Białe jabłka.pdf

(980 KB) Pobierz
143152010 UNPDF
Carroll Jonathan
Białe Jabłka
Przełożył Jacek Wietecki
DOM WYDAWNICZY REBIS
POZNAŃ 2002
Tytuł oryginału
White Apples
Wydanie I
ISBN 8373012575
Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o.
ul. Żmigrodzka 41/49, 60171 Poznań
tel. 8674708, 8678140; fax 8673774
143152010.001.png
Carroll Jonathan * Białe Jabłka
Dla Andrei L. Padinhy niegdyś studentki,
później przyjaciółki,
na zawsze mojej bohaterki,
oraz
dla Neila Gaimana
Stokrotne podziękowania dla:
Niclasa Bahna,
Borisa Kiprova
i Chrisa Rolfe’a
za ich nieustającą zachętę do pracy
nad Białymi jabłkami.
Miłość, sen i śmierć nadchodzą pomału;
Schwyć mnie za włosy i mocno pocałuj.
A. C. Swinburne, W ogrodzie
2
Carroll Jonathan * Białe Jabłka
Bóg z wody
Cierpliwość nie życzy sobie w domu Zdumienia, bo Zdumienie to okropny gość. Zużywa cię do
cna, nie przejmując się tym, co kruche i nie do zastąpienia. Jeśli cię uszkodzi, wzrusza ramionami i
idzie dalej, jakby nigdy nic. Nieproszone, często sprowadza swych podejrzanych przyjaciół:
wątpliwość, zazdrość, chciwość. Razem zaprowadzają własne porządki; przemeblowują
wszystkie twoje pokoje dla własnej wygody. Mówią dziwnymi językami, nie siląc się na
tłumaczenie. Pitraszą w twoim sercu nieznane potrawy o dziwacznych smakach i aromatach. Co
czujesz, gdy wreszcie odchodzą - radość czy smutek? Cierpliwość zawsze zostaje z miotłą w ręku.
Lubiła trzymać świeczki w sypialni. Zdaniem Ettricha świeczki miały swoje miejsce w kościele, na
urodzinowym torcie i podczas przerwy w zasilaniu. Nigdy jednak jej tego nie powiedział, nawet
półżartem. Była bardzo wrażliwa - brała na serio wszystko, co mówił. Wkrótce po tym, jak się
poznali, zdał sobie sprawę, że łatwo, zbyt łatwo, można ją zranić. Wystarczyło jedno ostre słowo
lub sarkastyczna uwaga, by całkiem ją znokautować. Sama wyznała, że dopiero niedawno
wydobyła się z poczucia, że musi zadowolić cały świat.
- Brałam narkotyki, choć ich nie cierpiałam - oświadczyła. - Chciałam, żeby mój chłopak mnie
kochał, więc ćpałam razem z nim. Byłam śmierdzącym tchórzem.
Umiała się przyznać do błędów. Od początku była gotowa zdradzić mu swoje najintymniejsze
sekrety. Było to zarazem ekscytujące i żenujące. Ettrich trochę ją kochał. Któregoś dnia, spacerując
przez miasto, przeszedł obok sklepu. Na widok kobiet oczy Ettricha stawały się żarłoczne. On nie
był tego świadom, lecz jego oczy widziały wszystko, co wiązało się z kobietami: ich stroje, sposób
palenia papierosów, rozmiar stóp, odruch zaczesywania włosów, kształt torebki, odcień lakieru na
paznokciach. Czasem mijała sekunda, zanim pojął, że jego umysł coś zarejestrował: szczegół,
odgłos, mgnienie. Wtedy spoglądał ponownie. Za każdym razem przekonywał się, że odebrane
nieświadomie impulsy były prawdziwe: rzeczywiście dostrzegł połysk słońca na zielonej
jedwabnej bluzce naciągniętej na pokaźny biust. Dłoń na stole, dziwnie szorstką i toporną,
należącą do niezwykle eleganckiej kobiety. Albo intrygujące oczy w kształcie migdałów czytające
francuską gazetę sportową. Albo promienny uśmiech na twarzy niepozornej kobiety, który
zmieniał ją nie do poznania.
W dniu, kiedy się spotkali, Ettrich przeszedł obok jej niewielkiego sklepu. Mijał go przedtem wiele
razy w drodze do pracy, nigdy jednak nie zaglądał w okno wystawowe. A jeśli nawet, nie
przypominał sobie, co tam widział. Był to fragment codziennej scenerii, tło jego życia. Ale dziś
spojrzał tam i zobaczył ją - wpatrzoną w niego.
Co dostrzegł najpierw? Później usiłował sobie przypomnieć ten moment, ale bez skutku. Obszerne
szklane drzwi sklepu były zamknięte. Kobieta gapiła się prosto na niego. Była drobna. Może
właśnie to przykuło jego uwagę. Była drobna i miała szczupłą, zmysłową twarz psotliwego
aniołka. Wyglądała jak podrzędny cherubinek; który przypadkiem znalazł się na fresku w
wiejskim kościele gdzieś we Włoszech. Mimo świętego oblicza w jego spojrzeniu jest coś jeszcze,
jakaś przekora, która każe się domyślać, że modelem dla tego niebiańskiego duszka była zapewne
kochanka artysty.
Miała na sobie błękitną letnią sukienkę, która opadała jej akurat do kolan. Choć nie zachwyciła
Ettricha urodą, tak jak inne kobiety, jednak zwolnił kroku, a potem zrobił coś dziwnego.
Zatrzymał się i pokiwał do niej. Nieznaczny ruch dłoni uniesionej na wysokość piersi. Wykonując
ten gest, pomyślał: po co ja to robię? Upadłem na głowę? Powietrze wokół niego wypełniło się
nagle wonią gorącej pizzy. Ettrich obrócił się lekko i ujrzał faceta niosącego wielkie białoczerwone
3
Carroll Jonathan * Białe Jabłka
pudełko. Kiedy odwrócił się z powrotem, kobieta za szklanymi drzwiami odpowiedziała mu
kiwnięciem ręki. Przez moment, trwający może półtorej sekundy, zastanawiał się, dlaczego ona to
robi. Czemu do mnie macha? Był to ładny, bardzo kobiecy ruch. Jej prawa dłoń, przysunięta do
piersi, poruszała się szybko w lewo i w prawo, jak wycieraczka na szybie auta. Spodobały mu się
zarówno ten gest, jak i kryjący się za nim uśmiech - ciepły, otwarty, śmiały. Postanowił wejść do
środka.
- Cześć - rzucił bez wahania. Jego serce przepełniały spokój i szczęście. Był w swoim żywiole.
W ciągu lat Vincent Ettrich nawiązał znajomość z tak wieloma kobietami, że perfekcyjnie
opanował modulację swego głosu. Tym razem powitanie zabrzmiało radośnie i przyjacielsko -
cieszę się, że cię widzę! W jego głosie nie było mrocznych, męskich czy seksualnych tonów.
Jeśli przez następne kilka minut wszystko dobrze się ułoży, Ettrich będzie mógł to wykorzystać
później.
- Cześć - odpisnęła cicho, jak małe dziecko, które patrzy na ciebie z nadzieją w oczach, chcąc i
jednocześnie bojąc się podejść. Cofnęła rękę i oparła ją na lewej piersi, jak gdyby badała sobie
tętno. - To było bardzo miłe. Podobało mi się, że pan to zrobił. Poczuł pustkę w głowie.
- Co takiego?
- Że pomachał pan do mnie. Mimo że się nie znamy. To jak podarunek od nieznajomego.
- Nie mogłem się powstrzymać.
Zmarszczyła brew i odwróciła spojrzenie. To z kolei jej się nie spodobało. Nie chciała słyszeć od
następnego mężczyzny, że jest ładna i że tamten chce ją poznać. Pragnęła tylko otrzymać
nieoczekiwany prezent od nieznajomego, po czym wrócić do normalnego życia.
- Zobaczyłam pana wcześniej niż pan mnie - dodała, nadal unikając jego wzroku.
- Często tędy przechodzę, ale jakoś nie zaglądałem do środka. - Podniósł głowę i rozejrzał
się wokół siebie. Uśmiechnął się, a zaraz potem zachichotał. Otaczała ich damska bielizna: biała,
brzoskwiniowa, fioletowa, czarna... Setki kompletów. Wszędzie wisiały biustonosze i majteczki,
białe tangi i śliwkowe stringi, przezroczyste nocne koszule... Wszystko, o czym marzy kobieta, by
na siebie włożyć, i co mężczyzna pragnie z niej zdjąć. Ettrich uwielbiał sklepy z damską bielizną.
Bywał w wielu i kupował mnóstwo dla różnych kobiet.
- 34-B?
- Słucham?
Wskazała na jego pierś i zrobiła kółko palcem.
- Przypuszczam, że nosi pan rozmiar 34-B. - Uśmiechnęła się i był to uśmiech cudowny: wesoły
i filuterny. Ettrich złapał jej żarcik w locie i posłał jej natychmiastową ripostę.
- Czy kobiety, które tutaj przychodzą, są z reguły zadowolone ze swoich biustów? Niemal
wszystkie, które znam, uważają, że mają albo za duże, albo za małe piersi. Kobiety są bardzo
wyczulone na tym punkcie. - Odczekał sekundę, sprawdzając, czy złapała jego podwójną
kontrę. Jej podstępna mina i nagle rozszerzone oczy powiedziały mu, że zrozumiała go
świetnie. Pokrzepiony na duchu Ettrich ciągnął dalej: - Praca tutaj musi być ciężka.
- Dlaczego?
- Codziennie musi pani spełniać wymagania klientek, które na ogół nie są zadowolone ze
swojego wyposażenia. Jej uśmiech powrócił wolno. Miała małe, lekko zakrzywione ząbki.
4
Carroll Jonathan * Białe Jabłka
- Wyposażenia?
Ettrich nie wahał się ani przez moment.
- Tak jest, a pani praca polega na dopasowaniu tego wyposażenia do najnowszego rynsztunku
bojowego. Kobieta wykonała szeroki łuk ręką, zagarniając sklepowe wnętrze.
- Więc tak to wygląda? Jak rynsztunek? - Nie przestała się uśmiechać. Zaczynała go lubić.
Ettrichowi udało się wsadzić jedną nogę w drzwi. Sięgnął po leżący na ladzie atłasowy biustonosz
w odcieniu miedzi i podniósł go takim gestem, jakby prezentował dowód rzeczowy w procesie
sądowym. - Proszę połączyć ten kolor z piękną czarną skórą, a otrzyma pani broń binarną. -
Odłożył biustonosz i wziął jasnoniebieskie stringi, które ważyły tyle co mgiełka. - A oto pocisk
klasy ziemiapowietrze. Zabójczy bez względu na odległość od celu.
- Jeśli włożysz go dla swojego chłopaka, to już po nim?
Skinął głową.
- Właśnie. Co więcej, mężczyźni nie dysponują ekwiwalentnym uzbrojeniem. Czy zdaje sobie
pani z tego sprawę? Nie istnieje nic, co mężczyzna mógłby włożyć, aby wywrzeć na kobiecie
wrażenie podobne do tego, jakie te fatałaszki robią na nas. To nie fair.
Taksowała go wzrokiem, jakby się zastanawiała, czy jest bezczelny czy zabawny. Czy warto
podtrzymywać tę rozmowę? Ettrich niemal widział wiszący nad jej głową znak zapytania.
Zbliżała się jedna z przełomowych chwil we wczesnej fazie znajomości. Wymienili powitania,
zagaili rozmowę, trochę się podręczyli. Zapadła pauza pod tytułem „Czy będziemy to ciągnąć?”
Następny ruch należał do niej. Ettrich był szalenie ciekaw, co zrobi.
- Jak pan ma na imię?
- Vincent. Vincent Ettrich.
Wysunęła rękę do powitania, po czym nagle, nie wiedzieć czemu, ją cofnęła. Był
zdezorientowany, póki się nie przedstawiła:
- Ja mam na imię Coco. Coco Hallis.
- Nie! Naprawdę nazywasz się Coco Hallis? To niesamowite.
- Czemu?
- Bo to rzadkie imię, a ja już znam kogoś, kto je nosi.
Teraz z kolei ona mu nie uwierzyła, chociaż mówił prawdę. Poczuł, jak łącząca ich więź słabnie, i
zdecydował się na dramatyczny gest. Wyciągnął z kieszeni telefon komórkowy i wybrał numer.
Młoda kobieta skrzyżowała ręce i stanęła wyczekująco, dając do zrozumienia, że czeka na
dowody. Podniósłszy słuchawkę do ucha, Ettrich odczekał chwilę, po czym prędko podał jej
telefon.
- Posłuchaj!
Wzięła go z niejakim wahaniem, zdążyła jednak usłyszeć po drugiej stronie kobiecy głos mówiący
mocnym, profesjonalnym tonem:
- Cześć, tu mówi Coco. Przez najbliższe dwa miesiące będę przebywać za granicą. Można
skontaktować się ze mną w Sztokholmie pod numerem...
Zanim nagrana wiadomość dobiegła końca, Coco numer dwa oddała telefon Ettrichowi.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin