Dąbrowska - Rok 1965.doc

(142 KB) Pobierz
Dzienniki (roczniki)

Strona 2 z 16

Maria Dąbrowska

Dzienniki

Rok 1965

5.I.1965 – 8.V.1965

 

 

17

 




Maria Dąbrowska, Dziennik              Rok 1965,  5.I.1965 – 8.V.1965              Strona 17

Następujący tekst, do 8.V.1965, wg BUW/BN/ML CD nr 9, Zeszyt 72,

17.XI.1964 – 8.V.1965, s. 1254 - 1288 (pdf), rękopis

 

Rok 1965

5 stycznia 1965. Poniedziałek. Dorzeczne byłoby na 64-ym skończyć dziennikowanie i zabrać się wyłącznie do przepisania reszty lat i do zrobienia „Wyboru” z „Dzienników” przedwojennych –

Ale nałóg jest czymś, na co nie ma rady. Coraz gorzej znoszę przerwy w pisaniu, chociaż bywają coraz dłuższe – Myśli coraz mniej, fakty coraz uboższe, jak to niemożebne uwierzyć że wiecznie młoda Maryjka zamienia się w staruszkę grającą w ciuciubabkę ze śmiercią.

Święta co do pogody były ohydne – buro-szare, bez opadów ale i bez śladu słońca, ciepłe niezdrowym ciepłem, jakby zima dostała gorączki – Mimo „nie urządzania” i „nie zapraszania” – było u nas w sumie 15 osób – Wilję spędziłyśmy same we dwie – Tula wyjechała ze Zbyszkiem Illgiem i jego żoną ich autem do Zagnańska – W pierwsze święto zaprosili się nieoczekiwanie Wyrzykowie i przyjechali „na chwilę” z Julkiem o trzeciej popołudniu. On był zgorszony artykułem o Łazuce na pierwszej stronie „Kultury” – Nie przeczyłam przez uprzejmość, ale osobiście uważam, że była to jedyna interesująca pozycja z pierwszej strony „Kultury” (oprócz może art. Sokorskiego) – Kiedy pierwszy raz zobaczyłam Łazukę „pieśniącego” w TV nie wiedziałam o nim nic, nie słyszałam o jego istnieniu. Powiedziałam odrazu: „To świetny chłopak” –

W drugie święto był też zaimprowizowany telefonicznie Bartelski – przed południem – Ale i on jakoś spostniał i nie wiele ma do zakomunikowania. Pisze o mnie broszurę dla Rusinka, prezesa nowej agencji literacko-muzycznej przybudówkę do ZAIKSu – Zagadnęłam go, po co ta agencja – zarzucająca pisarzy orgią listów – Czy nie wystarcza ZAIKS, czy to nie jest chęć zniszczenia ZAIKSu, jak niszczy się wszystko co ma jakąkolwiek dłuższą tradycję i nieźle funkcjonuje – Powiedział ku mojemu zdziwieniu, że to jest twór samego ZAIKSu, który ma dużo pieniędzy i chciał w ten sposób stworzyć miejsce zarobkowania dla kilkunastu ludzi – Nie wydało mi się to przekonywające – W trzecie święto, które było niedzielą przyszli wieczorem Terleccy – We czwartek w południe przyjechały autem Związku Anna, Tula i pies – Popołudniu byli Henryk i Helenka, która przyniosła nam szynkę i śliwki jugosłowiańskie – Już chyba ze dwa lata nie miałam tak dobrej szynki, ani szynki wogóle – Ale żenuje mnie jej uprzejmość i uczynność i że się dla nas tak trudzi.

Wieczorem przyjechała Halina Bieniówna z bratem Krzysztofem i poszli we troje z Tulą na Sylwestra urządzanego tu w Komorowie u znajomych Magdy Komorowskiej. Tula wróciła po siódmej rano w świetnym (jak na nią) humorze i mówiąc, że się znakomicie bawiła i tańczyła więcej niż kiedykolwiek w życiu –

Miała „kreację” wziętą z „Elle” czarną jedwabną sukienkę z przejrzystymi rękawami i starymi Anny czarnymi koronkami przy szyi i b. długich rękawach –

Szpilki kupiła sobie za 500 zł, które jej dałam na gwiazdkę – Był to jej pierwszy „dorosły” Sylwester. Była bardzo umalowana, ale u niej to jest konieczne i rzeczywiście pomaga jakoś wyglądać –

W niedzielę 3-go miałam na obiedzie Lipków i Jurków z dziećmi – Tym razem przypilnowałam sama kuchni – obrałam orzechy do nadzienia, do sałatki – czuwałam nad tym, żeby nie było w nadzieniu „moczonej bułki” a tylko tarta i masło – i żeby kurczaki i pół indyczki były właściwie upieczone – Mela wyjątkowo mnie usłuchała i wszystko było wyborne – To dziwne zapomniałam o najważniejszym gościu – 27-go był u nas na obiedzie Jan Kott – który czegoś do szaleństwa rozdrażnił Annę – Wrócił dopiero z Paryża (Festiwal Szekspirowski) i ze Szwajcarji, gdzie spędził czas z córką 17-letnią Teresą, umieszczoną tam w specjalnej szkole, gdyż tu nikt z nią nie mógł dać sobie rady – Przywiózł piękne swojej roboty fotografje p. Jerzego i mnóstwo tej córki – i w samej rzeczy o niczym innym jak o sobie i o tej córce nie mówił. My mogłyśmy doskonale dla niego nie istnieć – Anna uważa to za akt straszliwej pychy i złego wychowania – Dla mnie jednak to zafascynowanie „złą córką” było interesujące – On jest w tej Teresie wprost zakochany – mówi, że wśród panien owego pensjonatu jest jak egzotyczna księżniczka, dzika cyganka czy hiszpanka etc – I że wogóle zamieniła się na idealną „niezwykłą” dziewczynę – Zdaje mi się, że owa Teresa jest kością niezgody między rodzicami, bo pani Lidka spędzała te święta u swoich rodziców we Wrocławiu – a miała zawsze z Teresą Krzyż Pański – Ja pamiętam tę córkę Kotta jako brzydką i wyjątkowo antypatyczną dziewczynę – Ale on w niej widzi cudo – wcielenie jakiejś [słowo nieczytelne] –

Jurkowie byli od 12 do 3-ciej – Jak na wizytę z dziećmi, było wyjątkowo przyjemnie, dzieci Eli są delikatne, grzeczne i pełne wdzięku –

Jaś uczy się już w przedszkolu angielskiego –

W sobotę 2-go przyjechała niespodziewanie pani Stefanowa Ostrowska – święta kobieta, uosobienie dobroci, przywiozła 16-letnią dziewczynkę, koleżankę Basi do szpitala – skomplikowane skrzywienie kręgosłupa – konieczny (choć już spóźniony) zabieg operacyjny –

Gdy z nią przyjechali już pół roku temu powiedziano jej że na dostanie się do szpitala chirurgji takiej trzeba czekać cztery lata – Jakoś przekonała ich, że to niemożliwe, bo choroba się rozwija – zgodzili się przyjąć ją za pół roku – przez które skrzywienie poczyniło znaczne postępy – i wykrzywiły się żebra – Zgodzono się uznać to za operację naukową

Cała ta akcja jest bezinteresownym wysiłkiem pani Ostrowskiej – Rodzice chorej chłopi wcale nie mieli zamiaru jej leczyć –

Pani Ostrowska pokazywał nam fotografje ślubu Wojtka, swego pasierba – choć ma własnych dwu bliźniaków jest dla Wojtka i Basi jak rodzona matka (wyjąwszy poziom intelektualny matki prawdziwej, zmarłej siostry Andzinej) – Biedna Pani Ostrowska przy kolacji opowiedziała nam rzecz, z której grozy nie zdaje sobie sprawy – Stefan Ostrowski jest dzieckiem wielkiej przygody – Bratanek generała, syn wielkiego rodu ziemiańskiego, wychowanek korpusu paziów w Petersburgu – po rewolucji przedarł się do Polski (bił się od dziecka, jak mówi Anna) – został lotnikiem, w drugiej wojnie brał udział w „Bitwie o Anglię” – wrócił w 47-ym – przecierpiał śmierć żony – więzienie i katowanie przez UB – po wyjściu z więzienia (po październiku) – zrehabilitował się [sic!] w oczach wszystkich grając w amatorskim teatrze w Mielcu – Nawet ubiacy musieli go oklaskiwać – Jest urzędnikiem w fabryce odrzutowców – nie dopuszczono go już do latania – uciekł w urojony świat teatru – Pani Ostrowska cierpi niezmiernie, że się rozbałamucił, że „pewna osoba” co dzień dostaje od niego kwiaty – że wraca do domu po północy – koniec końców postanowiła ultimatum: Albo ja i dzieci, albo teatr i St. Ostrowski przyrzekł że teatr opuści – Anna powiedziała jej odrazu: „W takim razie Stefan umrze” – a ja też pomyślałam, że nie należy nigdy stawiać spraw: albo, albo –

Pozbawiony teatru i skazany wyłącznie na żonę, która będzie mówiła, że sprzedali siano i ile za nie wzięli, albo jabłka itp. – rozpije się (bo już mu to po więzieniu groziło i teatr go uratował) stanie się dla domowników przykry, obcy, a był zawsze dobry i cichy. On ma już 63 lata, w tym wieku nie można już zabraniać tego co trzyma przy życiu i odmładza.

Mam chęć napisać do pani Ostrowskiej, ale nie wiem czy by mnie zrozumiała –

Tula w Nowy Rok wyjechała, by 2-go kupić bilety na Festiwal nagrodzonych filmów – wróciła w niedzielę w południe zaczesana do góry nie umalowana, w szpetnym (choć drogim) szarym swetrze – Wyglądała tak brzydko, że aż krzyknęłam, bo właśnie opowiadałam Jurkom i Andrzejom, jak ładnie wyglądała na Sylwestra – Zawołałam zupełnie mimowoli: „Coś ty sobie zrobiła?”, co ją zdaje się uraziło –

Obie z Anną i psem wyjechały dziś rano. Ja popołudniu wyszłam na spacer – i doszłam aż do stacji – choć przed tym dwa razy brałam nitroglicerynę – Zachód był rozpogodzony, rumiany, zorzany, seledynowy – aż za piękny, jak na banalnej pocztówce –

Przymrozek – cisza bezwietrzna – Ale zapowiadają zmiany ciśnienia niekorzystne dla sercowców – Każdego wieczora i tak myślę, czy się jutro żywa obudzę –

5.I.[1965] [sic!]Wtorek. Skończyłam czytać książkę Pawła Hertza, „Ład i Nieład”, która podobałaby się Gertrudzie Stein, gdyż jest tak doskonale banalna –

Czyta się jednak dobrze dzięki swej oczywistości i dzięki krótkości poszczególnych felietonów, bo to są chyba feljetony o kulturze (dwie – trzy strony każdy) – Jego aż do znudzenia powtarzaną tezę jest, że literatura jest nierozerwalnie związana z historją, filologją i całością życia narodu i tylko te pozycje literatury są ważne, które są „więcej niż literaturą” czyli mają coś do powiedzenia o filozofji i historji narodu – W konsekwencji cała niemal książka występuje przeciw „naoczności” oraz wszelkim awangardom zapożyczonym zresztą, a nie wysnutym z tradycji narodowej, której się nie zna lub którą się niesłusznie pogardza – Niekonsekwencją książki jest, że tak wysoko stawiając tradycję – posługuje się przykładami nade wszystko z literatur obcych – w polskich tradycjach uznając [słowo nieczytelne] Kraszewskiego i [słowo nieczytelne] (a pomijając zupełnie twórczość 20-lecia (m.in. i moją) z wyjątkiem Iwaszkiewicza, o którym, owszem, dużo –

Myśl o tym, że liczy się tylko „własna nowoczesność” – nienowa, powtarzana wiele razy także i przeze mnie, choćby w takich zdaniach jak „nie idzie tylko o to, żeby Polska była, ale żeby była niezbędna dla świata”, to znaczy tworzyła wartości, które się innym narzucają jako rewelacja –

Aby to było możliwe trzeba mieć silne, niezależne państwo będące własnym ośrodkiem dyspozycji we wszystkich dziedzinach – Ta myśl, zapewne Hertzowi nie obca, nie mogła być wyrażona, bo jest niecenzuralna –

Bywają zresztą wyjątki od tej reguły. Tak np. Włochy w ciągu wieluset lat trwające w nędzobrudzie i różnych zależności tworzyły zawsze wysokiej klasy i atrakcyjną dla wszystkich sztukę, literaturę, kulturę – Związek Radziecki mimo swej państwowej potęgi i niezależności nie stworzył dotąd wielkiej sztuki i literatury – jaką miała choćby carska Rosja „[słowo nieczytelne] narodów” –

Tak samo potężne i niezależne Stany Zjednoczone mają dziś najbardziej atrakcyjną literaturę świata wysnutą jedynie z własnych tradycji, nie bojącą się szczerości, niczego nie naśladującą, posługującą się wszystkimi konwencjami i w każdej doskonałą –

Czytam dużo literatury amerykańskiej i zawsze z największym zajęciem – często nie pamiętam autorów, których mnóstwo – zawsze pamiętam treść

Kończę właśnie 905-stronicową  „powieść” James A. Michenera „Hawaii” – Kiedy Anna przyniosła ją do Lecznicy nie miałam chęci czytać tej olbrzymiej zbeletryzowanej monografii o Hawajach, obejmującej dzieje wysp od 40 miljonów lat, to jest do ich wulkanicznego powstawania poprzez średniowiecze, wiek XIX i ostatnią wojnę aż do jej końca – Nie zachęcały mnie nawet reklamy okładki: „One novel you must not miss: a tremendous work from every point of view – thrilling, exciting, lusty, vivid, stupendous” i td.  

A jednak „Hawaii” jest tym wszystkim – jest o wiele więcej niż literaturą – jest historją, filozofją, znawstwem zadziwiającym psychiki wszystkich narodów, które złożyły się na hawajską mieszaninę ras – Poszczególne wątki, hawajski (jak zginęło przepiękne plemię tubylców obdarzone beztroską, dobrocią, przepiękną mową i niezdolnością do walki z inwaderami nawet traktującym jak siły robocze japońskie, chińskie), amerykański (rój kalwińskich misjonarzy przeobrażone [?] w wielkich biznesmanów) japoński, chiński – potraktowane z nieomylnym znawstwem  charakterów zarówno indywidualnych jak t zw. „narodowych” – Wszystkie postacie, a jest ich tłum nakreślone niezapomnianymi rysami – Na każdą okoliczność prywatną czy dziejową możnaby z tej książki cytować całe stronice „przypowieści” –

Fabularnie rzecz kończy się... bitwą pod Monte Casino – w której nasi Japończycy z Hawajów (Amerykanie już i chrześcijanie) biją się akurat tak samo jak Polacy, z tą samą brawurą i z tymi samymi złudzeniami –

Ostatni rozdział jest jak się zdaje syntezą dziejów hawajskich. Cecha specyficzna dla dzisiejszej Polski imponująca – bezlitosny krytycyzm Amerykanina wobec Amerykanów, co dopiero pozwala mu widzieć także i dobre ich strony – ich działalność straszliwą (fanatyzm purytański) pozbawienie Hawajczyków historji) a także ich działalność dobrą (cywilizacja wysp) –

Hawaje są 50 stanem Am. Półn., stanem jak i tamte 49 – zbudowanym z krwi, łez i wyzysku, z niezmordowanej pracy, pokorności i miłości bliźniego – słowem z chwały i z hańby – jak całe dzieje ludzkości – „A glorious book” i to prawda – „Love, violence, sex, sue, a vast saga of the Islands”. I to też prawa –

Cały dzień nękają mnie bóle naczyń wieńcowych i znów nitrogliceryna pod językiem. Popołudniu obrzydliwe sny o staruszkach, nazwach lekarstw i chorobach – budzę się z hukiem w głowie i biciem serca i zaraz skłonność do tych bólów – Zrobiłam tylko te notatki i napisałam trzy listy, w tym do Szpitala Wolskiego o zmarłym nagle doktorze Stefanie Czubalskim – W roku 1942-im uratował mi życie, wyciągnął ze stanu przedagonalnego w tym samym, co teraz ropnym zapaleniu miedniczek bakterją Coli –

Pogoda dziś bardzo zmienna nie sprzyjająca memu sercu. Rano ciemno i śnieżna zadymka przy 2 º mrozu – potem pięć stopni ciepła, deszcz, wreszcie cudowne rozpogodzenie i znowu przymrozek – teraz o 9-tej wieczorem 0 º – Większość dnia leżę na tapczanie kończąc „Hawaii” –

Dwa telefony Anny, ale zawsze niecierpliwiące się gniewne. Ja dla niej zawsze za mało słyszę (w przenośni) za mało rozumiem, nie w porę coś mówię – to bardzo zniechęcające –

Wycinek, który zdawał mi się potrzebny jako cytat do artykułu o książce „ [słowo nieczytelne] życia”. Ale już i tego artykułu nie napiszę.

[Wklejony wycinek z czasopisma:]

„Człowiek składający się z samego światła nie istnieje i nigdy nie będzie istniał. Państwo składające się z samego światła także nie istnieje. Świadomość tego pozwala nam na stwierdzenie, żeśmy wybrali w tym co jest. Kochać, znaczy obnażać zło. Być obojętnym – znaczy chylić zło. Najgorsza z wizji, jaką nam można zaszczepić – to sojusz obojętnych”.

Bohdan Drozdowski XIV – Lublin „Współczesność” z 1-14. X. 64 r.

 

8.I.[1965]  Piątek. Środę i czwartek przeleżałam nękana atakami boleśnymi serca niemal przy każdym ruchu – Trudno przy tym opisać, jak w tym Komorowie jest smutno i samotnie. To przechodzi ludzkie pojęcie. Anna nie wytrzymałaby tej pustki, śmiertelnej ciszy i samotności bez żadnych bodźców z zewnątrz ani przez tydzień – A taka jest zgorszona, gdy mnie się coś na ten temat niechcący wymknie.

O czwartej popołudniu przyjechała Anna, bo nie będzie mogła być jutro ani w niedzielę, zaczyna się Festiwal Filmowy, na który mamy karnety. Ja jednak nie czuję się na siłach teraz jechać – więc wybiorę się pewno w przyszłym tygodniu.

Anna śpieszyła też przyjechać, bo miała „pasztet” od Mela – Zadzwonił jak byłyśmy tu wszystkie na święta, czy zastanie kogoś w domu i sam to przyniósł. To znaczy teczkę, w której oprawne na ślicznym amerykańskim papierze teksty jego obrony w sądzie i jego ostatniego słowa – Ta kilkudziesięciostronnicowa obrona, choć jest w niej wiele rzeczy drastycznie prawdziwych i słusznych robi żałosne i niesmaczne wrażenie. Potwierdza zresztą moją tezę, że rząd zrobił nie tylko kapitalne głupstwo, ale głupstwo bez precedensu wytaczając proces największemu swojemu entuzjaście – Wańkowicz nie tylko wyznaje swoją miłość do Polski Ludowej, ale łka że ta miłość niewzajemna – a nadto spowiada się z całego swojego życia, z czego wynika jak na dłoni, że całą swoją działalność pisarską, wydawniczą, nawet reklamiarską („ cukier krzepi „) przygotowywał dzisiejszy sojusz z Rosją i Polską Komunistyczną – Jest w tym przytym niesłychana megalomanja, Melo uważa się za największego pisarza i kraju i na emigracji – bardzo dobrze – ale po drodze jest nielojalny i to imiennie wobec wielu pisarzy – jadowicie mówi o Czapskim, o Miłoszu (a b. brzydko opisawszy emigrację powinien już o niej milczeć), insynuacyjnie o mnie (że niby mówiłam o braku odpowiedzi premiera na moje listy interwencyjne spokojnie, bez emocji, jakbym uważała to za normę) – Jest przy tym w tej całej mowie jakaś naiwna perfidja – Naiwne jest przypuszczać, że podobne oświadczyny zrobią na kimkolwiek z tych sędziów wrażenie –

Perfidją jest aż takie łkające przedstawienie siebie jako t zw. „poputczik” – bo mimo, że istotnie jak pamiętam „Rój” wydawał całą (wtedy świetną) literaturę sowiecką – trudno mi uwierzyć, aby Melo był aż takim zwolennikiem aktualnego rosyjskiego komunizmu i aby nie widział jego zasadniczych błędów – tak obrany z rozumu chyba nie jest –

Lepsze jest jego ostatnie słowo, krótsze i bardziej cięte – snadź mowa prokuratora (wyobrażam sobie co to było za kretyństwo) zdopingowała jego sklerotyczny umysł – Dobrym też (nawet moralnie) posunięciem była odmowa apelowania – W ten sposób Melo wprawił w kłopot durniów co cały ten sąd urządzili – Bo jakiż pożytek Polsce Ludowej może mieć [?] trzymanie w więzieniu starego bardzo popularnego pisarza, w dodatku ciężko chorego (tak jak ja) – a nuż im umrze w celi – to przecież nie rząd, aleMelo stanie się świętym i bohaterem narodowym w czasach, w których rząd jest mimo wszystko o wiele mniej popularny jak Wańkowicz.

9.I.[1965]  Sobota. Przed południem Anna wyjechała – Od jej przyjazdu do dziś wieczora 3 razy brałam nitro – to znaczy co najmniej o połowę mniej niż poprzednimi dniami.

Dziś poraz pierwszy od końca sierpnia usiadłam do maszyny, by przepisać „Dziennik z 1958 roku – Przepisałam ( bez [słowo nieczytelne] ) trzy strony i jednak po tym właśnie dostałam bólów „podmostkowych” –

Na dworze od kilku dni to mały mróz, to odwilż. Wczoraj wieczorem padał deszcz – dziś znikły resztki śniegu –

Telefon p. Ewy Korzeniewskiej,

Telefon tej rzeźbiarki z Olsztyna, która rzeźbi właśnie jakąś znakomitość, ale już zapomniałam jaką –

Wracając do Mela – to prawdziwie imponujące jest, że w warunkach tego sądu będąc pod aresztem i stale pilnowany przez dwu milicjantów (swoich wielbicieli) był w stanie tak obszerną obronę przygotować –

10.I. [1965] Niedziela. Rano 2 º ciepła, pada deszcz, popołudniu 8 º mrozu i prószy śnieg – A czy mróz czy ciepło – zawsze ciemno. Takie skoki pogody sprawiają, że co- najmniej cztery razy dostaję bólów wieńcowych i muszę brać nitro – Mimo to wykąpałam się dzisiaj i umyłam głowę –

Ze znalezionej kartki zanotowuję tu refren kolendy, którą tego roku słyszałam w radiu, a którą czasu okupacji tak ślicznie śpiewali jako dzieci Jurek i Ela:

 

Jak miła ta nowina,

Mów gdzie jest ta dziecina

Byśmy tam pobieżeli

I ujrzeli.

 

Dziś w południe śpiewali piosenki Demarczyk (valse brillante), Łazuka (Tylko ja) i Jędrusik – Zapowiedziano „Strażacki walczyk” – pod tym niewinnym tytułem jest znakomity tekst – który dwa razy zdarzyło mi się słyszeć w grudniu. Ta piosenka dostała największą ilość głosów w konkursie na grudniową „piosenkę miesiąca” – Ucieszyłam się że znów to usłyszę – Niestety cały tekst prawdopodobnie skonfiskowano – śpiewana była tylko ostatnia zwrotka o tańczeniu walca – bez znaczenia – Pierwszą zwrotkę, ale tylko pierwszą, podał jeszcze przedostatni numer „Radia i Telewizji” Brzmi ona:

 

Gdy we wsi jest spokój i cisza,

To nuda nas dręczy i spleen

I każdy wygląda czy widać gdzie dym

I wzdycha, by pożar już był.

 

A kiedy wreszcie pożar jest,

Orkiestra gra strażacki walc

Pożar, pożar, coś wreszcie pali się

Pożar, pożar, pędzą strażaki

Dzielne junaki, pompy w dłonie

Kwiat na skronie

Coś nareszcie pali się

Co za piękny dzień

 

W takie tematy ucieka się, żeby potrząsnąć tę martwotą, w której słyszy się tylko o rozruchach pieców i rurociągach przyjaźni – Ale i to trochę życia policja zwęszyła zostawiając liczman ostatniej zwrotki.

Ale Osiecka to fajna dziewczyna – skądkolwiek ją wygonią znajdzie sposób żeby swoje powiedzieć. Jakoż gdzieś, ale gdzie? – w „Podwieczorku przy mikrofonie” przemyciła rosyjską piosenkę „Murka” – świetnie ją przełożywszy przez Agnieszkę a równie dobrze zaśpiewaną przez Sławę Przybylską. Tekst jest najwyraźniej z czasu wojny domowej – „Murka, mila Murka, dziewczyna zła, zdradziła swą ferajnę, poszła do roboty w Czeka – za co zginąć musi, koniec jej musi być – Ciekawa jestem jak długo pozwolą śpiewać tę znakomitą piosenkę –

Dziś w „Życiu W-wy” jest art. pt. „Kierunek – Licencja” – O tym że, aby rozbudować przemysł samochodowy musimy kupować licencje zagraniczne – I że to jest dobrze, bo jak się nie ma doświadczenia to się je kupuje za granicą – Gdyby chodziło o licencję radziecką, to by nie było takiego usprawiedliwiającego artykułu – Ale za licencję trzeba płacić – Czyli część dochodu narodowego będzie pośrednio zabierał kapitał zagraniczny – Po co było tyle krzyczeć o zlikwidowaniu roli kapitałów zagranicznych. Ani jednej doby nie możemy się bez nich obejść! W tej czy w innej postaci –

Około 6-tej przyszli Terleccy – Plotka, jakoby Melo uzyskał widzenie się z GomułkąS –

12.I. Wtorek. Dzisiaj aż 6 stron dziennika z 1958 r. przepisałam – Przy moim obecnym niedołęstwie wydaje mi się to dużym wyczynem – Wprawdzie trzy razy chwytały mnie bóle i brałam nitro – ale teraz występują one jakoś „autonomicznie” i gdy miną jestem na ogół silniejsza czy mniej słaba niż dotąd – Bardzo dobrze mi robi ten antybiotyk Deheomycyna. Jednak zbierało mi się na jakąś infekcję i dlatego czułam się tak niefarktycznie –

Dziś rano było 18 º mrozu, ale we dniu zelżało do 6 º – i zachmurzyło się – Ale pożądany przy mrozach śnieg nie spadł, a pod...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin