IPN - Jarosław Neja – Śląski casus WZZ.pdf

(481 KB) Pobierz
untitled
Jarosław Neja, IPN Katowice
ŚLĄSKI CASUS WZZ
Do Departamentu III MSW w Warszawie wpłynął 22 lutego 1978 r. szyfrogram z Ko-
mendy Wojewódzkiej MO w Katowicach. Informowano w nim, że dzień wcześniej Kazi-
mierz Świtoń powołał do życia Komitet Pracowniczy Wolnych Związków Zawodowych 1
– pierwszą w PRL niezależną od władz organizację związkową. Za tą inicjatywą poszły ko-
lejne: w końcu kwietnia 1978 r. w Gdańsku powstał Komitet Założycielski WZZ Wybrzeża,
w październiku następnego roku w Szczecinie rozpoczął zaś działalność KZ WZZ Pomorza
Zachodniego.
Tym samym do środowisk i nurtów ówczesnej opozycji dołączyły trzy nowe podmioty.
Ich znaczenie polegało przede wszystkim na tym, że chociaż różniły się nawzajem od siebie,
wszystkie dążyły do zaktywizowania środowisk pracowniczych, robotniczych oraz powoła-
nia w nich organizacji mającej za cel obronę podstawowych praw i przywilejów pracowni-
czych oraz związkowych.
Deklaracja
Wymowny jest w tym względzie tekst deklaracji założycielskiej katowickiego komitetu
WZZ, podpisanej przez Świtonia oraz jego współpracowników: Romana Kściuczka, Igna-
cego Pinesa, Tadeusza Kickiego i Władysława Suleckiego:
„Samotni, niezorganizowani pracownicy wobec scentralizowanego wszechwładnego
aparatu władzy, dyrekcji przedsiębiorstw i poganiaczy robotników – tzw. Związków Zawo-
dowych – są bezsilni. Jesteśmy eksploatowani i wyzyskiwani, a za z trudnością zarobione
pieniądze niewiele możemy kupić. Wymaga się od nas coraz to większego wysiłku, w za-
mian za co warunki bytowania nasze i naszych rodzin są coraz cięższe. Stan taki będzie
trwał tak długo, jak długo nie potrafi my się zjednoczyć i zorganizować, aby stawić sku-
teczny opór wyzyskującemu nas aparatowi państwowemu i gospodarczemu. Dlatego należy
przystąpić jak najszybciej do organizowania Wolnych Związków Zawodowych. Początkowo
mogą one skupiać wszystkich pracowników najemnych, bez względu na miejsce ich pracy,
a także osoby bezrobotne. Z czasem powinny powstać sekcje branżowe skupiające ludzi
różnych zawodów. Pierwsza grupa Wolnych Związków Zawodowych już powstała. Stwo-
rzyli ją niżej podpisani. Grupa nasza skupia pracowników woj. katowickiego. Robotnicy
i pracownicy Górnego Śląska i Zagłębia jako pierwsi przystępują do formowania Wolnych
Związków Zawodowych. Wzywamy pracowników z całego kraju: twórzcie Wolne Związki
Zawodowe. Powołujcie Komitety Pracownicze, które organizować będą wspólne działanie
nas wszystkich, tylko wspólnymi siłami mamy szanse wydobyć się z wyzysku, stworzyć
lepsze życie dla naszych rodzin i nas samych.
Komitet Pracowniczy Wolnych Związków Zawodowych” 2 .
1 W późniejszym okresie zaczęto używać nazwy Komitet Założycielski lub Komitet WZZ w Ka-
towicach.
2 AIPN Ka, WUSW Katowice, 048/916, t. 1, Szyfrogram zastępcy komendanta wojewódzkiego
MO ds. Służby Bezpieczeństwa w Katowicach do zastępcy dyrektora Departamentu III MSW w War-
szawie, 22 II 1978 r., k. 263–264.
8
262908614.003.png
To nie Trójmiasto
Historia śląskich WZZ od początku
potoczyła się zupełnie innym torem niż
losy pozostałych organizacji, zwłaszcza
komitetu gdańskiego. W odróżnieniu
od Świtonia i kilku jego współpracow-
ników, gdańszczanom udało się rozwi-
nąć stosunkowo szeroką działalność.
Kluczowe dla jej powodzenia było
m.in. to, że od początku mieli oparcie
w załogach dużych zakładów i przed-
siębiorstw Trójmiasta. Ponadto mogli
również liczyć na wsparcie prężnego
na Wybrzeżu środowiska inteligencko-
studenckiego, m.in. późniejszych dzia-
łaczy Ruchu Młodej Polski. Do sierpnia
1980 r. gdańscy wolnozwiązkowcy wy-
dali siedem numerów własnego pisma
– „Robotnika Wybrzeża” oraz kilka na-
kładów ulotek. Szacuje się, że do tego
czasu w animowanych przez nich spot-
kaniach samokształceniowych wzięło
udział od stu do dwustu osób, w więk-
szości robotników, a liczba uczestników
obchodów rocznicy Grudnia ’70, zorga-
nizowanych w 1979 r. przy współpracy
z pozostałymi środowiskami opozycyj-
nymi Trójmiasta, liczona już była w tysiącach osób 3 . Wreszcie zwieńczeniem działalności
trójmiejskich WZZ było zorganizowanie i poprowadzenie przez ich działaczy najważniej-
szego latem 1980 r. strajku – w Stoczni Gdańskiej im. Lenina, zakończonego podpisanym
z władzami porozumieniem, które otworzyło z kolei drogę do powstania i żywiołowego
rozwoju w całym kraju niezależnych samorządnych związków zawodowych.
Na tym tle dokonania śląskich WZZ rysują się znacznie skromniej. Ale też i warunki,
w jakich przyszło im działać, były zupełnie różne od tych, w jakich funkcjonowali gdań-
szczanie. W przeciwieństwie do Wybrzeża, nie było na Górnym Śląsku i w Zagłębiu Dąbrow-
skim tego wszystkiego, co tam złożyło się na niezwykle żywą tradycję Grudnia ’70 – obrony
robotniczych i związkowych praw i przywilejów, doświadczeń z organizacji i prowadzenia
strajków, formułowanych wówczas postulatów i żądań, ulicznych manifestacji oraz pamięci
o ich brutalnych pacyfi kacjach i śmiertelnych ofi arach milicji i wojska. Jak zauważa Bogdan
Borusewicz, w drugiej połowie lat siedemdziesiątych „w Gdańsku były tysiące ludzi, którzy
przeżyli dramat grudnia 1970 roku” 4 .
3 WZZ a Solidarność , b.m.w. [Gdańsk], s. 8.
4 Cyt. za: E. Szczesiak, Borusewicz. Jak runął mur. Rozmowy z liderem opozycji demokratycznej,
legendą Sierpnia 80 oraz podziemia „Solidarności”, pierwowzorem „Człowieka z żelaza” , Warszawa
2005, s. 89.
9
Szyfrogram Wydziału III KW MO
w Katowicach do MSW w Warszawie informujący
o założeniu przez Kazimierza Świtonia WZZ
262908614.004.png
Bez doświadczeń, bez zaplecza
Na Górnym Śląsku i w Zagłębiu Dąbrowskim pamięć Grudnia nie była tak żywa jak na
północy kraju. Tamten kryzys przeszedł tu bowiem spokojnie. Stąd też zabrakło niejako
punktu wyjścia, ale zarazem i odniesienia dla zainicjowanych w lutym 1978 r. przez Świ-
tonia działań. Nie można było wykorzystać, tak istotnego dla skuteczności poprowadzenia
działalności opozycyjnej, społecznego potencjału wyrosłego na doświadczeniu roku 1970.
Nie zaistniały warunki, w których mógł on się w odpowiednim stopniu wykształcić i roz-
winąć.
Ponadto w odróżnieniu od trójmiejskich czy zachodniopomorskich działaczy WZZ, któ-
rych większość była związana z tamtejszymi kluczowymi przedsiębiorstwami i zakładami
chociażby poprzez stosunek pracy, śląscy wolnozwiązkowcy stanowili grupę kontestatorów
niemających – niestety – odpowiedniego oparcia w środowiskach pracowniczych dużych za-
kładów i przedsiębiorstw województwa katowickiego. Z pierwotnego składu katowickiego
komitetu WZZ jedynie Suleckiego można było uznać za robotnika sensu stricto – był długo-
letnim górnikiem w kopalni „Gliwice” w Gliwicach. Nie bez znaczenia pozostawał również
fakt, że od 1976 r. Sulecki współpracował z KOR, a w roku następnym wszedł do komitetu
redakcyjnego „Robotnika”. Jego nazwisko i domowy adres pojawiły się w stopce redak-
cyjnej już drugiego numeru pisma. Oczywiście zaangażowanie w działalność niezależną
spowodowało, że pozostawał pod czujnym okiem SB. Podobnie było zresztą w przypadku
Świtonia, który w momencie założenia WZZ miał już także, jak na miejscowe warunki,
bogatą przeszłość opozycyjną (m.in. w maju 1977 r. uczestniczył w głodówce w kościele św.
Marcina w Warszawie, a latem tego samego roku założył i prowadził w swoim mieszkaniu
punkt konsultacyjno-informacyjny ROPCiO). Świtoń miał wprawdzie na terenie Katowic
liczne kontakty z racji charakteru wykonywanego przez siebie zawodu (był elektromecha-
nikiem, miał prywatny zakład napraw radiowo-telewizyjnych), te jednak nie zawsze prze-
kładały się na kluczowe zakłady pracy miasta, nie
mówiąc już o regionie. W przypadku Kściuczka
było jeszcze gorzej, gdyż od czasu zwolnienia go
z pracy w zakładzie energetycznym w 1968 r., co
– jak sam określał – stanowiło przejaw represji
wymierzonej za jego demokratyczną postawę, nie
pracował zawodowo, utrzymując się m.in. z przy-
domowej hodowli drobiu. Pines, doktor chemii,
był wprawdzie w przeszłości związany z wielkim
przemysłem (pracował m.in. w Zakładach Azoto-
wych w Chorzowie, w Zakładach Chemicznych
w Oświęcimiu i w katowickiej Hucie „Baildon”),
ale w chwili przystąpienia do WZZ był już od
kilku lat emerytem, a do tego w wyniku działań
SB szybko zrezygnował z aktywnej działalności
w komitecie. Z kolei to, że Kicki, z wykształcenia
prawnik, w momencie powołania śląskich WZZ
pracował jako spawacz-monter w będzińskim
„Mostostalu”, nie miało większego znaczenia,
gdyż poza podpisaniem deklaracji założycielskiej
WZZ nie odegrał w nich żadnej znaczącej roli. Nie
10
262908614.005.png 262908614.006.png
tylko – podobnie jak Pines – wycofał się pod naciskiem SB z aktywnej działalności w komi-
tecie, ale także zerwał kontakty ze Świtoniem.
Tak więc na Górnym Śląsku i w Zagłębiu zabrakło kolejnego elementu, tak charakte-
rystycznego dla Gdańska czy Szczecina – możliwości inicjowania przez członków WZZ
działań w miejscu ich pracy oraz przyciągania i pozyskiwania do nich pozostałych zatrud-
nionych w danym zakładzie osób. Niewielkie możliwości organizacyjne śląskich działaczy
ograniczał jeszcze dodatkowo fakt, że mieszkali oni w różnych miejscowościach: Świtoń
w Katowicach, Sulecki w Gliwicach, a Kściuczek w Mysłowicach. Determinowało to cho-
ciażby utrudnienia w utrzymaniu regularności spotkań członków komitetu czy koordynacji
konkretnych działań. Ponadto Górny Śląsk i Zagłębie diametralnie różniły się od Wybrze-
ża, jeśli idzie o rozmieszczenie tam dużych zakładów pracy i przedsiębiorstw. W Trójmie-
ście najważniejsze z nich, takie jak stocznie i zakłady z nimi kooperujące, znajdowały się
w centrum aglomeracji. W województwie katowickim nie było jednego głównego ośrodka
skupiającego większość tamtejszego przemysłu. Kopalnie, huty i fabryki rozrzucone były
po całym województwie, zlokalizowane zarówno w dużych ośrodkach, jak i mniejszych
miejscowościach. Stąd też kontakty opozycjonistów z poszczególnymi załogami były siłą
rzeczy znacznie utrudnione lub w ogóle ich nie było. Ponadto śląscy i zagłębiowscy wolno-
związkowcy nie mogli liczyć na wsparcie i obronę ze strony miejscowej inteligencji i stu-
dentów, bo w tych środowiskach regionu nie wykształciła się opozycja na miarę tej, która
funkcjonowała chociażby w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu czy Gdańsku.
„Bezpieczny” Śląsk
Taki stan rzeczy wynikał m.in. z lokalnej specyfi ki. W drugiej połowie lat siedemdzie-
siątych był to najprawdopodobniej najtrudniejszy w skali kraju teren, jeśli chodzi o podej-
mowanie i prowadzenie działalności opozycyjnej. Województwo będące najbardziej zindu-
strializowanym obszarem Polski, z największą liczbą robotników i największą wojewódzką
instancją partyjną (w połowie 1976 r. liczyła 296 909 członków i kandydatów) – którą przez
kilkanaście lat kierował stojący teraz na czele partii jako I sekretarz KC PZPR Edward Gie-
rek – musiało być „czyste” i wolne od „antysocjalistycznego nalotu”. Stąd też jego pezetpe-
erowscy włodarze rządzili twardą ręką, mając do dyspozycji rozbudowany aparat represji,
z którego w razie potrzeby nie wahali się korzystać. Tutejsza Służba Bezpieczeństwa pod
względem stanu etatowego była drugą w kraju po bezpiece warszawskiej (w końcu grudnia
1977 r. liczyła 816 etatów). Podobnie jak miejscowa milicja, słynęła z brutalnych metod dzia-
łania. I jeśli w esbeckich sprawozdaniach pisano, że zadaniem służby jest m.in. „ochrona kla-
sy robotniczej i młodzieży przed wrogą penetracją, antysocjalistycznymi wpływami” oraz
ochrona gospodarki, to nie były to tylko puste hasła. Tego żądały bowiem od SB partyjne
władze, a w odniesieniu do województwa katowickiego dyspozycje te miały zazwyczaj od-
powiednio inny ciężar gatunkowy niż w przypadku większości pozostałych regionów kraju.
Stosowane przez śląską i zagłębiowską bezpiekę oraz milicję metody służyły jak najpeł-
niejszej realizacji zlecanych przez partię zadań. Przekonał się o tym niejeden odwiedzający
Śląsk działacz opozycji przedsierpniowej. Związany z krakowskim SKS Józef Ruszar wspo-
minał po latach: „są pewne różnice geografi czne, i to nie tylko chodzi o to, że na Wybrzeżu
środowisko było mocne, w związku z czym było w stanie zapewnić większe bezpieczeństwo
zaangażowanym robotnikom. Różny był też stopień represji. Jeździłem trochę na Śląsk do
Władysława Suleckiego i muszę powiedzieć, że nigdzie tak się nie bałem jak na Śląsku. To,
co działo się na Śląsku, było naprawdę straszne, nie mówiąc o tym, że bito dzieci. Pamiętam
11
262908614.001.png
taką sytuację, że przywieźliśmy bibułę do Sule-
ckiego i jego nie było. Jak milicjanci się do nas
dorwali, mnie nie bili, tylko bili te dziewczynki
[córki Suleckiego – J. N.]” 5 .
Nie powinno więc dziwić, że w warunkach
PRL, w których państwo było de facto głów-
nym, prawie jedynym pracodawcą, rzucenie
przez Świtonia i jego kolegów hasła organizo-
wania się środowisk pracowniczych w związko-
we organizacje nie mogło zostać odebrane ina-
czej jak negatywna, bardzo niebezpieczna – bo
odnosząca się wprost do „klasy robotniczej” –
działalność antysocjalistyczna. Kiełkujące „za-
grożenie” postanowiono zażegnać, zanim „roz-
pleni” się po zakładach pracy Górnego Śląska
i Zagłębia, a następnie dalej. Pamiętano o tym,
jaką siłę stanowiły zdeterminowane załogi fa-
bryk i przedsiębiorstw w Poznaniu w 1956 r.,
Gdańsku i Szczecinie w 1970 czy w Radomiu
i Ursusie sześć lat po Grudniu.
Walka z „zagrożeniem”
Zainaugurowanie działalności katowickie-
go Komitetu Pracowniczego WZZ wiązało się
więc dla jego członków z natychmiastowym
wymierzeniem w nich ostrza różnorodnych
szykan i represji. Chodziło zarówno o szeroki
wachlarz działań milicyjno-esbeckich (nękanie, dezintegrowanie, prewencja, technika ope-
racyjna w postaci podsłuchu telefonów i pomieszczeń oraz obserwacji stałej i ruchomej), jak
i tych o charakterze administracyjnym czy procesowo-karnym. Należy jednak podkreślić,
że dla części wolnozwiązkowców, np. dla Świtonia czy Suleckiego, nie było to w zasadzie
niczym nowym, oznaczało raczej zintensyfi kowanie dotychczasowych działań prowadzo-
nych przeciw nim jako działaczom opozycyjnym. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że już
wcześniej, za zaangażowanie się w ROPCiO i prowadzenie punktu konsultacyjno-informa-
cyjnego Ruchu, Świtoń i jego najbliższa rodzina płacili wysoką cenę. SB spowodowała m.in.
odebranie Świtoniowi prawa jazdy, wykluczenie go ze Stronnictwa Demokratycznego, cof-
nięcie koncesji na prowadzenie warsztatu naprawy sprzętu RTV. Był już także kilkanaście
razy zatrzymywany, a w jego mieszkaniu przeprowadzano rewizje. Ponadto, jak czytamy
w jednym z esbeckich dokumentów, „przeprowadzono szereg działań mających na celu: –
wprowadzenie go w stan załamania psychicznego i nerwowego; – skłócenie go z sąsiadami,
najbliższą rodziną i znajomymi; – kompromitowanie jego rodziny w najbliższym otoczeniu;
5 Cyt. za: Co nam zostało z tych lat… Opozycja polityczna 1976–1980 z dzisiejszej perspektywy ,
red. J. Eisler, Warszawa 2003, s. 152.
12
Pierwsza strona „Wniosku o wszczęcie
sprawy operacyjnej krypt. »Emisariusz«”,
w ramach której rozpracowywano
Kazimierza Świtonia i część osób
współtworzących z nim śląskie WZZ
262908614.002.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin