SUKCES DOKTORA GORDONA_Zygmunt Zeydler-Zborowski.pdf

(698 KB) Pobierz
809943646.001.png
Zygmunt
Zeydler-Zborowski
SUKCES
DOKTORA
GORDONA
WIELKI SEN 2011
Redaktor serii
Grzegorz CIELECKI
Projekt okładki i logo serii
Rafał BARTLET
Redakcja techniczna
Anna LEWANDOWSKA
Korekta
Zbigniew KOWALEWSKI
© Bimali HORSKA
ISBN 978-83-62391-00-4
Wydawnictwo WIELKI SEN
Al. Jana Pawła II 65/90,
01-038 Warszawa
tel. 0-502-322-705
www.klubmord.com,
prezesikl3@wp.pl
ROZDZIAŁ I
- Uważaj, Fred, Zaza jest dzisiaj nie w humorze.
Marvan zaśmiał się krótko i strzelił z bata. Widział doskonale, że
z jego pupilką dzieje się coś niezwykłego, ale nie miał zamiaru
przerywać rozpoczętej pracy.
- Come on, Zaza! Come on! - zawołał wznosząc bat.
Lwica przywarła brzuchem do piasku areny i bijąc wściekle
ogonem patrzyła nieruchomo na swego prześladowcę. Grube wargi,
drgające nerwowo, odsłaniały białe, groźne kły.
- Uważaj, Fred, uważaj. Daj jej lepiej spokój - doradzał
przekornie stary Mathews, drepcząc niespokojnie koło krat.
Marvan zaklął pod nosem. Wiedział, że przyjaciel ma rację, ale
ambicja nie pozwoliła mu ustąpić.
- Come on, Zaza! - powtórzył ze złością. - Come on! - Zwierzę
nie ruszyło się z miejsca. Pogromca utkwił rozkazujące spojrzenie w
zmrużonych ślepiach i ująwszy mocniej lewą ręką krzesło postąpił
krok naprzód. Gruby, ciężki bykowiec smagnął błyskawicznie płowe
cielsko. Mathews krzyknął przeraźliwie. Trzeba było tak szybkiego
człowieka jak Fred Marvan, żeby uniknąć morderczego skoku.
Krzesło rozleciało się w drzazgi. Stary Dan momentalnie
otworzył drzwi i wypuścił z klatki przyjaciela. Lwica z głuchym
rykiem rzuciła się na kraty. Marvan zbladł, w oczach miał pasję.
- Do wszystkich diabłów - warknął przez zaciśnięte zęby. - Co
to znaczy? - Nie był przyzwyczajony do takich występów Zazy.
Lwica była zazwyczaj spokojna i bardzo posłuszna. Śmiano się
nawet, że jest zakochana w swym opiekunie.
- Daj już dzisiaj spokój - mruknął Mathews.
Marvan cisnął bat na ziemię.
- Kto rozdrażnił Zazę? - krzyknął.
Stary wzruszył ramionami.
-
Nie wiem. Nie było mnie z rana w cyrku. Przyszedłem przed
pół godziną.
- I nie wiesz kto dziś karmił lwicę?
- Nie mam pojęcia, ale chyba jak zwykle Patrick.
- Idź sprowadź Patricka! - rozkazał ostro pogromca.
- Co tu się dzieje? - zabrzmiał niespodziewanie basowy głos.
- A to pan, Borelli! - zawołał, odwracając się Marvan. -
Dobrze, że pan przyszedł. Niech się szanowny dyrektor dowie, że w
tej budzie nie można wcale pracować.
- Spokojnie, mister Marvan, spokojnie, O co właściwie chodzi?
- spytał Włoch, ćmiąc wielkie cygaro.
- Chodzi o to, że ktoś mi drażni zwierzęta!
- Bajki. Któż tu może drażnić zwierzęta?
Właśnie chciałbym wiedzieć, kto tym się zajmuje - mruknął
pogromca. - Przed chwilą Zaza o mały włos nie rozszarpała mnie na
kawałki.
- Zaza? - zdumiał się Borelli. -Tak.
- Niesłychane! Jak to się stało?
- Zwyczajnie. Wziąłem ją, jak co rano, na trening. Była
rozdrażniona i rzuciła się na mnie. Spojrzyj pan na nią.
Włoch zwrócił głowę ku klatce. Lwica kręciła się niespokojnie i
bijąc nerwowo ogonem, warczała groźnie. Widać było, że zwierzę
jest niezwykle podniecone. W tej chwili zbliżył się Mathews,
prowadząc młodego szczupłego chłopaka ubranego w czerwoną
flanelową koszulę i szerokie poplamione spodnie.
- Ty karmiłeś dziś Zazę? - spytał groźnie Marvan.
- Ja - skinął głową Patrick.
- I nie zauważyłeś nic szczególnego?
Chłopak potrząsnął przecząco głową.
- Nie, nic. A o co chodzi?
- Lwica jest rozdrażniona. Chciałbym wiedzieć dlaczego -
warknął pogromca.
- Nie mam pojęcia - wzruszył ramionami Patrick. - Była
zupełnie spokojna, gdy ją karmiłem.
-
Jesteś tego pewny?
Zgłoś jeśli naruszono regulamin