwość, że on się dostał, bez najmniejszych sta­rań, podczas gdy ona. dziewczyna, która naprawdę chciała studiować w Yale, odkąd skończyła dwa latka, dostała się na lisię rezerwowych. Z drugiej strony Nate przyzwyczaił się do tego, że bez wysiłku dostaje różne rzeczy.

Uniósł głowę i oparł ją na ręku. Czule odgarnął ciemne włosy z czoła Blair.

- Obiecuję, że nie pójdę do Yale. chyba że ciebie też tam przyjmą - przysiągł. - Równie dobrze mogę iść do Brown albo gdziekolwiek indziej.

- Naprawdę? - Blair zgasiła papierosa w marmurowej po­pielniczce w kształcie lodki, która stała koło łóżka, i objęła Nate'a za szyję.

Nate był zdecydowanie najlepszym chłopakiem, jakiego dziewczyna mogła sobie wymarzyć. Blair nie potrafiła zrozu­mieć, dlaczego z nim zerwała, i to nie raz, ale wiele, wiele razy.

Bo ją zdradzał wiele, wiele razy?

Teraz wiedziała tylko jedno: że nigdy, przenigdy go nie opuści. Oparła policzek na jego szerokiej, nagiej piersi. Właś­ciwie, gdy się teraz nad tym zastanowiła, wprowadzenie się do domu Archibaldów było całkiem dobrym pomysłem, zwłasz­cza że jej obecne własne mieszkanie nie miało nic wspólnego ze scenerią z filmu Siódme niebo. Jej matka raptem dwa tygo­dnie temu urodziła córeczkę i teraz przechodziła ciężką depre­sję poporodową. Dziś rano Blair zostawiła matkę szlochającą nad DVD przysłanym przez farmę peruwiańskich alpak. Jeśli adoptuje się stado roczniaków, można zamawiać ręcznie tkane koce i swetry z wełny zwierząt ze swojego stada. Mała sio­strzyczka Blair będzie niedługo dumną posiadaczką włochate­go białego koca z alpaki, który do niczego się nie przyda przez całe lato i pewnie tak już zostanie przez resztę jej życia. No chyba że jako nastolatka mała Yale przejdzie okres hipisowskiej mody na własnoręcznie robione rzeczy, wytnie w kocu dziurę na głowę i przerobi go na poncho.

Kiedy matka Blair była jeszcze w ciąży, poprosiła swoją córkę o wymyślenie imienia dla dziecka, a ona z czystego oddania dla ukochanego college'u nazwała siostrę Yale. Teraz mała Yale była żywym i bardzo hałaśliwym przypomnieniem faktu, że niezależnie od tego, jak oszałamiające były osiągnięcia jej Starszej siostry, szkoła ma ją po prostu w nosie. Na dodatek dziecko przejęło sypialnię Blair, transportując ją do pokoju przy­rodniego brata. Aarona, aż do czasu jesiennego wyjazdu do col­leges. Aaron był rastafarianinem. weganem i miłośnikiem psów, więc z myślą o nim pokój urządzono samymi ekologicznymi, przyjaznymi środowisku rzeczami w odcieniach oberżyny i szał­wii. Na domiar złego kotka Blair, Kitty Minky, zaczęła sikać na poduszki wypełnione łupinami z jęczmienia i wymiotować na maty z trawy morskiej, żeby zabić w pokoju zapach wiecznie śliniącego się psa Aarona, boksera Mookiego.

Obrzydliwość, prawda?

„Zamieszkać u Nate'a”. Blair nie wiedziała, dlaczego wcześ­niej nie wpadła na ten pomysł. Ogłupiała matka, przesiąknięty kocim moczem pokój i nowo narodzona siostrzyczka o imie­niu Yale nie sprzyjały ani nauce, ani seksowi. Było więc natu­ralne poszukać dla siebie nowego miejsca. Oczywiście w grę wchodził jeszcze dom Sereny, ale raz już próbowały i skoń­czyło się kłótnią. Poza tym Serena niewiele by jej pomogła w kwestii seksu.

No chyba, że te stare plotki były prawdziwe...

Nate leniwie wodził dłonią po jej nagich plecach.

- Nie myślałaś nigdy o tatuażu? - zapytał ni stąd, ni zo­wąd, gdy głaskał ją po łopatkach.

Poza krótkim okresem na odwyku na początku tego roku Nate niemal codziennie od jedenastego roku życia był upalony trawą i Blair przyzwyczaiła się do jego dziwacznych pytań. Zmarszczyła spiczasty, lekko zadarty nosek na myśl o wielkiej bliźnie wypełnionej czarnym tuszem.

- Ohyda - odparła.

Zostawiała takie pomysły aktorkom, które lubią odstręcza­jący wizerunek, jak Angelina Jolie.

Nate wzruszył ramionami. Zawsze uważał, że dobrze do­brany, maleńki tatuaż w odpowiednim miejscu może być sza­lenie seksowny. Na przykład czarny kotek między łopatkami naprawdę idealnie by pasował do Blair. Ale nim zdążył powie­dzieć coś więcej, Blair szybko zmieniła temat.

- Nate? - Otarła się policzkami o jego męski, idealnie kształtny obojczyk. - Myślisz, że twoi rodzice mieliby coś przeciwko, gdybym została...

Nim zdołała skończyć zdanie, na dole rozległ się dzwo­nek.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin