o_strasznym_p_aszczydle.pdf

(223 KB) Pobierz
28256707 UNPDF
BAJKI–WSPOMINAJKI
Czyli niesamowite historie z dzieciństwa pewnej dziewczynki
O strasznym płaszczydle
To był bardzo długi i bogaty w przeżycia dzień. Zabawom na podwórku nie było końca, aż wreszcie
przyszła pora wracać do domu, bo nastał wieczór i czuć było chłodne objęcia zbliżającej się nocy.
Mała E. niechętnie wchodziła po schodach, wydłużając każdy krok-każdą chwilę przybliżającą ją do
wieczornego spoczynku. I chociaż była bardzo zmęczona, a zwłaszcza jej małe nóżki, które się
nabiegały i naskakały, to dziewczynka starała się za wszelką cenę jeszcze trochę poswawolić,
wyrywając się mamie z rąk. Gdy stanęły przed drzwiami, nie było już mowy o podwórku – czas na
kolację, kąpiel a potem spanie – zawyrokowała mama. Czyli koniec przygód na dziś, nic się już nie
wydarzy – to strasznie nudne pomyślała mała E. i ciężko westchnęła.
Gdy już leżała w swoim łóżeczku, przykryta ciepłą kołderką, zaczęła sobie wymyślać różne
niestworzone historie o latających koniach z powiewającymi na wietrze, długimi, lśniącymi grzywami, o
polach porośniętych śpiewającymi słonecznikami, o zaczarowanych ptakach z płomiennymi ogonami i
anielskimi głosami i o...o wielu, wielu innych pięknych rzeczach. W owym czasie wymyślanie było dla
małej E. jedną z najprzyjemniejszych rzeczy na świecie. Jej dziecięca wyobraźnia dostarczała jej
mnóstwo pomysłów, niestety nie wszystkie można było zrealizować nazajutrz rano, ale czasami
udawało się, co nieco wypróbować. Więcej możliwości istniało we śnie, ot chociażby swobodne
unoszenie się w powietrzu jak piórko, lub nieoczekiwane wzlatywanie w niebo w razie
niebezpieczeństwa czyhającego na ziemi. Choć zdarzały się nieprzyjemne momenty, kiedy mimo
wysiłków, ciało małej E. w żaden sposób nie chciało wznieść się do góry, w momencie, gdy, gonił ja
jakiś niesympatyczny pies, albo nagle nie mogła wydusić z siebie nawet piśnięcia, a co dopiero mówić
o słowie ratunku, gdy coś chwytało ją za nogę i wciągało do wody (ratunku, bo mała E. ciągle jeszcze
nie umiała pływać). Czasami też zdarzało się, że jej małe nóżki w ogóle nie chciały słuchać swojej
właścicielki i szły sobie w zupełnie niechcianym kierunku, albo w ogóle nie szły i nie biegły, w
momencie, gdy trzeba było biec a wręcz uciekać przed lwem lub innym drapieżnikiem.
Owej nocy wydarzyło się coś, co wystawiło na próbę wszystkie senne możliwości małej E.
Był środek nocy, światła w domu już dawno pogasły i wszyscy domownicy spali. Mała E. przewracając
się we śnie na drugi bok, nieświadomie przewróciła się nie na ten bok, co trzeba i nie znalazłszy
oparcia z hukiem spadła z łóżka na ukwiecony zielony dywan. Upadek był tak niespodziewany, że
dziewczynka obudziła się. Przetarła zaspane oczy i zobaczyła przed sobą bardzo wysoką postać w
długiej, jasnej sukni a może raczej płaszczydle, sięgającym od sufitu do podłogi. Mała E. leżała
nieruchomo na dywanie, starając się nie oddychać. Postać stała nieruchomo, nie odzywała się budząc
w małej E. przerażenie. I chociaż dziewczynka z całych sił próbowała się przesunąć, choć o centymetr
w stronę bezpiecznego łóżka nie mogła ruszyć nawet palcem, całe ciało było tak ciężkie jak z ołowiu.
Już chciała zawołać mamę na pomoc, ale nie była w stanie wydobyć z siebie nawet jednego dźwięku.
Tymczasem postać tak jakby drgnęła, z lekka poruszyła ręką i odsłoniła poły płaszczydła; wtedy do
pokoju wpadł jasny, różowy promień światła i jednocześnie w powietrzu zaczął się unosić bardzo
przyjemny kwiatowy zapach, niesamowicie mocno pachnąca nuta jaśminu, piwonii, bzu i bergamotki.
Wszystko zawirowało dookoła małej E. i nagle nie wiadomo skąd pojawiły się najpierw małe, potem
większe, aż wreszcie ogromne bańki mydlane; było ich tysiące, a może miliony, wszystkie wirowały i
błyszczały w różowo-tęczowej poświacie, aby za chwilę pęknąć i prysnąć kropelkami pachnącej wody
z lekka zraszając nos małej E. Dziewczynkę powoli zaczął opuszczać przygniatający wszystkie
kończyny strach, a w jego miejsce pojawiło się cudowne rozluźnienie. Zrobiło się bardzo przyjemnie,
lekko i radośnie. Mała E. sama była leciutka niczym bańka i zaczęła unosić się w powietrzu, wirować
razem z mydlanymi kulkami, trącając się delikatnie nawzajem, a wtedy zapach kwiatów stawał się
jeszcze mocniejszy. Dziewczynka czuła się tak cudownie, że zapomniała o postaci w długiej szacie i
swobodnie bujała pośród baniek, jak w obłokach. Powoli zapadała w sen, różowy, tęczowy, puchowy,
28256707.001.png
jaśminowy, bezowy…. Unosiła się coraz wyżej i wyżej do gwiazd, aż całkiem zasnęła ukołysana na
bańkowych poduszkach.
Gdy rano mama weszła do pokoju małej E. zdziwiła się, że dziewczynka śpi leżąc na środku
kwiecistego dywanu. Mama sięgnęła ręką po wieszak, na którym wisiał świeżo wyprany, długi, jasny
płaszcz, który zeszłego wieczoru powiesiła, żeby szybciej wysechł i zaraz wyszła do pracy.
Gdy mała E. obudziła się chwilę później i rozejrzała dookoła, nigdzie nie było widać śladu postaci w
płaszczydle, w pokoju nie wirowały już różowo-tęczowe bańki, jedynie lekko wyczuwalny zapach
jaśminu, bzu, piwonii i bergamotki unosił się jeszcze przez chwilę w powietrzu, aby po chwili zniknąć
całkowicie. Mała E. nie mogła pojąć, dlaczego leży na podłodze, a nie w swoim łóżku. Dziwne –
pomyślała i zaczęła się ubierać.
BAJKI-WSPOMINJKI/OSTRSZNYMPŁSZCZYDLE
Copyright © by Elunda Nowicka
Warszawa, 2008
28256707.002.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin